38.
***
Po wyjeździe Harry'ego wróciłam do swojej szarej rzeczywistości, czyli ciągłej nauki i pracy w kawiarnii. Resztę mojego czasu poświęcałam przyjaciołom, z którymi wychodziłam po codziennych wykładach.
Muszę przyznać, że przez te kilka dni od wyjazdu bruneta uświadomiłam sobie, że naprawdę mi go brakuję. Nie wierzę, że boli mnie nawet ten fakt, że nie zadzwonił do mnie po skończonej rozprawie. Przypuszczam, że przejrzał na oczy i uświadomił sobie, że nie jestem dla niego odpowiednia.
Mimo wszystko to on wprowadził silne emocje do mojego życia i nadał mu barw. Teraz gdy go nie ma obok odczuwam pewnego rodzaju pustkę, co według mnie nie jest niczym dobrym. To jedynie bardzo dziwne uczucie, przepełnione pewną ilością niepewności.
Nie mogę się w nim ponownie zakochać. Dwa lata temu popełniłam ten błąd i uległam jego urokowi. To nie może się już powtórzyć.
Mimo, że mineło tyle czasu, wiele się zdarzyło, ja dalej nie mam pewności czy moje uczucie naprawdę wygasało do końca. Boję się dać mu szansę, ponieważ to wszystko może się skończyć tak jak za pierwszym razem.
Pozatym cholernie przeraża mnie wizja tego, że on może udawać swoje uczucia względem mnie. Nie jestem w stu procentach pewna czy on przypadkiem nie bawi się w grę, którą sama wymyśliłam. Na jego miejscu ja napewno chciałabym się odegrać, ale nie latałabym za nim na drugi koniec świata!
- Co tam u Ciebie Sky? - słyszę znajomy głos przyjaciółki, która jak na moje oko jest "lekko" pijana. Mack podchodzi do mnie wolnym krokiem i intensywnym wzrokiem zaczyna obserwować wszystkie rzeczy, które są porozrzucane wokół mnie.
- Uczę się, jak widzisz - odpowiadam, podnosząc jeden z podręczników, który znajduje się na łóżku. Nie mam za cholerę ochoty uczyć się tego materiału, ale zbliżają się egzaminy. Muszę dawać z siebie wszystko, aby uzyskać staż w wydawnictwie CLARK, na którym mi tal bardzo zależy.
Kątem oka spoglądam na Mack, która zaczyna dość mocno naruszać moją przestrzeń osobistą, grzebiąc w mojej szafie i niszcząc panujący tam porządek.
- Jest piątek! - krzyczy podekscytowana dziewczyna. - Na dole jest impreza, masz zamiar siedzieć tu z książkami? - pyta brunetka nie dowierzając w moje zachowanie.
- Dokładnie tak. - odpowiadam z uśmiechem i zasłaniam swoją twarz podręcznikiem. - Ejj... - warczę, kiedy czuję, jak książka zostaje mi brutalnie wyrwana z rąk i rzucona w róg pomieszczenia. A to suka.
- Przebieraj się i idziemy - mówi zadowolona z siebie, a następnie szeroko się uśmiecha. Wywracam jedynie oczami, na całą tę sytuację, ponieważ i tak wiem, że nie wygram starcia z Mack.
- Nie chcę mi się - oznajmiam zgodnie z prawdą, leniwie podnosząc się z łóżka.
- Za moment masz być na dole. - zaznacza stanowczo, a następnie znika za drzwiami naszego przytulnego pokoju. Nie postaje mi więc nic innego niż pójście na tą imprezę.
***
- Cześć - krzyczę w stronę mojego przyjaciela, opierającego się właśnie o blat baru. Mimo, że jego uwaga jest skupina na kolorowym drinku zauważa moją obecność i szeroko się uśmiecha.
- Hej mała. - Dylan przekrzykuje muzykę, nachylając w moją stronę, a ja wybucham śmiechem.
- To miał być podryw? — pytam z kpiną nieustannie chichocząc, a odwracając się w stronę mojego przyjaciela zauważam, że równie intensywnie mi się przygląda...czy tu już wszyscy są do kurwy nędzy pijani? Co im tak dziś odjebało?!
— Działa? — szepcze do mojego ucha, przez co odczuwam na szyji ciepły i bardzo przyjemny oddech wydobywający się z jego ust.
— Na mnie nie specjalnie. — mówię ze śmiechem i patrzę w skupieniu, jak chłopak opróżnia zawartość naczynia.
— Chcesz? — pyta, w momencie gdy zauważa, że mój wzrok spoczywa na pustej szklance.
—Miałam nie pić.... — stwierdzam krótko, myśląc o zbliżającym się zaliczeniu i stanie, w którym mogłabym się jutro znajdować po wypiciu alkoholu. Nie wiem czy odpowiada mi kac i brak chęci do życia, więc jedynie lekko wzruszam ramionami.
- Tylko jednego. - stwierdza Dylan podając mi do rąk naczynie z kolorową cieczą. Waham się przed wzięciem pierwszego łyku, więc zamykam oczy i duszkiem wlewam piekącą ciecz do ust. Raz się żyje.
Nie wszystko poszło jednak po mojej myśli, ponieważ nasza wspólna libacja nie zakończyła się na jednym drinku, ale na jedynastym.
***
Około godziny drugiej w nocy impreza naprawdę nabrała tępa. Wiekszość zdecydowanie nie była trzeźwa, ale to ta część bawiła się najlepiej.
- Chodź zatańczyć. - proponuje brunet, odkładając na blat kolejne opróżnione naczynie i chwyta moją dłoń, prowadząc mnie w stronę parkietu.
Przez znajdujące się w nas promile nie znaliśmy żadnych ograniczeń. Nasze ruchy były bardzo pewne i zdecydowane, a nasz intensywny kontakt wzrokowy doprowadzał mnie do obłędu.
- Pocałujesz mnie wkońcu? - pytam z delikatnym uśmiechem, nie mogą już znieść tego oczekiwania. Zaledwie chwilę później jego miękkie usta odnajdują moje.
Nasze języki toczyły walkę, a w pewnym momencie nasze ciała również zaczeły się ocierać między sobą. Nie byliśmy świadomi tego co robimy, skupiliśmy się jedynie na czerpaniu przyjemności.
- Chodźmy do Ciebie. - zaproponował Dylan, jadąc językiem po mojej wrażliwej skórze jednocześnie ściskając mój lewy pośladek.
___________________
Heejka :*
Ja przepraszam, że przerywam w takim momencie.
Mam trochę weny i mogłabym dodać w weekend jeszcze jeden, ale mam do napisania wypracowanie na poniedziałek i wykurwiście trudny dział z biologii do ogarnięcia, więc nie dam rady.
Pozdrawiam xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro