111.
-Idziemy na pierwszy spacerek, tak? - powiedziałam i pocałowałam Lilly w nosek, na co dziewczynka zaśmiała się i potarła nosek rączką. Podałam małą Calumowi, który już zwarty i gotowy stał ubrany przy drzwiach wejściowych. - Idźcie na dwór, a ja zaraz do was dojdę, żebyście się nie zgrzali.
-Chodź moja księżniczko, tata ci pokaże, jak wygląda śnieg - powiedział.
Pokręciłam głową z uśmiechem.
-Powiedział ten, co widzi śnieg kilka razy w swoim życiu.
-Pani Mądralińska się znalazła. Ubieraj się szybko, czekamy na podwórku.
-Cóż to za piękna rodzina idzie! - krzyknęła z daleka Vii.
Pokręciłam głową z uśmiechem i spojrzałam na Caluma, który nie przestawał ruszać wózkiem.
-Pasuje ci ten nowy pojazd - oświadczyłam, opierając się o niego.
Brunet uśmiechnął się i spojrzał na mnie kątem oka, po czym odwrócił wzrok na Lillian, która spokojnie sobie spała.
-Też tak uważam.
-Ale wy ślicznie razem wyglądacie! - oświadczyła blondynka, podchodząc do nas i poprawiając czapkę.
-Gdzie zgubiłaś swojego chłopaka? - zapytałam, rozglądając się za Luke'iem.
-Drugi raz w życiu widzi śnieg - odparła, unosząc oczy do góry. Spojrzałem ukosem na Caluma, którego bardzo kusiło zanurzyć ręce w białym puchu.
-Skąd ja to znam - mruknęłam. - Dorośli mężczyźni. Czasem jak patrzę na nich, to dochodzę do wniosku, że Lil będzie od nich dużo mądrzejsza.
-Ta kruszynka jeszcze nie raz utrze wam nosa - stwierdziła, przyglądając się dziecku.
-W to nie wątpię.
Na czapce i twarzy mojego chłopaka nagle pojawił się śnieg. Całą trójką odwróciliśmy się w odpowiednią stronę, aby ujrzeć zadowolonego z siebie Hemmingsa.
Pokręciłam głową.
-Idź, widzę, jak cię kusi odegrać się - powiedziałam dla Cala, kładąc dłoń na rączce od wózka. Hood gdyby mógł, to by podskoczył w miejscu. Ucałował mnie szybko w policzek, po czym zabrał się za robienie śnieżki.
-Lepiej uciekaj, Hemmings, pożałujesz tego! - krzyknął, zaczynając biec za blondynem.
-I to my jesteśmy od nich młodsze, tak? - upewniła się Vi, pokazując palcem na mężczyzn.
-Według aktu urodzenia, owszem. W rzeczywistości sama zadaje sobie to pytanie. Ale jedno trzeba przyznać - ojcem jest świetnym.
-W to nawet wątpić nie trzeba, widać, jak bardzo zaangażowany jest. A Lillian jak?
-To jest tak grzeczne dziecko, że jakby go nie było. Mam tylko nadzieję, że tak zostanie.
Vii przygryzła wargę.
-Pamiętasz, jak kiedyś się śmialiśmy, jak Luke powiedział, że opieka nad dzieckiem to kaszka z mleczkiem?
Spojrzałam na nią z ukosa.
-Do czego ty dążysz?
-Dążę do tego, że z chęcią przejmiemy jeden wieczór opieki nad Lilly, żebyście mogli gdzieś razem wyjść.
-Wiktoria, nie - zaprotestowałam od razu. - Zawsze mogę o to poprosić rodziców, nie chcę wam zabierać wolnego czasu.
-Karola, sami się deklarujemy. Głównie dlatego, że chcielibyśmy spędzić trochę czasu ze swoją przyszłą chrześnicą. No i chciałabym zobaczyć, czy dam sobie radę kiedyś jako matka.
Zastanowiłam się chwilę.
-Pogadam z Calem, okej? Tylko czy na pewno chciecie.
-Na wielkie sto procent. Naprawdę.
Pokiwałam głową.
-Dobrze.
☀️☀️☀️
Kto tęsknił?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro