Rozdział 15
Troll zamachnął się swoją maczugą i rozwalił kilka zlewów. Natomiast trójka pierwszorocznych cofnęła się pod samą ścianę.
- Co robimy? - zapytał nieco piskliwie Roy.
- P-powin-nniśmy go chyba skołować.
- Aha. - zamilkł, po czym spojrzał przerażony najpierw na Blaise'a, a potem na Hermionę -Jak?!
Ślizgon wzruszył ramionami, samemu nie mając pojęcia. Jednak Hermiona miała pomysł. Wychyliła się nieco zza Roya i wskazała różdżką na rozwaloną umywalkę i uniosła ją za pomocą zaklęcia, a następnie cisnęła nią o trolla. Niestety ledwie go drasnęła, ponieważ w tym stresie potwornie trzęsła jej się ręka.
Jakaś rurka poturlała się po podłodze pod nogi rudzielca. Schylił się po nią i mocno złapał.
- Odwróć jego uwagę. - rzucił do kumpla.
- Jak?!
- Wymyśl coś!
Rzucił się w bok, okrążył trolla i wskoczył na jedną z niewielu nadal trzymających się ściany umywalek.
- H-hej! Śmierdzielu! - Zabini zaczął podskakiwać i machać ramionami, zwracając na siebie uwagę potwora. Tymczasem Roy przeskoczył na jego plecy i wdrapał mu się na kark, czego monstrum nawet nie poczuł. Za to poczuło mocne uderzenie w głowę i to, że ktoś wsadził mu metalową rurę w dziurkę nosa.
Troll zawył, zrzucając z siebie chłopca i upuszczając na ziemię maczugę, którą przechwycił Ślizgon zaklęciem lewitującym, aby uderzyć nią jej właściciela. Potwór zachwiał się i runął na ziemię z głośnym łoskotem. Roy ledwie zdążył się odsunąć, aby go nie przygniótł.
Zapadła cisza.
Po której cała trójka zgodnie wydała z siebie okrzyki radości. Harper podniósł się z ziemi i trzymając za lewą rękę, podbiegł do przyjaciół.
- Daliśmy radę!
- Przeżyliśmy!
Ich euforię przerwało pojawienie się w drzwiach profesora Quirrella, Snape'a, a na samym końcu McGonagall. Quirrell złapał się za serce i oparł się o ścianę, nauczyciel eliksirów pochylił się nad trollem, a kobieta spojrzała na uczniów z zimną furią w oczach.
- Co tu się stało? - spytała chłodno. Roy postanowił wyjść jej naprzeciw i wyjaśnić sytuację – Czemu nie jesteście w swoich dormitoriach.
- Ponieważ...
- Nie było ich na uczcie. - wtrącił mu się w słowo Snape – Nie wiedzieli o trollu. - spojrzał na nich tym dziwnym wzrokiem, jakby próbował przejrzeć ich na wylot – Podejrzewam, że znaleźli się tutaj przez przypadek, chociaż... Chciałbym poznać ich wersję wydarzeń.
Wszyscy skupili swoje spojrzenia na Harperze, jakby to jego uznając za przywódcę ich trójki. Przełknął ślinę i zaczął mówić.
- Ron Weasley dzisiaj po zaklęciach dotkliwie obraził Hermionę i cały dzień przepłakała tutaj, w łazience. Razem z Blaisem przyszliśmy, żeby wyciągnąć ją z toalety i pocieszyć, a wtedy... - wskazał na trolla – Pojawił się on.
Zapadła cisza, którą po niecałej minucie przerwała McGonagall.
- Severusie, powiadom Albusa. Kwiryniuszu, zajmij się trollem. A wasza trójka – spojrzała na parkę Gryfonów i Ślizgona – pójdziecie ze mną.
Cała trójka spojrzała po sobie, ale posłusznie podążyła za nauczycielką, aż do Skrzydła Szpitalnego, gdzie podali im eliksir na uspokojenie, a pani Pomfrey nastawiła złamaną rękę Roya.
Półgodziny później pojawiła się McGonagall w towarzystwie rodziców Hermiony i Snape z państwem Zabini. Na samym końcu wkroczył Dumbledore, posyłając wszystkim ciepły uśmiech.
- Jak to się stało, ze w szkole pojawił się troll?! - oburzył się ojciec Ślizgona.
- Proszę, zachowaj spokój, Danielu. - Harper zdziwił się lekko, że dyrektor jest z mężczyzną na „ty", ale postanowił nie wnikać – Zaraz wszystko wyjaśnię. Ustalamy jak troll dostał się do szkolnych lochów.
- Przepraszam. - odezwał się cicho rudzielec, unosząc nieśmiało dłoń – Bo... Przybyli rodzice Hermiony i Blaise, a...
Opiekunka Gryffindoru położyła mu dłoń na ramieniu, a Dumbledore uśmiechnął się smutno.
- Niestety, Oliver nie mógł się zjawić. Ma coś ważniejszego do załatwienia.
Roy poczuł się tak, jakby ktoś mu właśnie powiedział, że ma wracać do sierocińca. Miał... Miał coś ważniejszego do załatwienia? Do cholery! Pokonali z Blaisem górskiego trolla! Mógł zginąć! Czy... Czy naprawdę dla Queena nic nie znaczy? Jest mało ważny?
- ...Chłopcy dokonali odważnego czynu... - jak przez ścianę słyszał głos dyrektora, starając się nie rozpłakać. Był głupi, tak bardzo głupi... - Obaj dostają po pięć punktów...
Ale dlaczego? Dlaczego przyjął go pod swój dach, rzucił zaklęcie adopcyjne?
- Czemu tak mało?! Powinni dostać przynajmniej po pięćdziesiąt!
Kogo obchodzą te cholerne punkty! Na co one komu?!
- Dyrektorze, Harper... - chłopiec poderwał głowę, słysząc głos Snape'a. Wszyscy spojrzeli na niego zatroskani. Dopiero po chwili zorientował się, że płacze.
- Roy... - Hermiona chciała go dotknąć, a ten odskoczył od niej jak oparzony i rozejrzał się po zgromadzonych jak zranione zwierzę, i rzucił się do drzwi.
- Harper! - Mistrz Eliksirów spróbował go złapać, ale na darmo. Rudzielec uciekł ile sił w nogach.
Biegł przed siebie, przez łzy ledwie widząc gdzie, ale doskonale wiedział, gdzie niosą go stopy. W mgnieniu oka znalazł się na czwartym piętrze , waląc do drzwi komnaty Harolda. Chwilę to zajęło, ale już po chwili stał przed nim Jordan z mokrymi włosami i w lekko wymiętej piżamie, po czym wywnioskował, że mężczyzna dopiero co wyszedł spod prysznica.
Mina profesora zrzedła, widząc zapłakaną twarz rudzielca. Roy przytulił się do niego, chowając twarz w szarej koszulce. Halowi nie udało się z niego nic wyciągnąć poza nieskładnymi zdaniami, przerywanymi przez szloch chłopaka. Trwali tak około dziesięciu minut, aż nie zjawił się Severus Snape, szukając Gryfona.
- Tutaj jest. - odetchnął z ulgą.
- Profesorze... Co się stało? - spytał, gładząc rudzielca po włosach.
- Queen się stał. I Dyrektor Dumbledore wraz z jego taktownością. - mruknął – Przyniosłem eliksir słodkiego snu. Może u ciebie zos-
- Może. - przytaknął, wyciągając rękę po flakonik z eliksirem.
* * * *
Roy obudził się następnego ranka w pokoju o ciemnych ścianach i dębowej podłodze. Leżał na wygodnym dwuosobowym łóżku, przykryty kołdrą w czerwonej powłoce.
Leżał w bezruchu obserwując sufit, który jak nic był zaczarowany. Wyglądało to tak, jakby latał na miotle po stadionie, podczas gdy trwał mecz Quidditcha. Wokół latali inni gracze, na trybunach znajdowali się widzowie. Harper uniósł prawą dłoń – bo lewa znajdowała się w gipsie – a jego oczom ukazał się złoty znicz. Zatoczył przed nim kilka kółek, jakby zachęcając do złapania, a następnie odleciał gdzieś w dół stadionu.
Zawieszona w drzwiach zasłona, odsunęła się i zajrzał do środka Hal Jordan ubrany tak samo, jak wczorajszego wieczora, kiedy rudzielec przybiegł do niego zapłakany.
- Wstał nasz solenizant. - uśmiechnął się lekko i wszedł w głąb sypialni, po czym usiadł na łóżku – Jak się spało?
- Mmm... Dobrze. - odparł po chwili – Co ja tu robię?
- Och, no wiesz. - wywrócił nieznacznie oczami, zakładając nogę na nogę i wykonał bliżej nie określony gest ręką – Przyleciałeś do mnie zapłakany, potem przyszedł profesor Snape z eliksirem nasennym i spytał czy nie wziąłbym cię do siebie na noc. Chyba nie chcieli, żebyś wracał w takim stanie do dormitorium czy coś takiego.
Gryfon spojrzał smutno na swoje nogi przykryte kocem. Więc to mu się nie śniło..
- Pokonaliście trolla. - mruknął z uznaniem mężczyzna – Całkiem nieźle jak na pierwszorocznego.
- Dzięki.
- Swoją drogą, przyszła tutaj taka zmartwiona o ciebie parka... Przynieśli twoją pocztę urodzinową i czekają już dobre półgodziny, aż się obudzisz...
- Kto to? - spytał, blednąc nieznacznie. Jordan zmrużył oczy, udając, że się zastanawia.
- Hermiona Granger i Blaise Zabini. - odparł, kiwając głową – Niby wyciągnęli informację, że u mnie jesteś od Snape'a, ale nie zdziwiłbym się, gdyby Dumbledore im powiedział. - zamilkł na chwilę – Zawołam ich. - podniósł się i ruszył w stronę kotary i zawołał siedzących w salonie przyjaciół Roya. Sam wyszedł z pomieszczenia i dopiero wtedy weszła Gryfonka i Ślizgon, niosąc torbę pełną paczek i listów.
- Cześć, stary. - przywitał się z uśmiechem Blaise.
- Napędziłeś nam stracha!
- Większego niż ten troll!
- To twoje prezenty urodzinowe. Profesor Dumbledore poprosił nas o przekazanie ich tobie, ponieważ nie było cię na śniadaniu. - dziewczyna położyła koło niego worek i usiadła na krawędzi materaca. Zabini został jednak na nogach.
- Która godzina? - spytał, sięgając po pierwszą paczkę z brzegu.
- Koło dziesiątej. - odparł Mulat.
Harper był już zajęty odpakowywaniem prezentów i nie w głowie mu było słuchanie.
Pierwszy pakunek zawierał domowej roboty krówki, które jak wynikało z dołączonego liściku, wykonała Molly Weasley, na prośbę Percy'ego. W następnym znalazł bardzo ładny i wyglądający na drogi komplet szachów czarodziei. Od Malfoyów, jak głosiły słowa z kartki z życzeniami. Dodatkowo od Draco dostał kilka czekoladowych żab i dziesięć kart ze słynnymi czarodziejami. Dostał rękawiczki od wujka Jima, kartkę z życzeniami od ministra magii oraz szczotkę do czesania sierści dla Speedy od Wooda. Na samym dnie odnalazł kartkę z życzeniami i jakąś kopertę – wszystko od Blaise'a.
- Rory chce ci wręczyć prezent osobiście. - oznajmiła Hermiona.
Chłopak uśmiechnął się i podziękował.
Jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju - nie dostał prezentu od Olivera. Nawet głupiej kartki. Czy naprawdę nic dla niego nie znaczył?
Jego rozmyślania przerwała dziewczyna, rzucając mu się na szyję.
- Wszystkiego najlepszego! - ścisnęła go nieco mocniej, uważając, aby nie naruszyć złamanej ręki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro