66.
***
- Może wyjdziemy na lunch? - proponuje leniwie Shawn rozciągając się na swoim fotelu, a następnie lekko odjeżdża od biurka.
- Najpierw praca, później przyjemność. - oznajmiam nieprzerwanie analizując i poprawiając teksty artykułów, które pozostawił nam Jace.
- Ale ja skończyłem. - stwierdza rozbawiony brunet na co marszczę brwi zdziwiona jego szybkim tempem pracy.
- Naprawdę? - pytam zaskoczona, ponieważ pracę zaczęliśmy około godziny temu, a ja nie jestem nawet w połowie.
- No spójrz. - poleca mi wskazując na swój monitor. - Pasjans ułożony. - dodaje, gdy spoglądam na jego ekran na którym widnieją uporządkowane talie kart. Wywracam oczami na jego głupotę i wybucham śmiechem, aby następnie wrócić do przerwanej przez chłopaka czynności.
***
- I co było dalej? - pytam niezwykle zaciekawiona historią opowiadaną przez Shawn'a w czasie lunch'u. Postanowiliśmy, że zjemy go w małej restauracji znajdującej się tuż obok firmy. Muszę przyznać, że mają tu niesamowite żarcie.
- Obudziłem się dopiero kolejnego ranka w jakimś lesie w samych gaciach. Gdyby nie leśniczy pewnie do dziś szukałbym wyjścia.
- Wytłumacz mi jak można się aż upić? - pytam rozbawiona nieustannie tłumiąc w sobie gromki śmiech. Nie wierzę, że już pierwszego dnia naszej znajomości złapaliśmy tak dobry kontakty i rozmawiamy tak luźno.
- Uwierz mi, że można. Ja i tak miałem szczęście, bo nie poniosło mnie zbyt daleko. Natomiast mój kumpel, właśnie ten który miał brać na drugi dzień ślub wylądował aż w Kanadzie.
- Żartujesz?
- Autentyczna historia. I na domiar tego był na lotnisku z wykupionym biletem do Arabii Saudyjskiej, ale brat namierzył jego telefon i nieco spóźniony w chwiejnej pozycji złożył tą przysięgę.
- Przyjemniej tyle.... O nie.- w momencie gdy chcę dodać swój komentarz do historii Shawn'a przez szklaną szybę pomieszczenia dostrzegam burzę loków pod czarnym kapturem zmierzającą w kierunku wejścia. Już po samym jego szybkim kroku wnioskuję, że jest zły, że to nie z nim jem ten głupi lunch.
- Co jest? - pyta brunet patrząc niezrozumiale na moją reakcję, a ja ciężko wzdycham, ponieważ wiem, że będę musiała się przed nim tłumaczyć, a nie znoszę tego.
- Mój chłopak tu właśnie idzie. - oznajmiam bardzo cicho, ponieważ Styles namierzył naszą dwójkę wzrokiem i już zmierzał w naszą stronę.
- Co ty tu robisz i kim on do kurwy jest? - pyta naprawdę przeraźliwym tonem z czego wnioskuję, że najprawdopodobniej źle odebrał sytuację w której znajduję się z Shawn'em.
Na słowa mojego chłopaka mój współpracownik szeroko się uśmiecha i zaciekawieniem czeka na moją odpowiedź.
- Piję kawę ze swoim nowym kolegą z pracy. - mówię spokojnie i zgodnie z prawdą.
- Kolegą? Poznaliście się zaledwie kilka godzin temu i już wychodzicie sobie do kawiarni? - wyśmiewa mnie, ale ja staram się być oazą spokoju i nie dać się mu sprowokować. Po kilku tygodniach razem już wiem, że aby zapobiec naszym kłótniom nie mogę się właśnie pozwolić mu na to. Zauważyłam, że Harry pod wpływem emocji mówi rzeczy, których nie ma na myśli i nie mogę brać wszystkiego do siebie i reagować gwałtownie.
- Co w tym dziwnego? - pytam spokojnie marszcząc w zdziwieniu brwi oraz nieustannie starając się uspokoić Harry'ego. - Dla mnie wydaje się to naturalne, że chcę poznać człowieka, z którym pracuje w jednym gabinecie.
- Tak w ogóle to jestem Shawn. - wtrąca brunet, ale niestety nie robi tego w odpowiednim momencie.
- Gówno mnie to obchodzi. - warczy w jego stronę Styles przyciągając mnie do siebie w taki sposób jakby chciał podkreślić, że jestem jego własnością, a zdecydowanie nią nie jestem.
- Harry! - upominam go, starając tym samym przypomnieć, że jesteśmy w miejscu publicznym, ale najwyraźniej niewiele go to obchodzi.
- Wychodzimy. - stwierdza wystawiając do mnie swoją dłoń, ale natychmiast ją odtrącam.
- Nigdzie z tobą nie idę. - oznajmiam twardo gdy zaczynam się już irytować jego dziecinnym zachowaniem.
- Chcesz robić sceny? Mam Cię wyciągnąć siłą? - pyta mnie szeptem, ale brzmi to zdecydowanie jak groźba przez co mam ochotę dać mu w twarz i wyjść.
- Spróbuj mnie tylko tknąć to... - w momencie gdy chcę powiedzieć kilka słów za dużo Shawn przerywa naszą wymianę zdań. Cieszę się, że to zrobił, ponieważ obawiam się, że gdybym kontynuowała swoją wypowiedź zaczęły by latać talerze.
- Jeżeli to coś zmieni to chcę Cię poinformować, że jestem gejem i Skarlett mnie nie interesuję. - oznajmia niespodziewanie siedzący przede mną chłopak przez co lekko otwieram usta zdziwiona. Przez chwilę jestem w szoku, ponieważ nie spodziewałam się takiego wyznania pierwszego dnia znajomości. Jestem tolerancyjna i to nie jest żaden problem, a czykolwiek chwilę później chłopak obdarzył mnie pewnym spojrzeniem które powiedziało mi wszystko.
Shawn wcale nie jest homoseksualny. Po prostu skłamał, aby Harry przestał robić nikomu niepotrzebne zamieszanie. On jest genialny.
- Nie mogłeś tak od razu? - pyta mój chłopak leniwie wywracając oczami. - Shawn tak? Harry jestem. - przedstawia się niezwykle przyjaźnie jak gdyby nigdy nic. Jaki on jest beznadziejnie głupi.
- Jesteś idiotą. - syczę wywracając oczami przez co Harry rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie.
- Czekam na zewnątrz. Miło było poznać. - dodaje wychodząc, aby już bardziej się nie pogrążyć. Kiedy tylko brunet znika z mojego pola widzenia siadam zrezygnowana przy stoliku na co Shawn wybucha śmiechem.
- Przepraszam za niego. - mówię to z ogromnym zażenowaniem, ponieważ wydaję mi się, że żaden chłopak na tej planecie nie potrafi zrobić tak żałosnej sceny, jak właśnie mój Harry.
- W porządku. Po prostu jest zazdrosny. - oznajmia rozbawiony Shawn. Mi osobiście wydaję się, że zazdrość w związku jest potrzebna, ale nie do tego stopnia, że jest się skłonnym do agresji.
- Wcale nie jesteś gejem prawda? - pytam na co chłopak śmieje się pod nosem.
- Zdecydowanie wole dziewczyny. - oznajmuje ze zdecydowaniem.
- Dziękuję, jestem Ci winna przysługę. - mówię z uśmiechem i przytulam go co jest dziwne, ponieważ znamy się kilka godzin. A czykolwiek nie wydaję mi się to niezręczne.
- Sky. - woła za mną brunet kiedy na parkingu skręcam w przeciwną stronę do zaparkowanego auta. - Sky wsiądź do samochodu. - powtarza proźbę podbiegając do mnie. - Przepraszam okej? Jestem o Ciebie cholernie zazdrosny, bo Cię kocham to chyba dobrze prawda? Kurwa mogłabyś się do mnie odezwać? Już wolę jak krzyczysz niż masz milczeć. No chyba nie masz zamiaru znowu palić? Palisz już więcej ode mnie. - i tak pierdoli, pierdoli i pierdoli doprowadzając mnie do furii.
- Daj mi kurwa spokój pieprzony dupku.
- Uważaj na słowa Skarlett , bo...
- Bo co kurwa? - pytam kiedy łzy napływają do moich oczu. - Jak ty się zachowujesz? Czemu naskakujesz na mnie za kontakty z innymi ludźmi? - pytam z wykrzutem.
- Bo im nie ufam. - stwierdza stanowczo zachowując kamienny wyraz twarzy.
- Mam wrażenie, że nie ufasz mi! Nie zostawię Cię dla kogoś innego... - wykrzykuję, ale w pewnym momencie mój głos żałośnie się łamie.
- Przepraszam. Ogarnę się tylko nie płacz błagam. - prosi wyraźnie zmartwiony stanem do którego sam mnie doprowadził. Następnie zbliża się o krok i stojąc tuż przede mną próbuje złapać moją dłoń.
- Wrócę taksówką. - oznajmiam robiąc kilka kroków w tył i natychmiast się odwracam, aby nie widział momentu gdy zaczynam płakać jak dziecko. Może dzisiejsza sytuacja nie każdemu wydaję się czymś poważnym, ale ja jego zachowanie odbieram jako kompletny brak zaufania i chęć nieustannej kontroli nade mną. Nie rozumiem czemu czasem jest nam razem tak dobrze, a czasem tak chujowo. Już sama nie wiem, które z nas jest bardziej popierdolone.
***
- Co on Ci zrobił? - słyszę kiedy na korytarzu spotykam Dylan'a. Uśmiech który towarzyszy mu na codzień znika w sekundzie ustępując miejsca braterskiej trosce.
- Czy mógłbyś mnie o nic nie pytać i po prostu przytulić? - pytam wysilając się na uśmiech i powstrzymując łzy, które mimo to spływają na koszulkę chłopaka.
- Pewnie. - odpowiada dopiero po chwili, w momencie gdy już jestem w niego wtulona. - Masz gości.
- Kogo? - pytam zaskoczona, ponieważ większość moich znajomych pochodzi jednak z akademika.
Brunet nic nie odpowiada tylko wysyła mi uśmiech i oddala się w korytarzu zostawiając mnie samą. Szepcząc mi coś w stylu "weś mi od niej numer". Nie rozumiałam jego słów do momentu gdy przekroczyłam próg pokoju.
- Suprajs Mada Faka! - wykrzykuje znajdujący się na moim łóżku Luke i szybko do mnie podbiega, aby zamknąć mnie w szczelnym uścisku. Zaraz po nim robi to jego siostra.
Skąd?! Jak?! Co kurwa?!
- Co wy tu robicie? - pytam będąc w niemałym szoku, ponieważ odległość między Londynem, a Nowym Jorkiem jest dość znaczna.
- Zaraz wszystko wyjaśnimy. - oznajmia podekscytowany Luke, a następnie marszczy oczy i patrzy na moją twarz. - Czy ty płakałaś?
- Jeżeli to Harry to osobiście go zamorduje. - stwierdza Lea widocznie zaciskając zęby i pokazując pięść.
- Wszystko w porządku. - kłamię próbując wysilić się na uśmiech, który wychodzi średnio przekonywująco.
- No nie wygląda. Tak czy inaczej wychodzimy dziś w czwórkę.
- Źle się czuję. - kłamię, aby uniknąć tak wczesnej konfrontacji z Harry'm. Naprawdę nie chcę, aby to blond rodzeństwo widziało naszą głupią kłótnię.
- Źle się czujesz czy po prostu nie chcesz go widzieć? - pyta Lea na co spuszczam wzrok. Ona czyta ze mnie jak otwartej księgi. - Tak myślałam. - dodaje po chwili wzdychając.
- Dobra zbierajcie się. - oznajmia Hemmings zacierając ręce z podekscytowania. - Jedziemy mu wpierdolić!
_______________
HELLO. It's me.
Ktoś wgl zauważył, że kilka dni po dodaniu Shawn'a do obsady mojego ff okazało się, że będzie on w Polsce. Przyciągnęłam go, nie musicie dziękować i bawcie się dobrze na koncercie na KTÓRY PEWNIE KILKA Z WAS SPRZĘTNEŁO MI BILETY!!!!!!
Zero urazy :)
Rozdziały będą pojawiały się dość nieregulanie, ponieważ mam ostatnio wiele obowiązków i nauki. Czerwiec to poprawy niestety. Oczywiście nie mam zagrożeń, ale trójki i czwórki trzeba na piątki podnieść. Ah ta chora ambicja niczym Konrada z III cz. dziadów. Poza tym prawko itd.
Czekam na jakieś motywujące do pisania słowa lub cokolwiek, bo ostatnio jest naprawdę kiepsko.
Pozdrawiam xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro