"Snując zmierzch" - Elizabeth Lim
5/10
Data: 27.03.2022
Wyczekiwana kontynuacja książki „Tkając świt", którą pokochali polscy czytelnicy!
Droga Mai Tamarin do uszycia sukien ze słońca, księżyca i gwiazd nie obyła się bez wielkich poświęceń. Dziewczyna wraca do królestwa na skraju wojny. Edan – chłopak, którego kocha, odszedł, a ona zmuszona jest włożyć kolejne przebranie i potajemnie zająć miejsce przyszłej żony cesarza.
Jednak szalejąca wokół Mai wojna jest niczym w porównaniu z jej wewnętrzną bitwą. Od chwili kiedy dotknął jej demon Bandur, zmysły dziewczyny powoli nikną: jej oczy zaczynają świecić na czerwono, traci także kontrolę nad magią i ciałem. To tylko kwestia czasu, zanim Maia całkowicie się zatraci i stanie demonem. Ale nawet to nie powstrzyma jej, by znaleźć Edana, chronić swoją rodzinę i zaprowadzić pokój w A'landi!
***
O „Snują zmierzch" mogłabym napisać dokładnie to samo, co o pierwszym tomie tylko w totalnie przeciwnym kontekście. Stało się to, czego się obawiałam. Zawiodłam się na drugim tomie, a autorka nie udźwignęła uroku „Tkając świt". Ta część była nudna i bez wyrazu. Zabrakło tu właściwie wszystkiego, co tak bardzo podobało mi się w poprzedniej. Nie było wartkiej akcji, tylko nudne rozterki Mai, za wszelką cenę walczącej o to by nie zmienić się w demona. Ciągnąca się jej podróż i perypetie, wprawdzie co chwile musiała się mierzyć czy to z cesarze, demonem czy to szensenem (lub jego córka), ale to było wciąż kalkowane i powielane. Już prawie pokonała szensena i znów musiała ruszać za nim, żeby stanąć z nim do walki. Było to wszystko do bólu naciągane. Wątek rodzinny – no cóż, pod koniec książki Maia przypomina sobie, że ma brata i ojca i nagle okazuje się, że akurat zostali porwani przez szensena, żeby ją zwabić na swoją stronę. No i mój ulubiony w pierwszej części wątek miłośny i Edan, którego tu było jak na lekarstwo. Między Maia a Edanem zabrakło chemii, było to miałkie i pozbawione wyrazu. A końcówka po prostu wyssana z palca, pompatyczna i bajkowa. Maia jako demon latająca i rozmawiająca z matką w niebie... Nawet jeśli chodzi o styl, to był on dla mnie za mało plastyczny i nie do końca wiedziałam, co się akurat dzieje z bohaterką i jej otoczeniem. Uważam, że autorka powinna zdecydowanie lepiej napisać zakończenie w pierwszym tomie, trochę go pociągnąć i skończyć na nim cała historię. Moja ocena jest zawyżona jedynie przez wzgląd na pierwszą część.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro