90
Carr
Wiktoria stanęła obok, obwąchując mnie dookoła.
-Ty jesteś ewidentnie na kacu. Jeszcze czuć od ciebie wódką. Karolina, ta osiemnastka była w sobotę.
-Przeciągnęła się do niedzieli - mruknęłam, wrzucając książki do szafki. Łeb mnie napierdalał równo i gdyby nie czujny wzrok mamy rano nawet by mnie tu dzisiaj nie było.
-Czy ciebie pojebało do reszty? Z depresji chcesz wpaść w alkoholizm, tak?
-Możesz łaskawie zejść z tonu? Wyznaję zasadę „czym się strułeś, tym się lecz". Wypiłam tylko jedno piwko, kulturalnie.
Blondynka westchnęła, chowając twarz w dłoniach.
-I co ja mam z tobą zrobić? Przecież jak któryś nauczyciel się skapnie, że jesteś na kacu, to będziesz miała kłopoty.
-Nikt się nie skapnie, nie panikuj. Po prostu jesteś wyczulona i tyle.
-Podobno Hood nie był w lepszym stanie.
-Przez najbliższy miesiąc nie wymawiaj przy mnie tego nazwiska - warknęłam, z hukiem zamykając szafkę. Kilka osób obejrzało się za dźwiękiem.
-Rozumiem, że czujesz się zraniona i jak najbardziej się z tobą zgadzam i rozumiem to. Ale nie możesz udawać, że on nie istnieje.
-A chcesz się założyć?
Vi prychnęła.
-Już osły są mniej uparte niż ty. Może przedłużymy sobie przerwę świąteczną i odwiedzimy chłopaków?
-Chłopaków oprócz sama wiesz kogo.
-Myślałam, że już wyrosłaś z tego.
Zbyłam jej prowokację milczeniem.
-No to jak?
Wzruszyłam ramionami.
-Możemy lecieć do LA, jeśli chcesz.
Blondynka klasnęła w ręce z radości.
-Zarezerwuję dzisiaj bilety.
Calum
-Hood, wstawaj. Już południe - lekkie szturchanie wybudziło mnie ze snu. Jeszcze nie całkowicie, ale wystarczająco, żebym poczuł zapowiedź zbliżającego się kaca.
-Pieprzcie się wszyscy - mruknąłem i obróciłem się na drugi bok.
Łóżko ugięło się pod ciężarem kolejnego ciała.
-Wiemy, że zżerają cię wyrzuty sumienia, ale upijanie się to nie jest do końca dobry pomysł.
Odwróciłem się w stronę rozmówcy. W ciemności pokoju rozpoznałem rysy moich przyjaciół.
-Za to ja uważam to za najlepsze rozwiązanie w całej tej sytuacji.
-A może zamiast się alkoholizować zawalczysz o nią? - zaproponował Michael.
Potarłem twarz.
-Nawet nie wiem, czy mam jakiekolwiek szanse - odparłem stłumionym głosem.
-Dopóki nie spróbujesz to się nie dowiesz.
Po pokoju rozległ się dźwięk wiadomości tekstowej, najprawdopodobniej z telefonu Hemmo.
-Być może nawet będziesz miał okazję - oświadczył Luke, odpisując na SMS.
Zmarszczyłem brwi.
-Co masz na myśli?
-Vi przekonała Carr, żebym przyleciały w czasie przerwy świątecznej do LA.
Gwałtownie usiadłem na łóżku, nie wierząc własnym uszom.
-Żartujesz.
-Nie, ale jeśli mi nie wierzysz, mogę ci pokazać wiadomość od mojej dziewczyny.
Machnąłem ręką.
-Niepotrzebne mi to.
Wstałem z łóżka i od razu zacząłem się ubierać, mamrocząc pod nosem, nie zważając na towarzystwo.
-Zrobię wszystko, żeby ją odzyskać. Wszystko.
☀️☀️☀️
Bonusik! Małe suprajs
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro