Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zaczniemy od nowa...?

*Eleonora

Nocą prawie nie zmrużyłam oka. Jeśli udało mi się zasnąć to na bardzo krótko. Stanowczo za dużo myślałam o ostatnich wydarzeniach. Nie wiem dlaczego tak się tym przejmowałam i miałam takie wyrzuty sumienia, przecież byłam taka pewna tego co mówię.... i najprawdopodobniej nigdy nie spotkam już tego człowieka.
Na kolejny nocny spacer musiałam poczekać kilka dni aż dyżur będzie miał doktor, który lubi sobie przysypiać. Oczywiście oficjalnie dyżur miało dwóch lekarzy, ale w praktyce był jeden podczas gdy drugi spał i co jakiś czas się zmieniali. Jednak zdarzały się dyżury podczas których zasypiali oboje i takie sytuacje wykorzystywałam do moich nocnych przechadzek. Kolejna taka okazja nadarzyła się dopiero tydzień później. Ponownie się wymknęłam się na zewnątrz. Jednak, gdy tylko poszłam w miejsce, gdzie przeważnie siedziałam zobaczyłam, że było już zajęte. Znowu on... wahałam się czy podejść, ale koniec końców stwierdziłam, że skoro już nadarzyła się okazja to go przeproszę. Oczywiście nadal nie byłam pewna co do jego niewinności, ale także nie miałam już takiej pewności co do jego winy. Może to zabrzmieć dziwnie, ale po jednej rozmowie chciałam lepiej go poznać. Może i był.... dość dziwnym człowiekiem, przynajmniej tak kreowały go media, ale wydawał się być równocześnie kimś interesującym. Podeszłam do niego, oczywiście usłyszał i odwrócił się w moją stronę, ale nic nie powiedział. Patrzył na mnie nadal trochę smutno i czekał aż będę blisko. Stanęłam na przeciwko niego i nie czekając dłużej przeszłam od razu do tego co chciałam powiedzieć.
-Przepraszam - zauważyłam, że zdziwił się, gdy to usłyszał -Mam nadzieję że nie będziesz długo trzymał do mnie urazy
-Usiądź - poklepał miejsce obok siebie na ławce. Zrobiłam co kazał. -Nie spodziewałem się przeprosin
-Przemyślałam wszystko i głupio mi, że tak na ciebie naskoczyłam
-Nadal wierzysz, że jestem winny?
-Nie jestem już tego taka pewna jak byłam wcześniej
-Chociaż tyle
-Może zacznieny od nowa? - popatrzył na mnie unosząc jedną brew -Mam na imię Eleonora - podałam mu rękę na co lekko się uśmiechnął i ją uścisnął
-Michael - Przedstawił się -Masz bardzo niespotykane imię
-Wiem, tata wybierał więc nie mogło być pospolite
-Mogę nazywać cię Ellie?
-Jeśli musisz.., ja jednak wolę moje pełne imię - na chwilę ucichłam -Podoba mi się bardziej niż zdrobnienie I.... Ellie nazywał mnie tylko tata - Nie chciałam żeby ktoś mówił do mnie tak jak on, nie ktoś obcy.
-Więc jak mam cię nazywać? - wzruszyłam ramionami i próbowałam sobie przypomnieć jakich zdrobnień używali inni
-Niektórzy mówią na mnie Lena
-Też ładnie - uśmiechnął się. Po czym zapadło milczenie, które było dość niezręcznie, ale nie za bardzo wiedziałam o czym z nim mogę rozmawiać. Na szczęście on znalazł temat, szkoda tylko, że nie taki, na który chciałabym rozmawiać
-Dlaczego tutaj trafiłaś?
-Ktoś, kto ma znajomości zrobił ze mnie wariatkę, aby się zemścić
- Co mu zrobiłaś?
-Wszystkiego nie musisz wiedzieć - powiedziałam chyba zbyt ostro, bo zamilkł -A Ty co tutaj robisz? - spytałam po chwili
-Leczę uzależnienie
-Od czego?
-Ty też wszystkiego nie musisz wiedzieć - przekręciłam oczami.
-Bedzie ci przeszkadzało jak zapalę? - mówiąc to wyciągnęłam papierosa i z trudem przemyconą zapalniczke
-A musisz? - trochę się skrzywił -Nie rozumiem po co tak sobie zdrowie niszczyć
-Powiedział facet na odwyku - zapaliłam papierosa i odeszłam trochę dalej, aby nie musiał wdychać dymu. Stałam tyłem do niego, a gdy skończyłam palić i się odwróciłam to go już nie było. Usiadłam spowrotem na ławce i zapaliłam kolejnego papierosa. Po chwili zobaczyłam obok mnie kawałek papieru, na którym coś było napisane. Wzięłam go do ręki i próbowałam rozszyfrować poszczególne wyrazy.
,,Przyjdź tutaj kiedy tylko będziesz mogła. Pomogę ci
                              MJ"
Trochę mnie to zdziwiło, dlaczego mógłby chcieć mi pomóc? I przede wszystkim jak chce się do tego zabrać? Przecież mnie stąd nie wyciągnie. Wróciłam do pokoju, ale przez to zamyślenie mało brakowało, abym nie wpadła. Idąc korytarzem potrąciłam krzesło i narobiłam trochę hałasu. Na szczęście lekarz, który miał dyżur miał mocny sen, ale szybko zwiałam do pokoju, położyłam się i zasnęłam.

Następnego dnia po południu zostałam powiadomiona o wizycie kogoś z rodziny. Byłam zdziwiona, bo odkąd się wyprowadziłam nie widziałam mojej mamy, ale może się w końcu opamiętała? Jakież było moje zdziwienie, gdy w pokoju wyznaczonym do odwiedzin zamiast mamy zobaczyłam jego... chciałam się wycofać od razu, jednak nie pozwolono mi na to. Nie miałam wyboru i musiałam wysłuchać co ma mi do powiedzenia. Usiadłam przy stoliku na przeciwko niego i czekałam.
-Chcesz już stąd wyjść? - mówiąc to podpadł głowę na rękach
-Nie mam ochoty na twoje gierki, mów czego chcesz
-Odpowiedz na pytanie
-Nie, wolę tu siedzieć żeby wszyscy sądzili, że jestem wariatką - powiedziałam sarkastycznie, na co na jego twarzy pojawił się satysfakcjonujący uśmiech
-Mogę to załatwić jednym telefonem - zastanawiałam się co chce w zamian za to. Przecież nie zrobiłby tego tak bez żadnych korzyści dla siebie
-Jaki jest warunek?
-Musisz zamieszkać w domu - słysząc to zmarszczyłam brwi - I mi nie odmawiać, gdy Cię o coś proszę
-Słucham? To ty mnie kiedyś o coś prosiłeś?
-Składałem propozycje
-Wolę już tu siedzieć niż mieszkać z tobą pod jednym dachem - wstałam
-Jeszcze zobaczymy - Również wstał i podszedł do mnie na co zrobiłam kilka kroków do tyłu, aż trafiłam na ścianę -Wiesz, że nikt tu nie wejdzie do póki nie zawołam? - był tak blisko, że nasze klatki piersiowe się stykały. Próbowałam go odepchnąć, ale przytrzymał moje ręce. Bałam się tego co może zrobić jednak ku mojemu zdziwieniu w tym momencie zawołał lekarza, który od razu wszedł do środka gotowy interweniować.
-Doktorze, znowu dostała napadu i chciała mnie pobić - Lekarz popatrzył na nas lekko zdziwiony
-Niech Pan już wyjdzie ja się nią zajmę i podam leki na uspokojenie
-Doktorze, a co jeśli terapia nie przynosi efektów?
-Po ostatnich dniach miałem wrażenie, że jest coraz lepiej
-Chyba musi Pan podjąć jakieś bardziej radykalne środki - popatrzył na niego stanowczo -Albo poszukamy innego lekarza
-Nie ma takiej potrzeby - Po tych słowach Chris puścił mnie i wyszedł, a lekarz bez słowa zabrał mnie do mojego pokoju i podał mi jakiś lek, po którym szybko zasnęłam.

*Narrator

Wychodząc z budynku był bardzo zadowolony z siebie. Kiedyś w końcu musi ją złamać i był gotowy podjąć ku temu wszelkie możliwe środki. Idąc dzisiaj na spotkanie był prawie pewny, że nie ulegnie jego propozycji. Ale i na to się przygotował, jego praca pozwoliła mu mieć znajomości w różnych dziedzinach, nawet w niektórych organach władzy. Znał sędziego, który był mu dłużny pieniądze i wykorzystał to, aby zamknąć ją w psychiatryku. Zgłosił pobicie, a później poszło już z górki. Chociaż nie było to tak całkiem bezpodstawne, bo na twarzy przez kilka dni został mu siniak po tym jak to uderzyła. Na jego szczęście, jej głupia matka nie potrafiła dostrzec jego prawdziwych zamiarów i wierzyła w każde powiedziane słowo. On za to jej ślepą miłość potrafił wykorzystać do swoich celów. Mógł mieć dwie kobiety dla siebie więc dlaczego miał z tego nie skorzystać? Postawił sobie za cel zdobycie obu i chciał tego dokonać wszelkimi dostępnymi sobie środkami. Jednak nie przewidział tego, że może mu ktoś zaszkodzić. Bo przecież znajdowała się wśród wariatów, niby jak oni mieli pomóc skoro sami potrzebowali pomocy? Dojechał autem do domu, gdzie czekała już jej matka z obiadem. Przywitał się z nią czule, chociaż trochę niechętnie, ale na szczęście tego nie wyczuła.
-Kochanie, gdzie dzisiaj tak długo byłeś?
-W pracy musiałem zostać dzisiaj trochę dłużej - usiadł przy stole i czekał aż poda mu obiad. To jak gotowała to chyba jedyne do czego nie miał zastrzeżeń w tym związku, ale póki co wolał siedzieć cicho.
-Ostatnio coraz częściej to się zdarza
-Nic na to nie poradzę, ale może uda mi się wziąć wolne to gdzieś wyjedziemy na wakacje
-Mam nadzieję, że moja szefowa też się ma to zgodzi
-Jak będzie trzeba to z nią porozmawiam
-Myślałam nad tym żeby odwiedzić Elleonore - gdy to usłyszał przestał na chwilę jeść i popatrzył na nią
-Mówiłem Ci, że póki co nie ma takiej możliwości
-Mam wątpliwości czy dobrze zrobiliśmy
-Tak jest dla niej najlepiej, widziałaś, że już sobie nie radziła, a tam jej pomogą
-Ale zanim ty się pojawiłeś było w porządku
-Może tak ci się tylko wydawało
-Przecież znam własną córkę... - ta rozmowa zaczynała schodzić na niewygodny dla niego temat. A on coraz bardziej się denerwował chociaż ostatnimi siłami próbował opanować nerwy. Ale nie lubił, gdy ktoś mu się sprzeciwiał, szczególnie kobieta. W jego przekonaniu powinna być uległa i nie mieć własnego zdania, a jeśli je ma lepiej żeby siedziała cicho.
-Ale wcześniej nikogo nie miałaś
-No tak, ale...
-I skończmy ten temat, widziałaś jak na mnie reagowała - położył swoją dłoń na jej -Dobrze zrobiliśmy

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro