Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12


 Wszyscy zebrali się przed szkołą, oczekując przybycia profesora Jordana. Roy rozmawiał akurat z Nevillem na temat pracy domowej z zielarstwa, kiedy do jego uszu dobiegł pretensjonalny ton Draco.

- Dobry gracz? I co z tego! To szlama. - wykrzywił twarz w obrzydliwym uśmiechu, a otaczająca go grupka Ślizgonów zaśmiała się złośliwie - Mój ojciec już się nim zajmie. Jakiś głupi szlamowaty Jordan nie będzie mnie uczył jak latać! Ojciec namawia już mojego kuzyna, aby załatwił, by wyrzucili go z drużyny.

Harper zacisnął dłonie w pięści. Mimo względnej przyjaźni z Malfoyem, blondyn posiadał cechy, które skutecznie odrzucały od niego rudzielca. Gryfon przynajmniej miał pewność, że Oliver nie pozwoli, aby Hal został wyrzucony z Puddlemere United.

Chłopak miał już coś odpyskować w kierunku kuzyna, kiedy pojawił się nauczyciel. Jego początkowe zapewnienia o stosownym ubiorze były chyba warte tyle, co nic, ponieważ Roy ani razu nie widział go ubranego w szatę czarodzieja czy coś bardziej pasującego do nauczyciela. Ale to był dopiero trzeci dzień Jordana w szkole, więc może jeszcze się to zmieni?

Przynajmniej tym razem nie wyglądał, jak przypadkowy fan muzyki rockowej, za to miał na sobie sportowe spodenki i bluzę z kapturem, która na plecach miała podobiznę lwa. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, Roy zrozumiał, że jest to herb Gryffindoru.

Profesor dzierżył w dłoni miotłę. Na jej trzonku widniał napis; „Nimbus Dwa Tysiące".

- Witajcie na pierwszej lekcji latania. - przywitał się z nimi, przerzucając sobie miotłę przez bark i położył dłonie na kiju. Ruszył powolnym krokiem pomiędzy rzędem Gryfonów a rzędem Ślizgonów – Jak już wiecie, nazywam się Hal Jordan. Nie uważam, aby trzeba było tytułować mnie profesorem, ale jeśli za bardzo będę się z wami spoufalał to profesor McGonagall ukręci mi łeb. - zaśmiał się, posyłając urokliwy uśmiech mijanym akurat Gryfonkom. Urzekł tym nawet Hermionę, która westchnęła krótko rozmarzona – Ale jak nazwiecie mnie psorem Jordanem, ewentualnie psorem Halem, to nie dostaniecie ujemnych punktów, ani nic. - doszedł na sam koniec rzędu, gdzie nie było już uczniów. Odwrócił się i ruszył w drogę „powrotną".

- A może profesor Szlama? - zachichotał Draco do swoich kumpli.

Roy zacisnął ponownie palce, mając ochotę mu przywalić. Tymczasem profesor zatrzymał się w miejscu i spojrzał bez wyrazu na blondyna.

- No tak, Malfoy. - mruknął z cieniem uśmiechu. Cofnął się i stanął przed Ślizgonem – Widzę, że masz dużo do powiedzenia, co? To może podzielisz się ze mną i resztą klasy, co zrobić, gdy tłuczek uszkodzi twoją miotłę? Hm? - chłopak lekko pobladł – Nie wiesz? No dobrze, to może coś prostszego - czy jeśli ścigający dostrzeże znicz, może go złapać? - znów dał mu chwilę na odpowiedź – Panie Malfoy, naprawdę? Kolejne pytanie ze sfery bezpieczeństwa – co zrobić, gdy lecący niedaleko kumpel z twojej drużyny spadnie z miotły? No, panie Malfoy?

Mężczyzna westchnął, gdy i na to pytanie nie dostał odpowiedzi.

- Pięć punktów od Slytherinu za przeszkadzanie na lekcji, panie Malfoy. - odwrócił się tak, aby widzieć wszystkich uczniów – Kto odpowie na moje pytania? Co zrobić, gdy tłuczek uszkodzi waszą miotłę?

Kilka rąk wystrzeliło do góry, ale pierwszy był Ron.

- Panie... Weasley?

- Zachować spokój i w miarę możliwości wyhamować, obniżać powoli lot lub spróbować wycelować tak, aby wylądować na piasku pod bramkami.

- Brawo, Weasley. Pięć punktów dla Gryffindoru.

Twarz Draco nabrała nieco czerwieni od gniewu.

- Czy ktoś poza szukającym może złapać znicza? - tym razem jako pierwszy zgłosił się Seamus – Słucham, panie...?

- Seamus Finnigan. - przedstawił się – Tylko szukający może złapać znicz. W innym wypadku skutkuje to przerwaniem meczu i dyskwalifikacją.

- Doskonale. Pięć punktów dla Gryffindoru – Roy zachichotał cicho, widząc minę Malfoya – Co zrobić, gdy wasz towarzysz z drużyny spadnie z miotły? Słucham panienkę.

- Hermiona Granger. - Harper nie mógł już ukryć tego szerokiego uśmiechu, który wypłynął mu na twarz – Jeśli to możliwe złapać go i dostarczyć bezpiecznie na ziemię, ale przede wszystkim należy zadbać o własne bezpieczeństwo.

- Brawo, panienko. Pięć punktów dla twojego domu. - uśmiechnął się do niej, mrugając oczami. To było jak siarczysty policzek dla Draco, który znieruchomiał z niedowierzaniem na ustach – Swoją drogą, bardzo ładne imię. I takie niespotykane. Chyba szybko cię zapamiętam.

Po tym pokazie, gdzie jest czyje miejsce w szeregu, Hal wytłumaczył im jak przywołać do siebie miotły. Jako pierwszym udało się to Harry'emu i Royowi. Potem profesor pokazał im jeszcze jak dosiadać miotły, aby się z niej nie ześlizgnąć.

- Nie, panie Malfoy. Nie tak. - specjalnie powiedział to nieco głośniej, aby upokorzyć chłopca, który szybko zaszedł mu za skórę.

- Mój ojciec się tym zajmie. - wymamrotał pod nosem Draco, gdy Hal odszedł od niego.

- A teraz, na mój znak, odepchniecie się mocno od ziemi! Utrzymajcie równowagę, unieście się na kilka stóp i wylądujcie, wychylając się lekko do przodu. Na mój znak. Trzy... Dwa...

Nim skończył odliczać, przerażony Neville poszybował w powietrze.

- Hej! Wracaj! - krzyknął za nim profesor, ale Longbottom wznosił się ciągle w górę. Jordan błyskawicznie dosiadł swojego Nimbusa, aby ściągnąć na ziemię delikwenta i wyleciał za nim, wyciągając przed siebie jedną rękę. Zrobił to w odpowiednim momencie, aby złapać Gryfona, który właśnie w tym momencie zleciał z miotły.

Hal obniżył lot i ostrożnie odstawił chłopaka na ziemię.

- Żyjesz? - spytał z troską w głosie.

Neville wpatrywał się tylko w niego wytrzeszczonymi oczami z wymalowanym na twarzy przerażeniem. Widocznie nie otrząsnął się po tym... szaleńczym odlocie.

- Zabiorę go do Skrzydła Szpitalnego. - zadecydował, oddając swoją miotłę pod opiekę Pottera – Nie ważcie się oderwać stóp od ziemi podczas mojej nieobecności, bo wszyscy wylecicie ze szkoły z prędkością Nimbusa!

Gdy tylko się oddalili, Draco zaczął szydzić z Gryfona, a nawet z samego nauczyciela. Oczywiście, jego kumple mu w tym wtórowali, a reszta przedstawicieli domu lwa broniła Neville'a i profesora Jordana.

- Patrzcie! Zostawił tą swoją głupią zabawkę od babci! - zawołał blondyn, unosząc leżącą na trawie przypominajkę Longbottoma.

- Oddaj to, Draco. - odezwał się Roy, wychodząc na przód swojego domu. Malfoy uniósł brew, patrząc na niego, a po chwili uśmiechnął się drwiąco.

- Dobry pomysł, Roy. Położę ją gdzieś, żeby Longbottom mógł ją sobie znaleźć... Na przykład... na drzewie.

- Oddaj ją! - ryknął Harry, ale Malfoy wskoczył już na swoją miotłę i odbił się od ziemi. Podleciał, aż do korony największego dębu i zawołał, podrzucając w dłoni kulkę;

- No, Potter, weź ją sobie!

Harry chwycił mocniej miotłę profesora.

- Nie! - krzyknęła Hermiona – Będziemy mieć przez ciebie kłopoty!

Potter wydawał się mieć to głęboko w czwartej literze, dosiadł sprzętu Hala i odepchnął się mocno od ziemi.

Gryfon i Ślizgon rozpoczęli walkę w powietrzu, a uczniowie, którzy pozostali na ziemi wiwatowali i dopingowali swoich faworytów.

- Draco ma gorszy sprzęt. - zauważył stojący obok Harpera Zabini.

Rudzielec mu przytaknął, a po chwili dodał;

- Obaj mają przesrane.

- Nawet bardzo. - zgodził się z nim Blaise.

Draco rzucił przypominajką i zaczął zniżać lot, a Potter zanurkował w dół i ku zaskoczeniu wszystkich, złapał zabawkę Neville'a. Cała ekscytacja gdzieś umknęła, gdy rozległ się głos profesor McGonagall.

I już wszyscy wiedzieli, że bohater dnia ma przekichane.

Harry wylądował na ziemi i wcisnął miotłę oraz niezapominajkę Hermionie, po czym posłusznie odszedł do zamku z nauczycielką transmutacji.

- No. - wszyscy spojrzeli na zadowolonego z siebie Malfoya – Ciekawe czy profesorowi Szlamie też się oberwie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro