Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Pozytywka, czyli magnetyzm serca" autorstwa @-awanturnica

autor recenzji: Wierszczu 
rola recenzenta: juror ogólny

Za każdym razem w przypadku fanfiction pojawia się problem – nie da się uniknąć porównywania tekstu do pierwowzoru czy oceniania jego składników w kontekście utworu, z którego zostały zapożyczone. I będzie tak nawet, jeśli tekst sam w sobie nie wymaga znajomości utworu, z którego czerpał. Taka dwoista natura fanfiction często utrudnia ocenę i zwykle działa na ich niekorzyść.

Napisałam ten wstęp, ponieważ chcę dać podstawy tego, z jakich powodów oceniłam tę pozycję tak, a nie inaczej oraz dlaczego sprawiło mi to tyle problemów.

Sam tekst jest napisany ładnie. Czasem stylistycznie naprawdę czuć ducha „Lalki", zwłaszcza jeśli chodzi o dialogi. Śmiało jestem w stanie powiedzieć, że gdyby ktoś podrzucił mi wypowiedź któregoś z bohaterów, z góry założyłabym, że pochodzi właśnie stamtąd. Jest w nich takie samo życie, lekkość. Pod względem stylistycznym czytanie sprawia prawdziwą radość.

Problem natomiast pojawia się, kiedy przychodzi do oceny fabuły. Bo utwór kontynuuje linię fabularną zaczerpniętą z „Lalki", podchwytuje jej styl, wykorzystuje postaci. Nie będę ukrywała, że bardzo jestem rozczarowana tym, jak autor operował dobrodziejstwami zaczerpniętymi z książki.

Przede wszystkim trudno nie oprzeć się wrażeniu, że bazą tego tekstu jest założenie, że Wokulski natychmiast stanie się szczęśliwy, jeżeli tylko ktoś da mu lepszą kobietę. Czyli, innymi słowy, skupienie się na wątku romansowym, który praktycznie rozwiązuje wszelkie problemy, jakie miała postać. Jedna krótka rozmowa na cmentarzu sprawiła, że wszystkie rozterki spisane w trzytomowym dziele, te same, które doprowadzały Wokulskiego wręcz do szaleństwa, tak po prostu zniknęły. Poszło za łatwo, zwłaszcza, że Prus w „Lalce" zrealizował ogrom pracy przy szczegółowym opisywaniu uczuć oraz przemyśleń głównego bohatera. Zupełne zignorowanie tego faktu i sprowadzenie do „Potrzebuję przewodnika, pani Teofilo" i „Niech pan lepiej zapomni" jest rozczarowujące, spłyca „Lalkę", która nigdy romansem z krwi i kości przecież nie była. A samo to, z jaką łatwością Wokulski rzeczywiście zapomina i rusza naprzód, jest po prostu przerażające, pozbawia cały wątek choć odrobiny realizmu.

A jednak jestem w stanie wyobrazić sobie, że mogłabym taką wersję wydarzeń przeboleć. Zdarza się, interpretacje są różne. Nie wykluczam, że być może nawet i taką, bardziej romansową wersję, dałoby się wybronić. Problem w tym, że utrudnia mi to ktoś, kto powinien mnie przecież do tego przekonać – czyli główna bohaterka. Główna bohaterka, która jest straszliwie podobna do Wokulskiego – tak bardzo, że narracja co chwilę musi o tym przypominać, żeby tylko biedny czytelnik nie odważył się pomyśleć, że jest inaczej. W rzeczywistości jedyne, co Wokulskiego z Teofilą łączy, to ideologia pozytywistyczna. Sklep tak naprawdę dostała w prezencie, bogactwo również – w przeciwieństwie do Wokulskiego, który przecież na wszystko ciężko zapracował. Rozgłos jej i jej sklepowi przyniósł tak naprawdę Wokulski – czy też, ściślej ujmując, przyniosła go odziedziczona fortuna wraz z pomocą Wokulskiego. To, że na początku udało jej się polecić klientce perfumy za pierwszym razem, nie czyni z niej kupca (choć scena wygląda tak, jakby to był co najmniej znak od niebios), a momentów, w których ona rzeczywiście wykonuje swoją pracę, jest żałośnie mało. Po jakimś czasie sklep zyskuje rozgłos, a Teofila staje się „pierwszą w kolejce kobietą interesów", a tak naprawdę nie wiadomo nawet, jak to się w ogóle stało i w jaki sposób ona rzeczywiście się do tego przyczyniła (czy może była to wyłącznie zasługa rozgłosu czy Wokulskiego, który miał większe doświadczenie).

Co wiemy o głównej bohaterce na pewno, to to, że panna Jagodzińska głównie się „emancypuje"; niepotrzebnie ściąga na siebie zainteresowanie, robiąc głupie rzeczy, a potem dziwi się, że musi to zainteresowanie znosić. Sama narracja w tej książce robi z niej pod tym względem olbrzymią męczennicę, ociekając wręcz ironią przy opowiadaniu o kimkolwiek, kto śmie negatywnie ocenić główną bohaterkę (bo warto też zauważyć, że wszyscy jej przeciwnicy, czy to rodzina, czy obgadujący ją mieszczanie, są albo skończonymi idiotami, albo zaplutymi kanaliami – nie ma nikogo zdrowo myślącego, kto powiedziałby jej, że po prostu powinna dorosnąć). Słowem, panna Teofila jest darem z niebios dla Wokulskiego, boginią wręcz, i nikt nie ma prawa tego podważać. Chyba że akurat pełni to funkcję komediową, bo się spiła.

W rzeczywistości Teofila jest po prostu młodą smarkulą (która ponoć ma prawie czterdzieści lat), której świat jest przychylny, a wszystko zdobywa poprzez szczęście (nie, wrogowie-idioci to nie jest utrudnienie). Nic ani nikt mnie nie przekona do jej związku z Wokulskim, który tak naprawdę trzyma tylko fabuła (a on i tak jest męczący ze względu na to, że przez większość czasu bohaterka mu zaprzecza). Wokulski niczego kobiecie nie zawdzięcza, prawdopodobnie wmówił to sobie, żeby poczuć się lepiej.

Była natomiast jedna rzecz, która bardzo mnie zainteresowała i szczerze mnie pochłonęła, za nią właśnie przydzielam punkty dodatkowe. Mówię tu o perspektywie Izabeli Łęckiej, przynajmniej tej na samym początku, póki nie stała się kolejnym problemem dla głównej bohaterki i jej związku ze Stanisławem (jakby miała ich za mało). Podobało mi się rozliczanie Izabeli z tym, kim jest, to wspaniałe rozebranie jej motywu i działań na części z podkreśleniem, że ona tak naprawdę jest w pewnym sensie nie do odratowania, choć nadal ma w sobie jakiś pierwiastek ludzki. Pierwsze rozdziały z Łęcką naprawdę szczerze mnie wciągały i sprawiły przyjemność. Byłabym nawet skłonna powiedzieć, że to właśnie ona, a nie – o zgrozo – główna bohaterka, jest najbardziej złożoną postacią w tej książce.

Choć moje słowa mogą brzmieć ostro, to wcale nie skreślam tego tekstu. Widać po nim, że autor ma zdolności nie tylko, jeśli chodzi o styl, ale i o kreowanie postaci, i ukazywanie ich złożoności. Tekst po prostu jest pod tym względem niedopracowany, co pewnie byłoby pracochłonne w poprawieniu, ale nie niemożliwe. Dlatego też jedyne, co mi pozostaje, to życzyć powodzenia przy poprawkach albo uczulać na większą uważność przy tworzeniu kolejnych prac.

autor recenzji: Weronika4644 
rola recenzenta: juror ogólny

„Lalka" Bolesława Prusa jest jedną z najbardziej znanych książek polskich. Przez krytyków uznawana za wybitne dzieło. Dobrze znana historia nieszczęśliwej miłości Stanisława Wokulskiego do panny Izabeli Łęckiej oraz niezbyt pozytywne zakończenie „Lalki", które niektórych może nie zadowalać. „Pozytywka, czyli magnetyzm serca" można uznać za kontynuację powieści, opowiedzeniem dalszych losów bohaterów już znanych jak i tych, których dopiero poznajemy.

Główną bohaterką jest tutaj Teofila Jagodzińska. Kobieta, która nie chce wychodzić za mąż, za to zamierza spełnić swoje marzenie, otwierając sklep. Niezrozumiana przez otoczenie, szczególnie przez rodzinę przeciwną jej planom, postanawia uciec.

W międzyczasie dowiadujemy się, że Izabela Łęcka nie może pogodzić się ze swoim losem, o wszystkie nieszczęścia obwinia Stanisława Wokulskiego, który przez ludzi uważany jest za zmarłego. Izabela postanawia wyrwać się z klasztoru i zemścić się za krzywdy, jakie jej wyrządzono.

Fabuła jest dosyć standardowa: główna bohaterka nie odnajdująca się w swoim otoczeniu wyrusza do innego miasta, by spełniać marzenia, przy okazji odnajdując nie tylko bratnią duszę, ale również nowych przyjaciół, a także wrogów. Rozwój akcji zbytnio mnie nie zaskoczył, od początku podejrzewałam, jak się to wszystko skończy i nie myliłam się.

Jeżeli ktoś polubi główną bohaterkę, to znienawidzi całą jej rodzinę, tego jestem pewna. Bardzo mnie irytowała, momentami miałam ochotę odłożyć czytanie na później. Jeśli to był zamiar autora, to gratuluję, bo udało się osiągnąć efekt idealnie. Książka jest nadzwyczaj emocjonalna, można się przy niej świetnie bawić. Niektóre sceny bardzo zapadły mi w pamięć, są oryginalne, zrobione z pomysłem.

Zachowano realia historyczne, widać, że autor sporo wie o życiu ludzi dziewiętnastego wieku. Umie dobrze je przedstawić rozbudowanymi, adekwatnymi opisami. Dzięki plastyczności opisów oraz bogatemu słownictwu, da się odczuć ówczesny klimat.

Wydaje mi się jednak, że podejście matki Teofili, Reginy, na sam koniec za szybko się zmieniło. Od początku faworyzowała swoją młodszą córkę Gryzeldę, uważając, że starsza jest idiotką (tak ją również wielokrotnie nazywała), starą panną myślącą o bzdetach i nauce, żeby pod koniec spojrzeć na nią przychylniej, wyrazić chęć pogodzenia się. Zaskoczyła mnie ta nagła zmiana.

Czytanie tej pracy wzbudziło we mnie spory wachlarz emocji; rozbawienie, smutek, zdenerwowanie, nawet melancholię, ponieważ ta historia, na pozór dosyć prosta, tak naprawdę skrywa w sobie coś więcej. Przede wszystkim zwraca uwagę na to, jakie wartości są ważne w życiu, na skutki, do jakich może prowadzić niechęć rodziców do własnego dziecka oraz wpływ opinii publicznej (która była ważna w tamtym okresie) na życie człowieka.

Podsumowując, uważam, że jest to na pewno dobra kontynuacja „Lalki", pełna śmiechu, miłości oraz przedstawiająca, że mimo wszystko warto być sobą oraz spełniać marzenia.

autor recenzji: FannyBrawne99 
rola recenzenta: ekspert

Opowiadanie jest pisane jako fanfiction w formie kontynuacji „Lalki" Bolesława Prusa. Główną bohaterką jest wykreowana przez autora Teofila Jagodzińska, trzydziestoparoletnia panna z dobrego domu, która nieustannie jest poniżana przez swoją rodzinę za staropanieństwo oraz nieodpowiednie w tamtych czasach dla kobiet zainteresowania. Teofila ma tego dość i gdy dziedziczy spadek po nieznanej ciotce, ucieka z domu i wyjeżdża do Warszawy, gdzie odkupuje sklep należący niegdyś do znanego z „Lalki" Stanisława Wokulskiego. Niespodziewanie mężczyzna powraca do Warszawy i zaczyna współpracować z Teofilą.

„Pozytywka" od początku przykuwa uwagę próbą stworzenia kontynuacji polskiej klasyki, i to w formie, która próbuje oddać ducha tamtej epoki i stylu pisania. Wprawdzie pomysł połączenia znanego z oryginału bohatera z autorską postacią nie jest niczym nowym w gatunku fanfiction, jednak autor unika tu typowych schematów, nie skupia się tylko na miłości, a wykreowana przez niego Teofila nie jest typową „ocką" stworzoną do uszczęśliwienia Wokulskiego, ale bohaterką z własną historią i bagażem doświadczeń.

Zdecydowanie jest to historia, gdzie bohaterowie są najmocniejszym punktem. Autor wprowadza opisane w powieści Prusa postacie takie jak Suzin, Ochocki czy oczywiście Wokulski i przyznam, że ich kreacja jest dla mnie spójna z oryginałem, a jednocześnie uwzględnia nowe przeżycia. Idealnie widać to na przykładzie Wokulskiego, który nadal jest kimś pomiędzy romantykiem i pozytywistą, nadal ma silne ideały, ale tym razem znajduje osobę, do której uczucie go napędza, zamiast niszczyć. Barwnym dodatkiem było wprowadzenie Kazimiery Wąsowskiej, która zdecydowanie jest jedną z moich ulubionych postaci z „Lalki", a autor dobrze oddał jej charyzmę i temperament. Warto dodać, że śledzimy tu także dalsze losy Izabeli Łęckiej, która ucieka z klasztoru i na nowo odnajduje swoje miejsce w Warszawie. Mimo że jest to postać powszechnie znienawidzona i zapewne wielu czytelników chciałoby oglądać jej bolesny upadek, autor ukazuje motywacje tej kobiety i pokazuje, że jej zachowanie było wynikiem wychowania i niedopasowania z Wokulskim, ostatecznie daje jej też szansę na przemianę i zmianę priorytetów. Bardzo świeża wizja i moim zdaniem całkowicie zgodna z tym, co chciał nam przekazać Prus. Oprócz tych prusowskich postaci mamy szansę też poznać całkowicie autorskie – Konstancję Rzecką, niejako mentorkę Teofili, postać pełną energii, wnoszącą wiele humoru, oraz Wiktora, niedoszłego lekarza o dobrym sercu. Jego relacja z Izabelą była jednym z bardziej emocjonalnych i uroczych wątków w opowieści.

Główne skrzypce gra tu jednak oczywiście Teofila, postać najbardziej rozbudowana i przechodząca największą przemianę. Na początku jest nieśmiałą, zastraszaną przez rodzinę starą panną, która nie wierzy w siebie i w to, że mogłaby być dla kogoś ważna. Pod wpływem impulsu podejmuje decyzję o ucieczce i założeniu własnego biznesu. Gdy zyskuje wpływ na siebie, okazuje się silna i odważna, umiejąca walczyć o to, na czym jej zależy. Jednocześnie nadal tkwią w niej kompleksy z dzieciństwa, przez co ma wrażenie, że nie zasługuje na miłość. To także postać bardzo uczuciowa i szlachetna, ale nie jest wyidealizowana. Naprawdę się ją lubi i kibicuje jej relacji z Wokulskim, która została opisana bardzo przejmująco i pasowała do charakteru obu postaci. Cieszę się, że autor dał im czas, aby mogli się dobrze poznać i ugruntować swoje uczucia, chociaż chwilami miałam wrażenie, że akcja jest przesadnie przedłużana i zbyt wiele razy powtarzane jest to samo, przez co niektóre fragmenty trochę mi się dłużyły. Akcja jest ciekawa i angażuje czytelnika, ale moim zdaniem przydałoby się w niej nieco więcej dynamizmu.

Na dużą uwagę zasługuje wiedza autora o literaturze. Pojawia się tu wiele nawiązań do powieści Prusa, ale także do innych klasyków, takich jak „Nie-Boska Komedia" czy „Nad Niemnem", a także do musicalowej wersji „Lalki". Sprawnie została tu wykorzystana symbolika, głównie pozytywki oddającej postać i uczucia Teofili, a także topos świata jako teatru, który pojawił się już w oryginale.

„Pozytywka" wyróżnia się także tym, że autor nie skupił się tylko na znalezieniu miłości dla Wokulskiego, ale zadbał o rozbudowanie tła, dzięki czemu powieść całkowicie zasługuje na miano historycznej. Nakreślona została mieszczańska moralność, polski antysemityzm i echa rabacji galicyjskiej. Na pierwszym miejscu natomiast zdecydowanie są wątki związane z pozytywizmem i ówczesnymi przemianami – autor kreśli los ubogich warszawiaków oraz starania głównych bohaterów, by zapewnić im lepszy byt, odnosi się do ówczesnych idei pracy organicznej, pracy u podstaw czy emancypacji kobiet. Nie zauważyłam dużych błędów historycznych, chociaż niektóre postacie, szczególnie Teofila, wykazywały czasem zbyt nowoczesne myślenie, co jest jednak chyba nieuniknione przy dziełach współczesnych autorów.

***Spoiler***

Jedyny problem mam z wątkiem, który pojawia się, gdy Teofila przygarnia osieroconego chłopca Tadzia. Jakiś czas później pojawia się u niej Towarzystwo Pomocy Dzieciom, którego członkowie chcą sprawdzić warunki kobiety i zdecydować, czy dziecko ma prawo u niej przebywać. Z tego, co wiem, tego typu organizacje były w dawnej Polsce typowo społeczne i nie miały żadnej mocy prawnej, by odebrać Teofili chłopca, jednak autor nie wyjaśnia dokładnie, czy groźba ta była realna, więc nie uznaję tego za duży błąd. Jest to kwestia do przemyślenia. Natomiast sam wątek Tadzia bardzo mi się podobał i mnie rozczulił.

***Koniec spoileru***

Styl autora jest na wysokim poziomie. Widać tu świadomą stylizację na powieść pozytywistyczną, używanie typowej dla epoki składni czy różnych archaizmów. Zdarzyły się jednak momenty, gdy nagle wkradło się jakieś wyrażenie typowo potoczne, np. „porąbane". Nie jest to do końca złe, ponieważ autor stosuje też elementy parodii, jednak gryzło mi się to z wcześniejszą stylizacją. Cały tekst czyta się jednak bardzo dobrze, język jest jednocześnie bogaty i przyjemny w czytaniu. Szczególnie urzekły mnie opisy uczuć czy wyznania miłosne bohaterów, ale także opisy przestrzeni. Dialogi wypadają naturalnie i realistycznie, dlatego szkoda, że nie ma ich więcej, ponieważ chwilami miałam wrażenie, że opisy za bardzo przeważają i są zbyt długie, co także spowalniało czytanie.

Warstwa techniczna także jest dobra, mamy tu poprawnie zapisane dialogi, porządną ortografię i zapis. Jednak zauważyłam, że w środku opowieści występuje kilka rozdziałów, które być może nie zostały sprawdzone i pojawia się w nich wiele błędów interpunkcyjnych czy literówek. Późniejsze rozdziały znowu są pisane z większą poprawnością. Warto byłoby też popracować nad powtórzeniami, czasami te same słowa powtarzały się nawet w obrębie jednego zdania.

Dodatkowe punkty przyznaję za odwagę w podjęciu się adaptacji polskiej klasyki, szacunek do oryginału, dużą wiedzę o literaturze, nietypowe podejście do wątku Izabeli, relację Tadzia i Teofili, uroczy wątek miłosny, danie biednemu Staszkowi happy endu i próbę stworzenia czegoś więcej niż typowe fanfiction z romansem na pierwszym planie.

„Pozytywka" bez wątpienia nie jest tylko fantazjami fana na temat ulubionych postaci literackich, ale odrębną historią z dobrze wykreowanymi bohaterami, wyraźnym tłem i myślą przewodnią. Ze względu na swoją objętość i opisowość nie jest to lektura dla każdego, ale fani polskiej klasyki chcący poznać ją w nowym wydaniu na pewno będą zachwyceni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro