Więcej tajemnic
Zdziwiło mnie zachowanie Snape'a. Jeszcze nigdy do tej pory nie obraził mnie w obecności innego nauczyciela, a teraz nie dość, że właśnie to zrobił, to jeszcze obraził Neville'a. Nigdy wcześniej nie czułam takiej złości. Dopiero teraz tak naprawdę mogłam powiedzieć, że go nienawidziłam. Nie było to tylko niesprawiedliwe odbieranie punktów czy też niemiłe komentarze na temat moich umiejętności.
Z drugiej jednak strony wiedziałam, że nie mogę dać się sprowokować. Nie teraz, kiedy byliśmy w Wielkiej Sali podczas obiadu i wszyscy uczniowie byli tu zgromadzeni. Nasza kłótnia byłaby obserwowana przez wszystkich, a nie było McGonagall, która byłaby w stanie ją przerwać i zaradzić sytuacji.
– Daj temu spokój, Neville – wyszeptałam, widząc, że Neville rumieni się jeszcze bardziej; wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.
– Nie! – odpowiedział, kręcąc głową. Wyglądało na to, że naprawdę był na granicy wybuchu. – Nabija się ze mnie od czasów szkolnych! Myśli, że ma do tego prawo? Już nie jestem uczniem, jestem nauczycielem, tak samo jak on!
– Ale nie możemy się z nim kłócić, kiedy jesteśmy obserwowani przez wszystkich uczniów, Neville! – pisnęłam, spoglądając nerwowo w kierunku Snape'a, który właśnie zajmował swoje miejsce przy stole. Uśmiechał się lekko, ale widziałam na jego twarzy obraz triumfu. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. – Nie myśl, że cię nie rozumiem. Prześladuje mnie, odkąd wrócił. Nie jestem w stanie go dłużej unikać.
Kiedy to powiedziałam, natychmiast pożałowałam swoich słów. Przecież postanowiłam nie skarżyć się nikomu, a już na pewno nie jemu! Mimo że wielu twierdziło, iż Neville nie był odważny, jego odwaga była tak wielka, że obawiałam się, że sam sobie zaszkodzi.
– Prześladuje cię? – powtórzył, po czym zaczął wstawać. Z przerażeniem chwyciłam go za rękę, żeby mu to uniemożliwić. Nie chciałam, żeby miał z tego powodu problemy, a przecież Snape dopiluje, żeby Neville tego pożałował.
– Błagam cię... – wyszeptałam. – Przecież on cię zniszczy...
– Nie interesuje mnie to – odparł, marszcząc brwi. – Chociaż byłem przekonany, że ty jedna we mnie wierzysz.
Zamrugałam ze zdumieniem, nie spodziewając się takiej reakcji. Brzmiało to tak, jakby zupełnie opacznie zrozumiał moje słowa.
– Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi – skrzywiłam się lekko. – Po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało, a Snape... doskonale wiesz, jaki on jest. Nie cofnie się przed niczym... Podczas kiedy ty będziesz przestrzegać zasad...
– Darcie, nie. Nie tym razem. Nie mogę dawać się zastraszać przez całe życie tylko dlatego, że on jest, kim jest.
Jeszcze nigdy nie widziałam takiego obrzydzenia na twarzy Neville'a; ale przecież kiedy spoglądał na Snape'a, nie mógłby się uśmiechać. Podziwiałam go za to nastawienie, ale jednocześnie obawiałam się konsekwencji.
Neville wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku i wstał. Serce zamarło w mojej piersi, kiedy patrzałam, jak podchodzi do Snape'a. Miałam przeogromną nadzieję, że nie będzie się z nim kłócił, chociaż bałam się, że moje nadzieje okażą się płonne. Ku memu zdumieniu jednak nie stało się nic. Nie mogłam dosłyszeć, o czym rozmawiali, bo obaj o to zadbali, ale widziałam, że emanowała od nich nienawiść.
Kiedy Neville po chwili wrócił, oddychał ciężko, jakby właśnie przebiegł długi dystans. Usiadł, a jego dłonie drżały tak mocno, że zrezygnował z jedzenia i zaraz odrzucił widelec, który z brzdękiem upadł na talerz.
– Fakt, że jest bohaterem, nie zmienia tego, że jest jednocześnie największym dupkiem na świecie – burknął, nerwowo przeczesując włosy.
Jego słowa sprawiły, że się uśmiechnęłam. Nawet w tym momencie nie mogłam się od tego powstrzymać. Oczywiście, że miał rację, ale sposób, w jaki to powiedział, trochę mnie rozbawił. Zresztą sam fakt, że usłyszałam coś podobnego właśnie od Neville'a, którego Snape od wielu lat napełniał przerażeniem, wydawał się być nieprawdopodobny.
Cieszyłam się, że wreszcie pokonał w sobie ten strach. Podejrzewam, że wpłynął na tę zmianę ów okres, w którym wszyscy byliśmy przekonani o śmierci Mistrza Eliksirów. Snape stał się raczej czymś w rodzaju koszmaru sennego czy jakiejś dziecięcej fobii zamiast prawdziwego człowieka. A teraz, gdy powrócił, nie zdążył w Neville'u na nowo rozpalić tego przerażenia.
I bardzo dobrze. Neville niczym sobie nie zasłużył na życie w ciągłym strachu. Pamiętałam, jak się trząsł, gdy jeszcze był w szkole, ilekroć miał się spotkać ze Snape'em. A jednak szedł na każde jego zajęcia. To sprawiło, że teraz był zupełnie innym człowiekiem.
– Co mu powiedziałeś? – zapytałam, nie bardzo wiedząc, czy powinnam pytać. Ale jednak widziałam, że ze sobą rozmawiali.
Mogłam dostrzec na twarzy Neville'a, że nie był pewien, co właściwie chce powiedzieć. To sprawiło, że poczułam się dziwnie. Bo skoro on chciał coś przede mną ukryć, to znaczyło, że musiało tam się stać coś niedobrego.
Chociaż z drugiej strony, co złego mogłoby się wydarzyć, skoro nie doszło do żadnej kłótni? Skoro obaj byli w stanie zapanować nad własnymi nerwami... pewnie wszystko dałoby się poukładać. Nawet jeżeli padły niemiłe słowa.
– Nic takiego – odpowiedział, lecz nie przekonał mnie. Neville nigdy nie potrafił kłamać.
– Neville.
Popatrzałam na niego z powagą. Przez moment unikał mojego spojrzenia, lecz w końcu odetchnął głęboko. Czyżby naprawdę była to tak poważna rzecz? Teraz, gdy tak się ociągał z odpowiedzią, zaczęłam się martwić.
– Nie, to nic takiego. Naprawdę – powtórzył, tym razem z większym przekonaniem, ale ja nadal nie potrafiłam mu uwierzyć.
Zrezygnowawszy z przełknięcia chociażby kęsa, Neville wstał. Jego twarz była nieco bledsza niż wcześniej, ale przecież mógł to być efekt światła świec, które się nad nami unosiły... chociaż chyba starałam się siebie okłamać.
– No to... zobaczymy się jutro.
Uśmiech, który mi posłał, był wymuszony i Neville chyba nawet nie starał się udawać, że tak nie było. Nie czekając na moją odpowiedź, odwrócił się i wyszedł z Wielkiej Sali.
Wciąż jeszcze wpatrywałam się w drzwi, kiedy w końcu zdecydowałam, że najlepiej będzie pójść śladami Neville'a i odpuścić sobie kolację. Dopiłam tylko sok i podniosłam się z krzesła. Trudno mi było uwierzyć, że ten dzień kończył się tak podle, mimo że już zaczynałam wierzyć w to, iż wszystko miało się poukładać.
W momencie, kiedy zakładałam torbę pełną książek na ramię, poczułam czyjś dotyk na ręce. Ze zdumieniem odwróciłam się, lecz nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam.
– Pozwoli pani, że panią odprowadzę.
Jego cichy głos przyprawił mnie o ciarki. Obawiałam się, że coś planował. Chociaż brzmiało to niedorzecznie, trochę bałam się tego, że gdy tylko opuścimy Wielką Salę, on mnie zaatakuje. Bo niby dlaczego Snape miałby proponować mi, że mnie odprowadzi?
– Dziękuję, poradzę sobie sama – odrzekłam tak chłodno, jak tylko potrafiłam, po czym ruszyłam przed siebie. Miałam nadzieję, że za mną nie pójdzie, ale on posunął się jeszcze dalej.
Nim zdążyłam zrobić krok, poczułam, jak jego zimne palce zaciskają się na moim nadgarstku. Szarpnęłam parę razy, ale trzymał mocno, a ja nie potrafiłam się wyswobodzić. Serce podeszło mi do gardła.
– Nalegam, panno Shirley. – Pomimo szeptu był to ton nieznający sprzeciwu.
Nie miałam pojęcia, czego Snape ode mnie chce, a wychodzenie z nim gdziekolwiek wcale nie sprawiało mi przyjemności. Z jednej strony można było wątpić, czy odważy się zrobić mi krzywdę – bo do tej pory były to tylko docinki, nic więcej – a z drugiej... sama przed chwilą powiedziałam Neville'owi, że Snape'a stać było na wszystko. I rzeczywiście w to wierzyłam, słusznie bądź też nie, wobec czego wolałam nie ryzykować.
Raz jeszcze szarpnęłam dłonią, chcąc, by mnie puścił, ale wówczas jego palce zacisnęły się jeszcze mocniej na moim nadgarstku. Skrzywiłam się lekko z bólu.
– Proszę mnie puścić, panie profesorze – zażądałam, ale mój głos zadrżał lekko. I chociaż oczekiwałam, że na twarzy mężczyzny znów pojawi się ów zbyt dobrze znany uśmieszek triumfu, nie zobaczyłam żadnej zmiany.
– Puszczę, kiedy będziemy już sami – odpowiedział jedynie. Jego głos był nadspodziewanie spokojny, jak gdyby w tym, co robił, nie było niczego dziwnego.
Nie miałam więc wyboru. Chcąc czy nie, musiałam wyjść razem ze Snape'em z Wielkiej Sali. Na korytarzach było cicho, gdyż większość uczniów znajdowała się wciąż na obiedzie. Byliśmy sami – lecz uścisk na mojej dłoni wcale nie zelżał.
Chciałam już otworzyć usta, żeby przypomnieć o obietnicy, lecz wówczas poczułam, jak Snape ciągnie mnie dalej, tym razem w kierunku lochów. Zdziwiłam się i, co tu kryć, przestraszyłam nieco, ale nie dałam tego po sobie poznać. Choć być może Mistrz Eliksirów poczuł to, przecież moje tętno przyspieszyło...
– Mój gabinet nie znajduje się w lochach – rzekłam może nieco nazbyt ostro, kiedy przyspieszył kroku. W tych rejonach uczniowie znajdowali się rzadko kiedy; nie pamiętałam, bym zapuszczała się tak daleko za moich szkolnych lat.
Snape nie odpowiedział. Korytarz był zimny i czułam nieprzyjemny zapach stęchlizny. Wiedziałam, oczywiście, że w zamku było wiele miejsc, o których nie miałam pojęcia, ale na pewno nie chciałam poznawać ich w taki sposób.
– Jeżeli komukolwiek piśniesz słowo, przysięgam, że gorzko tego pożałujesz – syknął.
Nie miałam pojęcia, o czym mówił. Patrzałam na niego, oczekując jakiegokolwiek wyjaśnienia, ale on jedynie przyparł mnie do ściany, bym nie mogła uciec.
– Nie zgrywaj niewiniątka, Shirley. Nie wiem, do czego dążycie z Longbottomem, ale wierz mi, że pani dyrektor doskonale wie, co robi, trzymając mnie tutaj. Nie waż mi się mieszać w sprawy, o których nie masz pojęcia.
Jego słowa dziwiły mnie coraz bardziej, ale przy tym przypomniałam sobie rozmowę z McGonagall. A więc jednak coś się działo w szkole, coś niedobrego... Powrót Snape'a, z kolei, chociaż niespodziewany zarówno dla nas, jak i dla samej pani dyrektor, nie był zupełnie przypadkowy.
– W nic się nie mieszam. I do niczego nie dążymy z Neville'em. Po prostu nie pozwolimy sobie na takie zachowanie. Nawet, a może w szczególności, pochodzące od pana, profesorze.
Snape uniósł brwi. W przytłumionym świetle blizny na jego twarzy lśniły perłowo. Z wolna odsunął się ode mnie i uwolnił moje nadgarstki.
– A więc ty rzeczywiście nie masz o niczym pojęcia.
Zabrzmiało to tak, jak gdyby do tej pory mi nie wierzył. Zmarszczyłam czoło, pocierając lekko skórę na dłoniach. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak silny Snape mógł być. Gdyby zechciał mnie zranić, pewnie zrobiłby to bez problemu.
– Nie wiem nawet, o czym miałabym wiedzieć. A teraz, jeżeli pan pozwoli, profesorze, wrócę do siebie. I mam nadzieję, że następnym razem, kiedy się spotkamy, przestanie mnie pan obrażać, czy będę sama, czy z kimkolwiek innym.
Krew szumiała mi głośno w uszach, kiedy odwróciłam się na pięcie, by odejść. Nie byłam pewna, co właściwie się stało. Chociaż Sam-Wiesz-Kto został już pokonany, chociaż mogłoby się wydawać, że w Hogwarcie, jak i w całym czarodziejskim świecie wreszcie powinien nastąpić okres spokoju, okazało się, że nadal pozostawało wiele tajemnic. I to tajemnic, które, jak podejrzewałam, mogły zaszkodzić szkole i jej uczniom.
– Odprowadzę cię, Shirley – usłyszałam.
Moje zdumienie kazało mi się zatrzymać i spojrzeć na Snape'a. Nie ruszył się z miejsca, co nieco mnie uspokoiło.
– Dziękuję, profesorze. Chyba znajdę drogę do siebie sama.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro