Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

W Ministerstwie

Chociaż wiedziałam, że nie był to jeszcze koniec, z początku odsuwałam od siebie tę myśl. Być może dlatego, że zdawałam sobie sprawę z tego, iż śmierciożercy zostali osłabieni i nie mogli być teraz nierozważni. Nie mogliby nas zaatakować, wobec czego można było wznowić egzaminy i podczas gdy uczniowie na szybko powtarzali materiał z ostatniego roku, my, nauczyciele, przygotowywaliśmy się do wojny.

A jednak w tym zgiełku udało mi się napisać list do moich rodziców. Nie chciałam czekać z oznajmieniem im tych wieści aż do samych wakacji, chociaż wówczas mogłabym to uczynić osobiście. Miałam wrażenie, że lepiej, by dowiedzieli się wcześniej, nawet z listu, że zamierzam wkrótce wyjść za mąż.

Zastanawiało mnie, jak przyjmą te wieści. Zwłaszcza że mój narzeczony był sporo ode mnie starszy i chyba naopowiadałam im trochę o nim podczas moich lat szkolnych. Bałam się, że nie zaakceptują tego związku – i trudno byłoby im się wówczas dziwić. A jednak nie mogłabym tym razem ulec ich namowom. Zmieniłam się podczas ostatniego roku i wiedziałam, że w tym przypadku postawiłabym na swoim.

Teraz, kiedy pomyślałam o Severusie i nazwałam go w myślach "swoim narzeczonym", nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu godnego nastolatki. Rumieniłam się na samą myśl o tym i czułam, jak moje serce zaczyna trzepotać niczym skrzydła jakiegoś czarodziejskiego ptaka. Pewnie sam Snape ofuknąłby mnie za to, ale nie panowałam nad tym.

Siedziałam właśnie nad stosem egzaminów z historii magii, które poprawiałam, kiedy po raz kolejny pomyślałam o tamtym wieczorze. Ukryłam twarz w dłoniach, nadal nie wierząc we własne szczęście, i uśmiechnęłam się do siebie szeroko.

– Uczę bandę idiotów – usłyszałam nagle zmęczony głos. – Być może lepiej byłoby dla mnie, gdybym musiał tę wylęgarnię imbecyli opuścić raz na zawsze.

Uniosłam wzrok i pokręciłam głową.

– Dobrze wiesz, że tak by nie było. To miejsce jest dla ciebie domem, tak jak dla mnie. Poza tym... może i nie jesteś nazbyt lubiany przez uczniów – (tu Snape uniósł lekko brew) – ale jesteś doskonałym nauczycielem. Gdybyś odszedł, byłaby to wielka strata dla szkoły i dla uczniów. Odczuliby to...

– Przynajmniej ja byłbym spokojny.

Nie mogłam nie zachichotać cicho. Odłożyłam pióro i wstałam, by na moment rozprostować plecy, po czym podeszłam do Severusa.

– Byłbyś spokojny, zostawiając mnie tu na cały rok samą, bez twojej opieki? – spytałam, drocząc się z nim.

Raz jeszcze spojrzał na mnie ze zdumieniem.

– Nie na cały rok. Wracałabyś na wszystkie ferie – odpowiedział takim tonem, jak gdyby było to oczywiste. – Zresztą mógłbym cię odwiedzać i sprawdzać, jak sprawy się mają. Ale nie sądzę, że musiałbym się o ciebie martwić... niedługo pozbędziemy się resztek tych szumowin i upewnimy się, że zgniją w piekle.

Wzięłam głęboki wdech i kiwnęłam głową. Czekała nas jeszcze jedna bitwa; ta, miałam nadzieję, miała być ostateczna i po niej już nie będziemy nawet pamiętać, kim byli śmierciożercy. Wkrótce nastąpi upragniony pokój.

Poczułam, jak Severus delikatnie ujmuje moją dłoń w swoją. W takich momentach po raz kolejny pojmowałam, że Felix Felicis tak naprawdę nie dawał prawdziwego szczęścia. Owszem, to uczucie, które pojawiło się po wypiciu tego eliksiru, było cudowne, lecz nie mogło się równać z tym, co dawał dotyk ukochanej osoby.

– Nie miej jednak zbytnich nadziei, Shirley – powiedział cicho. – Mam zamiar tu jeszcze wrócić wiele razy... i obawiam się, że będę nadal chodził za tobą krok w krok.

Wkrótce egzaminy dobiegły końca. Ministerstwo wykorzystało ten czas w inny sposób, neutralizując śmierciożerców, których udało się schwytać w Hogwarcie (nie mam pojęcia, co tak naprawdę z nimi zrobiono, bo nikt poza pracownikami Ministerstwa nie dowiedział się, na czym ta "neutralizacja" polegała), a także przeprowadzono śledztwo w sprawie śmierciożerców, którzy znajdowali się na wolności.

Z tego, co mi wiadomo, po raz kolejny przydatnym źródłem informacji okazał się nie kto inny, lecz Lucjusz Malfoy we własnej osobie. Kiedy rozmawialiśmy później na ten temat, okazywał rozbawienie, stwierdzając, że Ministerstwo bardzo łatwo zmienia zdanie na temat tego, kto jest im potrzebny, a kto nie.

Ponieważ to w głównej mierze dzięki Severusowi cały ten spisek został odkryty, brał on udział we wszelkich naradach w Ministerstwie, przez co bardzo rzadko przebywał w szkole. Kiedy jednak wracał, opowiadał mi o wszystkim, co usłyszał.

– Dzisiaj zwrócili mi uwagę na to, że to tajne zebrania – rzekł z dziwnym uśmieszkiem, kiedy na mnie patrzał. – Chyba nie powinienem mówić ci tego wszystkiego.

– Więc nie mów – odrzekłam, czując, że się rumienię.

– Nie byłabyś ciekawa? – spytał, lekko unosząc brew, po czym usiadł w fotelu, zakładając nogę na nogę i stykając koniuszki palców obu dłoni. W tych momentach przypominały mi się te momenty, kiedy wciąż jeszcze twierdziłam, że go nienawidziłam, i czułam pewnego rodzaju wstyd. – Nie próbowałabyś tego ze mnie wyciągnąć za wszelką cenę?

– Oczywiście, że byłabym ciekawa – przyznałam, opierając się o biurko, tak że mogłam patrzeć wprost na niego. Nie byłam pewna, czy w tym momencie robił sobie ze mnie żarty, czy też nie. – Ale czy próbowałabym wyciągnąć z ciebie cokolwiek za wszelką cenę? Nie. Na pewno nie.

Lekki uśmiech zaigrał w kącikach jego warg, lecz poskromił go, nim rzeczywiście udało mu się wpełznąć na jego twarz.

– Podkreśliłaś słowo "ciebie" – zauważył, chociaż ja naprawdę nie zwróciłam na to uwagi, podczas gdy mówiłam. – Czy to oznacza, że gdybym był kimś innym, odpowiedź różniłaby się od tej, którą właśnie mi dałaś?

Rumieniec, który już wcześniej był na moich policzkach, najwyraźniej pociemniał, bo poczułam uderzenie gorąca.

– Za jaką osobę mnie masz, Severusie? – spytałam z wyrzutem, co chyba go rozbawiło.

– Za inną niż ta, którą spotkałem tu parę miesięcy temu – odrzekł, po czym wstał i z wolna podszedł do mnie.

Nie miałam gdzie się cofnąć, chociaż poczułam pewnego rodzaju zaniepokojenie. Nie strach, bo już od dawna nie obawiałam się go, lecz nie znaczyło to wcale, że zawsze czułam się z nim w stu procentach komfortowo.

A jednak nie miałam czego się obawiać, bo Snape jedynie pogładził mnie po policzku. Jak zawsze ten odruch wywołał u mnie uśmiech.

– Zmieniłaś się, Shirley – powiedział cicho. – Wtedy byłaś beznadziejnym przypadkiem skończonego tchórza. Ostatnio pokazałaś, że już tak nie jest.

– Nie, to nie tak – pokręciłam głową. – Nawet wtedy... gdybym zobaczyła, że ktoś, kogo kocham, jest w niebezpieczeństwie, musiałabym jakoś zareagować. Wcale tak bardzo się nie zmieniłam. Po prostu teraz... teraz naprawdę troszczę się o ciebie.

Jedna z brwi Snape'a po raz kolejny powędrowała do góry.

– Cóż, wtedy tam byłaś... podczas pojedynku... – mruknął z dziwnym grymasem na twarzy. – Chcesz powiedzieć, że byłaś tam dlatego, że ty i Longbottom...

– Nic w tym rodzaju! – przerwałam mu natychmiast, czując, że serce opada mi nieprzyjemnie, a żołądek skręca się. – Ja i Neville... niezależnie od tego, co sądzisz... co kiedykolwiek sądziłeś... naprawdę zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi.

Nie kłamałam. Neville był przecież jedyną osobą, którą tak naprawdę znałam, kiedy pojawiłam się tu pierwszego września. Byliśmy w podobnym wieku, mieliśmy tych samych znajomych... wydawało mi się to oczywiste, że taka przyjaźń będzie najbardziej naturalna. Nigdy jednak nie widziałam w Neville'u nikogo więcej.

Chociaż im więcej czasu minęło od momentu, kiedy zamiary Severusa zaczęły wychodzić na jaw, tym bardziej przekonywałam się, że miał święte prawo podejrzewać, że coś mogłabym czuć do Neville'a.

– Chciałaś powiedzieć, że niezależnie od tego, co ktokolwiek sądzi – mruknął, marszcząc czoło. – Jestem przekonany, że nie tylko ja to podejrzewałem... ba, mógłbym przysiąc, że główny zainteresowany podzielałby mój punkt widzenia.

Odwróciłam twarz, by uniknąć jego wzroku. To wydawało się być tak dawno temu... a jednak nadal czułam dziwny wstyd. Jednak dłoń Snape'a zatrzymała mnie i zmusiła, bym raz jeszcze spojrzała mu w oczy.

– Wiesz, że byłoby to normalniejsze... – wyszeptał. – Jesteście w tym samym wieku... on nigdy nie był twoim nauczycielem...

– Nie interesuje mnie to – odparłam z naciskiem. – Neville zawsze w moich oczach był tylko i wyłącznie przyjacielem. Myślałam, że mi ufasz.

Ku memu zaskoczeniu, Severus uśmiechnął się, po czym zrobił krok do tyłu, przyglądając mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Gdyby nie fakt, że był to Snape, powiedziałabym, że była to duma. A może to była ona...?

– Oczywiście, że ci ufam, po prostu chciałem to usłyszeć raz jeszcze.

***

Ostatni tydzień czerwca był odpowiednim momentem, by zacząć działać. Byliśmy w pełni świadomi tego, że śmierciożercy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, iż wiemy o ich istnieniu. Nie wiedzieliśmy jednak, jak wiele informacji udało im się zgromadzić, wobec czego musieliśmy być naprawdę ostrożni.

Znaliśmy nazwiska śmierciożerców – niektóre były zupełnie niespodziewane i sam Minister Magii poczuł powiew grozy, kiedy ludzie z jego najbliższego otoczenia okazali się być podejrzani. Świadczyło to jedynie o tym, że nie dość, iż śmierciożercy stali się teraz bardziej pewni siebie, to jeszcze mieli po temu powód – każdy, kto był na tyle spryty, by wystrychnąć na dudka całą gromadę aurorów, współpracowników Ministra oraz Ministra Magii – eks-aurora we własnej osobie, stałby się dość bezczelny.

Musieliśmy się ich wszystkich pozbyć, jeżeli chcieliśmy przywrócić pokój, ponieważ od tego zależały nie tylko losy świata magicznego, ale i świata mugoli.

Sprawa ta wymagała więc nie tylko ogromnej dawki subtelności, ale i sporej liczby ludzi, ponieważ na każdego śmierciożercę wedle planu przypadało co najmniej dwóch lub trzech. Było to spowodowane względami bezpieczeństwa, bo skoro im wszystkim udawało się przez tak wiele czasu oszukiwać najznamienitszych czarodziejów, oznaczało to, iż byli naprawdę niebezpiecznymi czarnoksiężnikami.

– Główną rolę odegra w tym przedstawieniu Potter – wyjaśnił Snape, kiedy przyspieszonym krokiem zmierzaliśmy do Hogsmeade, skąd mieliśmy się teleportować do Ministerstwa.

Aż żal było opuszczać zamek. Teraz, kiedy egzaminy były skończone, nawet pogoda zdawała się iść wszystkim na rękę: po gigantycznej burzy powietrze oczyściło się i ostatni tydzień semestru zapowiadał się na istny raj na ziemi. Tymczasem my mieliśmy spędzić przynajmniej jeden jego dzień walcząc z siłami zła.

Przyznam, że wówczas nie bałam się tak bardzo, jak bałam się pamiętnej nocy, stojąc na szczycie wieży i oczekując ataku zbiegów z Azkabanu. Owszem, czułam pewnego rodzaju niepokój, który w dziwny sposób kojarzył mi się ze stresem, który niegdyś odczuwałam zaraz przed egzaminami, lecz nie był to paniczny strach.

– Bardzo cię tylko proszę, żebyś nie starała się zgrywać bohaterki, Shirley – dodał po chwili, tym razem nieco ciszej. – Doceniam fakt, że udało ci się zwalczyć chociaż część swojego tchórzostwa, ale nie chcę, żeby coś ci się stało.

– Jestem bezpieczna – zapewniłam go.

– Och, oczywiście – odparł z irytacją. – Właśnie wybieramy się do najniebezpieczniejszego w tej chwili miejsca na ziemi, a ta opowiada, że jest bezpieczna.

– Nie będę sama – przypomniałam mu szybko, ale najwyraźniej był to błąd.

– Właśnie tego się obawiam.

Nie ciągnęłam dalej tego tematu, gdyż opuściliśmy właśnie tereny zamku, a zatem i jego ochronę, i wreszcie mogliśmy się teleportować.

Plan zakładał, że każda grupa zacznie działać w innym momencie, by nagły przypływ ludzi spoza Ministerstwa nie wzbudziło zbyt wielkiej uwagi. Jednocześnie nie mogliśmy tego zbytnio rozwlekać w czasie, ponieważ to umożliwiłoby śmierciożercom komunikowanie się między sobą i informowanie o przebiegu całej akcji.

Sednem zatem było to, by znaleźć taki sposób, by nasze działania nie rozpoczęły się równocześnie, lecz by następowały jedno po drugim, byśmy niezauważenie mogli pozbyć się wszystkich niepowołanych osób bez wzbudzania zbyt wielkiego poruszenia.

Najważniejsze było więc pojawienie się w ściśle określonym momencie – nie mogliśmy przybyć za późno, by nie opóźniać akcji, lecz i gdybyśmy aportowali się za wcześnie, nie byłoby to zbyt korzystne. Dlatego też Snape przez moment wpatrywał się w kieszonkowy zegarek, po czym odetchnął i kiwnął głową. Był to znak, na który oboje zakręciliśmy się w miejscu i wciągnęła nas ciemność.

Nie działaliśmy razem. Być może właśnie ze względu na to, że obawiano się, iż jedno za drugie było w stanie poświęcić własne życie, tym samym ryzykując powodzeniem akcji, przydzielono nas do różnych grup.

W związku z tym, gdy tylko przybyliśmy do Ministerstwa, rozdzieliliśmy się. Snape bez słowa ruszył w kierunku wind, ja z kolei miałam się spotkać z Hermioną Granger w atrium. Miałam nieco więcej czasu niż Severus, wobec czego moje kroki były wolniejsze, kiedy wędrowałam w stronę wspaniałej fontanny.

Wkrótce spostrzegłam ją: Hermiona sprężystym krokiem, z uśmiechem na twarzy podchodziła do mnie. Kiedy stanęła naprzeciw mnie, wyciągnęła rękę, którą ja uścisnęłam.

– Jak samopoczucie? – spytała pogodnie. Był to jednocześnie znak, że to rzeczywiście ona, a nie podszywający się pod nią śmierciożerca.

– Doskonale – odparłam, na co ona puściła do mnie oko.

– W takim razie zapraszam do mojego gabinetu.

Hermiona Granger miała nieszczęście pracować z jednym ze śmierciożerców, których musieliśmy unieszkodliwić. Dało to jednak pewne pole do manewru, ponieważ nasze pojawienie się w gabinecie nie było niczym zaskakującym. Ot, byłam jedynie petentką w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami i tak się zdarzyło, że spotkałyśmy się poza jej biurem.

Okazało się jednak, że śmierciożerca był przygotowany na tę ewentualność. Ledwie weszłyśmy do gabinetu, stanął naprzeciwko nas, zaklęciem niewerbalnym zamykając drzwi za nami, by odciąć nam drogę ucieczki. Nie był to jednak pierwszy raz, kiedy przyszło nam walczyć ze śmierciożercą – ponadto miałyśmy przewagę liczebną.

Najważniejsze było to, by uniemożliwić mu ostrzeżenie pozostałych za pomocą Mrocznego Znaku, a więc trzeba było albo zająć czymś jego ręce, albo też czymś go spętać. Z początku łatwiej osiągnąć było to pierwsze, stamtąd już prosta droga do tego, by go unieruchomić.

Zgodnie z planem, który przedyskutowałyśmy z Hermioną wcześniej, ja miałam odwrócić uwagę mężczyzny, podczas gdy ona miała rzucić jedno celne zaklęcie Pełnego Porażenia Ciała – to wystarczyło, by unieszkodliwić śmierciożercę do czasu, gdy odpowiednie służby się nim zajęły. W teorii było to jednak łatwiejsze niż w praktyce, chociaż przyznam szczerze, że obawiałam się, iż będzie to trwało znacznie dłużej.

Tymczasem nim zaszło słońce, wszyscy zgromadziliśmy się w atrium, a pracownicy Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów "neutralizowali" zagrożenie.

***

– Spisałaś się – powiedział cicho Snape, kiedy wędrowaliśmy przez uśpioną wioskę.

– Nie masz pojęcia, co zrobiłam – zaśmiałam się.

– Granger opowiedziała mi o twoim udziale – wyjaśnił. – Zapewne wiesz też, że dzięki tej akcji dostała awans.

Zarumieniłam się lekko, ciesząc się, że jest na tyle ciemno, że Severus nie mógłby tego zobaczyć, po czym kiwnęłam głową.

– Zastępca szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów – odparłam. – Brzmi przeraźliwie nudno.

– A co brzmi interesująco? – spytał.

Roześmiałam się.

– Nauczanie młodzieży historii magii, podczas gdy pewien Mistrz Eliksirów chodzi za mną krok w krok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro