Powinnam odejść
*Eleonora
Kiedy obudziłam się następnego dnia zobaczyłam, że za oknem jest już jasno. Spojrzałam na zegarek i jak się okazało było grubo po 9. Zdziwiłam się, że Michael mnie nie obudził, w końcu powinniśmy być już dawno w studiu. Zarzuciłam na siebie szlafrok i poszłam sprawdzić czy jest w sypialni. Nawet już odpuściłam sobie pukanie, którego i tak prawie nigdy nie słyszał i zaglądnełam do środka. Okazało się, że łóżko jest pościelone i wygląda, jakby nigdy nikt w nim nie spał. Po chwili wróciłam spowrotem do mojej sypialni i przebrałam się w coś w czym mogłam wyjść do ludzi. Związałam włosy, które jak zwykle nie chciały współpracować i zeszłam na dół. Tam również po Michaelu nie było ani śladu. Jedynie w kuchni krzątała się kucharka.
-Dzień dobry - Powiedziałam wchodząc do pomieszczenia
-Witaj Lenko, wyspałaś się?
-Tak, Nie wiesz może gdzie jest Michael?
-Założył przebranie i wyszedł, ale nie powiedział gdzie
-Dawno? - Gdy usłyszała to pytanie spojrzała na zegar wiszący na ścianie
-Bedzie już prawie 3 godziny, może pojechał do studia
-Gdyby jechał do studia to by się nie przebierał
-Ale nie martw się na pewno niedługo wróci, czasami jak musi odpocząć to zdarza mu się tak znikać
-Może zadzwonię do niego się upewnię - wyszłam z kuchni i wybrałam numer do Michaela. Ale gdy tylko zaczęłam nawiązywać połączenie usłyszałam dzwonek jego telefonu. Poszłam w miejsce, z którego dochodził dźwięk i jak się okazało komórka leżała w łazience przy umywalce. Oczywiście akurat dzisiaj musiał jej ze sobą nie zabrać. Denerwowałam się coraz bardziej, a w głowie miałam cały czas treść smsa od Christophera. Postanowiłam spytać ochroniarzy czy coś wiedzą i miałam nadzieję, że nie pojechał sam. Wypytałam chyba wszystkich możliwych goryli, którzy pilnowali Neverlandu, ale oni wiedzieli tyle co ja. Przebrał się i pojechał niewiadomo gdzie i po co. Sam. Nie mogłam usiedzieć w miejscu i dosłownie wychodziłam z siebie. Trochę go polubiłam i udało mu się mi zaimponować kilka razy. Gdyby coś mu się stało z mojej winy... Z resztą, gdyby komukolwiek coś się stało przeze mnie nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Gdy Rose zobaczyła, że jestem cała w nerwach próbowała mnie uspokoić na każdy możliwy sposób. Nawet zrobiła melisy, abym się trochę opanowała. Byłam jej wdzięczna za tą troskę chociaż niewiele to dało. Mijały kolejne godziny, a jego nadal nie było. Już byłam bliska tego, aby powiedzieć im o groźbach i wezwać policję. Ale wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i od progu roześmiany głos Michaela. Zawsze byłam opanowana, ale w tym momencie moje nerwy puściły. Po prostu, stres z całego dnia zmienił się w złość.
-Do jasnej cholery gdzie ty byłeś?! - Gdy przywitałam go krzykiem był widocznie z zszokowany. W tamtym momencie naprawdę mało brakowało do tego, abym skoczyła do niego z pięściami.
-O co ci chodzi?
-Jak to o co?! Wyszedłeś, nie powiedziałeś nic nikomu, nie zostawiłeś nawet głupiej karteczki
-Nie muszę ci się tłumaczyć - odpowiedział spokojnie. Miał rację, nie musiał. Oparłam się o stół i wzięłam kilka głębokich oddechów. Gdyby nie ta groźba byłabym spokojniejsza, ale myśl, że coś mógłoby się mu stać cały czas kłębiła się gdzieś z tyłu głowy.
-Po prostu następnym razem chociaż powiedz, że Cię nie będzie przez cały dzień - Powiedziałam już spokojniej. Powoli odzyskiwałam kontrolę nad swoimi nerwami.
-Już dobrze, nie wiedziałem, że aż tak zareagujesz - Nic mu na to nie odpowiedziałam. Musiałam na chwilę usiąść bo z nerwów zaczęłam czuć ból w klatce piersiowej. Zdarzało się to za każdym razem, gdy przeżywałam jakiś silny stres i się denerwowałam. Dlatego też starałam się za wszelką cenę nad sobą panować -Dobrze się czujesz? - musiał zauważyć jak mimowolnie kładłam ręce na klatce piersiowej
-Nie, to nic takiego zaraz przejdzie
-Na pewno?
-Tak, to z nerwów
-Może chcesz się położyć? - To pytanie chyba było tylko formalnością, bo nie czekając na odpowiedź pomógł mi wstać i zaprowadził do salonu, gdzie położyłam się na kanapie. Po chwili zniknął za drzwiami kuchni. Minęło trochę czasu zanim poczułam się lepiej. Michael przyniósł mi herbatę i usiadła obok
-Lepiej się czujesz?
-Tak, dziękuję - podniosłam się z kanapy i wzięłam do ręki kubek z herbatą.
-Nie sądziłem, że aż tak się o mnie martwisz - zaczął trochę niepewnie
-Michael muszę się wyprowadzić - odpowiedziałam dopiero po dłuższej chwili.
-Co? Przecież nie możesz teraz...
-Nie wiadomo ile to będzie jeszcze trwało, nie mogę być ciągle pod twoim dachem i na twoim utrzymaniu
-Przecież jesteś tutaj dopiero kilka dni
- Nie rozumiesz, nie chcę być od nikogo zależna i głupio mi...
-Przesadzasz, dla mnie to żaden problem
-Ale dla mnie tak
-Adwokat mówił, że już jest coraz bliżej końca, to tylko kwestia dni, zostań proszę - popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem -Mam cię prosić na kolanach?
-Michael nie rób scen
-Więc zostaniesz te kilka dni?
-To nie jest dobry pomysł
-Proszę, jeszcze nawet nie zdążyłaś zobaczyć całego Neverlandu - W końcu się zgodziłam mimo że czułam, że może nie wyjść z tego nic dobrego. Oczywiście to co mówiłam Michaelowi to był tylko pretekst. Chodziło o Chrisa i o groźby, które bałam się, że spełni. Powinnam odejść z jego życia i to jak najszybciej. Gdzieś daleko tak, aby mnie nie znalazł. I przy okazji zabrać ze sobą Christophera...
*Michael
Kiedy wróciłem do domu było już dość późno. Nie sądziłem, że zejdzie mi tak długo, ale Elizabeth miała opóźniony lot, który koniec końców został odwołany. I okazało się, że czekałem na lotnisku cały dzień na darmo. Nie zabrałem telefonu i nikomu nie powiedziałem po co jadę. Zdarzało mi się już tak znikać od czasu do czasu, więc nikt nie zadawał zbędnych pytań. Czasami potrzebowałem pojechać na jakieś odludzie, aby odetchnąć od tej całej "gwiazdorskiej" otoczki. Najczęściej wybierałem lasy, bo tam czułem się najbliżej natury. Otoczony ciszą, którą przerywały tylko jej dźwięki czułem niesamowitą więź z przyrodą. Patrząc na całe piękno natury jakie mnie otaczało nie rozumiałem jak można obok tego wszystkiego przechodzić obojętnie. Przecież to wszystko było takie cudowne, a ludzie nie potrafią tego docenić. Żyją w ciągłym pośpiechu nie zwracając uwagi na nic innego.
Ale wracając do tematu... najbardziej zszokowała mnie reakcja Eleonory. Nie znamy się długo, ale mimo tej jej dobitnej szczerości, wydawało mi się, że jest opanowana. I chyba widząc jak zareagował jej organizm nie pomyliłem się.
-Dlaczego aż tak się zdenerwowałaś? - Nie odezwała się, ale intuicja podpowiadała mi, że coś tu nie gra-Lena, co się dzieje?
-Mój ojczym ci groził
-Co proszę?
-Pisał do mnie, że jeśli nie wrócę to coś ci zrobi, dlatego muszę odejść
-Nie możesz...
-Nie pytam czy mogę, zrobiłeś dla mnie wystarczająco dużo
-Chociaż do czasu aż adwokat się nie odezwie
-Nie
- To kwestia kilku dni - starałem się przekonać ją na wszystkie możliwe sposoby. Była uparta, ale ja też potrafiłem być. W końcu chyba miała dość bo odpuściła. Nie zgodziła się, ale też nie powiedziała że odejdzie. Żeby trochę odetchnąć zaproponowałem jej spacer po Neverlandzie. Pokazałem jej kilka miejsc, które najlepiej prezentowały się po zachodzie słońca. Ale ciągle miałem wrażenie, że jest pogrążona we własnych myślach. Myślę, że ostatecznie zatrzymało ją tutaj to, że nie wiedziała, że w sądzie już sprawa jest zamknięta. Miałem nadzieję, że nie dowie się tego jak najdłużej. Nie sądziłem, że jej ojczym może swoje groźby wcielić w życie. Dostawałem takie liściki już tysiące razy i były to tylko puste słowa. Więc moim zdaniem nie było sensu, aby się tym przejmować. Skoro odpuścił to już zdał sobie sprawę, że nic nie ugra, a może tylko stracić. Większość ludzi tego pokroju lubiła dużo gadać, ale na słowach się kończyło. Do tego Neverland jest bardzo dobrze strzeżony, a gdziekolwiek nie pójdę to są przy mnie ochroniarze. Lub jestem w przebraniu. Nie ma możliwości, aby mógł coś mi zrobić. To wszystko powiedziałem Eleonorze, jednak ona nadal nie wydawała się przekonana. Miałem nadzieję, że jeśli na spokojnie to przemyśli to przyzna mi rację i zapomni o całej sprawie. Do tego Elizabeth mimo odwołanego dzisiejszego lotu zdołała zorganizować sobie kolejny już na jutro. Chciałbym, aby poznała Lenę, może w końcu się do niej przekona, bo nadal uważała, że przyjmując ją tutaj popełniam błąd. Może jak spędzi z nami kilka dni zmieni zdanie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Sam nie wiem dlaczego, ale zależy mi, aby one się polubiły. Jednak przy dwóch tak silnych charskterach okazało się to nie być takie łatwe...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro