Nigdy się nie poddaję
*Michael
Następny dzień zapowiadał się słonecznie. Już od rana złociste promienie wpadały przez szyby do mojego pokoju. Jeszcze kilka godzin temu na niebie były chmury i padał deszcz, dlatego nie spodziewałem się dzisiaj takiej zmiany. Mimo tego, że nadal czułem się fatalnie, to pogodny poranek dodał mi trochę energii na rozpoczęcie nowego dnia. To niesamowite, że czasami kilka ciepłych promieni słońca potrafi przywrócić człowiekowi chęci do życia. Chociaż moje myśli nadal uciekały w stronę słów wypowiedzianych przez moją siostrę i momentami łzy same cisnęły mi się do oczu to byłem dużo spokojniejszy. Rozejrzałem się po sypialni, która w świetle dnia wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado. Podniosłem się z łóżka do pozycji siedzącej i wyciągnąłem ręce do góry. Słyszałem strzykanie zesztywniałych po nocy kości. Wstałem i otworzyłem okno, aby wpuścić trochę świeżego powietrza, a sam postanowiłem pójść do kuchni, aby zrobić sobie poranną kawę. Zarzuciłem na siebie pierwszy lepszy T-shirt, który po wczorajszym armagedonie znalazł się na podłodze. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem korytarzem przed siebie. Schodząc po schodach usłyszałem kobiece głosy, które od razu poznałem. Oprócz Rose słyszałem także Eleonorę i Elizabeth rozmawiające NORMALNIE. Przystanąłem na chwilę, aby się upewnić czy na pewno się nie przesłyszałem. Przyznam, że byłem w szoku, bo jeszcze wczoraj pluły do siebie jadem. Kilka razy usłyszałem swoje imię co pozwoliło mi sądzić, że jestem głównym tematem ich rozmowy. Kusiło mnie, aby posłuchać co mówią do póki nie wiedzą o mojej obecności. Jednak ostatecznie zdecydowałem się dołączyć do nich.
-Dzień dobry-powiedziałem niepewnie wchodząc do pomieszczenia. Gdy tylko się w nim pojawiłem zapadła cisza. Lena wbiła wzrok w szklankę herbaty stojącą przed nią, a Elizabeth patrzyła prosto na mnie. Po ich podkrążonych oczach mogłem wywnioskować, że nie tylko ja miałem nieprzespaną noc.
-Może zrobię kawę?-milczenie pierwsza przerwała Rose.
-Poproszę-odpowiedziałem siadając przy stole, a ona zniknęła za drzwiami kuchni. Zrobiło się niezręcznie.
-Jak się czujesz?-po chwili odezwała się Elizabeth
-Trochę ochłonąłem-mówiąc to skierowałem wzrok na swoje dłonie. Liz zaczęła je oglądać. Przeprosiłem je i poszedłem do łazienki, aby zmyć zaschniętą krew. Powinienem zrobić to wcześniej, ale z tego wszystkiego zapomniałem. Gdy ciepła woda dotknęła ran piekło cholernie, ale okazało się, że po zmyciu krwi nie wygląda to aż tak tragicznie. Chociaż nadal czułem ból od uderzeń i poruszanie palcami sprawiało mi trudność. Wróciłem do jadalni i usiadłem na swoim miejscu. Liz czule mnie objęła i pogłaskała po głowie.
-Proszę cię Michael nie rób tego więcej, już wolę żebyś na mnie wrzeszczał niż abyś się zamykał w pokoju-przerwała na chwilę, gdy Rose przyniosła kawę. Zaczęła mówić dopiero, gdy ta zniknęła za drzwiami-Do jasnej cholery nie wiedziałam co się z tobą dzieje-nerwowo zacisnęła dłoń na uchu od kubka.
-Wybacz, ale naprawdę musiałem pobyć sam-była zdenerwowana, ale wiedziałem, że zrozumiała. Po chwili odlepiłem się od niej, aby wypić kawę zanim zrobi się zimna. Rozmawiałem z Elizabeth i zapomniałem o tym, że w pomieszczeniu jest jeszcze obecna Lena, która cały ten czas milczała. Zmieniłem miejsce tak, aby siedzieć obok niej. Nawet na mnie nie spojrzała.
-Lenka przepraszam za wczoraj-specjalnie użyłem zdrobnienia, aby zobaczyć jak zareaguje-Wiem, że powiedziałem kilka słów za dużo
-W porządku-odpowiedziała bez emocji-Byłeś zdenerwowany
-Wiem, że cię to zabolało-Milczała uciekając wzrokiem-Popatrz na mnie-Złapałem ją delikatnie za podbródek i zmusiłem, aby wykonała moją prośbę
-Naprawdę nic się nie stało-widziałem, że starała się być silna i udawać, że nie rusza jej to co usłyszała wczoraj. Ale jej oczy mówiły coś innego. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. Nie wiedziałem, czy robię dobrze, ale to był odruch. Czułem jak zesztywniała, bo nie spodziewała się tego z mojej strony.
-Nie chcę żebyś płakała z mojego powodu-Powiedziałem szeptem prosto do jej ucha. Siedziała bez ruchu pozwalając się przytulać lecz po chwili poczułem jej dłonie na mojej klatce piersiowej. To był znak, że mam się oddalić. Odsunąłem się od niej czując jej wzrok na sobie.
-Naprawdę wszystko w porządku-powiedziała patrząc mi w oczy. Wróciłem do poprzedniej pozycji i powoli dopijałem mocną kawę.
*Eleonora
Jestem słaba. Czuję się słaba za każdym razem, kiedy pozwalam łzom wydostać się z moich oczu. Jednak czasami przychodzi taki moment, że mimo wszelkich starań nie da się już dalej zaciskać zębów tylko trzeba dać upust wszystkim nagromadzonym emocjom. Nawet najtwardsza osoba nie może wiecznie dusić w sobie uczuć. W taki czy inny sposób znajdą one ujście. Czasem w formie agresji, innym razem poprzez krzywdzenie samego siebie. To nie tak, że to co powiedział Michael uderzyło we mnie jakoś specjalnie, chociaż przyznaję, że mnie zabolało. Po prostu przez ostatnie dni nazbierało się tego zbyt dużo i jego słowa tylko wywołały długo tłumioną reakcję na te bodźce. Jeszcze na domiar złego od rana wydzwaniał do mnie Christopher, o spotkaniu z którym całkowicie zapomniałam. Ale sprawę z nim odłożyłam na później, nie chciałam teraz opuszczać Michaela, bo mimo tego co mówił wiem, że potrzebował wsparcia.
Na śniadaniu atmosfera była napięta. Michael i Elizabeth rozmawiali, ale ja nie potrafiłam się odezwać. Po jakimś czasie zostało zauważone to, że nie biorę udziału w konwersacji. Zaczął mnie przepraszać i na koniec przytulił... Nie mogę powiedzieć, żeby to było nieprzyjemne, ale nie przywykłam do takiej bliskości ze strony mężczyzny. To było dla mnie coś nowego i nie czułam się komfortowo, gdy trwało zbyt długo. Michael był takim ciepłym człowiekiem, który widząc najmniejszą oznakę smutku u kogokolwiek, zaraz chciał zamknąć w ramionach taką osobę. Delikatnie go od siebie odsunęłam i wróciliśmy do śniadania. Po jego zakończeniu udaliśmy się do pokoju Michaela. Takiego bałaganu nie widziałam od dawna... ubrania i bielizna walające się na podłodze, rozbite lustro, porcelanowe figurki, nawet do połowy zdjęta firanka. Pierwsze co zrobił Michael to zaczął zbierać z podłogi bieliznę. Biedny zawstydził się i jego policzki zaraz zrobiły się czerwone.
-Trochę mnie poniosło-przeczesał nerwowo dłonią swoje czarne loki. Byłam zdziwiona, że taka z pozoru spokojna osoba jest w stanie tak zdemolować jedno pomieszczenie.
-Ciekawe co mnie jeszcze zaskoczy na stare lata-Elizabeth z niedowierzaniem rozglądała się po pokoju. A ja postanowiłam pomóc zmieszanemu Michaelowi, który nie wiedział za co ma się wziąć. Elizabeth ostatecznie też do nas dołączyła i w trójkę uporaliśmy się z tym w kilka godzin. Po wszystkim zmęczona padłam na łóżko, a Michael położył się obok mnie. Liz przyglądała się nam z zaciekawieniem.
-To ja was zostawiam dzieciaki, bo ktoś się za mną stęsknił i od wczoraj
się dobija
-Jak kocha to poczeka-skwitował Michael podpierając się na łokciach i obserwując jej reakcję. Ta chwyciła poduszkę, która ostała się na podłodze i cisnęła nią w Michaela. Zwiała z sypialni zanim zdążył jej oddać.
-Mam ochotę potańczyć-Wypalił nagle po krotkiej chwili milczenia
-To ja się mogę zająć sobą...
-O nie, nie, idziesz ze mną-wstał i zanim zdążyłam odpowiedzieć pociągnął mnie za rękę-W drugiej części domu mam oddzielną salę do ćwiczeń
-Już słyszałam jak śpiewasz, teraz w końcu zobaczę jak tańczysz
-Będziesz tańczyć ze mną
-Że co proszę?-otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia-Nie potrafię-No cóż taniec nigdy nie był moją mocną stroną. Krótko mówiąc na parkiecie byłam sztywna jak kłoda i nigdy nie potrafiłam się rozluźnić. Przez to zawsze unikałam imprez, a jeśli już jakaś się trafiła to szukałam wymówek, aby móc w spokoju podpierać ściany.
-Udowodnię ci, że potrafisz-zeszliśmy na sam dół i ruszyliśmy długim korytarzem w kierunku drugiego skrzydła willi.
-Nie ma szans-powiedziałam stanowczo-Nie będę tańczyć
-Jeden taniec-nadal nie ustępował i próbował mnie przekonać
-Będziesz miał dość zanim się skończy
-Na pewno nie jest aż tak źle-przekręcił klucz w grubych, drewnianych drzwiach.
-Tylko gorzej-skwitowałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu, do którego weszliśmy. Było ono wielkości średniej sali gimnastycznej, a wszystkie ściany były pokryte wielkimi lustrami. W rogu stał głośnik i podłączony do niego odtwarzacz, na którym Michael właśnie próbował coś puścić. Po chwili wybrzmiała muzyka z charakterystycznymi basami. Ledwo wybrzmiały pierwsze takty Jackson zaczynał podrygiwać w rytm melodii. Stanęłam bliżej ściany i przyglądałam się temu co robi, bo coraz bardziej się wczuwał. Trochę jakby jego ciało automatycznie reagowało na usłyszane dźwięki. Ale jednocześnie był skupiony i obserwował swoje ruchy w lustrach. Po chwili jakby się ocknął i zorientował, że zaczęłam robić to, co robię przeważnie w takich sytuacjach, czyli podpieram ściany.
-Mieliśmy oboje potańczyć
-To nie wyjdzie, naprawdę to nie dla mnie
-Nie daj się prosić, pokażę ci parę kroków-wyciągnął mnie na parkiet po czym przyciszył muzykę i po kolei pokazywał mi swoje ruchy. O ile samo powtarzanie nie było jeszcze takie złe to kiedy do tego doszła muzyka, to już była tragedia. Chciałabym powiedzieć, że nie wychodziło mi najlepiej... ale to zbyt delikatne określenie na mój "taniec". Zaczęłam robić się nerwowa, gdy po którymś razie znowu mi nie wyszło.
-Nie możesz tak się spinać-stanął za mną i potrząsnął mnie za ramiona
-Mówiłam ci, to nie dla mnie
-Spróbujmy jeszcze raz, coś innego-w tym momencie muzyka stała się powolna i delikatna. Michael podszedł do mnie, położył rękę na talii i pokazał jak mam się ustawić. Kolejny raz dzisiaj naruszył moją strefę komfortu, przez co czułam się jeszcze mniej pewnie.
-Spokojnie nie zjem cię-Dźgnął mnie w bok-Rozluźnij się
-Nie umiem-usiadłam na parkiecie i podparłam podbródek o podkulone kolana
-Nie poddawaj się tak szybko-usiadł po turecku obok-Będzie ci szło coraz lepiej
-Akurat, co ty się tak uparłeś?
-Po prostą-Wzruszył ramionami-Chcę żebyś się trochę rozluźniła
-Jak narazie to się tylko wkurzam-burknęłam pod nosem
-Myślałem, że jesteś spokojna-po raz kolejny dźgnął mnie w bok
-Chyba że coś mi nie wychodzi-zaczęłam się oganiać, ale ten nadal nie przestawał mnie zaczepiać
-No nie mów, że nie masz łaskotek-powiedział z miną smutnego psiaka
-Nie mam
-Hmm może spróbujemy tutaj-jego ręce powędrowały w stronę moich żeber. Przez jakiś czas udawało mi się zachować powagę. Jednak, gdy chwycił moją nogę i zdjął mi buta po czym zaczął mnie łaskotać po stopie, już nie wytrzymałam.
-Wiedziałem, że znajdę-powiedział zadowolony, gdy ja leżałam na ziemi. Po kilku minutach ze śmiechu leciały mi już łzy
-Mike...przestań! Już...nie...mogę!
-Jak ty do mnie ładnie mówisz-zaśmiał się i przerwał-Czujesz się już wystarczająco rozluźniona?
-No nie wiem...-Już sięgał rękami, aby znowu zacząć te "tortury", ale w ostatniej chwili się zerwałam i uciekłam na przeciwną stronę sali. On tylko skrzyżował ręce i mnie obserwował.
-Jak chcesz żebym z tobą zatańczyła to musisz mnie złapać
-A więc tak to sobie wymyśliłaś
-Poddajesz się?-Delikatnie go podpuściłam. Zadziałało, bo od razu, gdy to usłyszał zaczął mnie gonić. Co prawda moja kondycja nie była najgorsza, ale on dzięki temu, że dużo tańczył odznaczał się większą sprawnością. Oczywiście udało mu się mnie złapać. Gdy ze zmęczenia trochę zwolniłam zaszedł mnie od przodu i sama wpadłam w jego ramiona.
-Nigdy się nie poddaję-Stwierdził dumny z siebie. Przez chwilę tak staliśmy szybko oddychając. Później tak jak obiecałam zatańczyliśmy razem i ku mojemu zdziwieniu, szło mi chyba lepiej. Na pewno było przyjemniej niż na początku. Coś się zaczęło we mnie zmieniać. Niekoniecznie tego chciałam, ale nie mogłam nad tym zapanować. Człowiek przywiązuje się do ludzi, z którymi spędza dużo czasu i chcąc nie chcąc zaczyna żywić wobec nich jakieś uczucia. Przebywając z Michaelem, mimo że tylko kilkanaście dni, zdążyłam go naprawdę polubić. A w momencie, kiedy zaczęliśmy tańczyć coś we mnie pękło i zniknęła jakaś blokada. Całkowicie straciliśmy poczucie czasu i spędziliśmy na sali tanecznej kilka godzin. Od czasu do czasu przerywaliśmy taniec, aby trochę odpocząc, wtedy Michael opowiadał zabawne anegdotki ze swojego życia. Ja odwdzięczałam mu się tym samym. Poza tym wygłupialiśmy się i śmialiśmy aż do bólu brzucha. Wszystkie negatywne emocje poszły w niepamięć. Kiedy zmęczeni opuściliśmy salę było już późno. Złapałam się na tym, że trudno było mi się z nim rozstać kiedy rozchodziliśmy się do swoich sypialni. Jednak nie myślałam o tym zbyt długo. Zmęczenie dało o sobie znać i gdy tylko położyłam się na łóżku zapadłam w spokojny sen.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro