Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O krok od tragedii

*Michael

-Michael skup się za chwilę występujecie - Staliśmy właśnie z braćmi za sceną czekając nas zapowiedzą. Spojrzałem na Josepha, który stał obok nas jak zwykle ze srogą miną. Patrząc na niego wiedzieliśmy że musimy zrobić wszystko, aby było idealnie, bo inaczej dostaniemy karę.
-Zaraz wchodzicie, przygotujcie się
-Przed państwem... - że sceny było już słychać głos prowadzącego -The Jackson 5! Powitajcie ich gorącymi brawami! - Po tych słowach dało się słyszeć oklaski. Weszliśmy na scenę i ustawiliśmy się na swoich miejscach. Kątem oka widziałem Josepha stojącego za kulisami i obserwujscego uważnie nasz każdy ruch. Zaczęliśmy występ. Było całkiem dobrze, jednak w pewnym momencie pomyliłem kroki. Publiczność nawet się nie zorientowała, ale już wiedziałem, że Joseph mi tego nie przepuści. Kiedy skończyliśmy dostaliśmy owacje na stojąco.
-Chłopaki byliście wspaniali - Podszedł do nas z gratulacjami sam dyrektor teatru, w którym występowaliśmy. Podał każdemu z nas rękę -Ma Pan naprawdę utalentowanych synów - zwrócił się do Josepha. Ten coś krótko odpowiedział i kazał nam się zbierać do powrotu. Naszego występu nie skomentował. Tak było zawsze, kiedy występ był świetny mówił, że było dobrze. A kiedy był dobry, nawet się nie odezwał. Widziałem w jego wzroku, że nie jest zadowolony z powodu mojej pomyłki. A ja się coraz bardziej bałem tego jaką karę mogę dostać. Spakowaliśmy cały sprzęt i wsiedliśmy do auta.
-Jarmein, Jackie i Tito było nawet znośnie dzisiaj - zwrócił się do moich braci, gdy już ruszyliśmy w drogę, zawsze po występie mówił nam co jest do poprawy - Marlon nadal gubisz rytm, a ty Michael, pomyliłeś się - Milczałem -Słyszysz co do Ciebie mówię?
-Tak
-Za mało ćwiczysz
-Przecież ćwiczę tyle samo co wszyscy
-Widocznie potrzebujesz więcej skoro mylisz się przy takim prostym układzie-nie odpowiedziałem nic. Miałem łzy w oczach, zawsze potrafił sprawić, że czułem się gorszy od innych -Od jutra chce Cię widzieć jak od rana ćwiczysz, masz zacząć godzinę wcześniej
-I tak próby zaczynamy o 6
-Chce Cię widzieć punktualnie o 5, jeśli nie wstaniesz sam to ja Cię obudzę - Nie było z nim dyskusji. Nie miało znaczenia to, że w domu byliśmy dopiero koło północy. Następnego dnia musiałem wstać bardzo wcześnie i zacząłem ćwiczyć od rana tak jak kazał. Jednak z powodu zmęczenia co chwilę się myliłem co wyprowadzało Josepha z równowagi. Krzyczał tak głośno, że obudził pozostałych domowników, którzy jednak woleli nie wchodzić mu w drogę. W końcu całkiem zdenerwowany wziął pas. Wiedziałem już co się szykuje i odruchowo zacząłem uciekać. Jednak dorwał mnie
-Za każdą pomyłkę dostaniesz pasem, może wtedy w końcu nauczysz się poprawnie tańczyć, ile razy się już dzisiaj pomyliłeś- złapał mnie i uniósł pas do góry...
Otworzyłem oczy i mało brakowało, do tego, abym zerwał się z łóżka. Koszmar, który kiedyś był moim życiem. Na codzień starałem się o tym nie myśleć, ale przeszłość doganiała mnie w snach.
Po chwili zorientowałem się że coś jest nie tak. Nie byłem w swoim pokoju, a obok słyszałem charakterystyczne pikanie. Zastanawiałem się co się mogło stać. Ostatnie co pamiętam to to, że zasnąłem na łóżku w swoim pokoju... a może to było na kanapie w salonie? Sam nie wiem. Ale skąd wziąłem się w szpitalu? Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, bo zaraz po tym jak się obudziłem do sali wszedł lekarz.
-Witam wśród żywych panie Jackson
-Co się stało?
-Przedawkował pan leki - powiedział jednocześnie coś sprawdzając i zapisując
-Słucham? To niemożliwe, przecież...
-Ile tabletek pan zażył przed snem?
-Chyba trzy... może cztery -zastanowiłem się jeszcze przez chwilę- nie mogłem zasnąć i wziąłem jeszcze trzy
-Mało brakowało, a skończyłoby się tragedią - Nie odpowiedziałem -Czeka na korytarzu ktoś do Pana
-Elizabeth? Może ją pan zawołać?
-Spokojnie, najpierw muszę zmierzyć panu ciśnienie i zrobić kilka innych badań - Jak powiedział tak zrobił. Gdy skończył do sali w końcu mogła wejść moja przyjaciółka. Opowiedziała mi dokładnie co się stało. Obudziłem się w środku nocy i półprzytomny wyszedłem z domu chwiejąc się na nogach. Zauważył mnie jeden z ochroniarzy, ale kiedy tylko podszedł zemdlałem i dostałem drgawek. Zadzwonili od razu na pogotowie i tak znalazłem się tutaj. Nie pamiętałem żadnego z tych wydarzeń, o których mówiła, ale wiedziałem, że w takiej sytuacji by mnie nie okłamała. Namówiła mnie, abym zgodził się na propozycję lekarza, który zasugerował, że zapisze mnie do ośrodka łączącego uzależnienia. Pojechałem tam od razu po wypisaniu ze szpitala. Stojąc przed wejściem nie wiedziałem co mnie czeka, jak zareagują ludzie, którzy będą mnie otaczać w najbliższym czasie i najważniejsze, miałem nadzieję, że mój pobyt tutaj zostanie tajemnicą i świat nigdy się o nim nie dowie. Chociaż będąc Michaelem Jacksonem wydaje się to niemożliwe. Może jednak chociaż raz mogę liczyć na taki niewielki cud.

*Eleonora

Już od rana pakowałam się do wyprowadzki. Do południa było już wszystko gotowe. Czekałam tylko aż mama wróci z pracy, aby nie zostawiać domu pustego. Mieliśmy tylko jedne klucze, bo drugie kiedyś się złamały i do tej pory nie było okazji dorobić. Z resztą nie było też takiej potrzeby. Kiedy mama wróciła z pracy już walizki stały przy drzwiach gotowe, aby wsadzić je do auta. Namówiła mnie, aby zjeść wspólnie z nimi obiad. Miałam co do tego pomysłu wątpliwości, ale w końcu się zgodziłam, czego miałam w krótce pożałować.
-Jesteś pewna, że chcesz się wyprowadzić? - zapytał Chris.
-Tak, najwyższa pora, tymbardziej, że nie chce wam przeszkadzać
-Nie przeszkadzasz- wtrąciła się mama -Szkoda że nie dogadujecie się oboje - Nie skomentowałam tego. Miałam nadzieję, że oni też nie będą brnąć dalej w ten temat.
-Ja jestem do niej dobrze nastawiony
-Bardzo - burknęłam pod nosem-Nawet aż za bardzo
-Chciałem się z tobą dogadać, ale się nie da
-Ty chciałeś mnie zgwałcić! - Rąbnęłam pięścią w stół aż się zatrzęsło
-I widzisz kochanie, znowu zaczyna- był bardzo opanowany i to pomagało mu przekonać moją mamę do swojej racji
-Uspokójcie się, możemy chociaż jeden obiad zjeść razem w spokoju?
-Róbcie co chcecie, ja tutaj dłużej nie wytrzymam - wstałam z zamiarem wyjścia. Ale poczułam jego dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku
-Posłuchaj nie życzę sobie, żebyś mówiła na mój temat takie bzdury twojej matce
-Bzdury? Od początku mówię prawdę!
-Oczerniasz mnie, bo nie możesz dopuścić do siebie tego, że twoja mama może być z kimś innym niż z twoim ojcem - w tym momencie nie wytrzymałam i przywaliłam mu z całej siły w twarz.
-Nie mów nic nigdy o moim ojcu - Wyrwałam rękę z jego uścisku i jak najszybciej stamtąd wyszłam. Nie słyszałam za sobą żadnych głosów. Chyba byli w szoku, z resztą ja też byłam. Ale sprowokował mnie i należało mu się za wszystko co robi i co próbował zrobić. Czym prędzej spakowałam walizki do auta i odjechałam z piskiem opon. Miałam nadzieję, że moja mama się opamięta i z nim zerwie. W końcu ile można być tak ślepo zakochanym? W końcu musi przejrzeć na oczy i zobaczyć jaki on jest naprawdę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten dzień tak bardzo wpłynie na to co stało się później.
Kilka dni później powoli zaczynałam zadomawiać się w nowym mieszkaniu. Miało być tylko tymczasowe, ale plany się zmieniły i chciałam zostać w nim trochę dłużej. Jednak wszystko popsuł list, który pewnego jesiennego poranka przyniósł listonosz. Dostałam sądowy nakaz odbycia terapii. Podobno był on wydany na rozprawie, o której nic nie wiedziałam. W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś żart. Do póki kilka dni później do drzwi nie zapukali funkcjonariusze służby, która miała siłą mnie zabrać. Zemścił się, bo nie chciałam mu ulec. Nie mógł mnie dopaść w żaden sposób więc postanowił zrobić ze mnie wariatke. Właśnie tak zaczął się mój pobyt w psychiatryku.

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro