Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19


 Cały następny dzień spędzili w nieprzyjemnej ciszy, ale żaden z nich nie miał ochoty jej przerywać. Z czystej wygody. Roy rozmyślał o swojej przeszłości, kiedy Oliver zastanawiał się jak ma rozpocząć rozmowę z Arthurem Weasleyem. W końcu nikt, oprócz Elesy, nie wiedział o jego małym śledztwie.

Aż nastała pora ruszać na mecz Quiditcha. Harper nieco odżył, nie mogąc doczekać się, aż zobaczy Hala w akcji. Ku jego zdumieniu, Oliver najpierw zaprowadził go do szatni.

-Zawsze przychodzę do nich przed samym meczem. - wyjaśnił mu po drodze.

Zapukał w drzwi z tabliczką Puddlemore United, a wszelkie rozmowy za drzwiami ucichły. Po chwili wyjrzał do nich postawny brunet o nieco ciemniejszej karnacji.

-O, pan Queen! - ucieszył się, przesuwając w przejściu, aby mogli wejść – Panowie, pan Queen do nas wpadł! - zawołał do reszty i dopiero wtedy zorientował się z obecności rudzielca. Uśmiechnął się do niego, podając mu swoja ogromną dłoń – A ty to pewnie Roy, co? Hal nam trochę o tobie opowiadał. Jestem Chester Blackhood, ścigający i kapitan drużyny. - przedstawił się, a potem spojrzał na swoich towarzyszy w takich samych, brązowych strojach do gry – Chłopy! Przedstawić mi się tu ładnie! - ktoś chrząknął – A, no, ty Rosie też się przedstaw. Nie dyskryminuję.

Kolejno przedstawili mu się bracia Rick i Danny Diamond – pałkarze, Rosie Duncan – jedyna dziewczyna w drużynie, grała na obronie, a na samym końcu byli pozostali ścigający -Jerry Back i Tom Wayne, który zarzekał się, ze nie ma nic wspólnego z Bruce'm Wayne'm. Roy nie wnikał, bo nawet nie wiedział kim jest ten cały Bruce.

-A gdzie ta ofiara losu? - spytał Queen, rozglądając się po pomieszczeniu. Chester wzruszył ramionami.

-Rozdaje autografy. - odparł.

Wszyscy – nie licząc Roya – westchnęli głośno.

-Rick, Danny, macie moje pozwolenie, żeby go tu przyciągnąć, choćby siłą. - rzekł Oliver w kierunku pałkarzy – Ale tak, żeby dał radę złapać znicza. - parka blondwłosych braci skinęła ochoczo głowami i już mieli ruszyć po zgubę, kiedy drzwi otworzyły się i wszedł główny zainteresowany.

-O. - mruknął mało inteligentnie – Już zaczynamy?

-Zakładaj ochraniacze i łap się za miotłę, bo wsadzę ci ją tam, gdzie słońce nie dochodzi. - zagroził mu kapitan.

Jordan dopadł do swojej szafki, dokańczając przebieranie w strój do gry.

-To my już będziemy iść. Powodzenia!

-Powodzenia! - zawtórował Oliverowi Roy i wyszli na korytarz. Następnie skierowali się na trybuny i zajęli jedno z najlepszych miejsc do obserwowania.

Po kilku minutach na boisko weszli zawodnicy obu drużyn, a komentator przedstawił wszystkich zawodników. Chester i kapitan przeciwników podali sobie dłonie. Następnie wszyscy dosiedli swoich mioteł i na gwizdek sędziego, wystrzelili w górę. Wypuszczono wszystkie piłki i oficjalnie rozpoczął się mecz.

Ricky i Danny zaczęli odbijać między sobą jeden kafel, aby następnie cisnąć go w jednego ze ścigających Tutshill Tornados. Tymczasem Rosie musiała sama pozbyć się drugiego. W pewnym momencie krzyknęła coś do nich, a starszy pognał w jej kierunku i uratował ją przed natrętnym przedmiotem. Niestety żadne z nich nie zdołało dostrzec na czas kafla, którego przerzucił przez ich obręcz przeciwnik. Po stadionie przebiegł okrzyk niezadowolenia i radości.

Roy należał do tych pierwszych. Rzeczywiście od razu polubił całą drużynę Puddlemore United i trzymał za nich kciuki.

Właśnie był w trakcie buczenia, na pałkarza, który próbował zrzucić z miotły Mike'a, kiedy kątem oka na balkonie piętro niżej dostrzegł znajomą tiarę i wypływające spod niej szare włosy. Pociągnął za rękaw Olivera i wskazał palcem w tamtym kierunku.

-To dyrektor Dumbledore? - zdziwił się, a Queen przytaknął.

-Jest wielkim fanem Puddlemore United. - odparł i zaraz wrócił spojrzeniem do gry.

Mimo zdobyciu kilku punktów, drużyna, której kibicowali, zaczynała powoli przegrywać. Rudzielec pocieszał się tym, że jeszcze nie dostrzeżony znicza i wszystko było możliwe.

Hal kompletnie nie przypominał tego gościa, który na początku września wpadł do Wielkiej Sali w podartych spodniach, ani nawet tego, który kazał im zwracać się do siebie „psorem Halem". Był poważny i skupiony, niczym chirurg na sali operacyjnej. Mimo odległości, Harper widział, jak uważnie studiuje każdy fragment przestrzeni, poszukując znicza.

Tymczasem różnica punktów zaczęła robić się coraz większa.

Chester, Jerry i Mike mieli coraz większe problemy z przedarciem się do kafla, a bracia Diamond dwoili się i troili, próbując uchronić przyjaciół przed tłuczkami.

Widać było, że Puddlemore United są dobrzy, ale ich przeciwnicy byli jeszcze lepsi. Cała nadzieja w Halu, który wypatrywał znicza, przy okazji unikając tłuczka i ścigającej z Tutshill Tornados, która również starała się strącić go z miotły.

-Rogers odbija tłuczka i...! Uderza nim w biedną Rosie Duncan! - Harper spojrzał w przerażeniu na spadającą w dół obrońcę drużyny brązowych.

-Nie! - miał odruch, żeby skoczyć za nią i ją uratować, ale Oliver w porę złapał go za kaptur, uniemożliwiając mu coś i tak było niemożliwe.

Jordan zanurkował i w ostatnim momencie złapał przyjaciółkę, ratując przed połamaniem wszystkich kości. Odstawił ją na ziemię i znów wzbił się w powietrze, szukając znicza.

Nagle coś śmignęło przed nosem Roya i zatoczyło kilka kółek wokół głowy Olivera. Obaj odwrócili wzrok za szybkim, złotym przedmiotem, który poleciał dalej.

-Czy to...?

-Znicz. - dokończył za niego blondyn.

Jak na zawołanie przeleciał obok nich Jordan, a zaraz za nim ścigająca przeciwników. Zrównała lot z szatynem i zaczęli się spychać, próbując jednocześnie dopaść złotej piłeczki, od której zależał los całego meczu.

-Jordan i Jackson pędzą po znicz! - zagrzmiał głos komentatora – Tymczasem Tornados znów punktuje! Jeśli ścigający Puddlemore United nie złapie znicza, jego drużyna poniesie sromotną klęskę!

Roy skupił wzrok na Halu i kobiecie, która zdaje się, nazywała się Alya. Byli coraz bliżej znicza, jednak on coraz bardziej kręcił się, utrudniając obojgu złapanie go.

-Naprzód, Puddlemore! - krzyknął Harper, nie mogąc już wytrzymać napięcia. Po chwili dołączył do niego Queen. Obaj dopingowali drużynę, chociaż ich głosy ginęły w tłumie innych okrzyków.

-Uwaga! - krzyknął Rick dziwnie blisko nich i w ostatnim momencie odbił tłuczek, który kierował się w stronę rudzielca. Chłopiec spojrzał zaskoczony na pałkarza, ale ten tylko puścił mu oczko i pognał do brata, który ścigał Hala, aby obronić go przed tłuczkiem, który teraz przerzucił się na ścigającego. Niestety byli za wolni.

Tłuczek uderzył Jordana w plecy, a ten zsunął się z miotły i gdyby nie szybka reakcja, spadłby na ziemię. Hal dosłownie zwisał z miotły, trzymając się jej jedną ręką. Próbował nadrobić straty, ale Jackson była tuż-tuż uskrzydlonej piłeczki, a lot podczas wdrapywania się na miotłę nie był zbyt wygodny czy łatwy.

-Alya Jackson wyciąga rękę po znicz, jest już coraz bliżej i...! Co do cholery robi Jordan? - zdziwił się komentator. Wszyscy spojrzeli na Hala, który wdrapywał się właśnie na swoją miotłę. Wszystko byłoby w normie gdyby nie to, że zamiast na niej usiąść, stanął na niej tak, jakby surfował albo jechał na deskorolce. Nawet Alya zerknęła na niego przez ramię, próbując pojąć co się dzieje.

Jordan nie tracił czasu. Przykucnął na miotle, łapiąc się jej trzonka i pochylając się do przodu, dzięki czemu zmniejszył opór wiatru.

-Jordan do gania Jackson, ale... Znicz już się ulotnił! Tutshill znów punktują! Hal Jordan wychodzi na prowadzenie! Alya Jackson znów go ściga! Jordan wstaje! Wyciąga rękę i...!

Hal akurat leciał wprost na trybuny, gdzie stał Roy i Oliver, dzięki czemu doskonale widzieli jak się prostuje i wyciąga rękę po złotą piłeczkę. Alya została mocno w tyle, nie mając nawet co liczyć, że nadrobi starty. Mężczyzna jeszcze mocniej wyciągnął ramię i zacisnął na czymś palce.

-Jordan ma znicza! Jordan ma znicza!

-Jordan wleciał w profesora Dumbledore'a. - skrzywił się Oliver, wychylając się przez barierkę i patrząc na dyrektora Hogwartu, który w ostatnim momencie odsunął się, unikając bliskiego spotkania ze swoim podwładnym – O-o. - mruknął zaniepokojony.

-Co? - spytał chłopiec, próbując coś dostrzec, chociaż niewiele widział na piętrze niżej.

-Dumbledore namówił na wspólne wyjście na mecz Snape'a.

-Skąd wiedz?

-Bo Hal na nim leży.

Roy zachichotał na samą myśl, a po chwili do jego uszu dotarł znajomy głos.

-Jordan!

-Przepraszam!

-Severusie, uspokój się! Jesteśmy w miejscu publicznym!

Harper parsknął głośnym śmiechem, natomiast Queen pobladł gwałtownie, obserwując sytuację na dole.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro