Rozdział 12
Wszyscy zebrali się przed szkołą, oczekując przybycia profesora Jordana. Roy rozmawiał akurat z Nevillem na temat pracy domowej z zielarstwa, kiedy do jego uszu dobiegł pretensjonalny ton Draco.
- Dobry gracz? I co z tego! To szlama. - wykrzywił twarz w obrzydliwym uśmiechu, a otaczająca go grupka Ślizgonów zaśmiała się złośliwie - Mój ojciec już się nim zajmie. Jakiś głupi szlamowaty Jordan nie będzie mnie uczył jak latać! Ojciec namawia już mojego kuzyna, aby załatwił, by wyrzucili go z drużyny.
Harper zacisnął dłonie w pięści. Mimo względnej przyjaźni z Malfoyem, blondyn posiadał cechy, które skutecznie odrzucały od niego rudzielca. Gryfon przynajmniej miał pewność, że Oliver nie pozwoli, aby Hal został wyrzucony z Puddlemere United.
Chłopak miał już coś odpyskować w kierunku kuzyna, kiedy pojawił się nauczyciel. Jego początkowe zapewnienia o stosownym ubiorze były chyba warte tyle, co nic, ponieważ Roy ani razu nie widział go ubranego w szatę czarodzieja czy coś bardziej pasującego do nauczyciela. Ale to był dopiero trzeci dzień Jordana w szkole, więc może jeszcze się to zmieni?
Przynajmniej tym razem nie wyglądał, jak przypadkowy fan muzyki rockowej, za to miał na sobie sportowe spodenki i bluzę z kapturem, która na plecach miała podobiznę lwa. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, Roy zrozumiał, że jest to herb Gryffindoru.
Profesor dzierżył w dłoni miotłę. Na jej trzonku widniał napis; „Nimbus Dwa Tysiące".
- Witajcie na pierwszej lekcji latania. - przywitał się z nimi, przerzucając sobie miotłę przez bark i położył dłonie na kiju. Ruszył powolnym krokiem pomiędzy rzędem Gryfonów a rzędem Ślizgonów – Jak już wiecie, nazywam się Hal Jordan. Nie uważam, aby trzeba było tytułować mnie profesorem, ale jeśli za bardzo będę się z wami spoufalał to profesor McGonagall ukręci mi łeb. - zaśmiał się, posyłając urokliwy uśmiech mijanym akurat Gryfonkom. Urzekł tym nawet Hermionę, która westchnęła krótko rozmarzona – Ale jak nazwiecie mnie psorem Jordanem, ewentualnie psorem Halem, to nie dostaniecie ujemnych punktów, ani nic. - doszedł na sam koniec rzędu, gdzie nie było już uczniów. Odwrócił się i ruszył w drogę „powrotną".
- A może profesor Szlama? - zachichotał Draco do swoich kumpli.
Roy zacisnął ponownie palce, mając ochotę mu przywalić. Tymczasem profesor zatrzymał się w miejscu i spojrzał bez wyrazu na blondyna.
- No tak, Malfoy. - mruknął z cieniem uśmiechu. Cofnął się i stanął przed Ślizgonem – Widzę, że masz dużo do powiedzenia, co? To może podzielisz się ze mną i resztą klasy, co zrobić, gdy tłuczek uszkodzi twoją miotłę? Hm? - chłopak lekko pobladł – Nie wiesz? No dobrze, to może coś prostszego - czy jeśli ścigający dostrzeże znicz, może go złapać? - znów dał mu chwilę na odpowiedź – Panie Malfoy, naprawdę? Kolejne pytanie ze sfery bezpieczeństwa – co zrobić, gdy lecący niedaleko kumpel z twojej drużyny spadnie z miotły? No, panie Malfoy?
Mężczyzna westchnął, gdy i na to pytanie nie dostał odpowiedzi.
- Pięć punktów od Slytherinu za przeszkadzanie na lekcji, panie Malfoy. - odwrócił się tak, aby widzieć wszystkich uczniów – Kto odpowie na moje pytania? Co zrobić, gdy tłuczek uszkodzi waszą miotłę?
Kilka rąk wystrzeliło do góry, ale pierwszy był Ron.
- Panie... Weasley?
- Zachować spokój i w miarę możliwości wyhamować, obniżać powoli lot lub spróbować wycelować tak, aby wylądować na piasku pod bramkami.
- Brawo, Weasley. Pięć punktów dla Gryffindoru.
Twarz Draco nabrała nieco czerwieni od gniewu.
- Czy ktoś poza szukającym może złapać znicza? - tym razem jako pierwszy zgłosił się Seamus – Słucham, panie...?
- Seamus Finnigan. - przedstawił się – Tylko szukający może złapać znicz. W innym wypadku skutkuje to przerwaniem meczu i dyskwalifikacją.
- Doskonale. Pięć punktów dla Gryffindoru – Roy zachichotał cicho, widząc minę Malfoya – Co zrobić, gdy wasz towarzysz z drużyny spadnie z miotły? Słucham panienkę.
- Hermiona Granger. - Harper nie mógł już ukryć tego szerokiego uśmiechu, który wypłynął mu na twarz – Jeśli to możliwe złapać go i dostarczyć bezpiecznie na ziemię, ale przede wszystkim należy zadbać o własne bezpieczeństwo.
- Brawo, panienko. Pięć punktów dla twojego domu. - uśmiechnął się do niej, mrugając oczami. To było jak siarczysty policzek dla Draco, który znieruchomiał z niedowierzaniem na ustach – Swoją drogą, bardzo ładne imię. I takie niespotykane. Chyba szybko cię zapamiętam.
Po tym pokazie, gdzie jest czyje miejsce w szeregu, Hal wytłumaczył im jak przywołać do siebie miotły. Jako pierwszym udało się to Harry'emu i Royowi. Potem profesor pokazał im jeszcze jak dosiadać miotły, aby się z niej nie ześlizgnąć.
- Nie, panie Malfoy. Nie tak. - specjalnie powiedział to nieco głośniej, aby upokorzyć chłopca, który szybko zaszedł mu za skórę.
- Mój ojciec się tym zajmie. - wymamrotał pod nosem Draco, gdy Hal odszedł od niego.
- A teraz, na mój znak, odepchniecie się mocno od ziemi! Utrzymajcie równowagę, unieście się na kilka stóp i wylądujcie, wychylając się lekko do przodu. Na mój znak. Trzy... Dwa...
Nim skończył odliczać, przerażony Neville poszybował w powietrze.
- Hej! Wracaj! - krzyknął za nim profesor, ale Longbottom wznosił się ciągle w górę. Jordan błyskawicznie dosiadł swojego Nimbusa, aby ściągnąć na ziemię delikwenta i wyleciał za nim, wyciągając przed siebie jedną rękę. Zrobił to w odpowiednim momencie, aby złapać Gryfona, który właśnie w tym momencie zleciał z miotły.
Hal obniżył lot i ostrożnie odstawił chłopaka na ziemię.
- Żyjesz? - spytał z troską w głosie.
Neville wpatrywał się tylko w niego wytrzeszczonymi oczami z wymalowanym na twarzy przerażeniem. Widocznie nie otrząsnął się po tym... szaleńczym odlocie.
- Zabiorę go do Skrzydła Szpitalnego. - zadecydował, oddając swoją miotłę pod opiekę Pottera – Nie ważcie się oderwać stóp od ziemi podczas mojej nieobecności, bo wszyscy wylecicie ze szkoły z prędkością Nimbusa!
Gdy tylko się oddalili, Draco zaczął szydzić z Gryfona, a nawet z samego nauczyciela. Oczywiście, jego kumple mu w tym wtórowali, a reszta przedstawicieli domu lwa broniła Neville'a i profesora Jordana.
- Patrzcie! Zostawił tą swoją głupią zabawkę od babci! - zawołał blondyn, unosząc leżącą na trawie przypominajkę Longbottoma.
- Oddaj to, Draco. - odezwał się Roy, wychodząc na przód swojego domu. Malfoy uniósł brew, patrząc na niego, a po chwili uśmiechnął się drwiąco.
- Dobry pomysł, Roy. Położę ją gdzieś, żeby Longbottom mógł ją sobie znaleźć... Na przykład... na drzewie.
- Oddaj ją! - ryknął Harry, ale Malfoy wskoczył już na swoją miotłę i odbił się od ziemi. Podleciał, aż do korony największego dębu i zawołał, podrzucając w dłoni kulkę;
- No, Potter, weź ją sobie!
Harry chwycił mocniej miotłę profesora.
- Nie! - krzyknęła Hermiona – Będziemy mieć przez ciebie kłopoty!
Potter wydawał się mieć to głęboko w czwartej literze, dosiadł sprzętu Hala i odepchnął się mocno od ziemi.
Gryfon i Ślizgon rozpoczęli walkę w powietrzu, a uczniowie, którzy pozostali na ziemi wiwatowali i dopingowali swoich faworytów.
- Draco ma gorszy sprzęt. - zauważył stojący obok Harpera Zabini.
Rudzielec mu przytaknął, a po chwili dodał;
- Obaj mają przesrane.
- Nawet bardzo. - zgodził się z nim Blaise.
Draco rzucił przypominajką i zaczął zniżać lot, a Potter zanurkował w dół i ku zaskoczeniu wszystkich, złapał zabawkę Neville'a. Cała ekscytacja gdzieś umknęła, gdy rozległ się głos profesor McGonagall.
I już wszyscy wiedzieli, że bohater dnia ma przekichane.
Harry wylądował na ziemi i wcisnął miotłę oraz niezapominajkę Hermionie, po czym posłusznie odszedł do zamku z nauczycielką transmutacji.
- No. - wszyscy spojrzeli na zadowolonego z siebie Malfoya – Ciekawe czy profesorowi Szlamie też się oberwie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro