Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

[1360]

Wytłumaczenie było jedno... Jungkook był moim soulmatem...

Ale czy na pewno? Przecież mógłby to być naprawdę nadzwyczajny przypadek, że akurat w tym momencie zapiekły mnie usta. Skąd mogłem mieć pewność, że to właśnie Jungkook jest moim soulmatem. Chyba popadam już w paranoje, aby od razu podejrzewać takie rzeczy. Lecz w końcu jestem pan Park Jimin, więc chyba przyciągam najbardziej nierealne sytuacje świata, jak jakiś cholerny magnes. 

- No dobrze, spokojnie Jimin - szepnąłem do siebie na uspokojenie. Jednak dalej ich uważnie obserwowałem, nie chcąc przegapić żadnego szczegółu.

A może to ten drugi nim jest? Aczkolwiek na świecie jest tyle ludzi, że nie w sposób zliczyć, więc równie dobrze mój prawdziwy soulmate całuje się teraz z kimś innym, a akurat zbiegiem okoliczności Jungkook całuje się ze swoim chłopakiem. Proste? Oczywiście, że proste, jednak dalej nie mam odpowiedzi, a coraz więcej pytań!

Czemu musi to być takie trudne?!

Zacząłem roztrzepywać swoje włosy w frustracji, mając ochotę krzyczeć z frustracji. Czy nie mogło być innej opcji, niż tylko pisanie po nadgarstkach? Jakieś bardziej widoczne, kto jest twoim soulmatem? Nie wiem może jakiś tatuaż na szyi do pary albo dosłownie cokolwiek co, by mi chamsko w twarz powiedziało "Tak to twój soulmate, gratuluje odnalezienia swojej drugiej połówki". 

A jedynie ma mamy to pisanie po nadgarstkach, co już na przykład długi rękaw uniemożliwia mi widoczność napisu. Niby to było i tak sporym ułatwieniem jak na nasze możliwości, ale jednak  apetyt rośnie w miarę jedzenia, jak to mówią. 

Musiałem w końcu wrócić do pokoju, by nikt mnie nie nakrył, że beztrosko podglądam ludzi i to jeszcze w gabinecie lekarskim. Dlatego szedłem powolnym krokiem w stronę swojej sali, zastanawiając się, jak mógłbym ugryź ten temat, aby spróbować zdemaskować swojego soulmate'a. Wiedziałem, że będzie to trudne zadanie, jednak nie mogłem, się tak poddać bez jakiejkolwiek walki.

Wtedy też zaświtało mi coś w głowie i to serio mógł być realny trop. Przypomniała mi się sytuacja, jak Jungkook był u mnie zaledwie parę godzin temu. Miał wówczas frotę na nadgarstku, czy to możliwe, by ją nosił, aby zakryć to, co do niego piszę? By mnie bardziej ignorować?

W sumie to mogło być logiczne, bo skoro zasłaniał nadgarstek, wtedy nie widział, co do niego pisałem i nie dałby się zdemaskować tak na co dzień. To by oznaczało, że musiałbym zaczął pisać na prawym nadgarstku, tylko moje pisanie lewą ręką jest tak marne, że nie przypomina to żadnego sensownego znaku. Poza tym mężczyzna nosi kitel z długim rękawem. Czyli podsumowując wszystko jest przeciwko mnie.

Jednak postawiłem sobie za cel dowiedzenie się prawdy, nawet jeśli miałem ją prawie podaną na talerzu. Gdyż może jednak to złudna nadzieja, kierowana dosłownie moją desperacją? Najprawdopodobniej mylę się i oskarżam już każdego, by tylko uzyskać odpowiedzi na te nurtujące mnie pytania. Może to ta chorobliwa ciekawość i niecierpliwość, mącą mi tak w głowie? A jak właśnie oskarżam niewinną osobę o swoje cierpienie?

Westchnąłem, wchodząc do swojej sali. Zmierzając do łóżka, nie wiedziałem już, co o tym wszystkim myśleć. Miałem już wiele wątpliwości, co do tego wszystkiego. Jednak... Ja chciałbym po prostu wiedzieć. Chce wiedzieć, czemu mój soulmate woli mnie zdradzać? Co zrobiłem źle?

Bo przecież jak go nie znajdę, to nie dowiem się tego. 

Dlatego też muszę wymyślić jakiś sposób, jak to wszystko rozegrać. Gdyż jeśli zapytam wprost i okaże się, że faktycznie jest moją bratnią duszą, to się wszystkiego wyprze. Bo skoro mnie zdradza, to chyba prostym jest, że się nie przyzna. A jeśli też nie jest, to równie odpowie przecząco, więc co mi to daje? Że zostanę w punkcie wyjścia i tak, nadal zostawiony bez odpowiedzi. Mimo że byłoby to najprostsze rozwiązanie.

Nie wiem, ile byłem pogrążony we własnych myślach, ale zdecydowanie za długo, bo nastał już wieczór. Wtedy też była rozdawana kolacja, która do najlepszych nie należała. I tu już nie narzekałem na rozmiar porcji, która największa nie była, lecz smak, a raczej jego brak. Wtedy dziękowałem Bogom za moją mamę, która przemycała do szpitala wiele dobrych rzeczy. 

I teraz też otrzymałem kolacje, składającą się dosłownie tylko z ryżu i warzyw. Nie jestem po operacji żołądka, by jeść tak lekko. Jednak no trudno się mówi i trzeba to przetrwać. Dlatego też zacząłem przeżuwać kolejne kawałki posiłku i szczerze, jak mówiłem, nie czuć było ani grama przypraw. Wmawiałem sobie, że to ze względu na bezpieczeństwo pacjentów posiłki nie mają smaku, bo nie wiadomo, kto jest na co uczulony. Jednak to było zbyt przykre, by to przełknąć.

Później też przyszedł Jungkook, jak wcześniej obiecywał. Lecz niósł jakiś koszyk w rękach. Był on nie duży, jednak wypełniony słodyczami? Przynajmniej tak mi się wydawało i jak się okazało, jak podszedł bliżej, że miałem racje. 

- To dla Ciebie - położył prezent na mojej szafce, a ja patrzyłem na niego zdziwiony.

- Dla mnie? 

- Tak, dla Ciebie - zaśmiał się i usiadł obok mnie na krześle. 

- Od kogo? - spytałem, próbując coś z niego wyciągnąć.

- Od mojego chłopaka.

Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, co tu się odwala. Czemu jego chłopak daje mi koszyk ze słodyczami?

- A z jakiej to okazji?...

- Nie bądź zły, ale... Często opowiadam swojemu chłopakowi o ludziach ze szpitala i wspomniałem mu o tobie. Zrobiło mu się strasznie przykro, przez co chciał Ci poprawić humor.

- Oh... To... Naprawdę miłe z jego strony - odpowiedziałem. Powinienem być zły, że opowiada obcemu moją w sumie dość intymną historie. Aczkolwiek z drugiej strony nie mam, co się dziwić, robił to zapewne, aby pozbyć się nagromadzonych w ciągu dnia emocji. W końcu w szpitalu ogląda się tyle nieszczęścia, że trzeba jakoś odreagować. Więc lepiej już rozmawiać z kimś, niżeli popadać w nałogi na przykład w alkoholizm.

- Tak... On zawsze nie umiał przejść obok koło cierpiących. 

- Widać, bo skoro kupuje randomowej osobie słodycze na poprawę humoru, to musi mieć złote serce - zaśmiałem się. 

- Już nie raz przynosił prezenty pacjentom tego szpitala, że już nawet personel go zna i wpuszcza bez problemu. 

- Cóż nie dziwię się. 

- A ty jak się teraz czujesz? 

- Jest lepiej, choć może nie widać za bardzo.

- Już w miarę się wszystko goi, prawda?

- Tak... W sumie to bardziej siniaki zostają, a jak wiadomo one szybko nie znikną. 

- Hmm w takim razie znajdę dla Ciebie może jakąś maść, by złagodzić obrzęk i by kolor szybciej schodził.

- Serio? Nie powiem, byłoby miło - uśmiechnąłem się - Bo aktualnie wyglądam jak stetoskop, mam paletę kolorów na sobie - powiedziałem, a chłopak zaśmiał się przyjaźnie z mojego żartu.

- Więc zobaczę, co da się zrobić. 

- Chwała Ci za to, niech Ci Bóg to w pieniądzach wynagrodzi - tym razem to ja się zaśmiałem.

- Oj to się przyda na pewno - również się uśmiechnął.

I faktycznie następnego dnia otrzymałem maść od chłopaka, który nawet nalegał, aby mi pomóc posmarować niektóre miejsca. Było mi głupio, a jednocześnie czułem, jak moje policzki palą żywym ogniem, gdy rozsmarowywał lek po mojej klatce piersiowej, czy też szyi. Jednak on upierał się, że w końcu to on pracuje w szpitalu i ma pomagać pacjentom. No i chcąc nie chcąc musiałem się zgodzić, gdyż nawet nie dotknąłbym tej maści.

Jednak jego palce z niezwykłym wyczuciem błądziły po mojej skórze, przez co chciałem wręcz mruczeć. Miał tak delikatne palce, że bardziej określiłbym go mianem profesjonalnego masażysty, niż przyszłego lekarza. 

- Jesteś pewny, że wybrałeś dobry zawód?

- Hmm? Co masz na myśli?

- Powinieneś zostać masażystą - chłopak jedynie zaśmiał się na te słowa.

- Dziękuję za komplement.

- Ale serio... Mam tyle siniaków, jakbym bił się z niedźwiedziem, a ty nasmarowałeś je tak, że nie czułem żadnego bólu. 

- To chyba dobrze, nie?

- Dobrze? Cu-dow-nie. Zwłaszcza, że nie mam już podawanych takich mocnych leków przeciwbólowych.

- A coś Cię boli? Mogę poprosić o jakieś, jeśli potrzebujesz...

- Nie trzeba, chyba jedynie co to te siniaki bolą, ale no powiedzmy sobie szczerze, kogo nie bolały nigdy siniaki - prychnąłem - Do wesela się zagoi, jak to mówią, czy coś.

- To na pewno - odpowiedział, by po chwili dodać - I gotowe - uśmiechnął się, wycierając ręce w ręczniczek, który ze sobą zabrał - Teraz musisz niczego nie dotykać tak przez 15 minut, by maść się dobrze wchłonęła.

- Dobrze, że jest tu ciepło, bo bez koszulki długo bym nie pociągnął.

- Byś się zahartował porządnie.

- Tak przy okazji zamieniając się w kostkę lodu... Podziękuję...

Gdy tak rozmawialiśmy, zerknąłem ponownie na jego nadgarstek, na którym nadal znajdowała się ta sama frotka. Na pewno się dowiem, czy jesteś moim soulmatem, poczekaj tylko...

/////

Witam witam moje urocze herbatniczki! 🤗

2021 już zawitał, więc mam nadzieję, że nastawienie do tego roku będzie o wiele lepsze niż do poprzedniego!

Słyszałam też, że ma przyjść niezła zima... Dlatego proszę Was moje Słodziaki ubierajcie się cieplutko, a jak możecie to posiedźcie w domu i przyklejcie się do kaloryfera z herbatką! 💜

I do następnego~!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro