Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Śmierciożercy

Jeszcze chyba nigdy nie cieszyłam się na widok twarzy Severusa tak bardzo. Przez ostatnie godziny myślałam, że już nigdy go nie zobaczę. Teraz wydawał mi się być aniołem... Uśmiechnęłam się lekko, chociaż było to trudne.

– Dobrze cię widzieć – wymamrotałam.

– Shirley, czy ty naprawdę musisz się wplątywać w tarapaty tak często? Chyba będę musiał na ciebie rzucić Zaklęcie Trwałego Przylepca i chodzić z tobą wszędzie – westchnął, lecz przez irytację przebijała ulga.

Podszedł do mnie i lekko stuknął różdżką w łańcuchy, następnie w więzy, które sprawiały, że straciłam czucie w całym ciele. Kiedy i łańcuchy, i sznury opadły, zsunęłam się z krzesła, zupełnie nie potrafiąc nad sobą zapanować. Byłam tak słaba, że nawet czynność tak prosta jak ustanie na nogach wydawała mi się niewykonalna. Nim jednak uderzyłam o posadzkę, Snape złapał mnie i podniósł. Odetchnęłam głęboko, opierając głowę na jego ramieniu.

– Po raz kolejny ratujesz mi życie – wyszeptałam. – Dziękuję.

– Podziękujesz, kiedy to wszystko się skończy – odparł cicho, rozglądając się dokoła, po czym szybkim krokiem wyszedł z ciemnego pomieszczenia.

Nawet teraz nie bardzo wiedziałam, gdzie jesteśmy, lecz nie była to rzecz, na której by mi zależało. Być może później, gdy dojdę trochę do siebie, zapytam o to Snape'a. Teraz jednak chciałam znowu znaleźć się w miejscu, gdzie byliśmy bezpieczni.

Na dworze było już zupełnie ciemno, gdy opuściliśmy budynek. Twarz Severusa nadal była pełna powagi i skupienia, dlatego nawet nie starałam się zadawać żadnych pytań. Odnosiłam wrażenie, że wciąż możemy nie być bezpieczni. Przecież ktoś mógł nas usłyszeć i podążyć za nami... mogłam jedynie mieć nadzieję, że tak nie było.

Wreszcie Snape przystanął i przycisnął mnie mocno do siebie. Zamknęłam oczy i poczułam, jak obraca się w miejscu i wciąga nas pustka.

Później się tego wstydziłam, ale najwyraźniej teleportacja wyczerpała resztę moich sił. Następną rzeczą, którą pamiętałam, było to, że obudziłam się w czystym, jasnym pokoju. Ciepłe słońce tańczyło mi na twarzy, przeciskając się przez szczelinę w zasłonach, ale wcale mi to nie przeszkadzało.

Jęknęłam cicho. Nadal bolało mnie całe ciało, lecz już nie tak bardzo jak wtedy, gdy Snape wyciągał mnie z tamtego okropnego miejsca. Miałam jedynie nadzieję, że nie minęło zbyt wiele dni, odkąd to się wydarzyło...

Kiedy wreszcie otwarłam oczy, podparłam się dłońmi na miękkim materacu, by móc wreszcie się dźwignąć, lecz wówczas jakaś niewidzialna moc wcisnęła mnie z powrotem do łóżka. Zamrugałam ze zdumienia.

– Na twoim miejscu bym tego nie próbował, Shirley – usłyszałam znajomy głos i aż łzy radości zebrały mi się pod powiekami.

– Severus! – powiedziałam z radością, natychmiast odnajdując bladą, poznaczoną bliznami twarz mężczyzny.

– Chyba jestem już przyzwyczajony do czuwania przy twoim łóżku, Shirley. Aż się zastanawiam, czy nie zacznie mi tego brakować, kiedy wszystko będzie skończone – odparł beznamiętnie, lecz wiedziałam, że robi sobie ze mnie żarty.

Severus Snape robił sobie żarty. I nie, nie był to sarkazm. Chyba jeszcze nie byłam świadkiem takiej sytuacji. Odnosiłam wrażenie, że jest jeszcze wiele rzeczy, których o nim nie wiedziałam, a teraz chciałam je poznać jeszcze bardziej. Teraz, kiedy wreszcie zdałam sobie sprawę z tego, jak niewiele trzeba, by nas rozdzielono na zawsze.

– Masz odpoczywać – niemalże wyszeptał łagodnie, kładąc dłoń na mojej głowie. – Kiedy cię znalazłem, byłaś w parszywym stanie...

– Ile czasu...

– Nie martw się. Spałaś tylko kilkanaście godzin – odparł szybko, widząc, że zaczęłam się denerwować tym, iż znowu mogłam przespać wiele dni. Ta wizja naprawdę mnie przerażała, dlatego też jego odpowiedź uspokoiła mnie mocno. – Chociaż wolałbym, żebyś jeszcze pospała. Twoje ciało potrzebuje odpoczynku.

– Czuję się doskonale – odparowałam, marszcząc czoło.

Snape uniósł brwi, po czym odchylił się w krześle. Był to gest, który dał mi do zrozumienia, iż mężczyzna nie pozwoli mi opuścić łóżka tak prędko, chociaż naprawdę bym go o to błagała. Jednak wiedziałam, że tak długo, jak on tu ze mną zostanie, nie będę się opierała... chociaż prawdą było, iż wolałabym móc przynajmniej się przespacerować.

– Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – zapytałam po chwili, posłusznie podciągając kołdrę aż pod samą brodę.

Snape, który coś czytał, westchnął i odłożył książkę na bok. Następnie spojrzał na mnie pełnym politowania wzrokiem, jak gdybym była dzieckiem, które domaga się bajki, podczas gdy on nie ma pojęcia, jak się je opowiada.

– Myślałaś, że nie podejrzewałem, iż ktoś będzie próbował cię skrzywdzić, Shirley? – zapytał, marszcząc czoło. – O nie, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że od dłuższego czasu ktoś na ciebie poluje. Jeszcze za czasów szkolnych... interesowałem się nieco... zaklęciami. – Przerwał, po czym wstał, by podejść do okna. Po chwili zastanowienia rozsunął zasłony, by więcej światła wpadło do pokoju. – Wiedziałem, jak działa Namiar... nie było dla mnie problemem stworzenie czegoś... podobnego do tego zaklęcia.

Zamrugałam, czując, że się rumienię. Z jednej strony przerażał mnie fakt, iż Snape posunął się tak daleko, że rzeczywiście postanowił mnie śledzić. Z drugiej jednak, gdyby nie jego inwencja twórcza, pewnie bym już nie żyła.

– Teraz... ilekroć ktoś będzie chciał zrobić ci krzywdę, ja będę o tym wiedział – wyjaśnił spokojnym tonem, lecz nadal na mnie nie patrzał; byłam przekonana, że to dlatego, iż nie wiedział, jak zareaguję na informację o tym, że mnie śledził. Zastanawiało mnie jedynie od jak dawna.

Przez moment czułam dziwną ochotę, by o to spytać, lecz zrozumiałam, że nie byłby to najlepszy pomysł. Nie chciałam wywoływać teraz kłótni... zwłaszcza że było tyle innych spraw, których byłam ciekawa.

– Dlaczego jednak porwano mnie, skoro ty znajdowałeś się parę metrów dalej? – spytałam, a mój głos zadrżał. – Przecież to na tobie im zależy...

– Nie – odpowiedział, kręcąc lekko głową. – Ty wciąż jesteś zbyt naiwna, by zrozumieć, jak działają śmierciożercy. Śmierciożerca nie zabije tak po prostu. Im zależy na tym, by sprawić jak najwięcej cierpienia.

Nadal nie rozumiałam. Bezwiednie usiadłam, lecz widząc to, Snape westchnął i raz jeszcze machnął różdżką, by wepchnąć mnie z powrotem do łóżka.

– Mówiłem ci, Shirley, żebyś się nie ruszała – warknął z irytacją. – Śmierciożercy chcieli porwać ciebie, bo wiedzieli, że jeżeli skrzywdzą ciebie, najbardziej mnie to zaboli. Zresztą chcieli się dowiedzieć o mnie wszystkiego... a ty wiesz o mnie znacznie więcej, niż ktokolwiek inny. To dlatego zależało im na tobie.

– Przysięgam, że niczego im nie powiedziałam – wyszeptałam natychmiast, mając dziwne wrażenie, że Snape mnie podejrzewa. Nie chciałam, by uznał mnie za zdrajcę, zwłaszcza że nigdy bym się nie ważyła go zdradzić.

– Wiem, Shirley, wiem – odrzekł cicho, po czym przysiadł na brzegu mojego łóżka i pogłaskał mnie po głowie. Ten gest zdziwił mnie bardziej niż cokolwiek innego. – Nikomu nie mogę ufać tak bardzo jak tobie.

Zabrzmiało to jak komplement, lecz jednocześnie sprawiło, że poczułam ukłucie bólu w sercu. Było to tak, jak gdyby Snape za maską okrutnego, cynicznego nauczyciela krył osobowość tak delikatną, że bałam się ją skruszyć. Im lepiej go poznawałam, tym bardziej wstydziłam się swojej nienawiści do niego podczas szkolnych lat... i bardzo pragnęłam, by inni ludzie zauważyli w nim to, co widziałam ja.

– Czy... czy oprócz Avery'ego widziałaś tam kogoś jeszcze? Słyszałaś nazwiska? – zapytał po chwili, odsuwając się ode mnie.

Zamknęłam oczy. Raz jeszcze uderzyło mnie to, co sobie przypomniałam... znajoma twarz... osoba, której nigdy nie podejrzewałabym o to, że jest śmierciożercą. Lecz teraz, po tym wszystkim, nie miałam żadnych wątpliwości.

– Tak – odparłam cicho, nie otwierając oczu. – Oprócz Avery'ego widziałam jeszcze trzech innych. Nazwiska jednego z nich nie usłyszałam... ale był... był tam Nott – przypomniałam sobie z pewnym trudem nazwisko młodego mężczyzny.

– Nott...? – powtórzył Snape, wyraźnie zdumiony. – Jak wyglądał?

– Musiał być w moim wieku, może trochę starszy – powiedziałam. – Ciemne włosy, dość wysoki... miał mnie spoić veritaserum.

Krzywiąc się lekko, Snape odrzucił włosy z twarzy, po czym wstał i zaczął przechadzać się po pokoju, swoim zwyczajem trzymając dłonie splecione za plecami. Przez dłuższą chwilę milczał, ale wiedziałam, że w jego głowie kłębi się od myśli.

– A więc młody Nott... miałem nadzieję, że nie pójdzie w ślady ojca – mruknął cicho, po czym spojrzał na mnie. – Mówiłaś, że było ich tam trzech. A więc jeden, którego nazwiska nie usłyszałaś, Nott... i kto jeszcze?

Zaschło mi w ustach. Otwarłam oczy, pozwalając, by Snape spojrzał w nie z powagą. To wcale nie pomagało.

– Blade – wyszeptałam wreszcie.

Severus przystanął, po czym podszedł do mnie w kilku szybkich krokach, wyglądając na równie poruszonego jak ja.

– Morgan Blade? – Jego głos już nie był wcale tak spokojny, a ja wcale się temu nie dziwiłam. Pokiwałam głową.

– Ten sam – wyszeptałam. – Teraz... teraz już wiem, kto rzucił na Neville'a Imperius. To musiał być on, jeszcze wtedy, kiedy był nauczycielem.

Na moment zapadło całkowite milczenie. Snape wpatrywał się we mnie, jak gdyby mógł wyczytać cokolwiek z mojej twarzy, po czym westchnął i wyprostował się, masując sobie podstawę nosa. Gdy wypowiedziałam to na głos, wydawało mi się to niemożliwe... i przez moment miałam nadzieję, że i Snape tak uzna. Wolałabym, żeby mnie wyśmiał, niźli żeby przyznał mi rację. Wówczas przestałabym się przejmować faktem, iż śmierciożerca był zatrudniony w Hogwarcie. Do jakich tajemnic miał dostęp...?

– Kiedy się dowiedział, dlaczego zostaje zwolniony, musiał usłyszeć o tym, że żyję – powiedział cicho Snape. – Wtedy rzucił klątwę na Longbottoma, bo wiedział, że kierowanie nim nie będzie trudne. Może to właśnie dlatego Longbottomowi tak bardzo zależało na tym, by się do ciebie zbliżyć... to by też wyjaśniało, dlaczego nie starał się ciebie ratować, gdy trafił cię przypadkowo zaklęciem.

W ustach Severusa zabrzmiało to jeszcze gorzej. Nie mogłam mieć teraz nadziei, że się myliłam; wszystko to brzmiało zbyt prawdopodobnie. Jakby wreszcie odnalazł się brakujący element układanki.

– Myślisz, że Avery to... to ich przywódca? – zapytałam niepewnie, a Snape natychmiast odwrócił głowę, by na mnie spojrzeć.

– Avery? Och, nie. Nie sądzę, żeby torturowanie ciebie lub mnie było tak ważne, by zajmował się tym ich przywódca. Sądzę, że jest nim ktoś inny... bardziej rozgarnięty – odpowiedział Snape. Po chwili wrócił na swoje krzesło i pochylił się ku mnie. Widziałam jego pełen przejęcia, przenikliwy wzrok. – Dziwi mnie jednak, że jest na wolności. Mówiono, że zamknięto go w Azkabanie... z czego wynika, że albo go uniknął, albo też jakoś z niego uciekł. Co może oznaczać, że inni śmierciożercy, którzy zostali pochwyceni po wojnie, też są na wolności.

– Zatem kto to może być?

Severus oparł się na krześle i złączył opuszki palców, jak zwykle, gdy się nad czymś zastanawiał. Nie znałam nazwisk śmierciożerców. Znałam ich jako przerażającą masę, która istniała, by siać grozę i śmierć.

– Mogę się jedynie domyślać – odparł wreszcie tak cicho, że ledwie byłam w stanie rozróżnić słowa. – Ale mam... mam pewne podejrzenia.

Nie pozwolił mi jednak zadać kolejnego pytania. Chwycił za książkę i otworzył ją na odpowiedniej stronie, po czym spojrzał na mnie tak groźnie, że wiedziałam, że nie powinnam mu się sprzeciwiać, jeżeli nie chcę tego pożałować.

– Odpoczywaj... albo znajdzie się dla ciebie trochę eliksiru nasennego.

Cieszyłam się, że po paru dniach wydobrzałam na tyle, by móc powrócić do szkoły razem z Severusem. Do tej pory zajmował się mną tak pieczołowicie, że niemal zupełnie przyzwyczaiłam się do jego obecności – i do domu, w którym razem mieszkaliśmy.

Codziennie rano i wieczorem podawał mi eliksir wzmacniający, co sprawiło, że wkrótce wróciłam do wcześniejszej formy. Po pewnym czasie zrozumiałam również, że Cokeworth wcale nie było tak okropnym miejscem. Snape zabierał mnie na spacery, pokazując różne miejsca. Oprócz obskurnych uliczek i ponurych zaułków miasteczko to ukrywało piękne parki, a za pobliskim wzgórzem znajdował się również rozległy las.

Nic więc dziwnego, że po pewnym czasie zrobiło mi się niemal żal, że musiałam opuścić to miejsce. Mimo wszystko cieszyłam się, że wracamy do Hogwartu.

Jak i poprzednim razem, Snape nie zgodził się na pociąg ani na Błędnego Rycerza, wobec czego, chcąc nie chcąc, dreptałam za nim w kierunku łąki, z której bezpiecznie mogliśmy teleportować się do Hogsmeade.

– Pamiętaj, by nikomu nic nie mówić na temat tego, co cię tu spotkało – powiedział poważnym tonem. – Nikomu nie możemy teraz ufać...

Kiwnęłam głową, ale nie mogłam się powstrzymać od tego, by delikatnie wsunąć swoją dłoń w jego. Mój gest zdumiał go, lecz po chwili na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, a jego dłoń zacisnęła się lekko na mojej.

– Żal mi, że będę się teraz musiał tobą dzielić z całą resztą szkoły – wyszeptał, co sprawiło, że moje serce zatrzepotało mi w piersi.

– Nie przestanę być twoja – obiecałam.

– Na najbliższe wakacje musisz tu przyjechać – dodał, wykorzystując fakt, że to ostatnie chwile, kiedy mógł jeszcze ze mną rozmawiać zupełnie otwarcie. – Nie wracaj już do domu... wróć tu ze mną i nie wyjeżdżaj.

Nie odpowiedziałam, lecz on chyba nie oczekiwał na moją odpowiedź. Spojrzał na mnie jedynie z lekkim uśmiechem, po czym mocniej chwycił moją dłoń i razem zakręciliśmy się w miejscu, skupiając swe myśli na Hogsmeade.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro