58.
W słuchawce zabrzmiała cisza.
-Halo, Wika? Żyjesz, czy twoje serce już nie wytrzymało?
-Czekaj, czekaj, czekaj, bo ja próbuję przetrawić to, o co mnie właśnie zapytałaś. Mam być z wami w trasie?
-No, tak do pierwszego sierpnia.
-Mam być z wami w trasie? - powtórzyła dziewczyna.
-Aha, zacięta płyta. Tak, ty z nami.
-Zespół się na to zgodził?
-Sami to zaproponowali.
W telefonie usłyszałam na tyle głośny pisk, że musiałam odsunąć telefon, aby nie stracić słuchu.
-Czyli tak? - zapytałam niepewnie, kiedy dźwięk się skończył.
-Ty się jeszcze pytasz, idiotko? Oczywiście, że tak. Boże, poznam 5sos i będę z nimi w tourbusie. I będę patrzeć na Calline, codziennie. Jesteście jak takie dwa aniołki. A, no i trochę się za tobą stęskniłam.
-Aha, miło, że stawiasz przyjaciółkę na ostatnim miejscu w tym wszystkim.
-Zamknij paszczę. Ja naprawdę nie mogę uwierzyć, że oni sami to zaproponowali.
-Podejrzewam, że to sprawka Luke'a.
Ponownie cisza.
-Nie wierzę, że to powiedziałaś - oświadczyła Wiktoria. - Nie, ja się chyba przesłyszałam.
-Tak nie bardzo, powiedziałabym.
-Okej, okej, ja muszę odetchnąć, przetrawić to i iść przebłagać rodziców. Ale to jutro, to wszystko jutro. Uff, dobra. Ja spróbuję iść spać, a ty przekaż im, że na 99,9 % przyjadę.
-Przekażę na pewno. I dzięki jeszcze raz za info o tych fankach. Udało nam się uniknąć potopu.
-Do usług. Lecę, bye bye
-Bye
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon obok siebie. Oparłam się na kanapie i spojrzałam na Caluma, który od jakiegoś czasu stał w progu.
-Ładnie to tak podsłuchiwać? - zapytałam z uśmieszkiem. Kiedy patrzyłam na bruneta przepełniała mnie radość. Tak duża, jak jeszcze nigdy.
-Trzeba czasem skontrolować sytuację - odparł, podchodząc do mnie. Położył ręce obok mnie i pocałował mnie, powoli pogłębiając go z każdą minutą.
-I co, zgodziła się? - do salonu wpadł Luke. Calum przerwał pocałunek, zwieszając głowę w dół. - Coś przerwałem?
-Nie, skąd - odpowiedziałam. Hood bez słowa usiadł obok mnie, kładąc swoją rękę na moim kolanie. - Pogada jeszcze z rodzicami, ale na 99,9 % przyjedzie.
-Jest! Tak, tak, tak! - po całym tourbusie rozszedł się radosny krzyk Hemmo. Blondyn wybiegł szczęśliwy z pomieszczenia.
-Żyję z wariatami - westchnął Calum. Pogłaskałam go po plecach.
-Przynajmniej już się do tego przyzwyczaiłeś.
☀️☀️☀️
Pisanie tego ff sprawia mi tak dużą radość, że nawet sobie tego nie wyobrażacie ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro