4
Przez moją szyję przechodzą nieprzyjemne prądy, które mimo wszystko ignoruję. Boli mnie każdy centymetr mojego ciała i zastanawiam się, jak doprowadziłam się do takiego stanu. Powoli otwieram prawe oko, ale oślepia mnie słońce wdzierające się do pomieszczenia, przez gigantyczne okno. Zaraz. Ja nie mam takiego okna. Gwałtownie otwieram oczy, wydając z siebie słabe jęknięcie. Dopiero teraz dociera do mnie, że cholernie boli mnie głowa. Gdy obraz staje się wyraźniejszy, dostrzegam przed sobą Noorę, owiniętą białym, puchowym szlafrokiem. W dłoni trzyma kubek z jakimś napojem i przygląda mi się z troską. Albo politowaniem, ciężko stwierdzić.
- Gdzie ja jestem? - Wyszeptałam, słysząc, jak poranna i pijacka chrypka zniekształciła mi głos.
- W piekle – zadrwiła blondynka. - A tak poważnie to u mnie i Williama – odłożyła kubek na szklany stół, co spowodowało, że po pomieszczeniu rozniósł się nieprzyjemny dźwięk. Skrzywiłam się, bo mogę się założyć, że dziewczyna zrobiła to specjalnie.
- Okej – pokiwałam głową. - A co tutaj robię?
- Próbujesz połamać sobie kręgosłup na naszej sofie – parsknęła. - Dzisiaj w nocy taksówka przywiozła ciebie i Williama w stanie, w jakim jeszcze cię nie wdziałam, a chryste Eva – pokręciła głową – widziałam dużo. Co się stało? - Spojrzała na mnie z troską.
Przez moment próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, ale nie bardzo mi to wychodziło. Ostatnie co pamiętam, to siedzenie w salonie z garniturami. Astrid. Krzywię się i czuję, jak nasila mi się ból głowy.
- Astrid wróciła – powiedziałam, siadając na sofie. Zaczęłam masować szyję, która jakby nie była moja. Cholernie dziwne uczcie, nie polecam.
- Co? - Noora usiadła obok mnie.
- Astrid wróciła, śmiem twierdzić, że przyjechała na twój ślub – skrzywiłam się, przecierając oczy.
- Przecież jej nie zapraszałam – blondynka oparła plecy o granatową poduszkę.
- Najwyraźniej jest osobą towarzyszącą swojego chłopaka – wypowiadając te słowa, poczułam, jakbym sama dała sobie w twarz. Astrid jest z Chrisem. Są parą.
- Cholera – dziewczyna pokręciła głową, po czym uważnie na mnie spojrzała. - Ona dalej jest z Chrisem? - Skrzywiła się. - O ile to w ogóle można nazwać związkiem.
- Wychodzi na to, że tak – wzruszyłam ramionami, próbując udawać, że mam to gdzieś.
- Myślisz, że przyjdzie na ślub z Chrisem? - Spojrzała na mnie.
- Pewnie tak – unikałam jej wzroku. - Po coś tu chyba przyjechała.
- Jeżeli chcesz, mogę powiedzieć Chrisowi, że ma z nią nie przychodzić – czuję na sobie jej wzrok i zaczynam panikować.
- Dlaczego? - Podciągam kolana pod brodę, próbując zamaskować to, że trzęsą mi się nogi.
- Bo wiem, że wciąż cię to boli Eva – wzdycha. - I nie chodzi mi o to, że rozpamiętujesz Jonasa, tylko to, że wciąż boli cię strata i zdrada tak bliskiej osoby – czuję, jak przyciąga mnie do siebie. - Wiesz, że możemy o tym pogadać, prawda?
- Wiem – uśmiecham się do niej, dziękując bogu za to, że nie zaczęła tematu Chrisa. - Ale chcę o tym zapomnieć – wzruszam ramionami. - Nie mogę ciągle żyć przeszłością.
- Sądzisz, że dla Chrisa jest tą jedyną? - Spojrzała na mnie z grymasem. - Bo nie chcę mieć Chrisa w rodzinie – parska.
- Nie wiem – westchnęłam, ignorując ból, który pojawił się w klatce piersiowej. - Gdyby ją kochał, to nie sypiałby z innymi – wzruszam ramionami. - Mieszkam obok niego już tyle czasu, a nie wiedziałam, że ma dziewczynę. Szczęśliwe i prawdziwe związki chyba nie na tym polegają.
- Mówiąc o związkach – pogładziła mnie po plecach – przyjdziesz z kimś na ślub?
- Nie sądzę – opuściłam nogi. - Po zerwaniu z Markiem, mam dość facetów. Bo zobacz – spojrzałam na nią – to przez nich są same problemy. Próbują wmówić nam jak żyć, co ubierać, jak się malować. Co sądzić, porównują nas do siebie i robią jakieś chore rankingi.
- Nie przesadzaj – zaśmiała się.
- To, że William jest porządny, nie oznacza, że każdy jest Noora – spojrzałam na nią z oburzeniem.
- Okej, okej – uniosła ręce w geście kapitulacji – spokojnie Eva – parsknęła. - Faceci to chuje, przyjęłam – puściła do mnie oko.
Wiem, że chciała dobrze, ale mnie zirytowała. Swoim zachowaniem znów sprawiła, że poczułam się jak w liceum na jakiejś przypadkowej lekcji. Bo Noora zawsze musi mieć rację, a gdy jej nie ma, albo gdy nie chce się do tego przyznać, próbuje ośmieszyć przeciwnika, udają, że wszystko jest w porządku. A nie jest. Wiedziałam, że jestem częstym tematem rozmów Noory i Sany. One, mają już mężów, albo za chwilę będą ich mieć, a ja utknęłam z niewłaściwymi facetami, w podnajmowanym mieszkaniu, z dorywczą pracą i niekiedy nawet nie starcza mi na czynsz. Wiedziałam to, jednak starałam się udawać, że jest okej. Że takie życie mi pasuje. Inny chłopak co jakiś czas, mieszkanie tylko dla mnie. Ale ileż można się oszukiwać? Chciałam mieć do kogo wracać. Chciałabym krzyknąć, kochanie wróciłam, a on wyszedłby na przedpokój i pocałował mnie w usta. Zrobiłby mi kawę i jakieś kanapki, by wieczorem leżeć przed telewizorem, oglądając teleturnieje. Ale co mam zrobić, że nie potrafię znaleźć tego jedynego? Co mogę na to poradzić. Najwyraźniej nie jestem wystarczająco dobra, by ktoś chciał stworzyć ze mną normalny związek, a później założyć ze mną rodzinę. Ale coraz to bardziej się obawiam, że nie będzie mi to dane. Pospiesznie wstaję z sofy Noory, naciągając na siebie swoją koszulkę.
- Eva? - Usłyszałam za sobą przyjaciółkę, ale zignorowałam jej słowa.
- Wychodzę, dzięki za nocleg – rzuciłam, nawet na nią nie spoglądając.
Było mi szkoda pieniędzy na taksówkę, dlatego też zdecydowałam się na spacer. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w sklepowej witrynie, miałam ochotę się przeżegnać, chociaż nie jestem nawet wierząca. Czterdzieści minut później byłam już w mieszkaniu. Zamknęłam drzwi i zaczęłam ściągać z siebie ubrania. Koszulka wylądowała w kuchni, spodnie w przedpokoju, stanik i majtki w salonie. Napuściłam przyjemnie ciepłej wody do wanny, w której się zanurzyłam. Włosy związałam w niedbały kok, bo nie miałam ich siły teraz myć. Żółtą gąbką w kształcie kaczki zmywałam ze swojej twarzy resztki makijażu, próbując chociaż trochę się uspokoić. Sęk w tym, że nie potrafiłam. Od wczoraj czułam się dziwnie, a najgorsze jest to, że nie byłam w stanie nazwać tego wszystkiego. Położyłam głowę na zwinięty ręcznik, starając się zrelaksować, kiedy na moją twarz coś spadło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że z sufitu kapie woda. Gwałtownie wyskoczyłam z wanny, obwiązując się czerwonym, puchatym ręcznikiem. Na boso wybiegłam na klatkę, kierując się schodami do Johansonna, który znowu mnie zalał.
- Otwieraj! - Krzyczałam, waląc w drewniane drzwi. - Wiem, że tam jesteś do cholery!
Chwilę później przede mną stał sąsiad, który wyglądał, jakby zobaczył ducha.
- Pani Evo – zaczął
- Pieprz mnie kretynie – pokręciłam głową – żadna pani Evo, znowu mnie zalałeś idioto.
- Za wszystko zapłacę – zrobił się czerwony.
- No raczej, bo zgłoszę do to administracji! Co miesiąc to samo! Co z tobą jest nie tak?! - Nie uzyskałam odpowiedzi i tylko pokręciłam głową. Zbiegłam po schodach i już dochodziłam do swoich drzwi, gdy te obok się otworzyły.
- Eva? - Chris spojrzał na mnie pytająco. - Coś się stało?
- Nie – parsknęłam – uwielbiam chodzić w ręczniku po klatce – rzuciłam, chwytając za ręcznik.
- Co to za krzyki kochanie? - Usłyszałam, po czym zobaczyłam Astrid, ubraną w koszulkę Chrisa. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Eva? Co ty tutaj robisz, ręczniku? - Dodała, patrząc na mnie jak na idiotkę.
- Mieszkam – rzuciłam, otwierając drzwi do mieszkania. Weszłam do niego z hukiem, opierając się o drzwi.
- Nie mówiłeś, że to ona jest twoją sąsiadką Chris – usłyszałam pretensje w głosie dziewczyny.
- A po co miałem ci to mówić? - Mogę się założyć, że przewrócił oczyma.
- Może dlatego, że wiesz, co zrobiła mi kiedyś. Nie chcę mieć jej za ścianą Chris – zacisnęłam pięści. Co ja niby jej zrobiłam?
- Chryste, ile możesz się gniewać o to, że ci odbiła kolesia – parsknął, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- Masz rację – zaśmiała się – kto by się tym przejmował, skoro teraz mam ciebie – rzuciła, a ja usłyszałam, jak zamykają się drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro