104.
Chciałam wziąć walizkę, jednak Calum szybko mnie uprzedził.
-Ani mi się waż - ostrzegł.
Założyłam ręce na piersi.
-Nie jestem niepełnosprawna.
-Ale jesteś w ciąży. Nie kłóć się ze mną, jesteś moją przyszłą żoną.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-A kto ci tak powiedział?
-Ja. Sam sobie. Gotowa? - Hood zręcznie zmienił temat.
Rozejrzałam się po pokoju.
-Tak mi się wydaje - mruknęłam. - Chyba możemy jechać.
Wzięłam torebkę i, po pożegnaniu się z moją mamą, wyszliśmy z domu.
Lot minął na tyle szybko, że nim się obejrzeliśmy, byliśmy w LA, gdzie na lotnisku czekała już cała grupa.
-Aż się boję ciebie mocniej ścisnąć - zaśmiał się Mike.
-Nie ma czego - odparłam, jednak Cal od razu zaprotestował.
-Jak nie ma?! - obruszył się.
Przewróciłam oczami.
-Zrobiłeś się strasznie opiekuńczy - stwierdziłam. - Przecież słyszałeś, co lekarz mówił. Wszystko jest w porządku.
-Ja wolę nie wiedzieć, co będzie przed porodem. Przecież on będzie miał ciagle telefon przy dupie - stwierdził Ashton.
-Jak będziesz miał dzieci, to zobaczysz jak to jest - żachnął się Hood i, zabrawszy walizki, ruszył do samochodu nie czekając na nikogo.
-On tak cały czas? - wyszeptała Vii.
Pokiwałam głową.
-Calusi. Zwariował kompletnie. Wolę nie wiedzieć, co będzie, jak się urodzi maleństwo.
-Nie będziesz miała dziecka.
-Jak będzie wstawał w nocy, to nie będzie mi to przeszkadzać - zaśmiałam się. - Mógł stać się taki nerwowy przez to, że fajki rzucił.
-Rzucił? Naprawdę?
Pokiwałam głową.
Odkąd do mnie przyleciał ani razu nie widziałam go palącego albo kupującego papierosy. A widzę, jak go kusi za każdym razem w sklepie.
-Dotrzymał swojego słowa. Słowny ten twój chłopak, wiesz?
-Wiem. I strasznie kochany.
☀️☀️☀️
GRATULACJE WIKA ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro