"Jezioro osobliwości" - Krystyna Siesicka
6/10
Data: 06.01.2021
Oto Jezioro Osobliwości jedna z najchętniej czytanych przez młodzież książek Krystyny Siesickiej. Wielowątkowa, zawieszona między warszawskim pejzażem ulic a harcerskimi namiotami pod Nidzicą, o fabule zbudowanej na rodzinnych konfliktach i dziewczyńskich rozterkach, dalekiej od wygładzonych treści.
***
Tym razem postanowiłam zafundować sobie podróż w czasie i sięgnęłam po książkę „Jezioro osobliwości". Książkę tę kupiłam dla mojej mamy, która uwielbia film na jej podstawie, gdy byłam dzieckiem, zawsze oglądałam go razem z nią. „Jezioro osobliwości" zostało wydane w 1966 roku (moja mama była wtedy akurat w wieku główniej bohaterki), z kolei ekranizacja pochodzi z 1972. I jak moje odczucia? Przede wszystkim byłam pozytywnie zaskoczona formą. Spodziewałam się rozległych opisów i jakiejś patetyczności. Tymczasem jeśli chodzi właśnie o formę, to nie odbiega ona dużo od współczesnych młodzieżówek. Jedynie język, oj język mnie męczył. Te dialogi i slogany z lat sześćdziesiątych, teraz się już tak nie mówi, dlatego ciężko mi ocenić, na ile one były naturalne. A mamy tu dużo dialogów i przede wszystkim przemyśleń głównej bohaterki. Autorka postawiła na mieszaną narrację, z jednej strony zewnętrzny narrator wprowadzający nas w każdy rozdział, z drugiej narrator pierwszoosobowy w postaci pamiętnika prowadzonego przez Martę.
Marta ulega wypadkowi podczas pobytu na obozie harcerskim, do którego doszło w wyniku kłótni dwóch chłopaków rywalizujących o jej względy: Michała i Patryka, co ciekawe Michał jest synem ojczyma Marty. Dziewczyna daje swoje pamiętniki Wiktorowi – ojczymowi – prosząc, żeby je przeczytał i tak oto poznajemy jej historię. Stopniowe odkrywanie wydarzeń sprzed wypadku sprawia, że lektura wciąga, chcemy koniecznie dowiedzieć się co się tam takiego wydarzyło i dlaczego.
Książkę czytało mi się zadziwiająco szybko, choć to wcale nie jest prosta lektura. Z jednej strony mamy tu miłość taką troszeczkę zakazaną, w końcu Marta i Michał stają się przyszywanym rodzeństwem. Do tego to przez mamę Marty rodzina Michała się rozpadła. Z kolei Michał jest dość zaborczy i zazdrosny, opisany jest jako furiat, choć na co dzień dość powściągliwy. Niestety autorka niezbyt skupiła się na tym ich uczuciu. To było raczej takie: „Michał ty mnie w ogóle kochasz?" „Kocham cię" i już. Nie doczekacie się tu ani jednego pocałunku (w przeciwieństwie do filmu) czy romantycznych uniesień. (Jedyne kartki z pamiętnika, na których być może jest coś więcej, do czego mogło dojść między głównymi bohaterami, Michał każe ojcu ominąć, a nawet spina je spinaczem). Jest za to dużo zazdrości Michała o Patryka, a Marta tylko tę zazdrość podsycała, mniej lub bardziej świadomie.
Natomiast dużo ważniejszą kwestią w tej książce są problemy Marty z nową sytuacją rodzinną oraz jej relacjami z Wiktorem. Do tego dochodzą poniekąd problemy w szkole. I tutaj niestety uważam, że coś zgrzyta między tym jakie książka daje przesłanie, a jakie powinna. Ja wiem, że od jej powstania minęło 50 lat, jednak myślę, że problem Marty został zbagatelizowany przez autorkę. W obecnych czasach na każdym kroku trąbi się, żeby nie bagatelizować uczuć dzieci i młodzieży, że oni mają prawo do wyrażania tego, co czują - z czym się oczywiście zgadzam. Nastolatkowie są szczególnie wrażliwi, oni odbierają wszystko mocniej, intensywnie i nie zawsze postępują rozsądnie, trzeba umieć ich słychać i ich wspierać. A w tej książce? Kurcze no, strasznie mi było tej Marty żal. Została wyrwana ze swojego małego świata, niewielkiego mieszkanka, gdzie żyła tylko razem z mamą (nota bene jej mamie daleko było do ideału, wiecznie zabiegana, zapracowana, dbająca głównie o swój wygląd). W ciągu miesiąca dowiedziała się, że jej mama spotykała się od dwóch lat z Wiktorem i że bierze z nim ślub, a one przeprowadzają się do niego. No i dowiaduje się, że chłopak, z którym się kilka razy umówiła będzie jej bratem! Wiktor nie wydaje się być złym człowiekiem, dba o Martę, stara się być dla niej ojcem – no ale właśnie może się za bardzo stara? A Martę denerwuje dosłownie wszystko, co jest związane z Wiktorem, obrała sobie go na cel swojego młodzieńczego buntu. Już więcej nie piszę, bo i tak za dużo zaspoilerowałam. Zmierzam do tego, że koniec książki sugeruje, że to Marta była winna wszystkim problemom w domu, że to ona powinna się nagiąć, przystosować, zmienić swoje nastawienie. Wiktor przeczytał jej pamiętniki, gdzie przykładowo pisała, że bardzo ją denerwuje, gdy on tak głośnio strzepuje fajkę o popielniczkę i na końcu jest scena: Marta wraca do domu ze szpitala, jedzą razem kolację, a on strzepuje ten popiół do popielniczki tak jak to robił do tej pory, i Marta myśli sobie, że znów życie w tym domu wróciło do normy... Tymczasem ja miałam ochotę krzyczeć, żeby się opamiętali, bo to wszystko skończy się źle! To wyglądało tak, jakby nic nie pomogło, ze Wiktor przeczytał te pamiętniki, nadal nikt tej dziewczyny nie chce zrozumieć. A to nie ona jest winna tylko cała sytuacja, a przede wszystkim jej mama, która w którymś momencie jej wykrzykuje, że jest niewdzięczna, winna wszystkiemu, że jest dla nich ciężarem, dla niej ważniejszy jest mąż niż córka. Marta nigdzie nie umie znaleźć zrozumienia, ani u Michała, ani nawet u jego mamy, bo oni wszyscy wręcz idealizują Wiktora, jakby autorka na siłę chciała nam wcisnąć, że Wiktor jest tym dobrym, a to Marta jest tą złą!
Oceniłabym tę książkę wyżej, gdyby jej wydźwięk był inny.
Dla porównania, rzuciłam jeszcze okiem na film i z tego co zauważyłam, to tam mama Marty jest w nieco lepszym świetle przedstawiona, pada z jej ust nawet jakieś „przepraszam" i widać (po aktorce), że martwi się o córkę. Nie ma tam nic o wypadku Marty nad jeziorem, jest za to próba samobójcza – i dokładnie tak ja sobie wyobrażam koniec tej historii.
Kilka słów jeszcze o okładce – nie mam za cholerę pojęcia do czego ona się odnosi. Co do tytułu to jakoś też mi ciężko znaleźć wyjaśnienie – Jezioro osobliwości – tak nazywa się jezioro, gdzie Marta ulega wypadkowi, ale jakie ma to znaczenie dla całej książki. „Jezioro osobliwości" to książka do której potrzebowałabym chyba kilka słów wyjaśnienia: co autor miał na myśli – najlepiej od samej autorki. Z kolei wydawnictwo też się nie popisało – miejscami dialogi się zlewają, brakuje pauz i akapitów, a już zapis słowa „okey" mnie rozwalił – takie rzeczy to już autorzy z wattpada wiedzą jak zapisać, a redaktor nie?
Czy książkę polecam? – nie wiem, chyba tak, patrząc ile rozważań o niej napisałam. Ja wolę jednak zaglądać do bardziej współczesnych książek, tę przeczytałam z sentymentu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro