113.
— Czemu jesteś kurwa blondynem? — zapytałam już na wstępie, wchodząc do domu i widząc Hooda w wersji Kena. Victoria, zaskoczona moim nagłym zatrzymaniem się, wpadła mi na plecy, również patrząc ze zdziwieniem na mojego faceta.
— Nie przeklinaj — ostrzegł mnie Cal. — Potem Lilly wszystko przejmie i nie będzie zabawnie.
Pociągnęłam za sobą Hooda do kuchni, aby przyjrzeć się jego włosom w lepszym świetle.
— Cześć Carr — przywitał się Ash, wsadzając do buzi mojej córeczki kolejną łyżeczkę musu.
— Cze... o mój Boże, ty też!
— Co ja też? — zapytał Irwin, marszcząc brwi, nie do końca wiedząc o co mi chodzi.
— Victoria, Irwin ma czerwone włosy! — krzyknęłam do przyjaciółki, która właśnie ściągała trampki.
Blondynka wpadła do kuchni w podskokach, ściągając lewego buta.
— Powiedzcie, że Luke tego nie zrobił — poprosiła, patrząc z równie dużym zaskoczeniem na mężczyzn.
— Nie, on akurat ogolił się na łyso — powiedział Calum, zamieniając się z Ashtonem przy Lilly.
Dziewczyna pisnęła przerażona, jednak jej przerażenie nie trwało długo, gdyż do pomieszczenia wszedł wcześniej wspomniany blondyn. Na szczęście, ze swoim stałym buszem na łbie.
— Co to za piski? — zapytał zdezorientowany. — O, cześć kochanie, szybko wróciłyście.
— Kolejek nie było — wymruczała, nadal patrząc zdezorientowanym wzrokiem na Ashtona i Caluma.
Podeszłam od tylu do swojego chłopaka, dotykając jego włosów.
— Postanowiliście iść w ślady dawnego Mike'a? — zapytałam żartem, nie przestając przeczesywać czupryny mężczyzny.
— Można by było tak powiedzieć, gdyby nie to, że mam zamiar ściąć się na jeżyka.
Moja ręka automatycznie się zatrzymała.
— Masz zamiar zrobić co?
— Ściąć się na krótko.
Wzięłam twarz swojego chłopaka, dokładnie przyglądając się jego twarzy.
— Co ty robisz? — zapytał niewyraźnie.
— Szukam znaków szaleństwa w twoich oczach, ale widocznie to nadal głupota. — Westchnęłam. — Bynajmniej, jesteś dorosły rób co chcesz.
— Ty nie jesteś, jak zetniesz loki albo się pofarbujesz to dostaniesz wpierdol — uprzedziła Vi Luke'a.
Cal wyciągnął małą z krzesełka do karmienia, od razu mi ją podając.
— Lecimy na próbę, do wieczora — ogłosił i nachylił się, by mnie pocałować, co od razu odwzajemniłam.
— Już tęsknię. — wymruczałam, jedną ręką bawiąc się łańcuszkiem zawieszonym na szyi mojego chłopaka. Lilly poszła w moje ślady i chwyciła swoją małą rączką tą samą rzecz. — Lilly chyba też.
— Nie wyjeżdżam na cały dzień — zaśmiała się Cal, całując mnie w skroń. — Wolałbym spędzić całe popołudnie z wami, ale taka praca. Widzimy się wieczorem.
Jeszcze raz mnie pocałował, dał krótkiego całusa Lilly, która się szeroko na to uśmiechnęła i zniknął za drzwiami.
— Wyrzucamy wszystkie farby? — zapytała Vi od razu po ich wyjściu.
— Tak, proszę — odparłam błagalnie.
☀️☀️☀️
To, że dałam tu rozdział, nie znaczy, że wracam, po prostu akurat miałam ochotę coś machnąć XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro