Cztery pory magii, A. Jadowska, M. Kisiel, M. Kubasiewicz, M. Wójtowicz
Recenzję książki „Cztery pory magii” zbiorowego autorstwa Anety Jadowskiej, Marty Kisiel, Magdaleny Kubasiewicz, Mileny Wójtowicz przygotowała dla nas AnotherDaydreamer- ❤️
„Cztery pory magii” to dzieło polskich autorek – każda z nich stworzyła opowiadanie odpowiadające konkretnej porze roku. Historie łączą elementy wspólne: mitologia słowiańska, motyw zbrodni i niebanalne poczucie humoru, i choć cały zbiór jest spójny, jedno z opowiadań jest moim faworytem.
Pierwsze opowiadanie – „Cicha woda” Mileny Wójtowicz – to historia pewnego polskiego wesela. Może wyobrazicie sobie sielankę, rozpromienioną pannę młodą i irytujących gości. Ale, ale! Nie jest to takie… tradycyjne wesele. Wszystko dlatego, że zazwyczaj rodzina pana młodego nie poluje na jego wybrankę, prawda? Można powiedzieć, że między nowożeńcami doszło do pewnych problemów w komunikacji, bo kobieta nie wiedziała wcześniej, że jej mąż to wij. Przyznaję, że mam mieszane uczucia wobec tego tytułu, gdyż główna bohaterka cechowała się niezwykłym talentem do irytowania czytelnika. To, co mi się podobało, to zdecydowanie połączenie ślubu i wesela z polowaniem. Stworzyło to wspaniały kontrast, który sam w sobie sprawiał, że nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Drugoplanowe postacie są wyraziste, a to moim zdaniem trudna sztuka przy krótkiej formie. Nie zabrakło również elementów humorystycznych! Ewa Ewent, organizatorka ślubu, postanawia uratować całe wydarzenie, ponieważ, jak sama mówi: „Na moich ślubach panny młode nie giną przed ceremonią. To potem źle wygląda w portfolio.”
Akcja „Żaru i wichru” autorstwa Magdaleny Kubasiewicz rozgrywa się na wsi, w wyjątkowo upalne i uciążliwe lato. Dzieje się tak nie bez przyczyny. Na polach, pośród łan zbóż grasuje południca, czyli słowiański demon będący przedtem pełnym gniewu człowiekiem z żądzą zemsty. Całe szczęście do osady przybywa akurat czarownica związana z żywiołem powietrza, co oznacza, że może podjąć walkę z bestią. Wieś, na którą trafiła główna bohaterka jest jednak stereotypowa, a ludzie obawiają się magii. Muszę przyznać, że zupełnie nie potrafiłam zaangażować się w czytanie. Bohaterowie wydawali się nijacy, a opowiadanie broni się tylko dzięki zakończeniu. Ale żeby sprawiedliwości stało się zadość, trzeba napisać, że bardzo spodobała mi się ukazana w tekście solidarność kobiet, choć dążenie do zemsty i pomoc w jej osiągnięciu, może nie są najszlachetniejsze.
Moim faworytem jest opowiadanie Anety Jadowskiej pt. „Listopadowe dzieci”. Zdecydowanie najbardziej do mnie przemówiło i bez cienia wahania nazwałabym je najmroczniejszym, chociaż przedstawiona na początku rodzinna sielanka wcale na to nie wskazywała. Główna bohaterka, Dora, jest namiestniczką, więc do jej zadań należy między innymi powstrzymanie szaleńca z bronią palną podczas pogrzebu. Sytuacja okazuje się bardziej skomplikowana, gdy okazuje się, że napastnikiem jest Wroński, były kolega po fachu, a celem ktoś, kogo Wroński uznał za winnego porwania trojga dzieci. Sprawa sprzed lat jest białym wielorybem mężczyzny, mimo to wspólnie z Dorą wracają do niej, kiedy znika kolejne dziecko. Ta historia jest niezwykle smutna i naprawdę oddaje klimat listopada. Doceniam, jak nieoczywiste okazało się rozwiązanie sprawy, bo udowadnia ono, że czasem najciemniej jest rzeczywiście pod latarnią. W „Listopadowych dzieciach” odnalazłam również poczucie humoru, które do mnie przemawia. Nie mogę nie wspomnieć także o świetnym piórze autorki! Mimo że to najdłuższe opowiadanie ze zbioru, przez tekst dosłownie się płynie.
„Jak długo trawi lew” Marty Kisiel to zimowa komedia pomyłek. Po tym, jak Tomira zauważa w wyszukiwarce męża hasło: jak długo trawi lew, jest przekonana, że mężczyzna chce ją zamordować. Brzmi ciut irracjonalnie, ale jeszcze bardziej irracjonalne jest rozwiązanie sytuacji, na którą wpadła Tomira wraz z przyjaciółkami. Postanowiły bowiem upozorować śmierć Tomiry. Co ważne, Tomira jest nocnicą, która miesza ludziom w głowach, ale nie umie bez nich żyć. Do takiego równania dodajcie noc w oddalonej od cywilizacji chacie, przypadkiem zbudzonego smoka i panikę. Robi się chaos. To, co doprowadziło mnie do szewskiej pasji to ilość zdrobnień. Gdyby było ich mniej, można by uznać je za element humorystyczny, ale w ostatecznym rozrachunku irytowało mnie, gdy nieustannie widziałam „Hubercika” i „Tomcię”. Mimo tego mankamentu doceniam kreację bohaterów, a trio przyjaciółek, na które składają się nocnica wyglądająca jak słodka beza, wiecznie wściekła syrena i jeszcze chimera, to coś cudownego. Ich dialogi są odpowiednio humorystyczne i nie jestem pewna, czy na którymś z poprzednich opowiadań śmiałam się aż tyle.
Może nie wszystkie opowiadania wpasowały się w mój gust. Każde jednak oferuje coś ciekawego, co jest w stanie zatrzymać czytelnika. Całościowo zbiór oceniam jako dobry, ot lekkie i krótkie opowieści, które przyjemnie czyta się przy herbacie. Nie sądzę, żebym w przyszłości do nich wróciła, bo także od krótkich form oczekuję czegoś innego: skłonienia do refleksji oraz emocji, a tutaj tylko jedna autorka zdołała mi to zapewnić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro