Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wilcza zima

Zima była ciężkim czasem dla Jungkooka. Przez większą jej część ukrywał się w pobliżu swojej rezydencji. Polował jedynie wtedy kiedy musiał. Jednak kiedy został zauważony przez stajennych musiał uciekać. Nie wiedział gdzie powinien się schronić by dotrwać do wiosny. Nie mógł przecież iść do Jimina. To byłoby zbyt niebezpieczne dla nich obu. 

Ukrywał się więc na nowo w jaskiniach, norach i opuszczonych domach leśników. Nie trwało to jednak długo. 

Pod koniec drugiego miesiąca zimy natknął się na leśniczego, który nie chciał odpuścić. Mimo, że na początku zdawał się Jeonowi całkiem przyjazny, nie czuł od niego wrogości. Dopiero po dłuższym czasie zauważył jak mężczyzna sięga po strzelbę. Ucieczka na nic się jednak zdała. Leśniczy znał ścieżki jakimi podążał wilka. Tropił go tak długo aż ustrzelił jego bok.

Głośny strzał rozniósł się po całym lesie. Sarny uciekały spłoszone, a inne wilki wyły skryte w gęstwinach. Ptaki zerwały się z gałęzi i zaczęły krążyć nad koronami drzew.

Kook zaskamlał padając w zaspy śniegu. Krew sączyła się z jego rany. Zostawiał za sobą ślad, którym podążał leśniczy. Trwało to wiele godzin. Wilka podnosił się i upadał po kilku krokach. Tracił siły wraz z ulatującą z niego krwią. 

Bał się, że właśnie nadszedł jego koniec. Słyszał, że mężczyzna jest co raz bliżej. Słyszał śnieg ocierający się o podeszwy butów, spadające płatki owijające się wokół ubrania. Słyszał ciężki oddech, bicie serca i... Śpiew?

Rozejrzał się wokół i zmusił do wstania. Człapał w kierunku melodyjnego głosu. Dopiero po kilku minutach rozpoznał zapach, którego wcześniej nie zauważył. Babcia Jimina.

Szedł jej śladem aż w końcu dźwięki i zapachy były tak wyraźne jakby kobieta znajdowała się dosłownie o kilka kroków. Kiedy padł po raz kolejny zza krzaków wyszedł mężczyzna. Celował wprost w jego głowę. Wilk nie mając siły padł niczym zmęczony pies. Schował pysk w śniegu i zamknął oczy. Jedyne o czym myślał w tym momencie to fakt, że nie zobaczy już Jimina. Usłyszał strzał jednak nie poczuł bólu. Myślał, że właśnie tak wygląda koniec. 

Kiedy jednak nic się nie wydarzyło, nie zobaczył światła w tunelu, swego ojca czy innej bzdury czekającej na niego po śmierci, otworzył oczy. 

Zdziwiony leśniczy stał naprzeciwko kobiety. Ta trzymała dłoń zaciśnięta na lufie broni i mamrotała coś pod nosem. Jungkook uznał, że musiało być to jakieś zaklęcie, a kobieta mimo wszystko była wiedźmą. Może nie taką jak z baśni. W końcu nie była brzydka, nie miała garba czy zakrzywionego nosa. Wręcz przeciwnie. Wyglądała bardzo młodo i pięknie. Jak na swój wiek oczywiście. 

Nie wiedzieć kiedy, leśniczy opuścił broń i odszedł jakby w transie. Nie mrugał i niemal nie oddychał. Szedł prosto przed siebie jak zaczarowany. I kiedy zniknął za drzewami, kobieta odwróciła się w jego stronę.

-Musisz bardziej na siebie uważać, Lykaios.- uśmiechnęła się po czym podeszła do niego. Kucnęła owijając się szczelniej czerwoną peleryną. Identyczną jak ta Jimina. Wygrzebała z koszyka kilka liści, zwinęła je w rulonik i włożyła do ust. Przeżuła je i wypluła na szmatkę by następnie docisnąć zawiniątko do rany.- Znieczuli ranę wystarczająco długo byśmy mogli dotrzeć do mojego domu. Tam zajmę się tobą najlepiej jak będę potrafiła. 

Kilka godzin później Jungkook wylegiwał się przy palenisku nad, którym gotowała się zupa. W osobnym naczyniu kobieta ucierała zioła dodając do nich nieco wody. Papka w kolorze brudnej zieleni śmierdziała niesamowicie, a kiedy wylądowała już na ranie, wilk sarknął kilka razy. Bolało jednak nie był to ból jakiego nie byłby w stanie znieść. 

-Możesz zostać tu do wiosny. Może w tym czasie nauczysz się wracać do swojej ludzkiej postaci. Byle byś tylko nie skrzywdził mojego wnuka. To dobry chłopak. W dodatku bardzo Cię polubił. Dzięki tobie jest mniej samotny. - kobieta krzątała się po małym jednak przytulnie ciepłym pomieszczeniu. 

Jungkook majtnął kilka razy ogonem. Cieszył się, że nie będzie musiał kryć się po jaskiniach. Zwłaszcza, że nie był pewny czy leśniczy nie wróci.

Wieczorem słuchał jak babka blondyna czyta o podobnych do niego. Dowiedział się, że może wrócić do swojej ludzkiej postaci. W dodatku nie wydawało się to takie trudne. W jego wypadku było jednak nieco kłopotliwe. A biorąc pod uwagę fakt, że w zwierzęcej postaci był już bardzo długo, cały proces mógłby być również bolesny. 

Przez ostatni miesiąc zimy dużo ćwiczył. Starał się wrócić do siebie jednak ani razu nie był nawet bliski przemiany. Nie zaprzestawał jednak treningów. Chciał być na nowo sobą.

Pierwszego dnia wiosny wyruszył na polowanie. Czaił się na większą zwierzynę. Króliki już go nie satysfakcjonowały. I mimo, że były smaczne on sam czuł, że potrzebował wyzwania. Zaczaił się więc na młodego jelenia. Obserwował go z ukrycia już od kilku godzin. Był niemal pewny, że mu się uda. W końcu nastroszył ogon, strzelił kilka razy uszami upewniając się, że nic mu nie przeszkodzi po czym pochylił się nisko i wybił. Doskoczył do jelenia wbijając mu pazury w zad. Zwierzę spłoszyło się jednak nie miało już szans. Jungkook dopadł do jego szyi gdzie zatopił kły. Wyraźnie czuł smak i zapach świeżej krwi. Zacisnął mocniej szczęki na szarpiącej się nadal zdobyczy przetrącając tym samym kark młodego osobnika. Już po chwili zajadał się świeżym mięsem oblizując pysk i orając w miękkim ciele pazurami. 

Kiedy skończył posiłek zawył szczęśliwy. Oblizał się kilkukrotnie jak robiły to koty. Spojrzał na pozostawione resztki i uznał, że idealnym prezentem dla babki Jimina będzie świeże mięso. Złapał więc za rozdartą skórę i zaczął taszczyć do chaty truchło jelenia. Zajęło mu to niespełna pół godziny. A kiedy wtargał zdobycz na teren chaty zaczął biegać wokół niej niczym szczeniaczek cieszący się z nowej zabawki. 

-Co się dzieje?- kobieta wyszła na zewnątrz. Kiedy zobaczyła Jungkooka załamała ręce.- Lykaios, miałeś nie jeść więcej surowego mięsa.- pokręciła rozbawiona głową jednak po chwili kucnęła obok martwego zwierzęcia. - Bardzo ładnie go upolowałeś. Nie cierpiał długo. Zrobię nam potrawkę.- podniosła się i wyjęła zza paska pokaźnych rozmiarów nóż. - Przynieś kosz, tylko nie ubrudź niczego.- zagroziła palcem mimo, że Jungkook doskonale zdawał sobie sprawę z braku jakichkolwiek konsekwencji. Pod tym względem kobieta była identyczna jak Jimin. 

Kiedy przyniósł kosz usiadł wygodnie i z zaciekawieniem obserwował jak kobieta z wprawą odcina kawały mięsa od kości. po długim czasie na palenisku gotowała się potrawka, a z jelenia zostały jedynie kości oraz skóra, z której kobieta postanowiła zrobić po odpowiednim jej obrobieniu rękawiczki.

Wieczorem oboje mogli delektować się smakiem pysznego mięsa. Delikatnego i idealnie doprawionego ziołami. Rozpływało się w ich ustach.

Jungkook pomyślał, że babcia Jimina gotuje znacznie lepiej niż kucharz, który zajmował się kuchnią w jego rezydencji odkąd tylko pamiętał. 

-----------------------------------------

Czy ktoś nadal tu jest? Jeżeli tak... drogi czytelniku wiedz, że Cię kocham 😘😘😘 Miłego weekendu😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro