Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

67.

- Ja tam nie idę. - oznajmiam stanowczo, opierając się o wynajęty przez Luke'a samochód, z którego zostałam praktycznie wyrzucona.

- Mam użyć siły? - pyta blondyn zwracając się do mnie i unosząc przy tym brew. Ja wtedy patrzę na jego dość szczupłą sylwetkę i walczę z tym, aby tego nie komentować.

- Mówisz jakbyś ją miał. - zauważa jego mądra siostra przez co też na mojej twarzy jednak pojawia się uśmiech. Wyjeła mi to z ust. Luke może i miał trochę mięśni, ale do kulturysty mu brakowało.

- Lea! Nie pomagasz! - wrzeszczy chłopak na co wywracam oczami i wkładam dłonie do kieszeni kurtki.

- Idę zapalić. - stwierdzam wywracając oczami i wyjmuję paczkę papierosów oraz zapalniczkę.

- Nie, nie idziesz. - syczy w moją stronę Hemmings. Nie sądziłam, że potrafi być taki poważny i groźny.

- Zaraz dołączę. - mówię z delikatnym uśmiechem próbując ukryć za maską mój plan ucieczki jak najdalej stąd.

- Znamy te twoje numerki. Dawaj no tu. - rozkazuje chwytając mnie za ramię. Zero delikatności w stosunku do kobiety. Jestem oburzona.

- Kiedy macie samolot powrotny? - pytam niegrzecznie, przybierając fałszywy uśmiech.

- Pysk. - ucisza mnie i podchodzi do drzwi. - Otwierać policja! - wykrzykuje uderzając gwałtownie w drzwi i lekko zmieniając swój naturalny głos. Jaki dowcipniś. Prank ma poziomie Dylan'a.

- Co kurwa? - pyta już zza drzwi zdezorientowany Harry. - Już idę, chwila. Ja nic... - zaczyna się tłumaczyć, ale gdy tylko otwiera drzwi milknie. Zatkało kakao.

- No elo frajerze! - wykrzykuje równocześnie rodzeństwo i rzuca się na bruneta, którego wzrok jest utkwiony we mnie. Jest zdecydowanie bardziej niezręcznie niż mogłam sobie wyobrazić.

- Co wy tu robicie? - pyta gdy staram się zgubić z nim kontakt wzrokowy, ale ten idiota mówiąc do swoich przyjaciół nawet na nich nie patrzy.

- Już nie można od tak odwiedzić starego przyjaciela? - pyta blondynka udając obrażoną.

- Nie no jasne, fajnie że jesteście. - odpowiada ze zmieszaniem pocierając się po karku. Zakładam, że jest mu równie niezręcznie jak mi. To wszystko jest takie żenujące. Jednak to nie wina niespodziewanej wizyty rodzeństwa, a naszego obecnego popierdolenia w związku.

- Cóż za entuzjazm! Jesteśmy i naprawimy te wasze problemy? Prawda Sky? - zwraca się do mnie Luke na co wywracam oczami. Robię to ostatnio tak często, że aż mam obawy, że mi tak zostanie.

- Możecie się nie mieszać? - pytam nieco za ostro, ponieważ Lea obserwując nas jest wyraźnie zaniepokojona zaistniała sytuacją i panującym napięciem. Widać, że cholernie się martwi.

- Nie mieszalibyśmy się gdybyście potrafili rozwiązywać problemy samodzielnie. - oznajmia Luke, a kiedy mam ochotę mu wykrzyczeć w twarz, aby zajął się swoim pieprzonym życiem przemawia Styles.

- Sky ma rację. Nie mieszajcie się w to. - przytakuje mi brunet na co śmieje się pod nosem, a następnie patrzę prosto w jego pieprzone, piękne oczy.

- Miło, że przyznajesz mi rację. Fajnie było żebyś mi jeszcze ufał. - oznajmiam przybierając morderczy uśmiech.

- Błagam Sky...nie teraz. - prosi, nie chcąc kontynuować tematu przy przyjaciołach.

- Wedle życzenia. Mogę nawet wyjść. - oznajmiam pokazując na drzwi i cofam się kilka kroków do tyłu.

- Nikt nigdzie nie wychodzi. Załatwimy to inaczej. - oznajmia stanowczo blondyn.

- Jak? - pytam zaciekawiona krzyżując ręce pod piersiami.

- Napierdolmy się.

- To nie jest dobry pomysł. - stwierdza jak zawsze rozsądny Harry.

- Mi się podoba. - mówię to głównie dlatego, że on tego nie popiera, ale to szczegół.

- Zajebiście! Dzwoń po swoich psiapsi i zaczynamy bajlando. - wręcz piszczy z podekscytowania Hemmings, a chwilę później wraz z siostrą wnoszą do domu skrzynkę piwa i kilka butelek mocnego alkoholu.

Mam nadzieję, że nasz konflikt z Harry'm rzeczywiście się jakoś rozwiąże. Choć nie zdziwiłby mnie fakt, że to wszystko jedynie go pogłębi.

***

Trzy godziny później Luke trzymał włosy Mackenzi wymiotującej w łaziencę. To był czyn szlachetny z jego strony, ponieważ sam z trudem powstrzymywał wymioty. Natomiast Lea i Dylan uczyli się twerkować.

Szczerze mówiąc nie wiem, który widok jest gorszy.

Wszyscy poza Harry'm wypili naprawdę dużo. On chodził osowiały i tylko czasem zanurzył usta w procentowym napoju. Trzymał się z daleka ode mnie nieustannie wychodząc na taras, aby zapalić i porozmyślać. Bynajmniej wydaję mi się, że robił też to drugie, ponieważ przybierał minę myśliciela. Swoją ignorancją denerwował mnie przez co ja też musiałam się często wychodzić przez co jedynie mijaliśmy się w drzwiach.

- Gadaliście już? - pyta Luke, który opuścił na chwilę Mack, aby wymienić ze mną kilka słów.

- Nie. - odpowiadam szeptem nalewając sobie alkoholu do szklanki.

- Ale z niego pizda. - stwierdza oburzony blondyn i zaczyna szukać go wzrokiem.

- Nie mów tak o nim.

- Bronisz go? - pyta zdziwiony.

- Między nami się nic nie zmieniło. Po prostu mamy kryzys. - mówię zgodnie z prawdą, ponieważ moje uczucia co do niego nie zmienią się z dnia na dzień nawet jeżeli bym tego chciała.

- Czyli go kochasz?

- Oczywiście, że tak. Po prostu związek to nowość dla naszej dwójki i nie zawsze jest tak fajnie jak byśmy chcieli. - stwierdzam wzdychając przy tym i zanurzam usta w alkoholu.

- Ale nie zerwiesz z nim, prawda? - pyta przez co patrzę na niego lekko zdziwiona, ponieważ zachowuje się nieco dziwnie. Mam wrażenie, że naszemu otoczeniu zależy bardziej na naszym związku niż nam samym.

- Nie Luke. Nie zerwę. - zapewniam go bynajmniej na ten moment, ponieważ nie wiem co przyniesie przyszłość. Moja odpowiedź spotyka się z szerokim uśmiechem blondyna, choć nie wiem co będzie jutro, za tydzień czy miesiąc. Być może któreś z nas osiągnie taki poziom popierdolenia, że jedno z nas zakończy to raz na zawsze. Istotne jest to co tu i teraz.

- Harry! Już czas! - wykrzykuje chłopak przez co zauważam bruneta, który z oddali oczekiwał na sygnał przyjaciela. Aha...tak to to wymyślił. Styles najwyraźniej wysłał go, aby zbadał teren.

- Dyskretny jesteś kurwa naprawdę. - oznajmia donośnie zirytiwany loczek, a następnie bierze głęboki oddech kieruję się w naszą stronę. - Sky chodź na moment. - mówi widocznie przejętym głosem, a jego silny stres wręcz emituje do powietrza. - Proszę. - dodaje gdy ja na wcześniejsze słowa nie wykonałam żadnego ruchu.

Postanawiam jednak podnieść swoje cztery litery i udać się z Harry'm w ciche miejsce, którym była jego sypialnia.

- A więc? - pytam siadając na brzegu łóżka i patrząc na niego wyczekująco.

- Nie wiem nawet jak zacząć. - oznajmia krążąc po pokoju nieustannie bawiąc się swoimi dłońmi próbując zebrać się w sobie i przemówić.

- Pójdę. - oznajmiam po kilku minutach milczenia i wstaje z łóżka praktycznie ze łzami w oczach, ponieważ nie powiedział on żadnego jebanego słowa, a co dopiero przeprosił.

- Nie! - wykrzykuje blokując mi wyjście i łapiąc moje dłonie.

- To może byś coś wreszcie powiedział?! - pytam z wyrzutem odpychając jego klatkę piersiową na co chłopak bierze głęboki oddech.

- Przepraszam Cię. Ja wiem, że jestem idiotą i momentami mnie szczerze nienawidzisz, ale to wynika z tego, że Cię po prostu bardzo kocham. Nie mogę znieść myśli, że to co między nami jest może się kiedyś skończyć, bo ktoś się wpierdoli pomiędzy nas. Wybacz mi moją zazdrość, ale nie mogę patrzeć gdy jesteś w pobliżu innego faceta. Nie chcę stracić Twojego serca na które tak długo czekałem. - wyznaje to trzymając moje dłonie i patrząc mi w oczy przez co nie mam wątpliwości, że mówi prawdę. - Powiedz coś. Cokolwiek.

- Ja też Cię kocham Hazz. - mówię przełykając gule w gardle. Tym razem jeszcze mu daruje, ponieważ ładnie przeprosił, ale kolejnego razu może już nie być.

- Jak dobrze. - oznajmia z ulgą i wtula się w moje ciało unosząc je do góry zwycięsko.

- Następnym razem tak nie będzie. - ostrzegam go postanawiając coś sobie.

- O czym ty mówisz?

- Chcę Ci oznajmić, że nie mam zamiaru już płakać i kontynuuować tego związku na siłę jeżeli będzie się on chylił ku upadkowi. - tłumaczę mu swoje przemyślenia przez co rozsiewam ziarno niepewności.

- Sky... - zaczyna chłopak chcąc zacząć ponowne zapewnianie co do swoich uczyć, ale przerywam to, ponieważ mam co do nich pewność.

Miłość to nie wszystko. Ja pragnę też szacunku.

- Spokojnie. Między nami jest w porządku, a to tylko ostrzeżenie, ponieważ nie pozwolę żebyś traktował mnie jak idiotkę, która wybaczy Ci każde gówno.

- Nie jesteś idiotką, a ja będę się starał być najlepszym chłopakiem na świecie. - zobowiązuje się przez co na mojej twarzy pojawia się uśmiech. On chyba nie wie co mówi.

- Bądź poprostu sobą Hazz, ale mnie nie rań. - proszę go przez co czuję się nadwyraz bezsilnie, ponieważ nie powinnam go o to prosić, a sama się bronić.

- Nigdy tego nie zrobię. - obiecuje z ręką na sercu, a ja szczerze marzę, aby tej przysięgi dotrzymał.

***

Kiedy smutna atmosfera poszła w zapomnienie wszyscy bawiliśmy się zajebiście. Wypiliśmy wspólnymi siłami jeszcze dwie butelki, tańczyliśmy jak popierdoleni i graliśmy w głupie, pijackie gry. W tym składzie zdecydowanie można się dobrze bawić, ponieważ w każdego z was procenty wnikają naprawdę szybko.

Kiedy Lea z Luke'iem kłócili się z Dylan'em i Mackenzi o to czy to Amerykanin czy jednak Brytyjczyk wypije więcej, my z Harry'm okupowaliśmy sofę.

Miałam obawy, że przez moje wcześniejsze słowa Styles będzie utrzymywał wyraźny i nieprzyjemny dystans, jednak ja musiałam postawić sprawę jasno. Ku mojemu zadowoleniu nie wracaliśmy do naszych brudów i już kilka minut później wymienialiśmy się pocałunkami. Może jestem popierdolona, a może głupia. Tak czy inaczej, to już tylko i wyłącznie mój problem, że postanowiłam tak szybko mu odpuścić.

Leżeliśmy na tej kanapie wtuleni chyba około godziny. On siedział opierając się o liczne poduszki, a ja ułożyłam mu głowę na udach i tak rozmawialiśmy o różnych nieistotnych pierdołach.

- Styles! Choć na faje! - wykrzykuje Luke, który znajduje się przed wejściem na taras czym przerywa nasz relaks.

- Zaraz wracam. - oznajmia brunet, a następnie składa pocałunek na moim czole chcąc wstać, ale zatrzymuję go pociągając za jego t-shirt i łącząc nasze usta. Chłopak postanawia zmienić plany i zostaje ze mną do momentu gdy nie zostaje odciągnięty przez zniecierpliwionego blondyna.

W tym samym czasie Lea wraz z Mack udają się do pokoju gościnnego, aby moć udać się do krainy snów. Obie wstawione z trudem pokonały schody. Ktoś powinien im postawić miski przy łóżkach, ale to nie mój dom, więc nie mój problem. Ja nie sprzątam.

- Pogodzeni? - pyta Dylan, nagle wskakując na puste miejsce obok mnie.

- Tak, już jest dobrze. - odpowiadam z ulgą i wtulając się w ramię przyjaciela zamykam oczy.

- Dobrze się czujesz? - pyta zmartwiony brunet, przeczesując palcami moje włosy.

- Tak. Czemu pytasz? - pytam zdziwiona jego pytaniem i unoszę się marszcząc przy tym lekko brwi.

- Jesteś bardzo blada. - zauważa chłopak, a ja wywracam oczami. Każdy się o coś przypierdala...

- Najwyraźniej alkohol i antydepresanty to słabe połączenie. - odpowiadam nerwowo się przy tym śmiejąc przez co spotykam się z przerażonym spojrzeniem przyjaciela.

Kurwa. Na chuj ja to powiedziałam? Zjebałam, zaraz sobie pomyśli, że jestem jakieś psychicznie chora i będzie mi przynosił wizytówki jakichś psychlogów.

- Boję się o Ciebie. Za często bierzesz te gówno. - stwierdza troskliwie obejmując moje ciało i układając podbródek na czubku mojej głowy. - Jesteś uzależniona prawda? - pyta szeptem, a ja zaciskam zęby przez co mam wrażenie, że zaraz się ukruszą.

Może i nie do końca kontrolowałam tego kiedy po nie sięgałam jednak nie sądzę, że to uzależnienie. Bynajmniej tak mi się wydaję.

- Dziś z tym kończę. - mówię ze zdecydowaniem, podejmując nareszcie tą decyzję o stanowczej próbie odstawienia tego. Następnie biorę dłoń chłopaka i prowadzę do toalety.

Z kieszeni w moich spodniach oraz z torebki wyjmuję niewielkie tabletki i wrzucam je prosto do kibla. Następnie siadam nad nim i upieram się przedramieniem o deskę.

- Żegnaj suko*. - szepczę ledwo słyszalnie w momencie gdy decyduję się spuścić wodę. Pierwszy raz id dawna jestem z siebie cholernie dumna.

______________

Elo Elo 320!

Troszeczkę ostatnio zjebałam swoją wizję tego fanfiction, więc teraz w głównej bohatercę zajdą drobne zmiany. Suka której większość z was w pierwszej części nienawidziła w jakimś stopniu wróci i to w najlepszym momencie o czym się niedługo przekonacie.

Chcecie rozdział z perspektywy innych bohaterów? Jak tak to jakich najbardziej?

Ogólnie jeżeli macie jakieś pytania do mnie czy do ff to śmiało. Postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

*Suka czyli depresja jakby ktoś nie czaił.

Miałam skończyć te ff przed wakacjami, bo od września będę już w maturalnej i wtedy będę nad książkami praktycznie ciągle, ale postaram się czasem coś dodać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro