Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Nie zrobiliśmy dwóch kroków, jak ktoś złapał nas za ramiona i ogłuszył.

Ostatnim co zobaczyłam przed utratą przytomności był leżący na ziemi Jake, a nad nim stojąca, uśmiechnięta królowa Kier.


Kiedy się ocknęłam, poczułam że jestem przywiązana do krzesła i mam zakneblowane usta. Otworzyłam oczy i zobaczyłam siedzącą w rogu... Madison. Chyba usłyszała, że się poruszyłam, bo natychmiast znalazła się przy mnie i oswobodziła mnie, po przym przytuliła mnie mocno.

- Wiem, że może nie byłam jakąś twoją super przyjaciółką, ale martwiłam się o ciebie - kiedy to powiedziała odsunęła się ode mnie. Chciałam coś powiedzieć, ale usłyszałam ciche jęknięcie z tyłu, więc gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam Jake'a, który właśnie się obudził.

Szybko podbiegłam do chłopaka i uwolniłam go, po czym przytuliłam się do niego i zaczęłam cicho płakać.

- Jak się czujecie? - zapytała po chwili Madison podchodząc do nas, a ja przestałam przytulać chłopaka i usiadłam obok niego.

- Bywało gorzej - odparł brunet, a ja tylko pokiwałam głową.

Było tak blisko! Już prawie udało się nam uciec, ale nie! Musieli nas złapać!

- Przykro mi, że się wam nie udało - kontynuowała lekarka, a w jej głosie było słychać coś, co potwierdzało jej słowa - Wasza dwójka nie powinna była tutaj trafić, a jeżeli tak, to  nie powinna być złapana z powrotem. Przykro mi - powiedziała łagodnie, a ja podniosłam na nią wzrok, który cały czas miałam utkwiony w podłodze.

- Jesteśmy w skrzydle szpitalnym? - spytałam przerywając nie znośną ciszę.

- Tak - odparła, a po chwili dodała - A jeżeli chodzi o wasze zajęcia to udało mi się was z nich wypisać na najbliższe dwa tygodnie - uśmiechnęłam się delikatnie w podzięce, co odwzajemniła - Możecie już iść.

- Co się właściwie stało? - zapytałam marszcząc brwi.

- Gdyby nie to, że lekarze właśnie wracali do psychiatryka, udałoby się wam uciec. Ale, że właśnie przyjechali, zobaczyli was i zaciągnęli z powrotem - powiedziała a na jej twarzy zobaczyłam współczucie. Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach, na co Jake objął mnie opiekuńczo ramieniem.

- Gdybyśmy tylko wyszli chwilę później - powiedziałam z wyrzutem do samej siebie - ucieklibyśmy. Nie byłoby nas tutaj - dokończyłam szeptem, ale wiedziałam, że mnie usłyszeli. Podniosłam wzrok na Madison - Czy oni nas kiedyś wypuszczą? - zapytałam, chociaż nie spodziewałam się pozytywnej odpowiedzi.

- Przykro mi... - nie pozwoliłam jej dokończyć, bo podniosłam się gwałtownie i wypadłam z sali.

Biegłam korytarzem, po schodach, aż w końcu wparowałam do pokoju, usiadłam na ziemi, opierając się o łóżko i zaczęłam płakać a moim ciałem wstrząsnął szloch.

Nawet nie usłyszałam jak ktoś wszedł do pokoju i przygarnął mnie do siebie. Posadził mnie sobie na kolanach i zaczął głaskać po plecach żebym się uspokoiła.

Po jakimś czasie przestałam płakać i usnęłam, najprawdopodobniej z powodu wykończenia moim ciągłym płaczem.

Obudziłam się wieczorem. Leżałam w swoim łóżku przykryta kocem. Podniosłam się i zobaczyłam Jake'a siedzącego na krześle, który również spał.

Podeszłam do chłopaka, odgarnęłam kilka kosmyków włosów z jego czoła, po czym poszłam do łazienki przepłukać twarz z zaschniętych łez.

Kiedy wróciłam do pokoju, zobaczyłam, że chłopak już nie śpi.

- Jak się czujesz? - zapytał siadając obok mnie na łóżku. Podwinęłam pod siebie nogi i skrzyżowałam ramiona. Wiedziałam, że większość osób uznałaby tą postawę za przykład postawy defensywnej, ale nie dbałam o to. W końcu nie to miałam na myśli.

- Szczerze? - zapytałam z westchnieniem - Źle - powiedziałam z grymasem na twarzy - A ty?

- Nie lepiej- również westchnął.

- Jak myślisz, jak będziemy starsi to zatrudnią nas tu jako lekarzy czy nadal będziemy ich "więźniami"?

- Raczej nam nie zaufają.  Może będą chcieli nas zabić?

W normalnych okolicznościach kłóciłabym się, że nam tego nie zrobią, ale wiedziałam, że szybka śmierć byłaby cudem. Oni nas będą torturować. Prawdopodobnie, w końcu są bardziej psychiczni niż większość z nas.

- Bo raczej nigdy nas stąd nie wypuszczą - podsumowałam, a on machinalnie pokiwał głową.

------------------------------------------------------------------------------------------------------




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro