Rozdział 12
Kiedy już się obudziłam, zorientowałam się, że łzy były prawdziwe. Mimo, że się obudziłam, strach po śmierci Jake'a pozostał.
Kiedy spałam, wydawało mi się, że to nie ja przytulam martwe ciało Jake'a, ale ktoś mnie.
Teraz kiedy już nie spałam, usłyszałam jak ktoś mówi do mnie, żeby mnie uspokoić i kołysze w ramionach.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam najpierw troskę w szarobłękitnych oczach, a później ulgę, że już się obudziłam.
- Co się stało? - zapytał, a ja wtuliłam się w chłopaka.
- Koszmar - wyszeptałam, a on pokiwał głową.
- Ale już minął. - przez chwilę siedzieliśmy w ciszy - Co ci się śniło?
- Zamknięty - nie muszę mówić mu wszystkiego.
- Mówiłaś, że nie będziesz się bać.
- Bo... Tam ktoś umierał... - zawahałam się na chwilę - Przeze mnie.
- Dlaczego przez ciebie? - zapytał odsuwając się ode mnie i patrząc mi w oczy.
- Bo oni chcieli żebym to ja umarła, ale ta osoba poszła za mnie. Podali śmiertelną dawkę tritionu, a ja nie mogłam nic zrobić.
- Kto to był? - zapytał łagodnym głosem.
- Ty - powiedziałam i wpadłam w ramiona chłopaka - Obiecaj mi, że nie poświęcisz się dla mnie - poprosiłam, ale nie dostałam odpowiedzi - Jake, proszę. Nie zrobisz nic tak głupiego? - bardziej rozkazałam niż zapytałam i wzięłam jego twarz w dłonie, ale on spuścił wzrok - Jake?
- Nie mogę - odpowiedział po krótkiej chwili i popatrzył na mnie.
- Czemu?
- Nie rozumiesz, że nie chcę żeby coś ci się stało?
- A ty nie rozumiesz, że nie chcę żebyś za mnie umarł? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Ale czemu?
- Nie chcę cię stracić - powiedziałam drżącym głosem, a Jake przytulił mnie do siebie.
- Nigdy mnie nie stracisz - powiedział
- Obiecaj - rozkazałam.
- Obiecuję - odpowiedział z lekkim wahaniem, a ja uśmiechnęłam się z ulgą.
- Już wszystko dobrze? - pokiwałam głową, a Jake uśmiechnął się.
- Która godzina? - zapytałam i wyglądnęłam przez okno. Była już szarówka.
- Po 5 - powiedział z westchnieniem.
- Ile już nie śpisz? -spytałam nadal przytulając się do Jake'a.
- Niecałą godzinę - wzdrygnęłam się, co chyba zauważył - Co się stało?
- Przepraszam, że cię obudziłam - powiedziałam cicho.
- Nic się nie stało - zapewnił mnie, a ja westchnęłam.
- Zawsze się tak mówi - stwierdziłam i zmarszczyłam brwi - Jakim cudem cię obudziłam?
- Mówiłaś przez sen i płakałaś - stwierdził po krótkim namyśle.
- Co mówiłam? - spytałam.
- Różne rzeczy - czekałam aż rozwinie wypowiedź, ale tego mię zrobił.
- Na przykład? - ponagliłam go.
- Nie wiem - wzruszył ramionami, a ja powróciłam oczami.
- Okej, nie chcę się kłócić z rana - westchnęłam - Idę się ogarnąć - powiedziałam i poszłam do łazienki, po drodze łapiąc ubrania.
Po kilkunastu minutach wróciłam do pokoju, gdzie zastałam już przebranego chłopaka, siedzącego na krześle.
- Mamy dzisiaj jakieś zajęcia? - zapytałam, a on pokręcił głową.
Otóż tutaj jak już skończyłeś etap nauki musisz pracować. To znaczy: albo sprzątać po posiłkach, myć podłogi na korytarzach lub zacząć pracować na zamkniętym. Szczerze najbardziej odpowiada mi wizja mycia podłóg.
- Dzisiaj zmiany mają Mark i Anka. - pokiwałam głową.
- A my kiedy?
- Jutro? - pokiwałam głową.
- Mam pomysł - powiedziałam stając przed chłopakiem - Trzeba się stąd jakoś wydostać, no nie?
- Chcesz poszukać wyjścia? - zapytał z westchnieniem, a ja uśmiechnęłam się i pokiwałam głową - Ale gdzie?
- Nie wiem... - powiedziałam po chwili i wyciągnęłam rękę w jego stronę, ale on zamiast jej przyjąć, spojrzał na nią, a potem na mnie i podniósł się gwałtownie.
- Co się stało?! - zapytał wskazując mój nadgarstek, a ja popatrzyłam na skórę. A dokładniej na rany, które tam widniały. Szybko cofnęłam rękę i schowałam ją za siebie spuszczając wzrok i wybijając go w podłogę.
- Co się stało? - ponowił pytanie, tym razem spokojnym głosem.
- Nic takiego... - powiedziałam pierwsze co mi ślina na język przyniosła.
- Sam, powiedz mi prawdę. - powiedział spokojnie i usiadł na materacu, a ja po chwili zajęłam miejsce obok - Sam? - westchnęłam cicho - Kiedy to zrobiłaś?
- Dzisiaj... - powiedziałam ze spuszczonym wzrokiem.
- Sam, popatrz na mnie - poprosił, ale nie zrobiłam tego. Po chwili poczułam jego dłoń na swojej brodzie, zmuszając mnie żebym na niego spojrzała - Czemu to zrobiłaś? - zapytał po raz kolejny, a ja nie chciałam odpowiadać.
- Bałam się - szepnęłam.
- Sam, nie rób tego więcej - poprosił sięgając po mój nadgarstek. Delikatnie dotknął ran na moim nadgarstku, przez co poczułam lekki ból.
- Ale ja nie potrafię sobie z tym poradzić - powiedziałam cicho. Jake popatrzył na mnie i uśmiechnął się ciepło.
- Sam, zawsze możesz ze mną pogadać. Tylko proszę, nie rób sobie więcej krzywdy - poprosił, a ja niepewnie skinęłam głową - Dziękuję - uśmiechnęłam się niepewnie.
Patrzyłam na Jake'a przez chwilę, a mój wzrok powędrował w stronę jego ust, ale szybko wróciłam do jego oczu. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, przez co, sama nie wiem czemu, zarumieniłam się i spuściłam wzrok. Chłopak dotknął mojego policzka, więc popatrzyłam na niego. Zobaczyłam, że uważnie mi się przygląda.
Po chwili chłopak przybliżył się do mnie, a moje serce zaczęło walić jak szalone i mogłam przesiąść, że słyszę jak dudni. Nasze twarze dzieliły centymetry, a ja nadal wpatrywałam się w błękitnoszare oczy Jake'a. Kiedy chłopak już prawie mnie pocałował, odsunął się gwałtownie, bo...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro