Tonące cesarstwo - Andrea Stewart
7/10
Data: 09.09.2024
Wyobraź sobie, że jesteś kilkuletnim dzieckiem, stoisz w tłumie innych kilkuletnich dzieci i czekasz na swoją kolej. Naokoło trwa wielkie święto. Święto, w czasie którego spełnisz swój obowiązek wobec Cesarza. Podejdzie do ciebie żołnierz i dłutem wybije odłamek kości z twojej czaski. Tak, poczujesz to, poczujesz to bardzo dobrze. Będzie bolało. Ale nie to jest najgorsze, chociaż jeszcze o tym nie wiesz. Odłamek twojej kości zostanie kiedyś wykorzystany do ożywienia magicznego konstruktu, który będzie potrzebny Cesarzowi. Będzie mu służył wiernie i bez wytchnienia. A ty zaczniesz umierać. Ale ty jesteś tylko malutkim, zupełnie nie istotnym trybikiem w wielkiej machnie Imperium. Cesarz nie ma pojęcia o twoim istnieniu, a o twojej śmierci dowie się dopiero, gdy jego konstrukt przestanie działać. Gdy zepsujesz jego magiczną zabawkę.
Chcesz żyć w takim świecie? Oczywiście, że nie.
Ta książka jest o tych, którzy postanowili, że także nie chcą.
***
Ponieważ jestem już w tracie czytania drugiego tomu, ciężko mi ocenić pierwszy, nie patrząc na całokształt, ale spróbuję. Przede wszystkim pierwszy tom zaciekawił mnie ze względu na system magiczny wymyślony przez autorkę. Magia kości, konstrukty, tajemnice skrywane przez cesarza i sale za zamkniętymi drzwiami. Do tego nie da się nie lubić Jovisa i Mefiego. Było w tym tomie coś wciągającego, zagadka do odkrycia, choć części można było się domyśleć. Sama fabuła oraz mnogość postaci przypominała mi Erę Pięciorga Trudi Canavan i niestety tu działało to na niekorzyść "Córki kości". Za dużo było perspektyw, do tego wymieszanych w sposobie narracji. Najbardziej zbędną oczywiście wydawała mi się perspektywa Phalue i Ranami, ale przecież wątek LGBT musiał być. Zdecydowanie autorka nie potrafi pisać wątków romantycznych, nie ważne, czy chodzi o związki homo- czy heteroseksualne. Między bohaterami nie wyczuwa się chemii, co szczególnie można zauważyć w drugim tomie. Nie podoba mi się też, jak pokierowała motywem Alanga, ale o tym już przy drugim tomie.
6/10
Data: 15.09.2024
Całe swoje życie poświęciłam, by zdobyć uznanie i miłość ojca. A jednak w chwili próby zrozumiałam, że bardziej chcę żyć, niż żeby mnie kochał. Jestem Lin. I jestem cesarzową.
Gdy przybyłem na Cesarską, z krwawiącym sercem i gniewem toczącym duszę, chciałem tylko uwolnić ludzi od Festiwali Trybutu. Ona jednak już to zrobiła. Moje przekonania rozwiały się jak plewy na wietrze. Zostałem z niczym. Jestem Jovis. Przemytnik. Zdrajca. Gwardzista cesarzowej.
Stworzyli mnie, porzucili, pragną śmierci mojej i mojego ludu. Z chęcią odwzajemnię to ostatnie. Będę patrzeć jak cesarstwo płonie. Jestem Nisong. Byłam cesarzową.
***
Tak jak przypuszczałam, drugi tom okazał się według mnie słabszy... Może pod względem pisarskim trzymał poziom, natomiast zdecydowanie był nudniejszy. Znamy już tajemnicę Lin, jej ojca, Nisong, a pchodzenia Dione można się domyśleć. Magia Alanga i magia kości wydają się zgrzytać, jakby autorka sama nie wiedziała, który system magiczny jest lepszy. Do tego wciąż wyskakuje z nowymi pomysłami, tak jakby wpadała na nie nagle w trakcie pisania. Zamiast majestatycznych i intrygujących konstruktów dostajemy coś na wzór zombiaków. Lin stara się być dobrą cesarzową, o Nisong nie wiadomo, co myśleć, a wątek Ranami i Phalue jest zwyczajnym zapychaczem fabuły. Ksiązkę jedynie ratuje Jovis (choć też przynudza wciąż wracając do wspomnień żony, którą niby tak bardzo kochał) no i Mefi - mój ulubieniec. Owszem, jestem ciekawa o co chodzi z tym połączeniem między Alanga a ich stworzonkami, ale to chyba tyle. Wątki romantyczne nadal autorce nie wychodzą (nawet ta miłość Jovisa do żony jest jakaś taka miałka). Nie jest to zła seria, ale obawiam się, że nie pozostanie na długo ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro