Osamu...
- Do jutra, panie Dazai! - pożegnał się jasnowłosy chłopak. - Panie Chuuya - ukłonił się lekko, po czym odwrócił i zaczął odchodzić w stronę swojego mieszkania przy okazji przy gwałtownym zwrocie prawie na kogoś wpadając i zaczynając w panice przepraszać.
Mężczyźni zignorowali całe zajście będąc przyzwyczajeni do czasowej niezdarności Atsushiego i zaczęli odchodzić w drugą stronę. Wcześniej to młodszy chłopak miał wracać do domu z Osamu, ale po drodze natknęli się na Chuuyę, więc oczywistym było, że szatyn wybrał swojego chłopaka, co dobroduszny detektyw zrozumiał. Z powodu nieregularnego czasu pracy egzekutora pomimo wspólnego mieszkania nie mogli przebywać ze sobą tyle, ile chcieli, chociaż nie wiadomo, czy jakikolwiek czas byłby wystarczający. Chcieli nadrobić te wszystkie lata rozłąki.
- Chuuya... - zaczął wyższy kiedy już trochę oddalili się od budynku Agencji i skręcili w boczną, trochę mniej uczęszczaną uliczkę. - Mogę cię o coś zapytać?
Nakahara podniósł na niego pytający wzrok niebieskich oczu.
- Jasne - odpowiedział trochę niepewnie. Trochę przestraszyła go powaga w jego głosie.
- Zauważyłem, że jesteś jedną osobą, która nigdy nie zwraca się do mnie po nazwisku. Nie używasz go, a kiedyś to robiłeś. Dlaczego? - zapytał lekko marszcząc brwi i patrząc na partnera. Ten przystanął, więc Dazai zrobił to samo. Na ulicy nie było prawie nikogo, więc nikomu nie przeszkadzali.
Mieli niepisaną zasadę. Być szczerym. Jeśli nie chcieli o czymś mówić po prostu o tym informowali i nawzajem to szanowali. Uznali, że mieli już za sobą za dużo kłamstw, które zawsze im tylko przeszkadzały.
- Tej nocy kiedy odszedłeś... - zaczął egzekutor cichszym, trochę łamiącym się głosem, a brązowooki w geście otuchy lekko pogładził kciukiem wierzch jego dłoni, którą trzymał. To trochę pomogło, więc ten kontynuował. - Po raz pierwszy tak bardzo się upiłem. Przez kilka godzin leżałem na kanapie w swoim mieszkaniu powtarzając tylko w kółko twoje nazwisko, aż ochrypłem. Dazai, Dazai, Dazai. Od tamtego czasu nie umiem go wymówić nie przypominając sobie tej chwili - wykrztusił.
Zanim cokolwiek powiedział detektyw zgarnął jego drobne ciałko w swoje ramiona mocno go przytulając. Rudowłosy wtulił się w niego ręce kładąc na jego plecach i zaciskając pięści na beżowym materiale płaszcza.
- Przepraszam - wyszeptał szatyn. - Obiecuję, że już nigdy nie odejdę - przysiągł, a serce Nakahary zabiło mocniej.
Stali tak przez kilka minut, a nieliczni przechodnie, którzy ich mijali chyba automatycznie wyczuwali, że nie należy im przeszkadzać, bo mijali ich w spokoju.
- Ale nie może być tak, że w ogóle się do mnie nie zwracasz - powiedział w końcu wyższy, kiedy odsunęli się od siebie. - Skoro moje nazwisko ci przeszkadza, to może będziesz mówić do mnie po imieniu, co o tym sądzisz, Chuuya? Spróbuj - uśmiechnął się i spojrzał na swojego partnera wyczekująco.
- O-osamu - powiedział w końcu po chwili lekko się rumieniąc, bo był to pierwszy raz kiedy zwracał się do kogoś po imieniu.
- Dobrze, tylko musimy jeszcze popracować nad tym, żebyś się nie jąkał - zaśmiał się i przysunął do niego, by zdjąć kapelusz i pocałować go w czubek głowy, na co zdenerwowany Chuuya od razu wyrwał mu nakrycie głowy z ręki i nerwowo rozejrzał się dookoła.
- Przestań! - zirytował się. - A co jak ktoś zobaczy?! Pieprzony Osamu... - wywołało to u Dazaia kolejną salwę śmiechu.
- Prawie idealnie, ale musisz jeszcze trochę popracować nad nie obrażaniem mnie w każdym zdaniu - pochwalił wciąż lekko chichocząc.
- Nie! Bo jesteś głupi! Głupi Osamu! - coraz bardziej odgrażał się egzekutor wciąż się rumieniąc, chociaż teraz było to chyba ze złości.
- Ja też cię kocham - ponownie zaśmiał się wyższy chwytając go za rękę i całując jej wierzch. - Bardzo.
- Ja ciebie też, ale nie całuj mnie już publicznie. To zawstydzające - odburknął.
- Nie-e - odparł detektyw zadowolony z siebie, czym zarobił lekkiego kuksańca w bok. Tak, oni zdecydowanie potrzebowali siebie nawzajem.
• • • • • • • • • • • • • • •
Coś szaleję z tymi one-shotami...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro