57.
-Udało wam się uciec przed potopem fanowskim? Jestem pełen podziwu - oświadczył Mike, kiedy weszliśmy do tour busu.
-Uwierz mi, ja też - odparłam, odkładając rzeczy na sofę. - Wszystko dzięki ostrzegawczemu telefonowi od Wiktorii.
-Może byś ją zaprosiła do nas? - zaproponował Ashton.
Spojrzałam zdziwiona na całą czwórkę.
-Czy kosmici podmienili mi przyjaciół? Czy może ja coś przespałam albo przegapiłam? A gdzie „pilnujmy naszej prywatności najbardziej jak to tylko możliwe"?
-Stwierdziliśmy, że skoro ty jej uważasz, a jak wszyscy wiemy sama masz problemy z zaufaniem, to i my możemy spróbować.
-Taa, nadal nie ufam wam w 100 %, ale skoro chcecie, to mogę to załatwić.
-Chwila, chwila. Dla swojego bliźniaka uśmiechu nie ufasz całkowicie? - obruszył się Ashton.
-I dla swojego chłopaka, przepraszam bardzo? - do Irwina dołączył Calum.
-Jako pierwszy zauważyłem, że masz stany depresyjne i nic nie powiedziałem, hej! - odezwał się Clifford.
Luke odchrząknął.
-Ehm... jestem w 5sos?
Machnęłam ręką.
-Jesteście tego pewni na tysiąc procent? - zapytałam.
-Bardziej pewny byłem tylko wtedy, kiedy chciałem się zapytać, czy będziesz moją dziewczyną.
-Ooo, to urocze - pocałowałam bruneta w policzek. - Idę do niej zadzwonić.
Jednak zanim wyszłam z pomieszczenia, zwróciłam się jeszcze do blondyna.
-I Luke - wszyscy wiemy kto wyszedł z tą propozycją.
Hemmo tylko się zmieszał i utkwił wzrok trzymanym telefonie.
Usiadłam na kanapie w salonie i wybrałam numer na FaceTime. Zapomniałam tylko o jednym małym fakcie, a dokładniej rzecz biorąc o strefach czasowych. Pozostało mi tylko liczyć, że Wiktoria jeszcze nie śpi.
Kiedy dziewczyna odebrała już wiedziałam, że spać na pewno nie spała.
-A już się bałam, że odpłynęłaś w krainę snów.
Blondynka prychnęła.
-Za kogo ty mnie masz? Wakacje są, człowieku. Zresztą, ty bardzo dobrze o tym wiesz - zaśmiała się.
-No właśnie ja w tej kwestii dzwonię. Nie chciałabyś może wpaść do nas do Stanów i dołączyć na pewien czas?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro