Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Dla Josepha miał to być kolejny dzień spędzony w Merrybroke i raczej nic nie było w stanie go zaskoczyć. W planach miał obejście wioski i sprawdzenie czy nie zapuszczają się do niej dzikie zwierzęta oraz odwiedziny Sally w nowej gospodzie. Z samego rana otrzymał jednak dość niecodzienny list od swojego bliskiego przyjaciela, Gregory'ego. Pisał o pożarze w Hornway oraz o znalezionym emblemacie mogącym wskazywać na to, że za podpaleniem miasta mogli stać współpracownicy Henryka II. To, co przeczytał Joseph, mocno go zaskoczyło. Gregory ponadto chciał, aby pomóc mu i Colinowi w dotarciu do oprawców, gdyż mogli oni nadal współdziałać z Henrykiem.
Joseph intensywnie przemyślał to, co przekazał mu Gregory i stwierdził, że chce pomóc. Na początek musieli jednak czekać na rozeznanie Colina w tej sprawie, gdyż ten przebywał w Scalendii.
Po dokładnym obejściu wioski, udał się na rozmowę, do barona Mikellsa zapytać, czy mógłby współdziałać w sprawie. Włodaż zgodził się bez problemu. Na razie i tak musiał czekać na odpowiedź od Gregory'ego. Po wyjściu z zamku udał się prosto do gospody " U Sally". Nowa nazwa była prosta i nadawała temu miejscu świeżości. Gdy tylko Joseph przekroczył próg, przypomniało mu się pierwsze wejście do starej gospody. Wtedy to nieco posprzeczał się z ojcem Sally o to jak ją traktuje. A może to było za trzecim razem?, pomyślał. W każdym razie gdy tylko znalazł się w środku, dosłyszał gwar i poczuł gęste powietrze unoszące się w gospodzie. Miejsce to było po stokroć bardziej schludne niż poprzednie. Gospoda idealnie pasowała do nowej właścicielki. Sporo się zmieniło, ale goście jednak byli ci sami co zwykle. W tłumie dostrzegł Carola Acermana oraz jego towarzyszy piwnych biesiad - Patricka oraz Daniela.
Joseph odmachał im, po czym podążył w stronę kontuaru, według swojego zwyczaju. Jego narzeczona wyglądała ślicznie w bordowej sukni i w mocno ściśniętym upięciu.
- Widzę, że jednak znalazłeś trochę czasu, żeby się ze mną zobaczyć? - powiedziała Sally, uśmiechając się do Josepha szeroko.
- No pewnie, że tak. Swoją drogą dostałem dzisiaj bardzo ciekawy list od Gregory'ego. Opowiadałem ci o nim - wyjaśnił łowczy.
- A, tak - odparła Sally.
Pokrótce wyjaśnił wszystko swojej ukochanej na boku. W tym czasie ktoś inny obsługiwał klientów, a oni toczyli ożywioną dyskusję.
- Podpalono Hornway? W Innysdale myślą, że to może być sprawka Henryka? - pytała Sally z niedowierzaniem.
- Tak. W dodatku Greg poprosił mnie, abym pomógł im w razie konieczności w poszukiwaniach - odparł łowczy. - Mówię ci, ta sprawa jest dziwna.
- Najwyraźniej Henryk II nie chce dać o sobie tak łatwo zapomnieć - odparła na to Sally.
- Mam nadzieję, że wreszcie raz na zawsze uda się z nim rozprawić - powiedział ściszonym głosem łowczy.
Z tego co wiedział od Colina, najwyraźniej nadal będąc lekko szalonym, Henryk pragnął dojścia do władzy.
- Ja również - odparła Sally.
Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, po czym dziewczyna oznajmiła, że ma jeszcze sporo pracy.
Joseph zrozumiał. Dosiadł się jeszcze na jakiś czas do Carola Acermana i jego kolegów. Wesołe towarzystwo zaprosiło go do wspólnego popijania, a on tym razem nie protestował. Sally polała mu do kufla piwo. Ostatnio obiecał częstym bywalcom gospody, że wreszcie się z nimi napije. Dotrzymał słowa.
XXX
Colin niechętnie, ale z konieczności musiał porozmawiać z Larissą. Wybrał dogodny moment, bo akurat nie była zbytnio zajęta. Między nim a Annie nadal nie było najlepiej, ale obiecał sobie, że tak tego nie zostawi.
- Wasza Wysokość, najwyraźniej Henryk nadal próbuje przejąć władzę. Ktoś podpalił Hornway, a mój blisko odnalazł na jej zgliszczach pewien przedmiot. Mianowicie chodzi o emblemat straży zamkowej że Scalendii, co oznacza, że mogła to być robota współpracowników Henryka. Wydaje mi się, że warto wziąć to pod uwagę.
- Colin, naprawdę doceniam, że chcesz pomóc, ale Henryk już nam nie zagraża... A twój bliski przyjaciel musiał coś pomylić - odparła obojętnie Larissa.
- Ale on chciał się zemścić za udział Innysdale w Rebelii! - wykrzyczał oburzony łowczy. Larissa działała mu na nerwy.
- Jesteś o tym przekonany? - Larissa spojrzała na niego spod oka.
Colin nie był przekonany. Coś mu jednak mówiło, że nie należy tego lekceważyć. Mimo to Larissa zobaczyła zwątpienie w jego oczach.
- No właśnie - powiedziała. - A teraz lepiej zajmij się wreszcie Annie i swoim synem. Maurice to naprawdę kochane dziecko.
Nie minęło kilka minut, a do komnaty bez zaproszenia wparował sir Jeffrey, obecnie główny doradca Larissy.
- Pani, przepraszam ogromnie, że bez zapowiedzi, ale...Chodzi o to, że... - dukał mężczyzna.
- O co chodzi, Jeffrey? - zapytała Larissa bez cienia złości.
- Henryk... Doszła do Ardenii wieść, że współpracownicy pomogli mu w ucieczce z wyspy.
- Myślałam, że udało się wszystkich zabić - powiedziała zaskoczona.
Colin nie wierzył własnym uszom.
Spojrzał na władczynię, a ona uciekła wzrokiem. Jeszcze chwilę temu mu nie wierzyła, a teraz już miała niezbity dowód.
- Wybacz Colinie, że ci nie wierzyłam - odparła.
- Nie gniewam się, Wasza Wysokość. Teraz najważniejsze, to znaleźć Henryka - rzekł.
Sir Jeffrey pokręcił głową na te słowa.
- Wygląda na to, że wcale nie trzeba go szukać. Z moich wiadomości wynika, że błyskawicznie przedostał się na teren Innysdale i zmierza na zamek.
- W jakim celu? - zapytała Larissa z ogromnym zaskoczeniem.
- Tego nie wiem, ale możemy spodziewać się najgorszego.
Colin się zamyślił. Dlaczego od razu nie przybył do Ardenii, walczyć o koronę? Tego nie potrafił pojąć.
- Musimy go powstrzymać - wtrącił się wreszcie do rozmowy łowczy. Nie ma chwili do stracenia.
Wspólnie z pozostałymi możnymi ustalono, że trzeba wyruszyć o świcie do Innysdale. Larissa była zobowiązana oonóc królowi Martinowi w napaści. Czuła poza tym, że Henryk mógł chcieć zabić władcę. Jej brat również mógł znaleźć się w niebezpieczeństwie.
Colin błyskawicznie wysłał list do Gregory'ego o planach Henryka kazał mu zawiadomić Josepha, aby pomógł. Przed wyjazdem przyszedł do komnaty Annie i ich synka.
Jego żona właśnie coś wyszywała, a chłopiec bawił się drewnianym konikiem. Gdy zobaczył w drzwiach ojca, podbiegł do niego i wtulił się w jego nogi. Łowczy tymczasem wziął go na ręce.
- Annie, musimy porozmawiać - rzekł Colin poważnym tonem. Księżniczka odwróciła się w jego stronę. Początkowo miała surowy wyraz twarzy, ale potem złagodniała. Było jej wstyd, że tak długo unikała męża, choć on chciał ją tyle razy przeprosić.
- Tak strasznie mi wstyd, Colin - wyszeptała, po czym z jej oczu popłynęły łzy. Podbiegła do męża i się przytuliła.
- Już dobrze, kochanie. Nie jestem zły. Chociaż bardzo mi cię brakowało, mimo że byłaś blisko.
Annie płakała. Kompletnie nie potrafiła się opanować.
- Przepraszam Colin - powtórzyła ze smutkiem.
- Mama, nie płac - powiedział Maurice. Colin zaśmiał się na słowa syna.
- No właśnie - rzekł i uśmiechnął się do chłopca.
- O czym chciałeś że mną porozmawiać? - zapytała Annie, gdy już się trochę uspokoiła.
Colin opowiedział o tym, że jej ojciec uciekł z wyspy i planuje napaść na zamek Innysdale.
Annie się przeraziła.
- Czyli ktoś mu pomógł uciec? - zapytała z niedowierzaniem.
- Jego niektórzy współpracownicy nadal żyją - odparł Colin. - Razem z oddziałem i możnymi wyruszymy na pomoc królowi Martinowi.
- Czy to znaczy, że możemy już wrócić do domu? - zapytała Annie.
Szczerze mówiąc w miejscu w którym obecnie się znajdowali źle jej się kojarzyło że względu na to, że byli że sobą skłóceni. Wolała już wrócić do swojej małej chatkiw Darkwood i żyć spokojnie z mężem i synkiem.
- Wolałbym, żebyście zostali tutaj - odparł Colin, na co Annie rzekła:
- Bylibyśmy w Darkwood, a nie na zamku królewskim.
- Mimo wszystko wolałbym, żebyście zostali tutaj.
Annie nie do końca się to podobało, ale posłuchała męża. Zresztą, najważniejsze było teraz bezpieczeństwo Maurice'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro