Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

64.

***

- No kurwaaaa. - wyjękuję wracając do pomieszczenia i omijając bruneta, ze złością rzucam się na swoje łóżko.

- Przegiełaś. - stwierdza mój przyjaciel w momencie kiedy ja próbuję się szczelnie okryć kocem, aby po przemowie Dylan'a móc pogrążyć się w śnie i na chwilę zapomnieć o Styles'ie i jego dziecinnym zachowaniu.

- Wcale nie. Nie powinno się bezpodstawnie bić ludzi. - oznajmiam będąc usilnie przekonaną, że w tym wszystkim nie ma mojej winy. Nie byłam świadoma tego co robię, nie mogłam tego kontrolować.

- Okłamywać też nie. - stwierdza chłopak, a wówczas jego ręka wędruję do tatuażu na moim karku, ale natychmiast ją odpycham. - Poza tym...Bezpodstawnie? - pyta rozbawiony co wcale nie wywołuje uśmiechu na mojej twarzy. - Bałaś najebana, a on ci jeszcze dał jakieś zioła nieznanego pochodzenia! Gdyby nie Harry istnieje możliwość, że byłabyś zgwałcona bądź martwa! - wrzeszczy brunet chcąc dać mi do zrozumienia, że jego zdaniem mój chłopak tak naprawdę nie zrobił nic złego, a wręcz postąpił słusznie.

- Nie przesadzaj. Nic mi nie zrobił. - oznajmiam wywracając oczami na słowa przyjaciela. Przecież to była duża impreza i gdyby ten facet próbował zrobić mi coś złego, niewłaściwego to napewno ktoś zwróciłby na to uwagę bez użycia przemocy.

- Nie zrobił, bo Harry się zjawił. - stwierdza z oburzeniem, nieustannie broniąc jak lew mojego chłopaka jakby był conajmniej jego pośrednikiem.

- Mógł mnie poprostu zabrać, a nie zaczynać go napierdalać. - mówię zdając sobie sprawę, że właśnie takie zachowanie byłoby w tej sytuacji najodpowiedniejsze i napewno najdojrzalsze. Harry natomiast zachował się jak szczeniak.

- Pomyśl co ty zrobiłabyś na jego miejscu. Ten gość podał ci truciznę, od której on był uzależniony, ona go niszczyła. Miał prawo być zły. - broni go w dalszym ciągu na co wzdycham w zrezygnowaniu. Jest w jego słowach trochę prawdy, a ja może byłam za bardzo surowa względem bruneta. Tak czy inaczej działał w mojej obronie, ale naprawdę mógł to załatwić inaczej.

- Ostatnio jest jakiś dziwny. - żalę się Dylan'owi ciężko wzdychając i kładąc głowę na jego ramieniu - Myślisz, że on dalej coś bierze? - pytam niemalże szeptem, ponieważ źle się czuję z tym, że podejrzewam Harry'ego o takie coś.

- Co?! Nie! Napewno nie. Dlaczego tak uważasz? - pyta ze zdziwiniem będąc w niemałym szoku słysząc o moich obawach.

- Po prostu się martwię. Naprawdę mi na nim zależy. - wyznaję patrząc w sufit tak jakbym szukała tam sensu swojego życia, a raczej związku.

- Ufasz mu? - pyta brunet, ale spotyka się z głuchą ciszą. - Sky? Pytałem czy mu ufasz. - ponawia pytanie, a ja tym razem postanawiam spojrzeć w jego kierunku i odpowiedzieć.

- Ufam. - stwierdzam po krótkiej wewnętrznej walce. Wydaje mi się, że mimo wszystko jest to prawdą.

- Więc idź do niego i go kurwa przeproś. - poleca mi przyjaciel pomagając mi wstać i wręczając mi do ręki kurtkę.

- Tak zrobię. - oznajmiam i natychmiast rozpoczynam poszukiwania.

***

Kiedy zauważam, że samochód bruneta w dalszym ciągu znajduję się pod akademikiem moja intuicja podpowiada mi, aby skierować się na dach sąsiedniego budynku.

Nie pomyliłam się, ponieważ gdy tylko pokonałam długie, metalowe schody zauważyłam na ławcę burzę loków. Wziełam głęboki oddech i skierowałam się w jego kierunku.

- To moje miejsce. - oznajmiam z delikatnym uśmiechem chcąc jakoś rozładować te panujące między nami napięcie. Jedyną reakcją chłopaka na moje słowa było wypuszczenie dymu tytoniowego z ust, nie uraczył mnie nawet spojrzeniem. - Przepraszam okej? Przepraszam za to co powiedziałam. Wcale tak nie myślę. Po prostu byłam wściekła i skończyły mi się argumenty. - wyznaję siadając obok niego.

- Ty przepraszasz? To jakiś żart? - pyta rozbawiony wyrzucając niedopałek na twardy beton, a następnie zwraca twarz ku mojej. Też bym zapaliła, ale to chyba nie jest odpowiedni czas.

- Żaden żart. Czuję się winna, i naprawdę chcę przeprosić. - stwierdzam zgodnie z prawdą patrząc prosto w szmaragdowe oczy bruneta i układam dłoń na jego ramieniu.

- To jakaś nowość, bo zazwyczaj wina leży tylko po mojej stronie. - prycha z rozbawieniem na co jedynie wzdycham, ponieważ wiem jaka wredna, uparta i głupia potrafię być.

- Tym razem jest inaczej. Niepotrzebnie się uniosłam. Przepraszam. - powtarzam starając się nawiązać z nim dłuższy kontakt wzrokowy.

- Myślisz, że mnie przeprosisz i wszystko będzie jak wcześniej? - pyta patrząc na mnie i ze zdziwieniem unosząc brew.

- Tak. Taką mam nadzieję. - odpowiadam szczerze.

- I masz rację. Zapomnijmy o tym gównie. - oznajmia, a następnie przyciąga mnie swoim ramieniem i umieszcza w uścisku. Szczerze mówiąc jestem w szoku, że tak szybko udało nam się dogadać. - Tylko błagam Cię gdy jeszcze kiedyś taka sytuacja się powtórzy daj mi wszystko wyjaśnić i spróbuj mnie zrozumieć zanim zaczniesz mnie atakować. - poleca mi brunet, a ja z szerokim uśmiechem potakuję głową i układam ją następnie na jego umięśnionym ramieniu.

- Postaram się. - oznajmiam choć sama zdaję sobie sprawę, że ja najpierw działam, a później myślę czego właśnie konsekwencje widać.

- Dobra, skoro sobie wszystko wyjaśniliśmy to ja wracam do hotelu żeby spakować swoje rzeczy i przenieść je do domu. - mówi lekko zmęczonym i zachrypniętym głosem podnosząc się z ławki.

- Potrzebujesz pomocy? - pytam z grzeczności, ponieważ tak naprawdę jedyną rzeczą jakiej teraz pragnę jest sen.

- Poradzę sobie. - stwierdza ku mojemu zadowoleniu. - Odprowadzę Cię - mówi chwytając moją dłoń, a po chwili zbliżamy się już do mojego pokoju.

- Dziękuję. - mówię kiedy zatrzymujemy się pod drzwiami. Prawdę mówiąc nie wiem czy podziękowałam mu za wybaczenie, czy za odprowadzenia. Chyba za obie te rzeczy.

- Wpadnę jutro rano i podrzucę Cię do biura Clark'a.

- W porządku. Pa. - zgadzam się i żegnam się z nim pocałunkiem w policzek, ponieważ nie chcę nic zepsuć skoro jeszcze kilka temu nasz związek wisiał na włosku. Brunet jest nieco zdziwiony moim ostrożnym zachowaniem i postanawia sam przejąć inicjatywę.

***

- I jak poszło? - pyta z troską mój przyjaciel, w momencie gdy przekraczam tylko próg pokoju.

- Myślę, że w porządku. - mówię wypuszczając powietrzę z płuc próbując się przez to wyzbyć wszelkich negatywnych emocji.

- Cieszę się, że potraficie się dogadać. Szczególnie dlatego, że jesteś dziwną kobietą. - oznajmia brunet przez co zostaje obdarzony najwredniejszym spojrzeniem na jakie mnie stać.

- Chrzań się. - syczę w jego stronę próbując zachować powagę, a następnie wykorzystując swoją siłę rzucam w niego pierwszą rzeczą którą mam pod ręką.

- Co to? - pyta po chwili zdziwiony Dylan wskazując na papier, który mam w dłoni. Zaledwie przy głównym wejściu wręczyła mi go Elizabeth, starsza kobieta odpowiadająca za ten budynek jak i za pocztę studentów.

- List. Romantycznie prawda? Zazdrościsz? - pytam z szerokim uśmiechem pokazując przyjacielowi język, a następnie zaczynam otwierać kopertę na której znajdują się moje dane.

- Od kogo? - pyta chłopak w momencie gdy zaczynam analizować treść listu. Mój wzrok odrazu rozpoczyna poszukiwania podpisu adresata, a po chwili moje usta delikatnie się uchylają, a przerażone oczy kierują się ku górze.

- To-o Jessica....

________________

Siemka!

Zacznę od wyjaśnienia czemu rozdział pojawia się z takim opuźnieniem. Nawet nie będą wspominała o sprawdzianch, naucę czy sporcie, bo to oczywiste. Główną przyczyną jest natomiast moje lenistwo i brak weny.

Poza tym w środę mam pierwsze matury próbne i czy możliwe jest żeby były one brane z Internetu? Ktoś pisał i coś wie?

Chciałabym też życzyć Wam Wesołych Świąt!

Jak myślicie co jest w tym liście?

Pozdrawiam xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro