Veritaserum
Czułam się dziwnie, siedząc na jednym z chybotliwych foteli i czekając na Snape'a. Jego słowa sprawiły, że zdecydowałam się zaryzykować – chyba po raz pierwszy w życiu. Ale wieczna zachowawczość zaczęła mnie męczyć. Wreszcie miałam szansę podjąć decyzję i być może zacząć wszystko zupełnie od nowa.
Dłonie drżały mi lekko, więc splotłam palce na podołku i odetchnęłam głęboko, rozglądając się dokoła.
Nie mogłam nie wyobrazić sobie, jak by to było mieszkać tu ze Snape'em. Czy bylibyśmy ze sobą szczęśliwi, pomimo tego, ile nas dzieliło? Nasze zainteresowania, nasze charaktery... no i nasz wiek... Było między nami tyle różnic. Czy fascynacja Snape'a mną była wystarczająco silna? Czy może minie za parę miesięcy i rozejdziemy się równie szybko?
Ale nauczyłam się już żyć z Severusem i niezależnie od tego, co mówiłam mu wcześniej, sądzę, że byłabym w stanie przyzwyczaić się do życia z nim tutaj. Bałam się jednak, że gdy tylko się do tego przyzwyczaję, przestanę próbować sięgnąć po więcej. Bo akurat tutaj się nie mylił: byłam ambitna. Może nie przesadnie, ale nie chciałam się zatrzymywać w miejscu. Nie chciałam zostawać kurą domową bez przyszłości.
Lecz czy Snape nie powiedział mi, że nie będzie mnie tu trzymał przez cały czas? Żyłabym tak, jak do tej pory, tylko z nim. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale gdy o tym pomyślałam, moje serce zatrzepotało.
– Znalazłem – usłyszałam znajomy głos. Snape wszedł do saloniku, a drzwi ukryte za biblioteczką zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Mężczyzna podszedł do mnie i usiadł w fotelu naprzeciwko; w dłoni trzymał niewielki, przezroczysty flakonik; gdy na niego spojrzał, zmarszczył brwi. – Jesteś pewna, że chcesz spróbować?
Odetchnęłam głęboko i wyprostowałam się w fotelu. Starałam się, jak tylko mogłam, by Snape nie spostrzegł, jak bardzo drżą mi ręce.
– Nie mamy pewności, czy to podziała – odparłam cicho, utkwiwszy wzrok w buteleczce. Doskonale znałam ten eliksir. Profesor Slughorn nauczył mnie go warzyć kilka lat temu, kiedy jeszcze wszyscy żyliśmy w przekonaniu, że Snape został zabity. Znałam jego ogromną, przerażającą moc, ale to nie wystarczyło, by mnie powstrzymać. – Ale jednak jest jakaś szansa, prawda? Wtedy... przynajmniej oboje będziemy wiedzieć.
Snape zawahał się przez moment, po czym postawił buteleczkę przede mną na niewielkim, kulawym stoliku. Wydawało się, że jest równie niepewny i przerażony jak ja, mimo że on nie miał zamiaru wypijać żadnego eliksiru.
– Jesteś chyba pierwszą znaną mi osobą, która chce wypić veritaserum z własnej woli – wyznał Snape.
– I tak lepsze to niż legilimencja – odrzekłam, wciąż wpatrując się we flakonik. Dłonie nadal zbytnio mi drżały, bym mogła po niego sięgnąć. – Przynajmniej nie dobierzesz się do tych wspomnień, których nie chcę ci pokazywać.
Na twarzy Snape'a pojawił się dziwny uśmieszek, który sprawił, że moje serce nagle zaczęło bić znacznie szybciej.
– Wiesz, Shirley, że gdy wpijesz veritaserum, będę mógł zapytać cię o cokolwiek, a ty powiesz mi prawdę? Chociaż miałby to być największy sekret, ty mi go wyjawisz – ostrzegł mnie, a ja bezwiednie przesunęłam się na sam brzeg fotela.
Wiedziałam, że miał rację, a mimo wszystko ufałam mu na tyle, by wierzyć, iż nie zada pytań, których zadawać nie miał. Problemem jednak było to, że nasze zdanie na temat tego, jakie pytania zadać powinien, a jakich nie, nie było zupełnie jednolite.
– Obiecaj mi, że nie zadasz pytań, które mogłyby mnie ośmieszyć – poprosiłam cicho.
Snape westchnął, po czym pochylił się ponad stolikiem i delikatnie dotknął mojej twarzy. Bezwiednie nachyliłam się ku jego dłoni. Jego dotyk był dziwnie przyjemny, a im częściej mnie dotykał, tym bardziej to lubiłam.
– Nie mógłbym tego zrobić – odrzekł, patrząc mi w oczy. Mógł kłamać, lecz ja i tak bym mu uwierzyła. Uśmiechnęłam się lekko, dotykając jego dłoni, a on dodał – Wiesz, że wcale nie musisz tego robić, prawda?
Odnosiłam wrażenie, że on znał już odpowiedź, która dla mnie pozostawała zagadką. Mimo to bałam się, że nie była to prawdziwa odpowiedź, a jedynie jego pragnienie. Złudzenie, które nie mogło się ziścić, nic więcej.
Wreszcie zebrałam w sobie tyle odwagi, ile mogłam, i wyciągnęłam dłoń po flakonik. Był chłodny, jakby od miesięcy był przechowywany w piwnicy – zresztą podejrzewałam, że tak było. Kiedy go odkorkowałam, nie poczułam żadnego zapachu, jak gdyby ciecz w nim zawarta była niczym innym jak tylko wodą.
– Twoje zdrowie, Severusie – zaśmiałam się, unosząc buteleczkę w geście toastu, po czym upiłam odrobinkę.
Wywar nie miał żadnego smaku, zresztą nie spodziewałam się, że poczuję cokolwiek. To była jedna z cech veritaserum – nikt prócz osoby, która sama zaaplikowała ten eliksir, nie mogła rozpoznać jego obecności.
– Jak się czujesz? – zapytał Snape, spoglądając na mnie uważnie, jak gdybym była nie osobą, lecz obiektem badań.
– Nie czuję żadnej różnicy – wyznałam. – Ale chyba tak powinno być, prawda? Veritaserum jest niewykrywalne.
Na jego ustach pojawił się nieznaczny uśmiech, lecz w oczach nadal coś się czaiło. Coś, czego nie byłam w stanie rozpoznać i coś, co bardzo mnie niepokoiło, ale może była to jedynie moja skłonność do paranoi.
Wreszcie mężczyzna wstał i zaczął przechadzać się po pokoju, trzymając ręce założone za plecami. Obserwowałam go w milczeniu, zastanawiając się, na co czeka. Po chwili przyszło mi do głowy, że mógł się zastanawiać nad tym, jakie pytanie powinien zadać jako pierwsze. Chyba tak było, bo po przemierzeniu pokoju parę razy przystanął i spojrzał na mnie.
– Powinieneś... chyba zadać jakieś pytanie próbne, prawda? – zaproponowałam, czując się dość nerwowo. Nie miałam pojęcia, co ze mnie wyciągnie. W tym stanie naprawdę mogłam powiedzieć mu wszystko.
Ku mojemu zaskoczeniu Snape pokręcił głową.
– Nie, nie ma takiej potrzeby – odparł. – Znam swoje eliksiry i doskonale wiem, jak działają. Pochlebiam sobie, że nigdy nie udało mi się uwarzyć wadliwego veritaserum, a to, które warzę, jest tak silne, że nie można go oszukać.
Uniosłam lekko brwi. Z drugiej jednak strony, był przecież Mistrzem Eliksirów. Nie na darmo nadano mu ten tytuł.
– Dobrze, zacznijmy więc – powiedział po dłuższej chwili milczenia. W paru długich krokach zbliżył się do mnie tak bardzo, że musiałam wbić się w fotel, by chociaż trochę zwiększyć dystans między nami.
W tej sytuacji nie bardzo chciałam, by był zbyt blisko. Już i tak byłam na przegranej pozycji, nie chciałam być jeszcze słabsza.
– Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się nad tym, jak by to było tu mieszkać? – spytał spokojnym, beznamiętnym głosem Snape.
– Tak – odrzekłam bez zawahania, trochę zdumiona swoją własną otwartością. – Prawdę mówiąc nawet więcej niż raz.
Mogłabym przysiąc, że dostrzegłam w jego oczach błysk triumfu, co sprawiło, że zarumieniłam się mocno. Nie byłam pewna, co się stanie, jeżeli jego przypuszczenia okażą się nie mrzonką, a prawdą. Co wówczas?
– A czy wyobrażałaś sobie nas razem?
Serce zatrzepotało mi w piersi i zakręciło mi się w głowie, ale wiedziałam, że jest za późno, by się z tego wycofać.
– Tak – wyszeptałam.
– Jak bardzo razem? – zapytał znowu z dziwnym naciskiem na te słowa.
– Co, przepraszam? – odpowiedziałam pytaniem, mrugając szybko. Nie rozumiałam pytania... ale też nie wiedziałam, czy chcę je zrozumieć.
Snape uniósł brew, po czym odsunął się nieco ode mnie. Nie znaczyło to jednak, że poczułam się bezpieczniej. Wręcz przeciwnie; dziwnie było patrzeć, jak się przechadza po pokoju, kiedy ja siedziałam na fotelu, niczym podczas przesłuchania. Lecz czy nie było to swego rodzaju przesłuchanie...?
– Kim dla siebie byliśmy? – sprostował tym samym płaskim tonem; zastanawiałam się, czy specjalnie starał się nie ujawniać emocji, czy co innego sprawiało, że zachowywał się w ten sposób. Może było to przyzwyczajenie...
Spuściłam wzrok, nie mając odwagi odpowiedzieć, patrząc mu prosto w oczy. Czułam się okropnie. Nie chciałam, by znał wszystkie te tajemnice... lecz sama bardzo chciałam je poznać. Nie było innego wyjścia; Snape musiał to usłyszeć.
– Małżeństwem – wybełkotałam, wbijając palce w niegdyś wypchane gąbką podłokietniki. – Tak sądzę.
Nie mam pojęcia, jakie emocje malowały się na jego twarzy w chwili, kiedy to wypowiadałam, lecz nim się zorientowałam, stał znów przy mnie. Jego dłonie wylądowały na moich, jego twarz znalazła się parę cali od mojej.
– Czy były to miłe wizje? – zapytał głośniej, niż było to konieczne.
Przełknęłam ślinę, a następnie kiwnęłam głową. Mój oddech stał się tak płytki, że z ledwością łapałam powietrze.
– Teraz się skup, Shirley. – Jego głos nagle stał się cichy i delikatny. Nie był już tak rzeczowy jak jeszcze przed chwilą, zresztą jego oczy również były pełne emocji. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co chce usłyszeć. Czy będę w stanie dać mu zadowalającą odpowiedź? A może odbiorę mu te marzenia na zawsze?
Bałam się tej chwili. Chociaż poprzednie pytania sprawiały, że czułam się niekomfortowo, to, które miało nastąpić teraz, miało zaważyć na naszej przyszłości. Nie miałam pojęcia, jak zareagujemy – każde z nas czuło w tym momencie dziwną presję.
– Wiesz doskonale, że moje uczucia względem ciebie są czymś... czymś więcej niż uczucia nauczyciela do uczennicy... lub też przyjaciela do przyjaciółki – wyszeptał, patrząc na mnie wzrokiem tak świdrującym, że nie byłam w stanie odwrócić twarzy. Nie mogłam... a może nie chciałam? – Czy twoje są takie same?
Było mi słabo. Bałam się, że zaraz zemdleję. Głos Snape'a dochodził do mnie jakby z oddali, a ja czułam potrzebę odpowiedzenia na pytanie, chociaż bałam się to zrobić. Zdziwiło mnie jednak, że w tej chwili wszystko wydawało się być tak jasne...
– Pytam cię o coś, Shirley – odezwał się znowu, tym razem bardziej natarczywie. – Czy ty mnie kochasz?
Czułam jego obecność jeszcze lepiej niż kiedykolwiek: jego oddech na mojej twarzy, jego przenikliwe spojrzenie... dotyk jego dłoni na moich... Był tak blisko, że gdyby chciał, mógłby mnie skrzywdzić.
– Kocham – odpowiedziałam wreszcie, nie mając żadnych wątpliwości co do prawdziwości swojego wyznania.
Zdziwiło mnie to, co zrobił wówczas Snape. Przez chwilę patrzył na mnie uważnie, po czym odsunął się i chwycił buteleczkę. Nim zorientowałam się, co robi, on podszedł do okna, otwarł je, a następnie wylał zawartość.
– Nie! Co robisz? – zdziwiłam się, wiedząc doskonale, jaką wartość ma veritaserum. Warzyło się je okropnie długo...
Severus spojrzał na mnie z owym dziwnym uśmieszkiem, po czym zamknął okno i wrócił do mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy wstałam. Odłożywszy flakonik z powrotem na stół, mężczyzna ujął moje dłonie.
– To była tylko woda – wyznał.
Wyszarpnęłam dłonie z jego uścisku.
– Okłamałeś mnie? – zapytałam, kompletnie zdruzgotana.
– Nagiąłem prawdę – odrzekł z grymasem na twarzy. – Osiągnęliśmy cel, prawda? Oboje dowiedzieliśmy się tego, co chcieliśmy wiedzieć. Myślałaś, że przyjęłaś veritaserum i mówiłaś prawdę. I nie oburzaj się tak. – Zmarszczył czoło, po czym chwycił mnie za ramiona. – Ty okłamywałaś mnie już od dłuższego czasu.
Nie miałam odpowiedzi na jego słowa. Miał rację. A jednak robiłam to po części bezwiednie... jak gdyby część mnie była tak przerażona, że wolała ukryć tę prawdę przed nim i przede mną, byleby nie sprawiać żadnemu z nas bólu.
– O Boże, Boże... – wyszeptałam, kryjąc twarz w dłoniach. – Powiedziałam ci to wszystko... o tym, co sobie wyobrażałam...
– Kiedyś to musiało nastąpić – odparł, trochę zirytowany, lecz po chwili już czułam jego ramiona wokół mnie. Odetchnęłam głęboko, kładąc policzek na jego piersiach. Mogłam usłyszeć bicie jego serca.
Powiedziałam mu, że go kocham... że wyobrażałam sobie nas jako małżeństwo. Że myślałam o tym, by z nim zamieszkać... i że było to przyjemne. Wiedział już teraz wszystko. Co więcej, ja też już wszystko wiedziałam.
– Zaryzykuj ten jeden jedyny raz, Shirley. Teraz już wiesz, co da ci szczęście. Naprawdę potrafiłabyś poświęcić to wszystko dla swojego strachu? – zapytał dziwnie ostrym tonem, zupełnie nie pasującym do sytuacji. Bo przecież obejmował mnie, gładził mnie po plecach... Gdybym się zgodziła, mogłoby to być dla mnie codziennością...
– Mogłabym zostać twoją żoną – wyznałam po chwili, czując się zupełnie bezsilna. A jednak nie było to nieprzyjemne uczucie. – Mogłabym zostać z tobą na zawsze.
– Więc zostań – odparł cicho.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro