43.
-No chooodź. To mój ostatni dzień z tobą i chcę się tym nacieszyć.
-Zgoda. To co proponujesz mój ulubiony chłopaku? - zapytałam, obejmując Caluma w pasie i podnosząc głowę. Był stanowczo za wysoki.
-Najpierw może jakiś lunch, a następnie zwiedzanie Oslo. Duuuużo zdjęć razem na pamiątkę.
-Jestem za - stanęłam na palcach, aby pocałować bruneta w nos. - To gdzie na to jedzenie? Głodna się robię na samą myśl.
Hood spojrzał na mnie zdziwiony.
-Od dobrych kilku dni nie słyszałem, żebyś była głodna. Co to się stało? Ktoś mi dziewczynę podmienił?
-Tu się puknij - powiedziałam, wskazując na głowę.
Cal westchnął przeciągłe i rozmarzeniem.
-Nie. To nadal ta sama, zniewalająco piękna i miła Karolina.
Otworzyłam usta szeroko ze zdziwienia.
-Czy tobie się właśnie udało wymówić polską wersję mojego imienia? Ktoś cię podmienił, Calum?
-Czy ty wiesz, ile on ćwiczył? - wtrącił się Michael, zaglądając do lodówki. - Biedak prawie sobie język poplątał.
-Nieprawda!
-Co nieprawda? - zadał pytanie Luke, dołączając do towarzystwa. Za nim tuptał powoli Ashton ze wzrokiem utkwionym w telefonie.
-Prawda, że prawie sobie Hood język poplątał, ucząc się imienia Carr?
-No prawda - odparł Luke, siadając na kanapie.
-Wręcz święta prawa, dodałbym - uśmiechnął się w stronę bruneta Irwin.
Calum fuknął wściekle jak mały kotek i poszedł do sypialni.
-Zbieraj się! - krzyknął do mnie.
-A nie mieliśmy wyjść później? - zapytałam, patrząc z uśmiechem na resztę paczki. Na wszystkich twarzach gościł szeroki uśmieszek.
-Jak wyjdziemy później, to skończę w psychiatryku z tymi idiotami.
Parsknęłam śmiechem, już nie mogąc się powstrzymać.
Calum wyjrzał zza progu.
-Ciebie to bawi? - zapytał groźnie.
Machnęłam ręką.
-No skąd.
Calum podszedł do mnie, obwiązał rękami w pasie i przerzucił przez ramię jak worek ziemniaków.
-Hej!
-Idziemy, słońce.
☀️☀️☀️
Muszę napisać rozdziały na zapas
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro