95.
-Co miała znaczyć ta piosenka? - do mojego pokoju wpadł Calum. Był wściekły i rozgoryczony.
Uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie w lustrze. Wszystko zadziałało tak, jak należy. A ja byłam już pewna swojej decyzji. Co nie zmieniało faktu, że chciałam się z nim jeszcze podroczyć. Niech wie, za czym tak tęsknił.
-Nie wiem, co masz na myśli - oświadczyłam, ściągając kolczyki, które były stanowczo za duże, by w nich spać.
Calum zamknął drzwi za sobą.
-Wiesz bardzo dobrze. W tym momencie pogrywasz sobie ze mną, żebym cierpiał jeszcze bardziej. To jest perfidne i okrutne.
-Równie okrutne było to, co ty zrobiłeś - odparłam, tym razem dużo poważniej. Odłożyłam kolczyki i odwróciłam się w stronę bruneta.
-Żałuję, rozumiesz? Żałuję jak cholera. Ile tak będziesz sobie ze mną pogrywać, co?
-Tak długo, aż zrozumiesz przez co ja przechodziłam przez ostatnie trzy tygodnie. Robiłam wszystko, żeby nie myśleć. Wszystko, rozumiesz? Brałam projekt za projektem, prezentację za prezentacją. A w weekendy, jak już nie miałam czym zająć rąk, zajmowałam mózg alkoholem. Wypiłam więcej w te trzy weekendy niż przez ostatnie 18 lat. Kłamałam dla ciebie. Płakałam dla ciebie. Umierałam dla ciebie.
Calum zamilkł. Prychnęłam.
-Co, nie masz już nic do powiedzenia? Zamurowało cię? Czy może już zrezygnowałeś, odwrócisz się zaraz i stąd wyjdziesz?
Cal pokręcił głową.
-Dopiero teraz naprawdę zrozumiałem, że nigdy nie będę w stanie całkowicie naprawić tego, co zrobiłem. Co nie zmienia faktu, że będę starał się to jakoś odwrócić. Chociaż trochę to wszystko zatuszować. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
-Tak? I jak masz zamiar to zrobić? - zapytałam. Ze zdenerwowania nie dostrzegłam tak znanego błysku w jego brązowych oczach.
-A choćby i tak.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, pocałował mnie. Gwałtownie i namiętnie. Przypominał pustelnika, który po dwóch tygodniach pragnieniach dostał wodę.
W tej kwestii nie zamierzałam igrać z ogniem. Sama tego pragnęłam, tak samo tego potrzebowałam. Oddawałam pocałunki z zachłannością.
Calum podniósł mnie, automatycznie oplotłam nogami jego biodra, starając się być jeszcze bliżej jego. Chciałam, żeby między nami nie było żadnej przerwy, żadnej szczeliny.
Drżącymi rękami zaczęłam rozpinać ciemną koszulę Hooda. W ramach wdzięczności on zabrał się za zamek mojej sukienki. Ściągnęłam jeden rękaw, następnie drugi, po czym sukienka została rzucona na podłogę. Prezentowałam się w samej bieliźnie. Nie pierwszy raz zresztą.
Calum rzucił mnie na łóżko i zaczął ściągać spodnie, jednak nadal starając się nie przerywać tego, co się działo.
Byliśmy dla siebie jak narkotyki. Jedno potrzebowało drugiego. A im większy był czas między jednym spotkaniem, a drugim, działaliśmy jak na głodzie.
Wszedł we mnie mocno, jednak z pewnym wyczuciem. Działaliśmy jak instrument. Ja wiedziałam, jak doprowadzić jego do wariactwa i spełnienia, on miał taką samą wiedzę o mnie. Nasze ruchy były zgodne i harmonijne. Mimo, że nic nie paliliśmy, czuliśmy się jak na haju.
Doszliśmy do spełnienia w tym samym czasie. Jeśli ktoś wcześniej nie był przekonany o naszej harmonijność, to był wystarczający dowód.
Delikatnie odgarnęłam lekko już przydługie włosy z czoła Caluma.
-Chyba powinieneś się przejść do fryzjera niedługo.
Hood westchnął.
-Nie odwracaj kota ogonem. Musimy poważnie porozmawiać.
-Wiem - odparłam, jednak nadal nie przestałam bawić się włosami chłopaka.
-Jaka jest twoja decyzja? - zapytał, jednak potrzebowałam pół minuty, by się upewnić. Choć przecież już dawno podjęłam decyzję.
-Chcę, żeby było jak dawniej. Tęsknie za tobą Cal. Ale boję się, że pewnego dnia stanie się znowu to samo - wyszeptałam. Zabrałam rękę z włosów i objęłam Cala.
-Mogę ci obiecać, że już nigdy tak się nie stanie. Naprawdę nie wiem, co mi wtedy zawróciło w głowie. Tak naprawdę nawet tego nie pamiętam.
-Może nawet lepiej? Też bym chciała wymazać sobie z pamięci wspomnienie tych zdjęć.
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak tego żałuję. Codziennie budzę się z wyrzutami sumienia. Chciałbym cofnąć czas.
-Calum... wybaczam ci. Naprawdę. Owszem, oboje musimy się nauczyć żyć na nowo, ale ja nie potrafiłabym żyć bez siebie. Te trzy tygodnie to były tortury.
-Dla mnie też to był najgorszy czas w życiu. Potrzebuję cię jak powietrza.
Pocałowałam go, tym razem delikatnie i z czułością.
-Kocham cię najbardziej na świecie, wiesz? - wyszeptał Calum, patrząc mi prosto w oczy. W jego spojrzeniu widziałam zarówno poczucie winy, jak i ulgę z miłością. - Nie potrafię żyć bez ciebie.
-Wiem. Ja bez ciebie też nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro