Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10


Nigdy nie przepadałam za wampirami i wilkołakami i całym tym światkiem. Sagę Zmierzch obejrzałam, bo razem z dziewczynami robiłyśmy sobie wieczory filmowe i zgodnie stwierdziłyśmy, że Taylor Lautner jest przystojny. Jest kilka scen, które pamiętam. Uwielbiam ich mecz bejsbola, muzyka Muse i cała ta otoczka sprawia, że na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Jednak najbardziej obecnie utożsamiam się ze sceną, gdy Edward odszedł, a Bella siedziała na krześle i w tle zmieniały się pory roku. Właśnie tak się teraz czułam. Zaszyłam się w domu Sany, bo tylko tutaj byłam bezpieczna. Dziewczyna rozumiała mnie bez słów, a ja miałam pewność, że Chris tutaj nie przyjdzie. Yousef i Sana stanęli murem po mojej stronie, chociaż wcale tego nie chciałam. Nie chciałam rozwalać paczki, która kształtowała się kilka dobrych lat. Noora i William wyjechali na swój miesiąc miodowy, chociaż blondynka chciała to odłożyć, przez wzgląd na mnie. Rozglądałam się po pokoju, w którym od niemal miesiąca mieszkałam, by sprawdzić, czy na pewno wszystko spakowałam. Miałam dokumenty, wszystkie możliwe ładowarki i sprzęt, który zajmował cholernie dużo miejsca. Do walizki wrzuciłam kosmetyczkę i z niemałym trudem udało mi się ją zapiąć. Usiadłam na swoim bagażu, poprawiając zapięcie swoich ogrodniczek. Spięłam włosy w kucyk i schowałam twarz w dłoniach. Jeszcze przed wylotem, muszę pojechać do swojego byłego mieszkania, bo właściciel dopiero teraz raczył zgodzić się na spotkanie ze mną, w celu rozwiązania umowy. Niechętnie wstałam i zaczęłam wynosić torby z pokoju. Chris mnie chyba zabije, gdy zobaczy, ile wzięłam ze sobą rzeczy, ale sama mówiła, że nasze mieszkanie jest duże.

- Pomóc ci? - Usłyszałam za sobą głos Yousefa, który uważnie mi się przyglądał.

- Nie – pokręciłam głową, bo najgorsze było już za mną. - Ale później cię wykorzystam, gdy przyjedzie taksówka – zaśmiałam się.

- Przecież cię odwieziemy – spojrzał na mnie. - Sana i tak jest cała chora, bo wyjeżdżasz – podrapał się po głowie.

- Przecież jadę z Chris – przewróciłam oczyma.

- Wiem, ale boli ją to, że będziesz tak daleko Eva – spojrzał na mnie, po czym odchrząknął. - Nie mam prawa cię do niczego zmuszać, bo jesteś dorosła i wiesz, co robisz, ale na pewno dobrze to przemyślałaś?

- O czym ty mówisz?

- Zostawiasz wszystko i wszystkich i wyjeżdżasz do obcego kraju – wzruszył ramionami. - Przecież mogłabyś wciąż mieszkać tutaj. Nawet u nas, jeśli byłaby taka potrzeba.

- Oczywiście Yousef – zaśmiałam się – zamiast przygotowywać pokój dla dziecka, będziecie przygotowywali go do prawie trzydziestoletniego nieudacznika – spojrzałam na niego. - To ile dla mnie zrobiliście – pokręciłam głową – nigdy się wam nie odwdzięczę, wiesz? Mam nadzieję, że obydwoje macie tego świadomość – uśmiechnęłam się. - Będziecie najlepszymi rodzicami pod słońcem.

- Przyjedziesz, gdy urodzi się dziecko? - Spojrzał na mnie z troską.

- Oczywiście, że tak – uśmiechnęłam się. - Yousef, przecież nie wyjeżdżam na drugi koniec świata – zaśmiałam się. - Jeśli wierzyć wszelkim przelicznikom, to dzielą nas niecałe dwie godziny lotu.

- Wiem, ale to przecież nie tak, że wsiądziemy w samolot i przylecimy do ciebie i Chris na herbatę, gdy tylko będziemy mieli taki kaprys – spuścił wzrok. - Albo ty przylecisz do nas, bo Sana akurat upiecze ciasto.

- To ty pieczesz ciasta Yousef – zaśmiałam się, a chłopak poszedł w moje ślady.

- Wiesz, o co mi chodzi – spojrzał na mnie. - Nie będzie cię blisko Eva i jeśli mam być szczery, to nie pamiętam, byś kiedyś była daleko – głośno przełknął ślinę. - Nie chcę, by Sana została sama. Wiem, że masz swoje życie, ale to właśnie z tobą była najbliżej. Może w liceum to właśnie z Noorą czy Chris się trzymała, tak teraz – pokręcił głową – jesteś dla niej osobą numer jeden. No dobra, może dwa albo trzy, jeśli liczyć mnie i dziecko – zaśmiał się. - Ale wiesz, o co chodzi.

- Wiem – odparłam, bo aż za dobrze to rozumiałam. Analizowałam swój wyjazd z każdej możliwej strony i za każdym razem wychodziło, że to jedyny słuszny wybór. - Zostawię u was rzeczy i pojadę do siebie, dobrze? Mam nadzieję, że nie zajmie mi to zbyt dużo czasu.

- Przecież mogę cię podrzucić – spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Chcę ostatni raz przejechać się norweskim autobusem – zaśmiałam się, chociaż tak naprawdę, wcale nie było mi do śmiechu.

Podróż upłynęła mi zadziwiająco szybko i gdy zobaczyłam budynek, w którym mieszkałam, zrobiło mi się niedobrze. Niczym robot wpisałam kod, po czym skierowałam się do windy. W duchu prosiłam boga i wszystkie świętości, by nade mną czuwały i uchroniły mnie przed spotkaniem z kimś niepożądanym. Otworzyłam drzwi do mieszkania i rozniosło się po nim nieprzyjemne echo. Mieszkanie wyglądało tak, jak kilka lat temu, gdy się tu wprowadziłam. Było niewiele mebli, a ściany były gołe. Zobaczyłam, że właściciel siedzi już w salonie i usiadłam obok niego.

- Dzień dobry – uśmiechnęłam się do niego, czując nieprzyjemne zawirowania.

- Witaj Evo – mężczyzna nie odwzajemnił mojego gestu. - Przyznam, że na początku nie byłem zbyt zadowolony twoją decyzją – surowo na mnie spojrzał. - Umowa była podpisana i wyraźnie zaznaczone było, że nie można jej zerwać ot tak – przewrócił oczyma. - Powinnaś była uprzedzić mnie co najmniej trzy miesiące wcześniej.

- Wiem – skinęłam głową. - Ale to wszystko wydarzyło się tak szybko.

- Rozumiem – wyciągnął rękę, by mi przerwać. - Sytuację ratuje to, że znalazłem kogoś na twoje miejsce, dlatego też nie będziesz musiała płacić czynszu, za dwa następne miesiące. Zrobi to nowy lokator – uśmiechnął się, a ja miałam ochotę przewrócić oczyma. Chodziło mu tylko o pieniądze, a czego się mogłam spodziewać.

- W porządku – rzuciłam, po czym podpisałam wszystkie papiery. Oddałam mężczyźnie klucze i poczułam, że za chwilę się rozpłaczę. Spędziłam tutaj kilka lat, a teraz nie było po mnie nawet śladu. Wyszłam z mieszkania i powoli kierowałam się w stronę widny, nawet nie patrząc na drzwi Chrisa. Część mnie zastanawiała się, czy jest tam właśnie z Astrid. Czy wciąż z nią jest, czy to może był jakiś chwilowy zawrót głowy, a raczej kutasa. Dopiero potem docierało do mnie, że to już nie ma znaczenia. Nic nie było w stanie sprawić, że zmieniłabym zdanie. Wiem, że Chris próbował się ze mną kontaktować. Zapchał mi skrzynkę mailową, portale społecznościowe i pocztę głosową, ale jakoś nie potrafiłam sprawdzić, co miał mi do powiedzenia. Bo obojętnie, co by to nie było, nie sprawi to, że mu uwierzę. Że mu wybaczę, czy spojrzę na niego jak dawniej. Wróciłam do domu Sany, gdzie Chris biegała w koszuli nocnej.

- Dlaczego nikt do pieprzonej cholerny mnie nie obudził? - Spojrzała na mnie z wyrzutem. - Ty jesteś wykąpana, ubrana, spakowana i wyglądasz jak pieprzony milion dolców, a ja nawet nie wiem, gdzie są moje majtki. Spóźnimy się na cholerny lot Eva – chwyciła mnie za ramiona i zaczęła mną potrząsać.

- Christina! - Krzyknęłam, bo wiedziałam, że pełna forma jej imienia potrafi sprowadzić ją na ziemię. - Jesteś spakowana – uśmiechnęłam się. - Musisz się po prostu ubrać i pomalować – wzruszyłam ramionami. - I błagam cię, przestań panikować, bo ostatnio myślałam, że Noora nie weźmie ślubu, bo ją uduszę – zaśmiałam się.

Droga na lotnisko była dziwna. Yousef rozmawiał z Chris, a Sana i ja milczałyśmy. Odnosiłam nieodparte wrażenie, że dziewczyna ma mi za złe to, że wyjeżdżam, chociaż z drugiej strony to właśnie ona, bo całym zamieszaniu z Chrisem doradziła mi, że wyjazd jest dobrym pomysłem. Sęk w tym, że w jej wizji, wyjeżdżałam na dwa tygodnie, by odpocząć i pobawić się z Chris, a ja zdecydowałam, że wyjadę na stałe. Gdy jej to powiedziałam, dziewczyna wyszła bez słowa i nie odzywała się do mnie przez dwa dni.

- Jesteśmy – z rozmyślań wyrwał mnie głos Yousefa, który chwilę później z trudem wyciągał nasze bagaże.

Wszystko poszło sprawnie, stałyśmy z biletem w ręce, żegnając się z przyjaciółmi.

- Wiesz, że cię kocham, prawda? - Spojrzałam na Sanę, która wyglądała, jakby miała się rozpłakać. - Kocham cię najbardziej na świecie i gdy tylko będziesz mnie potrzebować, masz od razu do mnie napisać i wsiądę w najbliższy samolot i przylecę najszybciej, jak się da – pocałowałam ją w policzek.

- Będę za tobą tęsknić Eva – powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza. - Przeklęte hormony, to przez ciążę, ja nie płaczę Eva – rzuciła, a ja się roześmiałam.

- Przecież wiem – puściłam do niej oko. - Trzymaj się i dbaj o siebie i o maleństwo, które się w tobie rozwija – uśmiechnęłam się.

- Musimy już iść – Chris pociągnęła mnie w kierunku drzwi, a ja pomachałam Yousefowi i Sanie. Skierowałam się przed siebie, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła.

- Eva! Eva czekaj! - Odwróciłam się i zobaczyłam ostatnią osobę, którą chciałabym kiedykolwiek zobaczyć. - Eva nie wyjeżdżaj! - Krzyczał, przyciągając spojrzenia zgromadzonych ludzi. - Eva kocham cię! Nie wyjeżdżaj – krzyczał, a ja nie potrafiłam wyrzucić z siebie słowa. Spojrzałam prosto w jego oczy, po czym bez słowa się odwróciłam i ciągnąc za sobą Chris, skierowałam się na pokład samolotu. Chris Schistad dla mnie nie istniał i nic nie było w stanie tego zmienić.


KONIEC




I tym akcentem "Red" dobiega końca. Jednak to nie koniec przygód Evy i całej reszty, bowiem już niebawem, na moim profilu pojawi się "Blue", czyli druga część trylogii Colors. Muszę przyznać, że jestem nią podekscytowana, bo to co urodziło się w mojej głowie, strasznie mi się podoba, co jest rzadkością hahaha. Prawdopodobnym terminem startu Blue, jest ten weekend, ale póki co nie jestem w stanie tego potwierdzić na 100%. 

A teraz, z racji, że coś się kończy, ale jednocześnie sporo jest przed nami, chciałabym, żebyście podzieli się ze mną swoimi przemyśleniami. Tym, co Wam się w Red podobało i tym, co niekoniecznie.

No i oczywiście dziękuję za to, że jesteście i mam nadzieję, że widzimy się w Blue

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro