Dobro wraca...podobno
*Eleonora
Michael Jackson nie rzucał słów na wiatr. Jak się okazało już niedługo po rozmowie z nim skontaktował się ze mną adwokat. Opowiedziałam mu wszystko co się stało, a on przeszedł do działania i dokładnego przyjrzenia się aktom sprawy. Teraz pozostało tylko czekać na dalszy rozwój sytuacji. Ale już pewne zmiany nastąpiły, mam więcej swobody i nikt nie chodzi za mną krok w krok. Jednak całkowite rozwiązanie sprawy wymagało czasu. Michael opuścił już to miejsce, ale czasami przychodził, aby mnie odwiedzić. Jednego z takich dni wybraliśmy się na spacer po szpitalnym parku.
-Mam dla Ciebie wiadomość - powiedział lekko się uśmiechając.
-To dobra wiadomość?
-Zależy
-Więc nie trzymaj mnie tak w niepewności tylko powiedz
-Możesz stąd wyjść nawet dzisiaj...
-Naprawdę? - zatrzymałam się i popatrzyłam na niego zdziwiona
-Tak, ale... musisz wrócić do twoich rodziców...
-Mam tylko mamę
-Wybacz, w każdym razie, do końca sprawy musisz mieszkać u niej
-Mogę wrócić do swojego mieszkania
- Nie, ktoś musi dopilnować, abyś nie wyjeżdżała z miasta
-Ale nie oni, na pewno nie, gdy jest tam Chris... - usiadłam na ławce i oparłam głowę na rękach. Michael popatrzył na mnie i się zamyslił.
-Może chciałabyś przez ten czas pobyć u mnie? - zdziwiłam się tą propozycją. Przecież prawie się nie znaliśmy, a on mi pomaga I nie chce niczego w zamian. A teraz proponuje, abym z nim zamieszkała. To wydawało mi się coraz bardziej podejrzane. Nikt nie robi takich rzeczy bezinteresownie, ale nie miałam pojęcia jakie może mieć intencje. Nie ufałam mu, w końcu był obcym człowiekiem. Ale z drugiej strony miałam dość tego miejsca, krat w oknach, białych ścian i prawie pustych pokoi. Biłam się z własnymi myślami.
-Mogę ci jutro dać odpowiedź?
-Wiem, że mi nie ufasz
-Bo Cię nie znam, teraz mi pomagasz, a później czego będziesz chciał w zamian?
-Niczego
-Jasne, nie ma takich ludzi
-Posłuchaj, mieszkam sam, nie licząc osób, które pracują w Neverlandzie, więc będę szczęśliwy, jeśli chociaż przez chwilę będę miał towarzystwo
-I tylko tego chcesz?
-To aż takie dziwne, że nie chce być sam?
-Trudno mi uwierzyć, że niczego więcej nie oczekujesz
-Wystarczy mi twoje towarzystwo - Mówił to tak pewnie i wydawało się, że mówi szczerze, ale nadal nie byłam pewna. Postanowiłam zaczekać z decyzją do następnego dnia. Pożegnałam się z Michaelem i wróciłam do pokoju. Z racji tego, że nie miałam co robić to po prostu poszłam spać. Nie wiem ile czasu minęło, ale ze snu wyrwał mnie głos opiekuna, który oznajmił, że mam gościa. Zdziwiłam się, ale moją pierwszą myślą było to, że może Michael zapomniał mi czegoś powiedzieć. Nikogo innego się nie spodziewałam. Jednak, kiedy weszłam do pokoju zobaczyłam, że siedzi tam Chris. Chciałam się już wycofać, ale lekarz zamknął drzwi, zostawiając nas samych.
-Po co tutaj przyszedłeś? - popatrzył na mnie, wstał z krzesła i podszedł bliżej.
-Myślisz, że omamiłaś jakiegoś bogatego kretyna i tak łatwo się ode mnie uwolnisz? - chwycił mnie za nadgarstki -Myślisz, że on Cię obroni?
-Puszczaj mnie - próbowałam się wyrwać, ale zacisnął dłonie jeszcze mocniej.
-Zniszczę Cię tak, że na kolanach będziesz błagała, aby wrócić-Odepchnął mnie z taką siłą, że uderzyłam plecami o ścianę. -Jak tylko dowiem się kto ci pomaga, jemu też dam nauczkę - powiedział, po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Po chwili lekarz doprowadził mnie do mojego pokoju, gdzie położyłam się na łóżko. Z tej całej bezsilności po prostu się rozpłakałam. Ale podjęłam decyzję, zgodzę się na propozycje Michaela.
*Michael
-Michael, Ty naprawdę nie wyciągasz wniosków z tego co się dzieje- Elizabeth już od ponad godziny załamywała ręce i próbowała mi wybić z głowy pomysł przyjęcia Eleonory do siebie na jakiś czas.
-Liz, nie martw się
-Jesteś dorosły, ale jeszcze będziesz przez nią płakał
-Przesadzasz, może zmieńmy temat
-Za dobry jesteś Mickey - może i miała rację, może będę przez nią cierpiał, ale nie mogłem przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebował pomocy. Do tego nie sądziłem, abym mógł się do niej zbliżyć, bo wyraźnie odczuwałem jej niechęć w stosunku do mnie. Mimo, że starałem się ją przekonać do tego, że naprawdę nie mam złych intencji to nadal mi nie ufała. Ale była szczera i to ceniłem, bo niewiele osób potrafi powiedzieć co tak naprawdę myśli. Większość ludzi wokół mnie tylko potakuje jakby się mnie bali. Przecież jestem spokojny, nigdy nie krzyczałem, a oni chodzą wokół mnie jak na szpilkach i ważą każde słowo. Czasem to jest naprawdę irytujące, bo oprócz Liz nie mam się kogo poradzić.
*
Następnego dnia tak jak obiecałem pojechałem do Eleonory, aby dowiedzieć się jaką podjęła decyzję. Zdziwiłem się, gdy jeden z lekarzy oznajmił, że jest już spakowana i tylko czeka na mój przyjazd. Zdziwiłem się trochę, bo po wczorajszym zachowaniu mogłem spodziewać się, że nie będzie chętna do wyjazdu. Pomogłem jej włożyć walizkę do bagażnika i bez zbędnego tracenia czasu ruszyliśmy w drogę do Neverlandu. Nie ukrywam, że przez większość czasu jechaliśmy w ciszy, bo nie mieliśmy za bardzo o czym rozmawiać. Ja z natury jestem dość nieśmiały i nie lubię dużo mówić, szczególnie, gdy czuję niechęć ze strony drugiej osoby. Kiedy byliśmy już u celu zauważyłem, że z ciekawością rozgląda się po posiadłości.
-Chodź, pokażę ci gdzie będziesz spać, a później mogę cię oprowadzić - bez słowa ruszyła za mną do środka mojego domu.
-Wow - usłyszałem, gdy zobaczyła wnętrze.
-Podoba ci się?
-To wszystko wygląda jak wyciągnięte z muzeum
-To rekonstrukcje, chociaż mam też kilka oryginalnych rzeczy - popatrzyła na mnie zdziwiona. Uśmiechnąłem się lekko zadowolony z tego, że spodobało jej się to, co tutaj zobaczyła. -A teraz chodźmy dalej, bo pokoje są na piętrze - Zaprowadziłem ją do jednego z pokoi dla gości. Cały dom był urządzony w staroświeckim stylu, pokoje gościnne również nie odbiegały od innych. -Chcesz się teraz rozpakować czy wolisz abym oprowadził Cię po Neverlandzie?
-Mogę zostać sama?
-W porządku, gdybyś czegoś potrzebowała mój pokój jest na końcu korytarza - miałem już wychodzić, gdy usłyszałem za sobą jej głos
-Michael
-Tak?
-Dziękuję - Odwróciłem się w jej stronę czekając aż powie coś więcej, jednak na to się nie zanosiło
-Nie ma za co, czuj się jak u siebie....właśnie, łazienka jest na przeciwko twojego pokoju i w szafkach powinny byś świeże ręczniki, a na dole jest kuchnia...
-Nadal trudno mi uwierzyć, że pomagasz mi bezinteresownie
-Dobro wraca... podobno - Mówiąc to wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Mama powtarzała mi to często, ale patrząc na niedawne wydarzenia, niekoniecznie to się sprawdza. Ale może w końcu los się do mnie uśmiechnie.
***
Witam!
Jak wam się podoba nowe opowiadanie? Wiem, że akcja posuwa się do przodu dość powoli, ale mam nadzieję, że nie nudzicie się czytajac to :)
Czy wolicie rozdziały, które są pisane z perspektywy jednej osoby, czy kilku?
Proszę o opinię w komentarzach, a jeśli opowiadanie się podoba to miło będzie jeśli zostawicie ☆
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro