52.
Wróciłam bejbes!
Przeczytajcie notkę!
____________________
Kurwa. Ja naprawdę nie umiem podjąć odpowiedniej, racjonalnej decyzji.
Z jednej strony wydaje mi się, że kocham Harry'ego, ale z drugiej boję się, że przeszłość niedługo da o sobie znać i wszystko między nami ostatecznie runie.
Będąc w związku nie chcę się bać. Nie chcę myśleć o tym, że być może nam nie wyjdzie. Oboje mamy ciężkie charaktery i obawiam się, że walka o dominację byłaby naprawdę trudna.
Pragnę jedynie, abym nie musiała przejmować się tym, że brunet wróci do starych nawyków i zostawi mnie bez słowa.
Wiem dobrze, że bojąc się wykazuję względem jego brak zaufania, ale mój wewnętrzny strach jest naprawdę silny.
Mój ukochany tytoń w żadnym stopniu nie pomaga mi w podjęciu wyboru, ale przynajmniej pozwala mi zachować częściowy spokój.
Myślałam, że kiedy tu przyjdę będę wiedziała co mam zrobić, ale jednak byłam w błędzie, ponieważ jestem w kropcę, w czarnej dupie!
Mój wybór jest ryzykiem. Gdy wybiorę Harry'ego to, albo nam się ułoży i będę szczęśliwa, albo zostanę zraniona przez co załamię się psychicznie. W momencie gdy jednak go odrzucę to, albo przeboleję to i będę żyć dalej, albo stracę swoją jedyną szansę na miłość przez co będę nieszczęśliwa do końca swoich dni! I bądź tu mądry... ja tylko chcę być szczęśliwa. Czy to tak wiele?
Niech ktoś tam na górze ześle jakiś znak, coś dzięki czemu będę pewna, że dobrze wybieram!
I w tym momencie liczyłam, że objawi mi się Matka Dobrej Rady i powie co mam robić, ale niestety to się nie stało. Muszę jednak liczyć na siebie, czyli jestem we wcześniej wspomnianej czarnej dupie.
Moje serce jest rozdarte, więc zanim podejmę definitywną decyzję spytam o zdanie pewne, dość istotne dla mnie osoby. Może one naprowadzą mnie na właściwą drogę, ponieważ moi przyjaciele już wybrali swój front.
Nie chodzi tu o rodziców, ponieważ jestem pewna, że ich opinia również nie byłaby obiektywna. Są w dość bliskich stosunak z Panią Styles, więc pewnie by nam kibicowali. Gdyby oni wiedziali o wszystkim tym co było dwa lata temu... prawdopodobnie nie mogliśmy przybywać z Harry'm w jednym kraju jednocześnie.
Siadając na zimnym betonie wybieram numer do Lea'i. Co prawda jest ona najlepszą przyjaciółką Harry'ego, ale jest ona niezwykle szczera co może mi pomóc w wyborze. Wiem, że powinnam podjąć wybór sama, kierować się sercem i bla bla bla, ale to jednak zawiodło, bo w dalszym ciągu nie wiem co robić.
- Halo? - po drugiej stronie odrazu słyszę uroczy i bardzo miły głos blondynki.
- Cześć Lea. - witam się życzliwie, delikatnie uśmiechając się do siebie. Nawet jej ton głosu sprawia, że mam banana na twarzy.
- O Boże to ty Sky! - piszczy podekscytowana niedowierzając. Nie rozumiem czemu, widziałyśmy się całkiem niedawno. Najwyraźniej mój telefon nie był spodziewany.
- Tak, masz chwilę? - pytam nieśmiało, ściszonym głosem siadając w tym czasie z kolejnym papierosem na kamiennym murku.
- Mam. Czemu masz taki wystraszony głos? Harry coś ci zrobił? Pokłóciliście się? - Lea zastępuje mnie pytaniami przez co czuję się jakbym miała za momemt udzielić dość prywatnego wywiadu.
- Nie, nic z tych rzeczy. - zaprzeczam odrazu tym samym ją uspokajając.
- A więc o co chodzi? - pyta z ulgą i zaciekawieniem.
- Harry kilka dni temu postawił mi ultimatum. - stwierdzam odrazu przechodząc do najważniejszych faktów.
- A od kiedy on ma takie prawo? - pyta ze śmiechem przez co mam wrażenie, że jest ona moją bratnią duszą.
- Właśnie też się nad tym zastanawiałam. - mówię zgodnie z prawdą. - Kontynuując... jutro muszę zadeklarować czy chcę być z nim czy jednak wolę, aby wrócił do Londynu. I za cholerę nie wiem czego tak właściwie chcę. - oznajmiam jej głosem z którego wręcz wypływa niepewność i zagubienie.
- Sky, ty wiesz, że to musi być twoja decyzja, prawda? - pyta na co wywracam oczami. Ja to wiem, ale gdyby ktoś mi doradził, bądź coś uzasadnij byłabym naprawdę wdzięczna.
- Tak, jednak oczekuję od Ciebie jakiejkolwiek wskazówki. - zgadzam się z nią i jednocześnie proszę o jakąś drogocenną radę.
- No dobrze. - oznajmia ciężko wzdychając czym daje mi znak, że wygłosi dłuższą przemowę.- Mogę ci z ręką na sercu oznajmić, że Harry jest dobrym człowiekiem, kocha Cię prawdziwie i szczerze. Napewno będzie Cię wspierał i dażył zaufaniem jednak jak w każdym związku napewno nie ominą was sprzeczki i kłótnie. Jeżeli będziecie się nawzajem kochać to przetrwacie jednak jeżeli uczucie będzie płynąć wyłącznie z jednej strony to prędzej czy później wasz związek rozpadnie się szybciej niż garażowy zespół Luke'a który istniał przez 3 godziny. - oznajmia z chichotem. Luke był w zespole? Na czym on grał?! Na nerwach?! Trójkącie?! Czy może tamburynie?!
- Chcę Ci powiedzieć, że jeżeli nie zaryzykujesz to nie dowiesz się czy to Harry jest mężczyzną, który da Ci szczęście. - dodaję chcąc mi pomóc w wyborze.
- Rozumiem, ale poprostu się boję. Gdy wyjeżdżałam z Londynu dwa lata temu byłam tak zniszczona psyhicznie, że nie dość, że musiałam brać jakieś antydepresanty to każdej nocy śniła mi się scena z domu Harry'ego sprzed mojego wyjazdu. - wyznaję z trudem szczerze powstrzymując się przed płaczem. To zdecydowanie był najgorzy dzień mojego życia. Te szkło na dywanie, ta krew płynącą po moim udzie to wszystko było koszmarem, który zapamiętam na lata.
- Domyślam się, że było Ci ciężko, ponieważ to co zrobił Harry było straszne i nie zdziwię się jeżeli jednak poprosisz go, aby wyjechał. - oznajmia blondynka nie kryjąc rozczarowania i żalu do zachowania chłopaka. Jest obiektywna i o to mi chodziło, ale czy ja na siłę nie próbuję znaleźć kogoś kto powie mi wprost, że on powinien zniknąć? Bo mam wrażenie, że do tego dąże.
- Naprawdę chciałbym spróbować stworzyć z nim związek, ale jeżeli nam nie wyjdzie obawiam się, że zniszczyłoby mnie to w tym stopniu, że jedyne o czym bym myślała to śmierć. - mówię niezwykle szczerze stając na krawędzi budynku. Skok w tym momencie jest kuszącym wyjściem, jednak wizja wózka lub śmierci już niekoniecznie.
- Nie mów tak... - błaga mnie dziewczyna najwyraźniej przerażona moimi słowami.
- Lea. Ja do dziś mam koszmary i napady lęku. - wyjawiam prawdę w dalszym ciągu powstrzymując łzy.
Gdy tylko przyjechałam do nowego miasta przez około pół roku miałam problemy ze snem. Budziłam się z krzykiem, bądź ukazywało mi się coś czego nie było. W pokoju, w środku nocy widziałam Harry'ego. Czasem się uśmiechał, a czasem miał miał w ręku odłamek szkła.
- Wiesz, że się zmienił. Dezycja chcesz czy nie, należy do Ciebie. - stwierdza podsumowująco. No tak to fakt, Harry się zmienia.
- Dasz mi na moment Luke'a? - pytam chcąc znać również zdanie blondyna i poprostu się z nim przywitać.
- Pewnie. - zgadza się z radością i oddaje telefon bratu szepcząc, że to właśnie ja dzwonię.
- Cześć. - wita się ze mną z entuzjazmem.
- Hej mogłabym... - zaczynam chcąc odrazu przejść do swojego pytania.
- Posłuchaj Sky, moje rady są najlepsze. Jeszcze nikt nie żałował, że ją ode mnie zasięgnął. Rozumiesz? - pyta przez co czuję się trochę dziwnie. Mówi jak jakiś czarownik, albo co gorsza szaman. Skąd on wogóle wie, że potrzebuję rady?!
Albo to magia, albo... słyszał moją rozmowę z Lea'ą.
- Tak, a więc? - pytam chcąc usłyszeć jakieś konkretne i uzasadnione rady.
- Nazwijcie dziecko moim imieniem. - no i odpowiedział. Tylko, że nie na moje pytanie!
- O czym ty mówisz? - pytam "lekko" zdezorientowana.
- Nie o tym mówiłaś z Lea'ą? - pyta ze śmiechem.
- Nie, Luke. Nie o tym. - oznajmiam mu załamana jego dziwnym zachowaniem.
- A to sorry.
- Przepraszam za niego, jest jeszcze wczorajszy. - informuje mnie blondynka.
- Znam jego ból. Dzięki za rady, ale dalej nie wiem co robić. - stwierdzam z bólem.
- Tak czy inaczej shipujemy was. - dodaje dziewczyna chcąc najwyraźniej naszego szczęścia.
- Fajnie wiedzieć. Dobra kończę Pa.
- Pa!
No i dalej nie wiem co mam zrobić! Czemu nie dostanę jakiejś wskazówki jak Hannah Montana w momencie gdy była rozdarta między Jack'iem, a Jase'im?!
W tym momemcie najbardziej odpowiednim wyjściem z tej sytuacji byłoby rzucenie tego wszystkiego w cholerę i spontaniczne wyjechanie w Polskie Bieszczady.
***
- Co ty robisz? - pyta zdziwiona Mackenzi w momencie gdy wchodzi do pomieszczenia. Z tego co wiem to też mój pokój i mogę tu przebywać.
- Próbuję zasnąć. - oznajmiam jej wysyłając delikatny uśmiech i wtulam się w poduszkę.
- O drugiej w południe?
- Czekam aż będę wiedziała co zrobić. - oznajmiam jej na co wzdycha i siada na moim łóżku.
- Sky, musisz sama wybrać, a nie oczekiwać jakiegoś znaku z niebios. - stwierdza nagle ściągając ze mnie koc przez co w jednej sekundzie robi mi się przerażająco zimno. - Wstawiaj.
- Ja nie chcę. - oznajmiam trzymając się kurczowo łóżka i przykrywam swoje ciało poduszką.
- Idź do parku, na ławce pod dębem kiedyś znalazłam 100 dolców to szczęśliwe miejsce. Może tam zdecydujesz. - poleca mi brunetka najwyraźniej znudzona moim niezdecydowaniem.
- Mam wrażenie, że chcesz mnie wyrzucić z pokoju. Co jest grane? - pytam podejrzliwue lustrując ją wzrokiem.
- No bo tak jakby moja znajomość ze Scott'em wkroczyła na nowy poziom. - informuje mnie przez co jej policzki się lekko zaczerwieniły, a pod jej nosem pojawił się delikatny uśmiech.
- Dobra, pójdę. Ale błagam Cię Mack! - wstaję i zwracam się w stronę przyjaciółki z prośbą.
- O co? - pyta zdziwionam
- Nie róbcie tego na moim łóżku. - mówię z szerokim uśmiechem za co obrywam poduszką.
- Wal się! - wreszczy dziewczyna wybuchając śmiechem. - Nie jestem taka łatwa. - oznajmia dumnie.
- A przepraszam ile znałaś tego David'a zanim się przelizaliście? Pięć? Dziesięć minut? - pytam dobrze znając prawdę. David do chłopak z uniwersytetu w Bostonie, który przyjechał do nas na wymianę. Mackenzi wystarczyła jedna impreza, a dokładnie 4 minuty i 37 sekund, aby się jej poddał. Pijana Mack to naprawdę niezła imprezowiczka.
- Wyjdź już. - błaga zażenowana brunetka.
- W sumie to mogłabym zostać ciocią... - oznajmiam wyobrażając sobie dziecko przyjaciółki. Gdyby odziedziczyłby geny i charakter po mamusi byłby to naprawdę szalony bobas. Mogłabym z nim wychodzić na spacery, ale pieluchy nie tknę.
- Wynocha! - warczy dziewczyna pokazując mi drzwi przez które wychodzę z szerokim uśmiechem.
***
Jestem tak cholernie zdesperowana, że w moim mózgu naprawdę istniał zalążek nadziei wierzący, że kiedy umieszczę swoje cztery litery na tym kawałku drewna to będę wiedziała co robić. I co? Gówno! Nic! Absolutne zero!
Chujowa ta ławka.
Do pokoju nie zamierzam wracać, ponieważ prawdopodobnie teraz zaczyna się tam dopiero gra wstępna moich kochanych przyjaciół, więc chyba jestem skazana na te miejsce.
Siedząc na ławce i dusząc się dymem papierosowym zauważyłam, że na ławce pare metrów dalej znajduję się jakaś płacząca nastolatka. Z uwagi na to, że moje serce nie jest w całości z kamienia postanowiłam do niej podejść.
- Wszystko w porządku? - pytam siadając obok pięknej, ale zalanej łzami dziewczyny wygladajacej na około piętnaście lat.
- Nie. Nic nie jest w porządku. - szlocha głośno nie mogąc złapać oddechu. Nie byłam przygotowana na taką odpowiedz z jej strony. Myślałam, że powie, że wszystko "okej", a ja wrócę do powolnego procesu uśmiercania się tytoniem.
- Co się stało? - pytam wyjmując z kieszeni kurtki chusteczkę i podaję blondyncę.
- On mnie zostawił. - oznajmia łamiącym się głosem i przytula się do mnie. Narusza moją przestrzeń osobistą...dziwne to, ale rozumiem, że cierpi.
- Kto? - pytam z ciekawości, bo w jej wieku to reaguję się tak na odejście choćby kotka.
- Mój chłopak, Harry. - stwierdza przez co przez moment przez moje ciało przepływa dreszcz.
Kurwa Sky! Nie jeden Harry jest na tym świecie. Ogarnij się! Ale czy to nie dowód na to, że wierność najwyraźniej jest zbyt trudna?
- Jaki kurwa Harry? - pytam żeby mieć pewność, że nie chodzi o mojego bruneta, ale z tego co wiem nie krecą go gimnazjalistki.
- Mój! Blondyn, niebieskie oczy, średni wzrost. - oznajmia czym zdecydowanie mnie uspokaja. - Znaczy był mój...
Nie chcę nic mówiąc, ale ja w jej wieku wylewałam łzy nie z powodu chłopaka, a wyrwanej ręki mojej plastikowej Barbie.
- Chcesz o tym pogadać? - pytam mając jednak nadzieję, że dziewczyna odmówi. Nie jestem zbyt dobrym psychologiem, nie mam doświadczenia w związkach, więc moja wiedza na ich temat jest znikoma.
- Byliśmy tacy szczęśliwi, on tak poprostu z dnia na dzień znalazł inną. - opowiada blondynka napełniając tym samym moje ciało kolejnymi wątpliwościami co do wierności facetów.
Skąd mogę mieć pewność, że Harry nie znajdzie innej? Lepszej?
- Dupek. - warczę wyobrażając sobie co bym zrobiła gdyby to mój chłopak rzucił mnie dla innej. Pewnie myślałabym jak odebrać sobie życie w najmniej bolesny sposób.
- Mało powiedziane. - stwierdza ocierając swoje łzy.
- Nie płacz. On nie jest wart twoich łez. - oznajmiam będąc pewna, że chłopak tej dziewczyny to jakiś pieprzony dzieciak myślący, że jest jakimś pieprzonym playboy'em.
- Ale ja go kocham! - krzyczy głośno dziewczyna zwracając uwagę kilku osób z mojego akademika. Co ja poradzę, że trafił mi się ciężki przypadek złamanego serca?
Na miejscu tej dziewczyny udałabym się, aby ewentualnie popłakać pod uniwersytetem w którym wykładana jest psychologia... a nie dziennikarstwo.
- Posłuchaj... poznasz jeszcze wielu facetów i napewno któryś z nich sprawi, że zapomnisz o tym dupku który jeszcze pożałuje swojej decyzji. - zapewniam ją chcąc dodać jej trochę otuchy.
- Dziękuję. - mówi dziewczyna mocno mnie przytulając.
Wystarczy tych czułości....
- Nie ma za co. - mówię wysyłając jej szczery uśmiech.
- A ty masz chłopaka? - pyta mnie zaciekawiona na co wywracam oczami. Czy każda dziewczyna po dwudziestce musi mieć chłopaka? Nie! Szczerze to wizja bycia starą panną mnie nie przeraża. Po co komu facet jak można mieć kota? Ewentualnie psa.
A może już czas kupić psa...
- Nie mam i nie miałam. - oznajmiam na co widzę jak dziewczyna próbuje powstrzymać śmiech. Nie jest to zbyt miłe z jej strony, ale zdąrzyłam już zauważyć, że część ówczesnej młodzieży w wieku tej dziewczyny co miesiąc jest w "poważnym związku na całe życie"
- Przypał trochę. - stwierdza zabierając plecak z ławki. Nie wkurwiaj mnie dziewczynko....
- Wracaj do domu. - proszę ją lekko zirytowana jej reakcją na mój status "związku".
Ah ta dzisiejsza młodzież.
Z bardzo kochliwa.
***
- Już wiem. - oznajmiam wchodząc do swojego pokoju po tych kilku godzinach nieobecności.
- No nareszcie! Pamiętaj Sky, razem z Dylan'em szczerze wam kibicujemy! - piszczy podekscytowana brunetka rzucając się na mnie z szerokim uśmiechem.
- Mack... - zwracam się w jej stronę tonem kompletnie pozbawionym emocji.
- Skarlett ma chłopaka! Skarlett ma chłopaka! - śpiewa radośnie dziewczyna wykonując chaotyczne skoki radości w międzyczasie szukając w telefonie numeru do Dylan'a, aby podzielić się dobra nowiną.
- Nie Mack. Nie zamierzam cierpieć drugi raz.
_____________________
Witajcie ponownie moi Rebelomaniacy <3
Tym zaskakującym jak ciąża w gimnazjum akcentem pragnę zakończyć dzisiejszy rozdział.
Ogromnie się cieszę, że jesteście tu, ze mną po mojej dwu miesięcznej przerwie! W tym momencie pragnę wam przekazać wirtualny medal cierpliwości. Gratulacje!
Drugie gratulacje dla mnie, bo chyba pierwszy raz w ciągu całej serii Rebel rozdział ma ponad 2400 słów! Co z tego, że notatka pod rozdziałem jest prawie tak samo długa jak rozdział xd
A więc powiem szczerze, że wena nie wróciła, ale ja z całych sił postaram się wyskrobać dla was ten jeden rozdział na tydzień bądź dwa. Wiem, że to nie wiele, ale heloł szkoła nadchodzi, a moje oceny muszą być perfekto.
Serdecznie pozdrawiam team których denerwuję moje "zgodnie z prawdą".
Powiem zgodnie z prawdą, że rzeczywiście nadużywam stwierdzenia "zgodnie z prawdą", ponieważ, zgodnie z prawdą mam wąski zakres słownictwa.
:)
Jak tam wasze wakacje? Moje były chyba najbardziej chujowymi w życiu! Mineły szybko i moje postanowienia poszły się pierdolić! Ale co tam! Spróbuję za rok!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro