Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

70.

*Dużo błędów i literówek

Po tym jak Harry trzasnął drzwiami wychodząc, a Luke nawrzeszczał na mnie, co było zupełnie nie w jego stylu, udałam się do sypialni. Tam zaczęłam analizować ostre słowa blondyna, a bynajmniej ich część, ponieważ niewiele do mnie wówczas docierało.

Moje myśli nieustannie krążyły wokół Styles'a. Zastanawiało mnie gdzie jest, co robi, co o mnie myśli i co teraz z naszym związkiem. Wszystko to podsyca jeszcze fakt, iż Jessica w każdej chwili może powiedzieć prawdę Harry'emu, a jeśli zrobi to przede mną to naprawdę będzie koniec.

Mijały kolejne godziny, a ja byłam tak bezsilna wobec tej sytuacji, że miałam ochotę spakować walizkę i wrócić do Nowego Jorku. Nie mogłam zasnąć, chodziłam po całym pokoju, wypaliłam pół paczki papierosów, a on nie wracał. Chciałam się wyżalić Mack bądź Dylan'owi, ale nie chciałam ich zamartwiać moimi problemami. Znając ich zaraz by bukowali bilety, rzucili studia i przylecieli tu, aby poprostu mnie przytulić.

Była druga w nocy, a ja praktycznie mdlałam z wycięczenia. Mimo to nie udało mi się zmrużyć oka nawet na chwilę, ponieważ byłam przerażona wizją, iż Harry w tym momencie może wciągać, bądź wstrzykiwać jakieś gówna z mojej winy.

Wierzyłam jednak, że te mroczne czasy minęły, a brunet wróci cały i zdrowy.

- Sky? Czemu nie śpisz? - zapytała lekko zaspanym i przede wszystkim zmartwionym głosem Lea gdy weszła do salonu, w którym teraz bezczynnie siedziałam na sofie.

- Boję się. - odpowiadam ciężko wzdychając i opieram głowę na ramieniu blondynki, która zajmuje miejsce obok mnie.

- Nic mu nie będzię, spokojnie. - pociesza mnie dziewczyna przeczesując moje włosy i ścierając pojedynczą łzę.

- To wszystko moja wina.

- Przestań. Napewno tak nie jest. - oznajmia pocieszająco, ale ja znam prawdę, więc nie mogę w to uwierzyć.

- Słyszałaś o Rebel? - pytam nagle blondynki, ponieważ chcę już to wkońcu z siebie wyrzucić. Koniec tych pierdolonych kłamstw. Nie chcę, aby męczyło mnie cokolwiek.

- To ta laska co ujebała się Hazz'a dwa lata temu? - pyta marszcząc zdziwiona czoło niczego jeszcze nie podejrzewając.

- Ta. Właśnie o nią mi chodzi.

- Co z nią? - pyta nieświadoma, a ja biorę kilka głębokich oddechów, aby nie dać ponieść się emocjom.

- To byłam ja. - mówię niemalże szeptem patrząc prosto na blondynkę.

Dziewczyna patrzy na mnie z niedowierzaniem po czym gwałtownie wstaje i zaczyna wędrować po salonie trzymając się za głowę. Przypuszczam, że potrzebuje czasu żeby to zaanalizować.

- Dlaczego? - pyta spokojnie trawiąc tą informację po kilku minutach szoku i milczenia.

- Byłam głupia. Dwa lata temu tak bardzo nie znosiłam Harry'ego, że byłam gotowa zrobić wszystko aby tylko go zranić. Chciałam żeby się poczuł jak ja. - mówiłam to z łzami w oczach patrząc teraz na ekran telefonu Harry'ego który zostawił na stoliku. Było tam nasze wspólne zdjęcie, które on bardzo lubił.

- Aż tak Cię ranił? - zapytała Lea co mnie dość zaskoczyło, ponieważ myślałam że zostanę zaatakowana i blondynka stanowczo stanie po stronie wieloletniego przyjaciela.

- Bolały mnie jego zaczepki i komentarze, ponieważ wtedy ja naprawdę mi nic nie zrobiłam i nie miał ku temu podstawy. - mówię ponuro przytaczając przeszłość, której wcale dobrze nie wspominam.
To jednak nie zmienia faktu, że pisałam na blogu nawet o jego ojcu, nie dostrzegałam granic, zero moralności. Ja przesadziłam i dobrze o tym wiem. - przyznaję, ponieważ uważam, że w naszym związku to ja jestem tą gorszą połówką.

- On nie jest niewinny. Nie usprawiedliwiaj go.

Te słowa z ust dziewczyny naprawdę mnie zaskoczyły. Była ona niezwykle wyrozumiałą, szczerą i kochaną osobą. Była taka jaką ja pragnełabym być.

- Myślisz, że jak on zareaguje? - pytam jej zerkając na drzwi licząc, że lada moment wejdzie przez nie brunet o mocno mnie przytuli.

- Przypuszczam, że podobnie jak dziś. - odpowiada bez zawachania dziewczyna czym wcale mnie nie pociesza.

- Niekoniecznie to chciałam usłyszeć. - mówię o wzdycham łapiąc się za włosy, ponieważ mam wrażenie, że z tego natłoku emocji moja głowa eksploduje. Od pewnego czasu nie czuje się zbyt dobrze i pewnie to zwiastowało, że zbliża się ten kulminacyjny moment.

- O czymś jeszcze nie powiedziałaś. Widzę to. - oznajmia Lea patrząc w moje zmęczone oczy. - Poczekaj moment. - rzuca wstając w momencie gdy chcę kontynuować całą to szaloną historię.

Po chwili dziewczyna wraca z kuchni z tabletką i wodą przez co patrzę na nią w zdziwieniu.

- Na uspokojenie. Weź ją, cała się trzęsiesz. - stwierdza dziewczyna podając mi to wręcz pod nos, ale na widok białej tabletki wręcz skręca mnie w żołądku. Po tym etapie życia w którym tabletki antydepresyjne stanowiły podstawę mojej diety unikam nawet witamin w tej formie.

Mimo wszystko decyduję się wziąść tą pieprzoną tabletkę i ją połknąć.

- A więc co jeszcze? - pyta dziewczyna patrząc na mnie wyczekująco.

- Narzeczona ojca Harry'ego, Jessica była jedyną osobą która o mnie wiedziała i od miesięcy mnie szantażuje. - mówię tym razem bez emocji, bo ta suka nie zasługuje, aby mówiąc o niej okazywać jakieś inne uczucia niż nienawiść.

- Ale się wjebałaś. - stwierdza blondynka, której od dziś chyba nic nie zdziwi.

- Nie musisz mi mówić. Teraz chciała pieniędzy, a ja odmówiłam, więc o wszystkim mu powie. To tylko kwestia czasu. - mówię zgodnie z prawdą, mając niemiłe przeczucie, że moja historia z Harry'm właśnie dobiega końca.

- Musisz to zrobić pierwsza. - stwierdza stanowczo blondynka.

- Wiem o tym, ale... może to głupie i nieodpowiednie, ale muszę kogoś o to zapytać. - zaczynam nieśmiało zbierając się w sobie.

- Śmiało.

- Powinnam zostawić Harry'ego? Kocham go, ale myślę, że dla jego dobra tak byłoby lepiej i... - zaczynam się tłumaczyć, ale dziewczyna siedząca obok mnie natychmiast zasłania mi dłonią usta.

- Sky błagam, nawet tak nie myśl. To zdecydowanie jest najgorsze co mogłabyś mu zrobić. Koniec tematu. Wracam do łóżka i tobie też radzę, słabo wyglądasz. - mówi szczerze przestraszona moim pomysłem dziewczyna po czym wstaje z kanapy.

- Dzięki Lea. - mówię wywracając oczami na jej komentarz i odprowadzam ją wzrokiem po schodach.

***

Godzinę później gdy siedziałam przy stole w kuchni że szklanką wody prawie zasypiając usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

Sparaliżowało mnie, nie potrafiłam się ruszyć, a kilka chwil poźniej brunet przekroczył próg kuchni, kompletnie mnie ignorując. Podszedł do lodówki i wyjął z niej butelkę soku.

Byłam szczęśliwa, że wrócił cały i zdrowy, a jednocześnie smutna, że jestem ignorowana, niewidzialna dla niego. Natomiast wiem, że zasłużyłam.

- Czekałaś żeby sprawdzić czy wrócę trzeźwy? - spytał drwiąco przerzucając butelkę soku z jednej dłoni do drugiej. Widziałam, że nie tylko ja bałam się tej rozmowy. Jesteśmy obecnie na takiej granicy, że źle zaakcentowane słowo może zaważyć na losach naszego związku. Jednak Styles raczej się tym nie przejmuję, bo tym razem to ja zjebałam.

- Nie, ponieważ wiem, że jesteś odpowiedzialny. - mówię starając się brzmieć pewnie, ale oczywiście głos mi zaadrżał w każdym słowie w tym krótkim zdaniu. - Gdzie byłeś? - pytam chcąc nawiązać z nim kulturalną rozmowę.

- W burdelu kurwa. - od Harry'ego otrzymuję równie kulturalną odpowiedź. Wiem, że kłamie, ale boli mnie to, że jestem przez niego tak atakowana. - Co Cię obchodzi gdzie byłem? - pyta zdenerwowany zaciskając pięść na szklanej butelce przez co mam wrażenie, że zaraz pęknie i nie tylko Harry'emu się oberwie. Nie mam zbyt miłych wspomnień z tym tworzywem.

- Może dlatego, że Cię kocham i się martwię? - pytam retorycznie patrząc na bruneta przyglądającego się mi. Kiedy widzę, że chce powiedzieć coś w stylu "nie pierdol" postanawiam mówić dalej. - Przepraszam Cię Harry. Zdaję sobię sprawę jak musisz się okropnie czuć z powodu, iż nie mówię Ci o wszystkim, ale są takie sprawy z którymi muszę poradzić sobie sama.

- Chcę Ci pomóc. Czy to źle? - pyta i chyba sam się nad tym zastanawiaja.

- To wspaniale, a ty jesteś naprawdę kochany, ale to moja prywatna sprawa i nie chce żebyś się wtrącał. - staram się to wytłumaczyć delikatnie i chyba mi w miarę wychodzi, ponieważ jeszcze nie latają talerze.

- Nie mogę patrzeć jak coś Cię męczy. - oznajmia nerwowo przeczesując swoje loki. - Czy ty masz jakieś kłopoty? - pyta patrząc mi prosto w oczy, aby nie potrafiła skłamać.

- Wszystko jest w porządku Harry. Nie martw się. - oczywiście moje kłamstwo wyraźnie słychać, ponieważ w tym natłoku emocji nie mogę się opanować i skupić na grze aktorskiej.

- Kurwa! - krzyknął wściekły Styles uderzając w stół najwyraźniej orientując się, przez co butelka z sokiem upadła na ziemię rozbijając się na setki kawałków.

Moja krew odrazu zaczeła płynąć szybciej, puls przyśpieszyć, ciśnienie wzrosło, że aż zakręciło mi się w głowie kiedy szybko odskoczyłam

Chłopak patrzył na moją reakcję że zdziwieniem, ale widząc mój przerażony wzrok zdał sobie sprawę o co mi chodzi. Jednak mimo wszystko był zły i nie zamierzał przeprosić.

- Dobrze widzę, że nie. Dalej to robisz...kłamiesz. Przestań to robić, bo mam już tego serdecznie dość.

- Ja... - zaczynam drżącym głosem, ale nie potrafię z siebie nic wydusić.

- Sky...jeżeli chcesz zakończyć nasz związek to poprostu to zrób. Chcę żebyś była szczęśliwa, a jeżeli Ci to uniemożliwiam to odejdę. - informuje mnie przez co otwieram lekko usta. Jeżeli w tym związku ktoś coś zaburza to tylko i wyłącznie ja.

- O czym ty do cholery mówisz?! Nie! Chcę z tobą być, ale gdy powiem Ci prawdę to obawiam się, że ty nie będziesz chciał być ze mną.

- Zdradziłaś mnie? - jego bardzo szczerze zadane pytanie uderza we mnie jak piorun. Brunet patrzy w moje oczy szukając prawdy, ale pewnie są one tak zakłamane, że nie może jej dostrzec.

- Nie. - odpowiadam zdziwiona, ponieważ nie sądziłam, że Harry może mnie podejrzewać o takie coś Nigdy bym tego nie zrobiła, ale nie zamierzam go atakować z tego powodu, ponieważ zachowuje się dziwnie i miał prawo mieć takie przypuszczenia.

- A więc o co chodzi? - pyta wzdychając w oczekiwaniu.

- Powiem Ci. Wszystko Ci wyjaśnię, ale daj mi kilka dni. Spędźmy te kilka dni w Londynie razem z rodziną, a później szczerze porozmawiamy. - zobowiązuje się chcąc to odłożyć przynajmniej te kilka dni. Nie chcę, aby rodzice widzieli mnie zalaną łzami w Londynie.

- Sky... - zaczyna lekko zirytowany brunet, ale natychmiast łapie go za dłoń.

- Proszę. - mówię szeptem z łzami w oczach czym go chyba łamie.

- Obiecujesz? - pyta, aby upewnić się.

- Tak Harry. Obiecuję. - zobowiązuję się i mam szczerą nadzieję, że się z tego wywiążę.

Godzinę później byłam w pokoju gościnnym natomiast Harry postanowił spać na kanapie, ponieważ napięcie między nami mimo, że opanowane do końca nie ugasło.

Mimo wygodnego miejsca do piątej rano nie zmrużyłam oka patrząc w sufit. To wszystko mnie niszczy, a ja nie mam już zwyczajnie sił, aby ukrywać to kolejne miesiące. Za kilka dni mu powiem. On mnie zostawi. Ale przecież na Harry'm życie się nie kończy?

***

O siódmej rano obudziłam się przez promienie słońca wpadające do pokoju i już ponownie nie udało mi się zaznać snu. Kręciłam się w łóżku przez godzinę, aż w wkońcu postanowiłam wstać.

Zeszłam do kuchni i pierwsze co zrobiłam to posprzątałam bałagan w postaci szkła z podłogi. Następnie zrobiłam sobie kawę i wyszłam na taras żeby zapalić.

- Spałaś trochę? - spytała pojawiająca się nagle Lea i usiadła obok mnie stawiając przed sobą jakąś ziołową herbatę.

- Kilka godzin. - mówię mając na myśli te całe dwie okrągłe godziny, które zdecydowanie nie poprawiły mojej formy. - Luke jest na mnie dalej zły? - pytam mając nadzieję, że blondyn mnie nie wyrzuci z domu i nie zwyzywa gdy tylko mnie zobaczy.

- Przejdzie mu. - zapewnia mnie blondynka biorąc w dłonie swój napój. - Gdzie Harry?

- Jeszcze śpi. - informuję ją, ponieważ pierwszą rzeczą którą zrobiłam po przebudzeniu, jeszcze przed sprzątaniem po wczorajszej wymiany zdań, było sprawdzenie czy brunet znajduje w salonie.

- Jeszcze mu nie powiedziałaś prawda?

- Powiem mu pod koniec wyjazdu. - mówię smutno gasząc papierosa i zajmując się kawą

- Spokojnie. Będzie dobrze. Może idź się jeszcze połóż? Kiepsko wyglądasz. - informuje mnie dziewczyna na co się lekko uśmiecham, ponieważ zdaję sobie sprawę jak strasznie wyglądam.

- Nie mogę. Zaraz jadę do rodziców. - informuję ją o moich planach, które muszę zrealizować. Gdyby rodzice dowiedzieli się, że byłam w Londynie i ich nie odwiedziłam... zabiliby mnie. Wcale nie przesadzam, bo tak by było.

- Sama?

- Nie wiem czy Harry chciałby... - zaczynam jej tłumaczyć, ale moje słowa idealnie zgrały się z pojawieniem się bruneta.

- Chcę. - zapewnia mnie na co blondynka na przeciwko mnie szeroko się uśmiecha, a ja pozostaje poważna, ponieważ nie mam siły na wymuszony uśmiech i obawiam się jakiejkolwiek rozmowy z nim.

- W porządku. - mówię zmęczonym głosem zerkając na widocznie zmartwionego chłopaka. - Idę się przebrać. - oznajmiam im i szybkim krokiem maszeruje do łazienki w której zamykam się na klucz i natychmiast opłukuję twarz zimną wodą, ponieważ przed oczami zaczynały pojawiać mi się pierdolone mroczki. Siedząc tam już miałam obawy, że zemdleje. To wszystko przemęczenie i natłok emocji

W momencie gdy czułam się już zdecydowanie lepiej zrobiłam delikatny makijaż, aby ukryć swój nie najlepszy humor i wyszłam wpadając prosto na Luke'a.

- Uważaj trochę. - syknął w moją stronę i chciał mnie ominąć, ale złapałam go za ramię.

- Luke, porozmawiajmy.

- O tym, że nie zależy Ci na moim przyjacielu? Czy o tym, że go okłamujesz? - pyta drwiąco patrząc na mnie jak na najgorszego wroga. Naprawdę mnie to bolało, ponieważ zależało mi na tym człowieku równie bardzo jak na moich przyjaciołach w Nowym Jorku.

- Kocham go. - mówię łamiącym się głosem, ale dla blondyna moje słowa są puste.

- Skoro tak wygląda miłość to ja chyba naprawdę podziękuję.

***

Godzinę później byliśmy wraz z Harry'm w drodzę do mojego rodzinnego domu. Przez ostatnie problemy szczerze nie mam ochoty na jakie kolwiek odwiedziny, ale muszę wykorzystać tą okazję skoro już jestem w mieście.

Od wyjazdu moja głowa była wręcz przyklejona do szyby. Patrzyłam pusto w oddal kompletnie odpływając.

- To, że jestem na Ciebie zły nie oznacza, że masz przestać ze mną rozmawiać. - oznajmia lekko zdenerwowany brunet co wynika z mojej ignorancji. Byłam tak rozkojarzona, że nie słyszałam co wcześniej do mnie mówił.

- Przepraszam, jestem trochę nieobecna. - mówię odrywając się od szyby auta i poprawiam okulary.

- Zauważyłem. - rzucił chłodno na co jedynie westchnęłam, a sekundę później byliśmy już przed domem moich rodziców.

- Mam z tobą iść? Czy masz zamiar ukrywać to, że masz chłopaka? - pytania chłopaka były zadane w bardzo niemiły sposób przez co miałam ochotę zostawić go w samochodzie.

- Chodźmy razem. - odpowiadam spokojnie, aby nie prowokować kłótni.

Minutę później stałam na ganku prowadzącym do mojego domu natomiast Harry pozostał przy samochodzie, aby jeszcze zapalić.

Natychmiast wciskam dzwonek do drzwi i czekam, aż ktoś się pojawi. Niewątpliwe jest to, że zakładam metaforyczną maskę, aby nikt nie widział mojego złego humoru.

- Cześć mamo. - mówię z szerokim uśmiechem, gdy tylko kobieta otwiera drzwi.

- Sky?! - pyta zaskoczona i szczęśliwa natychmiast rzuca mi się w ramiona. - Dziecko moje co ty tu robisz!? - pyta zaciekawiona obejmując moje policzki.

- Mam sobie iść? - pytam chichocząc czym jestem zażenowana. Towarzyszy mi dość dziwne uczucie, ponieważ we własnym domu czuję się jak gość.

- Oczywiście, że nie! Poprostu się Ciebie nie spodziewałam.

- Jestem tylko na kilka dni Harry chciał odwiedzić mamę, więc pomyślałam, że ja też wpadnę do twoich staruszków. - tłumaczę się informując też o brunecie co spotyka się z ciekawą reakcją.

- Harry? Jaki Harry? - pyt zaskoczona kobieta patrząc mi z zaciekawieniem w oczy. Pierwszy raz mam chłopaka, ta kobieta nie da mi teraz żyć.

- Dzień dobry pani Johannson. - odzywa się pojawiający się jak ninja Harry przez co mama uchyla lekko usta.

- Ten Harry. - oznajmiam gdy brunet staje obok mnie i chwyta moją dłoń co na stan naszego związku w tym momencie jest niezręczne.

- Czekaj skarbie. Czy my o czymś nie wiemy?

- W pewnym sensie.

- Jesteśmy razem. - mówi za mnie brunet szeroko się uśmiechając, więc robię to samo. Jest lepszym aktorem niż ja, bynajmniej w tym momencie.

- Jesteś w ciąży? - pyta zaszokowana mama układając dłoń na otwartej buzi.

- Co? - pytam początkowo nie ogarniając o co jej chodzi. - Nie! - wykrzykuje przerażona tym, że mogła wpaść na tak idiotyczny pomysł. Ja jestem zażenowana natomiast ten pajec trzymający moją dłoń się śmieje.

- Czyli to ty skarbie jesteś tą dziewczyną za którą Harry wyjechał. Nie wiem jak mogłyśny z Anne na to nie wpaść. - oznajmia łapiąc się za głowę, a ja się delikatnie uśmiecham wiedząc, że mama dobrze dogaduje się z Panią Styles.

- Masz fatalny gust chłopcze...  - oznajmia nagle pojawiający się mój ojciec, który najwyraźniej podskuchiwał. Harry nie skomentował słów taty, ale mimo, że stał za mną byłam pewna, że szeroko się uśmiecha.

- Mama ma taki sam. - mówię wywracając oczami, a następnie podchodzę, aby go uściskać.

- Chodźcie do środka kochani i opowiecie nam wszystko. - poleca moja mama po czym wszyscy udajemy się do salonu. To zdecydowanie będzie stresujący dzień.

***

Około godziny zajęło nam ogólne tłumaczenie rodzicom jak to się stało, że jesteśmy razem. Oni chcieli wiedzieć absolutnie wszystko, ale wraz z Harry'm dobrze wiedzieliśmy, że o niektórych sprawach nie powinniśmy mówić. Teraz moi rodzice żyją w przekonaniu, że jestem w idealnym, trwałym związku  wówczas, gdy ja zastanawiam się czy związek ten wytrwa kilka kolejnych dni.

Ku mojemu zdziwieniu Styles był niezwykle wyluzowany i rozmawiał z moim ojcem jak z kolegą. Zdecydowanie czuł się w moim domu swobodniej niż ja, bądź dobrze udawał, że tam jest. Większość naszej historii opowiadał on, a ja zazwyczaj cicho siedziałam potakując i momentami tracąc wątek.

- Dziecko drogie ile ty masz tych tatuaży. - pyta moj ojciec w momencie gdy brunet postanawia zdjąć bluzę i ukazać dwa kolorowe rękawy.

- Wraz z imieniem Pana córki będzie koło setki. - wyznaje chłopak na co wysyłam mu delikatny uśmiech, ponieważ przez mój podły humor na więcej mnie nie stać.

- Wytatułowałeś sobie imię laski? Czy ty jesteś poważny? - pyta zszokowany mężczyzna wytrzeszczając oczy. Niech jeszcze Hazz wspomni, że nad moim imieniem jest imię "Kendall" wszyscy tu będą zachwyceni.

- Tato... - upomina go za kolejny złośliwy komentarz.

- No co? A ty skarbie robiłaś sobie kolejny tatuaż? - pyta w pewnym momencie przez co ożywam momentalnie, ponieważ ten człowiek mnie wyda szybciej niż Jessica.

- Kolejny? - pyta zdziwiony brunet zaczynając analizować moje dłonie i  szukając ewentualnych śladów tuszu. Kurwa.

- Nie, nic robiłam. Czemu tutaj jest tak gorąco? Wyjdę na zewnątrz. - mówię zaczynając panikować i szybkim krokiem wychodzę z salonu.

Harry

Ku mojemu zdziwieniu rodzice Sky są naprawę w porządku. Z jej ojcem mam nawet więcej tematów do rozmowy niż z rówieśnikami. Natomiast jej mama chyba jest mną oczarowana. Ma się ten urok. Dziewczyna jest szczęściarą mając taką rodzinę.

Podczas rozmowy jednak dziewczyna była przez większość czasu nieobecna. Wyraźnie widziłem, że na coś na sumieniu, a skoro obiecałem zostawić ten temat do końca wyjazdu to dotrzyma obietnicy.

Co do słów jej ojca to nawet nie wiedziałem, że ona ma jakikolwiek tatuaż. Mam wrażenie, że o wielu rzeczach mi nie mówi i kurewsko się obawiam, że niedługo mnie zostawi. Kocham ją niewyobrażalnie mocno, ale jeżeli ona chce budować nasz związek na kłamstwach to powinniśmy sobie podziękować.

Staram się wierzyć w jej zapewnienia miłości, ale ona wcale mi w tym nie pomaga. Mam wrażenie, że z każdą chwilą ją tracę, że się oddalamy.

Chciałbym w przyszłości stworzyć z nią szczęśliwą rodzinę, mieć dzieci i spokojnie żyć i jej boku. Tylko, że jakie znaczenie mają moje marzenia skoro ona nie potrafi mi nawet spojrzeć w oczy i powiedzieć, że ma mnie dość.

- A teraz korzystając z okazji pragnę Cię poinformować, że wyciągnę surowe konsekwencje jeżeli ją skrzywdzisz. Zrozumiano?

- Tak panie Johansson. - potakuje, ponieważ nie mam w planach nigdy więcej krzywdzić jego córki.

- To moja jedyna córka, znam ją. Ona jest taka dzielna, waleczna i uparta jak matka. - mówi o niej z tak szerokim uśmiechem, że pierwsze co postanawiam to w przyszłości mieć córkę.

- Coś o tym wiem może mi. Pan uwierzyć. - oznajmia dobrze znając charakter dziewczyny.

- Chcę powiedzieć, że jest też bardzo wrażliwa, ale wszystko stara się przeżywać w środku. Gdy była w liceum nie mieliśmy pojęcia jak jest traktowana, w domu wydała się szczęśliwa, a wszystko w niej siedziało. - opowiada przez co serce mi znaczyna szybciej bić myśląc o jego aluzji do tego jak głupi kiedyś byłem.

Mając obraz uśmiechniętej Sky wracającej że szkoły, grającej szczęśliwą, a po chwili zamykającą się w pokoju z zeszklonymi oczami niszczą mnie wyrzuty sumienia. Choć to i tak jest nic do tego co jej zrobiłem i siebie w domu. Bez względu a to co zrobiła nie miałem pieprzonego prawa jej skrzywdzić i to jeszcze uciec zostawiając ją w plamie krwi. Tego nie potrafię sobie wybaczyć.

Naprawdę mnie to męczy. Niejednokrotnie gdy spaliśmy razem budziłem się w nocy i miałem wrażenie, że z jej nogi sączyła się krew. Zdecydowanie zwariowalem.

- Poza tym wiem trochę na twój temat i nie wydajesz się mi się idealnym kandydatem dla Sky, ale jak już się kochacie to okej, ale jak będzie przez Ciebie płakać to odetnę Ci tego tam. - grozi dość poważnie.

- Może być Pan spokojny. Naprawdę kocham pańska córkę.

Skarlett

Mam tego wszystkiego serdecznie dość. Mam dość siebie. Jestem złym człowiekiem. Wieczne kłamstwa, tajemnice, wyrzuty sumienia. To jest straszne. W co ja się do cholery wjebałam.

Siedziałam na ławce przed domem i mimo, że nie bylo zbyt ciepło nie odczuwałam tego jakoś wyraźnie. Nie miałam nawet ochoty palić, więc można się domyślić w jakim dole emocjonalnym właśnie się znajduję.

- Co się dzieje? - pyta troskliwie nagle pojawiająca się u mojego boku mama.

- Nic. - odpowiadam odkrywając pusty wzrok od jakiegoś punktu i patrzę w jej kierunku.

- Widzę kiedy moja córka jest smutna, wkońcu jestem matką. Jaki masz problem? - oznajmia i pyta z uśmiechem na co układam głowę na jej ramieniu wzdychając.

- Harry jest dla mnie za dobry. - stwierdzam będąc pewną, że każda dziewczyna, nawet pierwsza lepsza z klubu okazała się bardziej wartościowa niż ja.

- I to jest ten problem? - pyta wybuchahac śmiechem. - Kochanie błagam Cię. Ja jestem o wiele za dobra dla twojego ojca, a mimo to dałam mu szansę. W liceum uganiał się za mną taki przystojny Portugalczyk, ale to w twoim ojcu zakochałam się. - wspomina z szerokim uśmiechem czasu swojej młodości. - Żałuję do dziś.

- Powiem mu. - mówię z lekkim uśmiechem sugerując, że ojciec stanie się posiadaczem tej informacji.

- Przecież wiesz, że żartuję. - A z Harry'm napewno się dogadacie, pogodzicie czy cokolwiek. - pociesza mnie zamykając w objęciach.

- O ile on mnie nie zostawi. - mówię zgodnie ze swoimi obawami.

- Nie mów tak słońce.

***

- Wszystko było pyszne. Bardzo dziękuję, ale musimy się już zbierać, bo mamy odwiedzić jeszcze moją mamę. - oznajmia podnoszący się z kanapy brunet, a przez kolejne pięć minut żegna się z moimi rodzicami, którzy nieustannie napierdalają z nim o jakichś glupotach.

- Harry? - zaczynam kiedy podchodzimy do drzwi.

- Tak?

- Mogłabym tu zostać z rodzicami, a ty odwiedzisz swoją mamę sam? - pytam z nadzieją, że uda nam się pomówić kulturalnie, bez kłótni jak normalni ludzie.

- Chciałem was poznać. - wyznaje zawiedziony.

- Następnym razem, nie czuje się najlepiej. - mówię po części zgodnie z prawdą. Mniejszej części....

- W porządku. Odbiorę Cię za kilka godzin. - stwierdza brunet, ale ja brnę w to wiedząc do czego może to doprowadzić.

- Postanowiłam, że zostanę na noc.

- Postanowiłaś? - pyta zaskoczony i już widocznie zły, ponieważ na jego ustach pojawia się ten ironiczny uśmiech. - Sama. Aha. - dodaje z jadem zawiedziony, że nie skonsultowałam z nim tego tematu.

- Nie bądź zły. - proszę go kładąc mi dłoń na ramieniu.

- Poprostu mam wrażenie, że masz mnie w dupie. Nie, nie jestem zły. - oznajmia przez co wręcz łamie mi się serce. Gdyby on był świadomy jak bardzo go kocham i jak bardzo nie chcę go ranić...

- Nie mam. - zaprzeczam odrazu, ponieważ nigdy tak nie było. - Poprostu... - w momencie gdy szukam sensownego argumentu chłopak traci cierpliwość.

- Mam dość słuchania twoich usprawiedliwień. Poprostu się kurwa zamknij. - W takim razie ja śpię u mamy. Jakby cię to interesowało. - oznajmia sięgając po kurtkę i następnie otwierając drzwi. - Żegnam.

________________________

Witajcie najwierniejsi czytelnicy tego raka <3

Jest to rozdział 70, najdłuższy jak dotąd, a zarazem poprzedzający epilog. Wielekrotnie obiecywałam, że skończę tą książkę i zamierzam to zrobić to po tych 2-3 latach. Przypuszczam, że na epilog też poczekajcie, bo pisanie nie sprawia mi przyjemności tak jak kiedyś.

Mam wrażenie, że to wina szkoły, która zdecydowanie ograniczyła moją kreatywność. To straszne, że w podstawówce możemy pisać ciekawe, kreatywne opowiadania, a w liceum jesteśmy zmuszeni do postawienia tezy i ciągłego odwoływania się do tych samych dzieł literackich. Istny przepis na depresję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro