R o z d z i a ł ~4~
Tłok.
Wszędzie tłok.
Skryłam się w murach miasta w tłumie różnych cybertrończyków. Tutaj moja matka mnie nie dopadnie, bo jej węch nawet ją zwiedzie. Tutaj nie pomogą jej te wszystkie wyczulone Smocze zmysły. Byłam tutaj jak igła w stogu siana, teraz tylko uciec dalej, bo tutaj jest za głośno. Najlepiej znaleźć sobie odludzie.
Cholera jak tu ciasno i duszno! Muszę pójść może jakąś luźniejszą ulicą... Uciekłam ze zbiorowiska nagrzanego metalu i udało mi się znaleźć jakąś luźniejszą drogę.
Kątem optyki dostrzegłam charakterystyczny ciemno niebieski lakier i odznaki... Złom.... Gliniarze. Wcisnęłam się w jakiś większy tłum by mnie nie zauważyli. W końcu jestem na ulicy w godzinach lekcyjnych. Ech jak tu gorąco! Nagle poczułam że coś mnie szarpnęło za ogon. Gwałtownie odwróciłam głowę by zmierzyć się wzrokiem z tym zadufanym złodupcem.
- Dzień dobry panie policjancie! - uśmiechnęłam się głupio. -Czy chce coś pan ode mnie?
- Czy młoda dama czasem nie wyskoczyła sobie na wagary? - spytał gliniarz.
- Nie nie! - obroniłam się. - Ja... Mama mnie zwolniła z lekcji... Bo muszę iść... - myśl Bright myśl!- Do lekarza! Tak, do lekarza, a mama nie ma czasu ze mną pójść...
Mech przyglądał mi się przez chwilę, lecz potem skinął głową i poszedł sobie. Odetchnęłam. Szczerze to myślałam, że się nie nabierze. Idiota...
~ T i m e S k i p ~
Zapadał wieczór, a mi się udało wydostać z tego tłokowiska. Nareszcie przyjemny chłodek. Tylko pytanie, gdzie teraz pójść? Rozejrzałam się. Raczej uciekłam ze strefy zabudowanej. W oddali nic nie było widać, więc ruszyłam przed siebię. Nagle ślizgła mi się noga. Zaczęłam zsuwać się w dół, próbując zatrzymać się pazurami. Niestety nie udało to się i miałam twarde lądowanie.
Wstałam się chwiejąc i otarłam się z kurzu. Las... Pierwszy raz taki widzę. Całe szczęście że całkiem dobrze widzę w ciemnościach, bo nie było tu za jasno. Spostrzegłam spory głaz na którym było coś wyryte. Podeszłam i przyjrzałem się.
NIE WCHODZIĆ
Ojć, a ja weszłam, co za pech.
- Pff... - parsknęłam. - Ktoś po prostu robi sobie jaja ze mnie.
Lecz gdy szlam dalej było jeszcze więcej napisów typu : WCHODZISZ NA WŁASNE RYZYKO, UWAGA LEPIEJ SIĘ WYCOFAJ...
I ja mam się niby nabrać na takie nędzne żarciki? Grubo się mylą, bo na takie coś nabiorą się tylko przedszkolaczki. Szur. O a jednak ktoś tu wszedł oprócz mnie.
- Jesteś niezwykle bezszelestny. - mruknęłam.
Nie uzyskałam odpowiedzi, lecz ktoś ewidentnie się zbliżał. Nie bałam się, w końcu co ma mi zrobić jakiś głupi cybertrończyk. Przecież jestem pół Predaconką! Ja mam nie poradzić sobie z tym gostkiem.
Wtem poczułam nagle lekkie ukłucie w kark i wszystko zaczęło mi się rozmazywać. Osunęła się na ziemię i nim zasnęłam, zapamiętałam niebieskie optyki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro