Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pani Snape

Chociaż bardzo chciałam porozmawiać ze Snape'em, kiedy McGonagall wyszła, ten zaczął mnie unikać. Nie byłam pewna dlaczego – może dlatego, że obawiał się, iż spróbuję go powstrzymać od zrobienia tego, co planował. I zapewne miał rację, bo przecież nie mogłam pozwolić na to, by się wariat poświęcał.

Teraz, kiedy już zaczęłam wierzyć w to, że ta przerwa świąteczna spędzona razem z nim mogła okazać się przyjemna, nagle zorientowałam się, że jestem zupełnie sama w miasteczku, którego nie znałam, w domu, który mnie przerażał. Choć trudno było mi się do tego przyznać, zrozumiałam, że jedyną dobrą stroną tych świąt była właśnie obecność Snape'a, a skoro zaczął mnie unikać, nie mogłam być szczęśliwa.

Ten wieczór spędziłam w saloniku, dokańczając sączenie wina skrzatów i czytając książkę, którą znalazłam na jedną z niezliczonych półek w tym domu. Mogłabym wrócić do pokoju, który Snape przygotował dla mnie, lecz tam żyłabym w zupełnie innym świecie. Tu mogłam go przynajmniej przypadkiem zobaczyć.

Przewróciłam stronę i odetchnęłam głęboko. Pozwoliłam książce spocząć na moich kolanach, a ja sama odchyliłam się nieco, pozwalając plecom odpocząć. Zamknęłam oczy, lecz nie po to, by marzyć; raczej po to, by je odciążyć. Czytałam tak już od paru godzin, a światło tu było tak przytłumione, że nie było to proste. Oczywiście, mogłabym czytać przy świetle różdżki, lecz nie chciałam tego robić.

– Jeszcze tu jesteś? – usłyszałam cichy głos. Jak zawsze Snape pojawił się w momencie, gdy najmniej się tego spodziewałam, i to tak cicho, że nie miałam pojęcia, kiedy wszedł. – Jest późno, powinnaś odpocząć.

Otwarłam oczy i uniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Wydawał się być jeszcze bledszy niż zazwyczaj, a blizny na jego twarzy lśniły perłowo. Przypomniał mi się jeden z pierwszych wieczorów, które spędziłam u niego w pokoju, kiedy to jeszcze wdzięczność była jedynym cieplejszym uczuciem, które do niego żywiłam. Kiedy zdążyło się to zmienić, i to tak radykalnie? W którym momencie skradł moje serce?

– Odpoczywam – odparłam, nie zważając na to, że Snape wzdycha ze zniecierpliwieniem. Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na stolik, po czym wstałam i podeszłam do niego. Zmarszczył brwi, jakby nie do końca mi ufał.

– Nie wyraziłem się jasno – rzekł niby to chłodno, lecz ów chłód był podszyty troską; znałam go już od tej strony zbyt dobrze, by tego nie słyszeć. – O tej porze życzę sobie, żebyś spała, Shirley, a nie czytała jakieś bzdury.

Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. W tej chwili pragnęłam móc ująć go za dłonie, przyłożyć je do swojej twarzy, jak on to niekiedy robił... ale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie po to unikał mnie przez cały dzień, by teraz starać się o jakieś romantyczne gesty. Wyglądał na zmęczonego.

– Odnoszę wrażenie, że tobie sen bardziej by się przydał – zauważyłam. Nie udało mi się powstrzymać odruchu i delikatnie pogładziłam go po policzku. Snape spojrzał na mnie podejrzliwie, jak gdyby myślał, że coś knuję, lecz ja, wiedząc, że nie mam nic na sumieniu, nie spuściłam wzroku.

– Po co to robisz? – spytał nagle, a ja zamrugałam i odsunęłam się od niego nieznacznie. Nie miałam pojęcia, o czym mówił, a skoro mógł mówić o moim dotyku, wolałam nie narażać się na jego złość.

– Po co robię co?

– Wszystko. Jeszcze parę godzin temu nie miałaś pojęcia, co czujesz, a teraz... – Przerwał, chyba nie wiedząc, co powiedzieć, albo też nie chcąc mówić tego na głos. Po chwili dodał – Zdradziłaś się przed McGonagall.

– Odniosłam wrażenie, że ona doskonale o wszystkim wie – odgryzłam się, zakładając ręce na piersi. – Zupełnie jej to nie zdziwiło.

– A więc nie przejmujesz się tym, że ktoś może nas zobaczyć razem... zrozumieć, że między nami coś jest? – spytał, a ja czułam, że to podchwytliwe pytanie. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale starał się mnie podpuścić.

– Oczywiście, że nie. Powiedziałeś to parę tygodni temu... że nigdy nie przejmowałam się zdaniem innych, prawda?

Nie miałam pojęcia, czy dałam mu się podpuścić, czy też nie, ale po chwili zrozumiałam, że niestety uległam jego manipulacjom. Inaczej nie uśmiechnąłby się tak, jak uśmiechał się teraz, triumfalnie.

– Tego się po tobie nie spodziewałem, Shirley. Ale cieszę się, że jesteś gotowa zaryzykować choć tyle – odpowiedział, po czym sam wyciągnął dłoń w moim kierunku i delikatnie ujął mój policzek, gładząc go kciukiem.

Moje zdenerwowanie zaczęło mnie opuszczać. Bezwiednie zamknęłam oczy i nachyliłam się ku jego dłoni; jego dotyk naprawdę był w jakiś dziwny sposób przyjemny, sprawiał, że moje serce zaczynało bić szybciej.

– Za parę dni wrócimy do Hogwartu. Zastanawia mnie, czy nadal będziesz w to wierzyła, gdy Longbottom znajdzie się w pobliżu.

Niepotrzebnie to mówił. Nabrałam powietrza w płuca i odwróciłam głowę, przerywając nasz kontakt, chociaż prawdę powiedziawszy, żałowałam tego, bo wiedziałam, że Snape nie będzie go już teraz szukał.

– Prosiłeś mnie, żebym ci zaufała, pamiętasz? – zapytałam po chwili, kiedy już zebrałam w sobie dość odwagi, by spojrzeć mu w oczy. – Mówiłeś wówczas, że nie muszę cię lubić, ale mam zaufać. Ty z kolei nie masz do mnie za grosz zaufania.

Nie mogłam nie spostrzec grymasu na jego twarzy. Opuścił dłoń, którą wciąż jeszcze trzymał w tym samym miejscu, jakby spodziewał się, że wrócę do poprzedniej pozycji, pozwalając dalej się pieścić.

– To nie tobie nie ufam, Shirley – odrzekł ostrym, nieprzyjemnym tonem. – To temu idiocie nie ufam. A już po tym, co się wydarzyło w zimie...

– Nie zrobił tego z własnej woli! – zaprotestowałam.

– Przestań go bronić! – warknął Severus, a ja natychmiast odsunęłam się od niego. – Z własnej woli czy nie, zrobił to. Nie będę w stanie cię chronić, jeżeli tak uparcie będziesz się ode mnie odsuwała, Shirley.

Nie chciałam go rozzłościć, lecz wiedziałam, że wina leży po obu stronach. Oznaczało to jednak, że i ja byłam winna i z tego powodu poczułam wstyd. Sięgnęłam po jego dłoń, lecz on uniknął tego i odwrócił się, by odejść.

– Wróć tu – poprosiłam, lecz mój głos zabrzmiał zupełnie inaczej, niż to planowałam: raczej jak gdybym rozkazała mu wrócić. Nic dziwnego, że Snape zignorował mnie. Kroki miał długie i szybkie i doskonale wiedziałam, że jeżeli szybko czegoś nie wymyślę, naprawdę odejdzie.

Serce mi zabiło, kiedy spostrzegłam, jak wyciąga przed siebie dłoń i drzwi otwierają się. Miałam zaledwie parę sekund.

– Tak, Severusie, moja odpowiedź brzmi: tak – powiedziałam, tym razem głośniej, lecz i bardziej delikatnie.

Snape zatrzymał się. Nie zamknął jednak drzwi, co znaczyło, że wystarczyło jedno błędne słowo, jeden błędny gest, by odszedł. Tymczasem odwrócił się w moim kierunku, spoglądając na mnie z irytacją. Doskonale znałam ten wzrok, lecz chociaż sprawiał, że ciarki przeszły mi wzdłuż kręgosłupa, nie spuściłam oczu.

– Co za tak? – spytał ostro.

Przełknęłam ślinę. Nie tak powinno to wyglądać. Miałam wrażenie, że go szantażuję, chociaż naprawdę chciałam dać mu tę odpowiedź.

– Zostanę z tobą – powiedziałam tak cicho, że sama ledwie się słyszałam. Byłam tak przerażona, że nie widziałam nawet reakcji Snape'a. – Tutaj... w tym domu... pomogę... pomogę ci sprawić, że będzie on dla ciebie prawdziwym domem.

Nim się zorientowałam, on już stał przy mnie.

– Coś ty powiedziała? – zapytał niby to surowo, lecz jego głos był zbyt cichy, by się go bać. Uniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy.

– Pomogę ci poczuć się w tym budynku jak w domu – odparłam, zaciskając dłonie w pięści. Paznokcie wbijały mi się w ich wnętrza. Nie zauważyłam, kiedy Snape sięgnął ku moim dłoniom, lecz ujął je lekko, a ja rozluźniłam je.

– Jesteś prawdziwą wiedźmą, Shirley – powiedział dziwnie łagodnym głosem. – Jesteś pewna, że nie ma w tobie ani kropli krwi wili?

Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Chociaż dla wielu mogłoby to zabrzmieć jak słowa obrazy, wiedziałam, że nie było to nic innego jak komplement. Snape stanowczo nie był przyzwyczajony do mówienia miłych rzeczy, ale nie przeszkadzało mi to; byłam w stanie zrozumieć, które z jego słów były komplementami, a które nie.

– Obawiam się, że płynie we mnie jedynie mugolska krew – odparłam nieco zgryźliwie, przypominając sobie, jak na początku roku nieustannie wspominał o mojej brudnej krwi. Nic dziwnego, że teraz skrzywił się lekko.

– Jak długo będziesz mi to wypominać? – zapytał, obserwując moją twarz, jakby rzeczywiście było w niej coś fascynującego.

– Tak długo, jak będzie to konieczne – odparłam, wysuwając dłoń z jego uścisku, by delikatnie pogładzić go po twarzy. Rzadko kiedy znajdowałam w sobie tyle odwagi, by w jakikolwiek sposób okazać swoje ciepłe uczucia wobec niego. Nie zdziwiło mnie zatem, że Snape wydawał się być zdumiony moim gestem. Był to chyba jednak ów miły rodzaj zdumienia, bo uśmiechnął się lekko, wtulając twarz w moją dłoń.

To był jeden z tych nielicznych momentów, gdy Snape odsłaniał tę drugą twarz. Tę część siebie, która była delikatna i uczuciowa, której – jak mi się wydawało – się wstydził. Lecz nie znaczyło to, że lubiłam jedynie tę jego twarz. Lubiłam go również wówczas, gdy był chłodny... bo wiedziałam, że to wciąż ten sam człowiek. Zresztą takiego go właśnie poznałam: chłodnego i nieprzyjemnego. To ten chłodny i nieprzyjemny Snape się o mnie troszczył.

– Wyglądasz okropnie – powiedziałam cicho po chwili. – Musisz być zmęczony.

– Masz dziwne pojęcie na temat tego, co powinno się mówić po tym, gdy się wyznało komuś miłość – zauważył Snape.

Zarumieniłam się mocno, lecz nie spuściłam wzroku.

– To chyba dobrze, że się o ciebie troszczę, prawda?

Severus westchnął, po czym delikatnie odjął moją dłoń od swojej twarzy i musnął ją ustami tak lekko, że niemalże niezauważalnie. Wreszcie odsunął się ode mnie, odwracając się, więc nie widziałam dłużej jego twarzy.

– Powinnaś odpocząć, Shirley – odezwał się.

– Ty również. A może przede wszystkim ty – odparłam, marszcząc lekko czoło. Coś w tonie jego głosu stanowczo mi się nie podobało.

– Jeżeli będę spał, nie będę mógł nad tobą czuwać, w razie gdyby miał się tu zjawić nieproszony gość – odpowiedział, wsuwając dłonie w kieszenie szaty. – Ten dom jest bezpieczny... ale to nie znaczy, że nikt nie będzie mógł się do niego włamać. Nie wiemy, kto na ciebie poluje, a może to być bardzo silny czarodziej.

– Nie na mnie, ale na nas, Severusie – powiedziałam szybko. – I nie będziesz w stanie nikogo ochronić, jeżeli będziesz zmęczony!

Snape odwrócił się i spojrzał na mnie w taki sposób, w jaki nigdy na mnie nie patrzał. Miałam ochotę coś powiedzieć, ale nie umiałam wymyślić, co takiego.

– Sprowadziłem na ciebie nieszczęście – rzekł cicho. – Myślałem, że cię chronię, a tymczasem... tymczasem sprowadziłem na ciebie nieszczęście. Skąd przyszło mi do głowy, że ktoś taki jak ty... jestem od ciebie tyle starszy, powinienem był wiedzieć...

Już miał odejść, kiedy podbiegłam do niego i objęłam go mocno, nie pozwalając się ruszyć dalej. Wtuliłam twarz w jego plecy.

– Dałeś mi wszystko, co najlepsze – zaprotestowałam – a teraz siedzimy w tym razem. Ty i ja, Severusie, a we dwójkę damy radę. Do tej pory dawaliśmy.

Poczułam, jak delikatnie dotyka mojej dłoni i byłam przekonana, że się uśmiechnął, chociaż nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Może to właśnie w ten sposób Snape odczytywał moje myśli? Może nie miało to nic wspólnego z legilimencją...?

– Połóż się spać – powiedział tylko.

– Nie położę się, póki ty tego nie zrobisz – odparłam twardo. Wiedziałam doskonale, że jest wycieńczony. Jednocześnie zaczęłam się zastanawiać, ile już nocy nie przespał, myśląc, że jestem w niebezpieczeństwie.

– W życiu bym nie przypuszczał, że usłyszę coś takiego od ciebie – rzekł ze sporą dawką ironii. – Zaraz może powiesz mi, że sama zaciągniesz mnie do łóżka?

Tym razem to on mnie zaskoczył, i to do tego stopnia, że zarumieniłam się, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. Najprawdopodobniej nie miał na myśli niczego nieprzyzwoitego, dlaczego więc zareagowałam w ten sposób?

– Idź się przebrać – rzekł po chwili, chyba wyczuwając we zażenowanie, lecz to, co usłyszałam później, zszokowało mnie bardziej jeszcze. – Zaraz do ciebie dołączę.

Wyswobodził się z mojego objęcia i odszedł w drugą stronę. Ja przez chwilę stałam w miejscu, nie mając pojęcia, co zrobić, lecz wreszcie zdecydowałam się wrócić do swojego pokoju i przebrać się w piżamę. Cokolwiek teraz się stanie, przynajmniej będę już gotowa do snu i jeżeli Snape przyjdzie sprawdzić, nie będzie mógł się do niczego przyczepić.

Wkrótce znalazłam się u siebie w pokoju, który raz jeszcze wydał mi się zupełnie nierealny. A teraz... teraz poczułam, że naprawdę był mój, skoro miałam już zostać ze Snape'em na zawsze.

Serce zabiło mi mocniej, kiedy sobie to uświadomiłam. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zauważyłam, że mam zarumienione policzki, a oczy błyszczą mi dziwnie. Oczywiście, wyglądałam na zmęczoną, ale przy tym... chyba wyglądałam ładniej niż zazwyczaj.

– Darcie Snape... – wyszeptałam sama do siebie, a moje odbicie uśmiechnęło się lekko. Zastanawiałam się, czy było to jedno z zaczarowanych zwierciadeł, czy po prostu sama się uśmiechnęłam.

Po chwili odwróciłam się i podeszłam do szafy, by wyjąć z niej piżamę. Umyłam się więc i przebrałam, po czym usiadłam na brzegu łóżka. Jeżeli się teraz położę, pomyślałam, i tak nie zasnę... czy jest sens próbować?

Nim odpowiedziałam sobie na to pytanie, usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili dostrzegłam zaglądającego do pokoju Snape'a w swej zwykłej czarnej koszuli nocnej.

– Myślałem, że już śpisz – rzekł, a ja nie byłam pewna, czy się ze mną drażnił, czy rzeczywiście tak myślał. – Skoro nie chcesz, bym czuwał, pozwól, że będę spał obok ciebie. To łóżko jest wystarczająco duże... a ostatnio chyba ci to nie przeszkadzało.

– To jest twój dom, a rzeczy w nim należą do ciebie. Możesz z nimi robić, co zechcesz – odparłam.

– Z rzeczami tak. Ale nie z osobami – zauważył.

– Te osoby również należą do ciebie – wyszeptałam, gdy podszedł do mnie. – I ufają ci bezgranicznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro