35.
***
- Wyrzuć już te cholerstwo i chodź. - prosi mnie brunetka widocznie obrzydzona moją używką.
- Już idę moment. - mówię ostatni raz się zaciągając.
- Wejdź pierwsza, zostawiłam coś w samochodzie. - oznajmia dziewczyna delikatnie się do mnie uśmiechając.
Mimo, że jej zachowanie było nieco dziwne i podejrzane udałam się do odpowiednich drzwi. Kiedy jednak dostałam się do środka kompletnie mnie zamurowało.
- Niespodzianka! - krzyknęła grupka ludzi znajdującą się w moim pokoju. Było to zaledwie kilka osób, a pośród nich stał szeroko uśmiechnięty Dylan, który właśnie wystrzelił w górę kolorowe konfetti. On jest cudowny, ale kto do chuja to posprząta?
- Co tu się dzieję? - pytam pozytywnie zdziwiona podchodząc do swoich dobrych znajomych.
- Chcieliśmy Cię odpowiednio przywitać. - stwierdza nie kto inny jak Dylan, a następnie staje na przeciwko mnie. - Witaj w domu Sky. - mówi nieco ciszej i zamyka mnie w szczelnym uścisku. W tym momencie wyraźnie czuję bicie jego serca i stwierdzam, że jest kurewsko szybkie.
- Kochani jesteście, tak bardzo teskniłam. - oznajmiam zgodnie z prawdą przytulając się do pozostałych. Nie są mi tak bliscy jak Dylan czy Mack, ale są dla mnie również bardzo istotni.
- Napijemy się? - pyta moja przyjaciółka, która właśnie wróciła z szampanem w ręku i szerokim uśmiechem na twarzy.
***
- Dylan... - wyjękuję zmęczona wchodząc do pokoju mojego przyjaciela. Zważając na mój stan alkoholowy dostanie się tutaj było wyzwaniem.
- Co znowu Sky? - pyta zaspany podnosząc się lekko z łóżka.
- Mogę z tobą spać? - pytam podchodząc bliżej. - Debby kompletnie się zlała i zajęła moje łóżko. - oznajmiam zgodnie z prawdą.
- Pewnie, wskakuj. - zgadza się brunet robiąc mi sporo miejsca obok siebie.
- Teskniłam. - stwierdzam kiedy dłonie chłopaka obejmują moją talię.
- Ja też, nawet bardzo. - mówi na co odwracam się do niego twarzą i posyłam delikatny i uroczy uśmiech.
- Piłeś? - pytam podnosząc brew.
- Trochę, a Ty? - odpowiada patrząc na mnie swoimi pięknymi oczętami.
- Trochę bardzo. - stwierdzam chicocząc jak psychopatka.
- Czyli jutro nie będziesz pamiętać jeżeli Cię teraz pocałuje? - pyta Dylan uśmiechając się do mnie jednoznacznie.
- Możesz to sprawdzić. - szepczę na co brunet postanawia złączyć nasze wargi.
***
- Skarlett! Obudź się wreszcie! - krzyczy Mackenzi rzucając we mnie poduszką.
- Jeszcze kilka minut. - oznajmiam szczelnie przykrywając się kołdrą. Czuję się fatalnie! Boli mnie głowa, jest mi przeraźliwie zimno i żeby tego było mało to nie wiele pamiętam z wczorajszego dnia.
- Twoja mama do mnie dzwoniła. - mówi brunetka zabierając mi kołdrę.
- Moja mama?! - pytam zaskoczona.
- Tak, powiedziała żebyś odebrała od niej telefon to podobno ważne.- informuję mnie przyjaciółka.
Od razu chwyciłam po swój nowy telefon, aby oddzwonić do rodzicielki.
- Cholera rozładował się. - syczę wściekła chwytając za ładowarkę. Po kilku chwilach udaję mi się uruchomić telefon.
12 nieodebranych połączeń od Mama.
Jasna cholera...
Czemu dzwoniła do mnie tyle razy?! Coś się stało, albo mama martwiła się o mnie, ponieważ nie odezwałam się do niej po wylądowaniu. Tak, to napewno to.
Bez zbędnych przemyśleń postanowiłam oddzwonić.
- Cześć, dzwoniłaś? - pytam głupio, ponieważ dobrze wiem, że dzwoniła...12 razy!
- Tak, tak. Kotku kiedy ostatnio rozmawiałaś z Harry'm? - pyta przez co marszczę nos nieco zdziwiona. Czemu ona pyta mnie o Styles'a?
- Wczoraj na lotnisku. - oznajmiam zgodnie z prawdą choć nie chcę do niej wracać. - Czemu pytasz?
- Ponieważ od tamtej pory nie wrócił. - stwierdza ze zdenerwowanie moja rodzicielka. Jej słowa zrozumiałam dopiero po upływie kilku sekund i mogę przysiądz, że moje serce się na moment zatrzymało.
- Jak to nie wrócił? - pytam nadal będąc w ogromnym szoku.
- Wszyscy go szukamy, ale zapadł się pod się pod ziemię. - mówi że zmartwieniem moja mama.
- Chyba nie mogę pomóc. - mówię nieco zdenerwowana, ponieważ boję się, że to ja mogę być powodem ucieczki Harry'ego. Mogłam być cicho i nic mu nie mówić, a ja głupia jeszcze go pocałowałam! Gdzie jest mój mózg?!
- Jutro jego rodzice się rozwodzą, on miał być w sądzie. - oznajmia wzdychając. - Może dlatego uciekł?
Nie chciał brać w tym udziału. - mówi zastanawiając się nad powodem zniknięcia chłopaka.
A co jeśli sobie coś zrobił przez to co mu powiedziałam? Co jeśli coś mu się stało?! Nie umiałabym sobie tego wybaczyć.
- Być może. - przytakuję nerwowo na jej przypuszczenia.
- Kochanie, a czy ty...
- Naprawdę nie wiem gdzie jest! - krzyczę w momencie gdy powoli zaczynam się czuć oskarżana. Chyba wpadam w paranoje.
- Rozumiem kotku. Nie denerwuj się. - prosi moja mama, a ja po kilku głębokich oddechach czuję się nieco lepiej.
- Muszę kończyć. - mówię i zanim cokolwiek powie kończę połączenie.
Od razu po rozmowie z matką nie zastanawiając się, ani chwili postanowiłam zadzwonić do Harry'ego.
Pierwszy sygnał....
Drugi sygnał...
Trzeci...
A później słyszałam jedynie głos sekretarki twierdzacej, że abonent jest czasowo niedostępny.
Po kilku nieudanych próbach zaczęłam być naprawdę przerażona. Nie miałam pojęcia co mogłabym zrobić. Na szczęście został mi zesłany z niebios pomysł w postaci połączenia od Luke.
- Znaleźliście go? - pytam od razu odbierając i nie owijając w bawełnę.
- Czyli już wiesz. - wzdycha blondyn.
- Pytaliście w pracy?
- Szukaliśmy go absolutnie wszędzie, już nie wiemy co jeszcze możemy zrobić. - oznajmia załamany chłopak.
- Gdzieś napewno musi być. - stwierdzam patrząc w sufit.
- Masz jakiś pomysł gdzie możemy go znaleźć? - pyta mając nadzieję, że mogę im pomóc.
- Ni...w sumie jest jedno takie miejsce. - na początku chcę zaprzeczyć, ale przypomina mi się pewno miejsce, które według mnie wiele znaczyło dla bruneta.
Jeżeli nie będzie go tam, to naprawdę nie mam więcej pomysłów..po prostu wrócę i znajdę go sama.
_____________
Cześć miśki!
Kto pierwszy zgadnie co to było za miejsce i co się w nim stało dostanie dedykację w następnym rozdziale.
Rozdział taki jak zwykle czyli fatalny! Niby się staram, ale nie wychodzi to najlepiej. Mimo wszystko mam nadzieję, że przyjmujecie to w takiej postaci.
Pozderki xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro