Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Leżałam na trawie i patrzyłam w niebo.

Zdziwieni? Zanim pomyślicie, że uciekłam, pozwólcie, że powiem wam, że tak nie jest.

Otóż, jak się okazało ten budynek tworzy coś na wzór kwadratu, natomiast w jego środku jest średniej wielkości podwórko. Wiecie. Trawa, kilka starych huśtawek i równie antycznych stolików oraz krzeseł.

W tej chwili leżałam na trawie i obserwowałam pochmurne niebo. Czekałam ze zniecierpliwieniem na oberwanie chmury. Tak dawno nie byłam na deszczu, pomyślałam z westchnieniem.

- Samantho! - usłyszałam surowy głos jednej z opiekunek - natychmiast wracaj do środka!

- Nie teraz - powiedziałam nie patrząc na jej sylwetkę, która stała tuż nade mną i zasłaniała mi niebo - Mogłaby się pani przesunąć? Zasłania mi pani niebo - powiedziałam przymilnym tonem, a na jej twarzy zobaczyłam niedowierzanie - Niech się pani nie patrzy na mnie jak na kosmitkę - fuknęłam, a ona zamrugała szybko.

- Samantho wracaj do środka ale już! - teraz podniosła głos, więc łaskawie zaszczyciłam ją swoim spojrzeniem i uśmiechnęłam się uprzejmie.

- Nie - odpowiedziałam lakonicznie i z powrotem zaczęłam patrzeć na chmury.

Niestety nie długo się przypatrywałam firmamentowi, bo po chwili chwyciła mnie za ramiona i podniosła gwałtownie, przez co syknęłam, ponieważ za mocno mnie ścisnęła, ale nie reagowała na to.

- Dobrze, już dobrze - powiedziałam i posłałam jej nienawistne spojrzenie kiedy pociągnęła mnie w stronę budynku.

- Miłego dnia Samantho - powiedziała kiedy stanęłyśmy już w środku budynku.

- Nawzajem - te słowa dosłownie wysyczałam, ale ona najwyraźniej się tym nie przejęła, bo poszła tylko w swoją stronę.

Kiedy już odeszła wystarczająco daleko, wróciłam szybko na dwór i usiadłam pod drzewem, tak żeby nie było mnie widać przez okna.

Zamknęłam oczy i w ciszy siedziałam w cieniu. Zaczęłam myśleć o różnych rzeczach, ciesząc się zapachem nadchodzącego deszczu.

Po kilku chwilach nareszcie się doczekałam. Deszcz.

Otworzyłam oczy i z uśmiechem podniosłam się z trawy, a następnie wyszłam z pod drzewa. Deszcz spadał na moją twarz, a ja cieszyłam się jak dziecko, bo od zawsze kochałam deszcz.

Zamknęłam oczy i podniosłam twarz ku górze z lekkim uśmiechem. Stałam tak przez chwilę, bo nagle stało się coś, czego się wystraszyłam.

Kiedy tak stałam na zewnątrz, nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za szyję i wpił się w moje usta.

Na początku wystraszyłam się, bo nikogo nie usłyszałam, ale po chwili zorientowałam się kto to był. Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam mu pocałunek.

Chłopak oparł swoje czoło o moje, a oboje ciężko oddychaliśmy.

- Nie wiesz jak mnie wystraszyłeś - powiedziałam, a on uśmiechnął się lekko - Właściwie to co tu robisz?

- To chyba ja powinienem zapytać dlaczego stoisz tutaj, a chciałbym zauważyć, że leje jak z cebra - jak to możliwe, że nie zauważyłam kiedy zaczęło tak bardzo padać?

- Od zawsze lubiłam takie pogody - powiedziałam wzruszając ramionami - Ale ty nie powiedziałeś co tu robisz.

- Zobaczyłem jak tutaj stałaś i po prostu musiałem to zrobić - powiedział a ja uśmiechnęłam się - Może lepiej wracajmy, bo zaraz się przeziębisz.

- Gdyby nie to, że jesteśmy w psychiatryku, powiedziałbym, że to słodkie - przewrócił oczami i wyciągnął do mnie rękę.

- Chodź już, marudo - uśmiechnął się kiedy powiedział ostatnie słowo, a ja zaśmiałam się.

- Jak byliśmy młodsi, tak mnie nazywałeś.

- Wiem, wracamy? - przyjęłam rękę i wróciliśmy do psychiatryka.

- Musimy niedługo pójść do piwnicy, Tam może być wyjście - zaczęłam kiedy byliśmy w pokoju.

- Wiem, kiedy?

- Dzisiaj? - zaproponowałam a on skinął głową

- Może być. Oczywiście kiedy nikt nie będzie miał zmian.

- Się rozumie - powiedziałam z uśmiechem, przez co i on się uśmiechnął.

- Dobra, przyjdę po ciebie - skinęłam głową, a on wyszedł z pokoju, ale przed tym jeszcze złożył krótki pocałunek na moim czole, co wywołało mój uśmiech.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro