Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

111.

-Idziemy na pierwszy spacerek, tak? - powiedziałam i pocałowałam Lilly w nosek, na co dziewczynka zaśmiała się i potarła nosek rączką. Podałam małą Calumowi, który już zwarty i gotowy stał ubrany przy drzwiach wejściowych. - Idźcie na dwór, a ja zaraz do was dojdę, żebyście się nie zgrzali.

-Chodź moja księżniczko, tata ci pokaże, jak wygląda śnieg - powiedział.

Pokręciłam głową z uśmiechem.

-Powiedział ten, co widzi śnieg kilka razy w swoim życiu.

-Pani Mądralińska się znalazła. Ubieraj się szybko, czekamy na podwórku.


-Cóż to za piękna rodzina idzie! - krzyknęła z daleka Vii.

Pokręciłam głową z uśmiechem i spojrzałam na Caluma, który nie przestawał ruszać wózkiem.

-Pasuje ci ten nowy pojazd - oświadczyłam, opierając się o niego.

Brunet uśmiechnął się i spojrzał na mnie kątem oka, po czym odwrócił wzrok na Lillian, która spokojnie sobie spała.

-Też tak uważam.

-Ale wy ślicznie razem wyglądacie! - oświadczyła blondynka, podchodząc do nas i poprawiając czapkę.

-Gdzie zgubiłaś swojego chłopaka? - zapytałam, rozglądając się za Luke'iem.

-Drugi raz w życiu widzi śnieg - odparła, unosząc oczy do góry. Spojrzałem ukosem na Caluma, którego bardzo kusiło zanurzyć ręce w białym puchu.

-Skąd ja to znam - mruknęłam. - Dorośli mężczyźni. Czasem jak patrzę na nich, to dochodzę do wniosku, że Lil będzie od nich dużo mądrzejsza.

-Ta kruszynka jeszcze nie raz utrze wam nosa - stwierdziła, przyglądając się dziecku.

-W to nie wątpię.

Na czapce i twarzy mojego chłopaka nagle pojawił się śnieg. Całą trójką odwróciliśmy się w odpowiednią stronę, aby ujrzeć zadowolonego z siebie Hemmingsa.

Pokręciłam głową.

-Idź, widzę, jak cię kusi odegrać się - powiedziałam dla Cala, kładąc dłoń na rączce od wózka. Hood gdyby mógł, to by podskoczył w miejscu. Ucałował mnie szybko w policzek, po czym zabrał się za robienie śnieżki.

-Lepiej uciekaj, Hemmings, pożałujesz tego! - krzyknął, zaczynając biec za blondynem.

-I to my jesteśmy od nich młodsze, tak? - upewniła się Vi, pokazując palcem na mężczyzn.

-Według aktu urodzenia, owszem. W rzeczywistości sama zadaje sobie to pytanie. Ale jedno trzeba przyznać - ojcem jest świetnym.

-W to nawet wątpić nie trzeba, widać, jak bardzo zaangażowany jest. A Lillian jak?

-To jest tak grzeczne dziecko, że jakby go nie było. Mam tylko nadzieję, że tak zostanie.

Vii przygryzła wargę.

-Pamiętasz, jak kiedyś się śmialiśmy, jak Luke powiedział, że opieka nad dzieckiem to kaszka z mleczkiem?

Spojrzałam na nią z ukosa.

-Do czego ty dążysz?

-Dążę do tego, że z chęcią przejmiemy jeden wieczór opieki nad Lilly, żebyście mogli gdzieś razem wyjść.

-Wiktoria, nie - zaprotestowałam od razu. - Zawsze mogę o to poprosić rodziców, nie chcę wam zabierać wolnego czasu.

-Karola, sami się deklarujemy. Głównie dlatego, że chcielibyśmy spędzić trochę czasu ze swoją przyszłą chrześnicą. No i chciałabym zobaczyć, czy dam sobie radę kiedyś jako matka.

Zastanowiłam się chwilę.

-Pogadam z Calem, okej? Tylko czy na pewno chciecie.

-Na wielkie sto procent. Naprawdę.

Pokiwałam głową.

-Dobrze.

                             ☀️☀️☀️

Kto tęsknił?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro