Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie potrzebuję pomocy

*rok 1993
Perspektywa Michaela


Bywały w moim życiu różne momenty, niektóre lepsze, inne gorsze, ale tak źle jak teraz nie było jeszcze nigdy. Do tej pory nie mogłem uwierzyć, że ludzie, których uważałem za przyjaciół zrobili mi coś takiego. Ufałem im, spędzałem z nimi czas, dawałem co tylko chcieli.... i może to właśnie w tym tkwił problem. Elizabeth namawiała mnie, abym walczył w sądzie, była pewna, że wygram. Jednak nie posłuchałem i zgodziłem się na ugodę. Zapłaciłem tyle ile chcieli tylko po to żeby wreszcie mieć spokój. Psychicznie byłem wykończony. Nie mogłem tańczyć, a dźwięki muzyki mnie drażniły, nie szło mi nawet pisanie piosenek. Nocą zaśnięcie graniczyło z cudem. Przekręcałem się z boku na bok, próbując znaleźć dogodną pozycję, jednak nie przynosiło to rezultatów. Wtedy chodziłem po domu, był wielki więc jego przejście zajmowało trochę czasu. Czasami wchodziłem do mojej domowej biblioteki i całą noc spędzałem na czytaniu. Zagłębienie się w świat wykreowany przez autora chociaż na chwilę pozwalał mi zapomnieć o problemach. Wcześniej zdarzało się, że spędzałem noce na wymyślaniu układów tanecznych, ale teraz taniec nie sprawiał mi już radości. Nie mogłem wczuć się w rytm, więc odpuściłem... przynajmniej na jakiś czas. Nie musiałem się martwić, że kogoś obudzę, bo nocą byłem sam, nie licząc kilku ochroniarzy, pozostali pracownicy przychodzili rano. Często też wychodziłem na zewnątrz, aby pospacerować po Neverlandzie. Nocą to miejsce całkowicie zmieniało charakter. Mrok nadawał mu inny, bardziej tajemniczy klimat, może nawet trochę przerażający. Jednak nie zmieniało to faktu, że ciągle byłem sam, nawet będąc w takim miejscu nie potrafiłem przestać o tym myśleć. Zaczął się właśnie najgorszy okres w moim życiu i to uczucie osamotnienia doskwierało mi coraz częściej. Nie licząc nocy, przebywałem wśród ludzi cały czas. Jednak bycie samemu i bycie samotnym to dwie różne rzeczy. Mimo, że byłem otoczony bliskimi, którzy mnie wspierali nie czułem tego. Odciąłem się od wszystkich pogrążony we własnych myślach. Coraz częściej zacząłem odwiedzać lekarzy, którzy przepisywali mi recepty. Żeby chociaż na chwilę się przespać zacząłem brać leki nasenne. Jednak większość nic nie dawała oprócz tego, że byłem trochę otępiały. Dopiero, gdy lekarz zdecydował się podawać mi mocne leki, używane tylko w szpitalach, mogłem spokojnie przespać noc. Organizm jednak po upływie czasu zaczął się przyzwyczajać. Potrzebowałam ich coraz więcej, więcej, więcej... w końcu dawki były tak duże i to, że kiedyś przesadzę było tylko kwestią czasu. Dwa tygodnie po podpisaniu ugody odwiedziła mnie Elizabeth. Od razu zauważyła, że coś jest ze mną nie tak.
-Mike na pewno dobrze się czujesz? - Spytała, gdy tylko otworzyłem jej drzwi
-A jak myślisz Liz? - poprowadziłem ją do pokoju, gdzie usiedliśmy na kanapie. Poprosiłem kucharkę, aby zrobiła nam herbatę. Przeważnie robię to sam, jednak teraz nie byłem pewny czy będę w stanie utrzymać filiżankę.
-Wyglądasz strasznie -Skwitowała. Liz jest jedną z tych osób, które są szczere do bólu. Zawsze mówi to co myśli nawet jeśli nie jest to nic miłego. Ale właśnie za to ją cenię. Potrafi mi powiedzieć wprost coś na co nikt inny by się nie odważył
-Dzięki - odpowiedziałem sarkastycznie i spojrzałem na swoje dłonie, których drżenia nie mogłem opanować
-Mike, przesadzasz z tymi lekami - wzięła mnie za ręce
-Nie martw się panuje nad tym
-Czy ty siebie słyszysz? - wstała - widziałam cię dwa tygodnie temu, widzę, że się zmieniłeś
-Wydaje ci się
-Wydaje? - stanęła przede mną -Ty potrzebujesz pomocy
-Radzę sobie dobrze
-Wiem, że jesteś uparty - usiadła spowrotem -Ale widzę co się dzieje, nie chcę żebyś skończył martwy - zacisnąłem dłonie w pięści.
-Powiedziałem że nad tym panuje - wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Już powoli traciłem cierpliwość.
-Mike chce ci pomóc... znam adres dobrej kliniki odwykowej
-Jeszcze czego! Nie jestem narkomanem! - uderzyłem pięścią w stół aż drewno zaskrzypiało.
-Uspokój się... jesteś uzależniony
-Nie potrzebuję pomocy ani twojej ani jakiegoś cholernego ośrodka - Wstałem i poszedłem do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz po czym z szafki nocnej wyjąłem kilka opakowań tabletek. Ostatnio często mieszałem różne leki. W głowie ciągle słyszałem głos Elizabeth. Wahałem się przez chwilę, jednak było to silniejsze ode mnie. Połykałem jedną tabletkę za drugą po czym zapadłem w błogi sen...

*

*Perspektywa Eleonory

Tamtego dnia wróciłam do domu wcześniej, tylko po to, aby w spokoju porozmawiać z mamą. Miałam nadzieję, że Christopher będzie jeszcze w pracy. Christopher był jej partnerem, z którym spotykała się już kilka miesięcy i to właśnie o nim chciałam z nią porozmawiać. Był od niej 16 lat młodszy i od początku coś mi nie pasowało w jego zachowaniu. Ale nie sądziłam, że będzie zdolny posunąć się do czegoś takiego. Odkąd się do nas przeprowadził zachowywał się conajmniej... dziwnie. Mama mimo swojego wieku była ślepa na to wszystko. Od śmierci ojca nie miała nikogo i teraz, gdy poznała Chrisa omamił ją do tego stopnia, że robiła co tylko chciał i wszystkie jego słowa przyjmowała bezkrytycznie. Po śmierci taty wychowała mnie sama i miałyśmy świetną relację, często nawet jak przyjaciółki, a nie jak córka z rodzicem. Ufałyśmy sobie, ale gdy go poznała to się zmieniło. Zdarzyło się, że kiedy wracałam z pracy widziałam jak obściskuje się z jakąś młodą kobietą. Powiedziałam oczywiście o tym mamie. Wierzyła w moje słowa, do póki z nim nie porozmawiała. Nie wiem co jej powiedział, ale po tym całkowicie zmieniła do mnie nastawienie. Wszystko się popsuło. Byłam świadkiem jeszcze kilku takich sytuacji, o których jej mówiłam jednak całkowicie to ignorowała. W końcu przestałam, bo to było bezsensu. To było jeszcze zanim się wprowadził. A kiedy już z nami zamieszkał było tylko gorzej. Bardziej niż mamą był zainteresowany mną. Często, nawet w jej obecności, rzucał jakieś dwuznaczne, a czasem nawet chamskie komentarze. Starałam się nie zwracać na to uwagi i w takich sytuacjach po prostu wychodziłam z pokoju. Ale po pewnym czasie zaczął pozwalać sobie na coraz więcej. Kiedy mamy nie było w zasięgu wzroku zaczynał mnie dotykać i szeptać co by chciał ze mną zrobić. Kilka razy nie wytrzymałam i przywaliłam mu w twarz jednak to go nie zniechęciło. Kiedy wróciłam wcześniej z pracy, byliśmy sami, zaczął się do mnie dobierać i próbował zgwałcić. Nie udało mu się, ale nie mogłam dłużej milczeć. Ostatni raz chciałam porozmawiać z mamą, jeśli nic się nie zmieni, wyprowadzę się.
Miałam szczęście, mama była sama i miała dobry humor. Szkoda że będę musiała jej go popsuć. Kiedy tylko weszłam poczułam z kuchni jakiś zapach więc skierowałam się w tamto miejsce.
-Hej mamo, co gotujesz?
-Spaghetti, ty już po pracy?
-Tak, dzisiaj wyszłam wcześniej- usiadłam na krześle -Chciałam z tobą porozmawiać
-O czym?
-O Chrisie - słysząc to przekręciła oczami -Mamo, on jest nie fair w stosunku do ciebie
-Który raz już to od ciebie słyszę
-I zawsze to prawda
-Więc co tym razem? - odpowiedziała obojętnie nawet nie odkrywając wzroku od garów
-Chciał mnie zgwałcić
-Słucham? - popatrzyła w moja stronę
-To dobrze, że chociaż raz słuchasz
-Posłuchaj, nic ci nie mówiłam jak mówiłaś wtedy te wszystkie kłamstwa, ale tym razem przesadziłaś
-Mamo, mówię prawdę
-Masz 23 lata, a zachowujesz się jak dziecko
-To nie ja trzymam pod dachem ponad 15 lat młodszego faceta, który zdradza na lewo i prawo
-Posłuchaj wiem, że tęsknisz za tatą, ale musisz zaakceptować to, że jestem z kimś innym
-Taty w to nie mieszaj - Wstałam i wyszłam trzaskając za sobą drzwiami. Przy wejściu minęłam się jeszcze z Chrisem, jednak zignorowałam go i poszłam przed siebie.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro