Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17.

- Nie może Pan z nami jechać. - oznajmia ratownik pogotowia zamykając drzwi karetki centralnie przed blondynem.

- To mój przyjaciel! - krzyczy wściekły chłopak szarpiąc drzwi pojazdu niczym psychopata. Jeżeli się nie uspokoi to Ci panowie tu wrócą...i założą mu cholerny kaftan bezpieczeństwa.

- Luke uspokój się...pojedziesz swoim samochodem. - pocieszkam go jak mogę zapominając o jedym bardzo istotnym fakcie.

- Przecież piłem do cholery! - wykrzykuję gdy karetka z brunetem odjeżdża na sygnale. Właśnie ten fakt wyleciał mi z głowy...Luke dziś naprawdę przesadził z alkoholem.

Kiedy chłopak nerwowo krążył po chodniku wyrywając sobie włosy obserwowałam tłum wokół i muszę przyznać, że ludzka obojętność jest naprawdę straszna. Całe te chore wydarzenie nie przejeło nikogo z tu obecnych, każdy się bawi w najlepsze nie zważając, że organizator ich imprezy jest już jedną nogą w grobie. Smutne...trochę.

- Zawiozę Cię. - proponuję, przez co blondyn wręcz wpada w moje ramiona dziękując mi. Rzeczywiście mam dobre serce.

- Pomożesz mi spakować kilka jego rzeczy? - pyta chłopak z nadzieją w oczach. Nie dość, że mam być jego szoferem to jeszcze mam pomóc mu w pakowaniu?!

- Jasne. - zgadzam się niechętnie, ale mimo to kieruję się na górę za roztrzęsionym blondynem. Trzeba wkońcu nauczyć się odmawiać i być asertywną. Jeżeli będę w dalszym ciągu przystawać na każdą propozycję to długo dziewicą nie pobędę.

O czym ja do cholery gadam?!

Zmieniając temat to Harry mimo wszystko jest przyjacielem Luke, więc to, że blondyn się martwi jest jak najbardziej naturalne. No i tam dawno temu się z Lukiem "lubiłam" to pomoc chyba jest wskazana.

- Weś z łazienki szczoteczkę, pastę i inne pierdoły. Ja pójdę spakować mu ciuchy. - prosi mnie blondyn wbiegając do pokoju bruneta. Muszę przyznać, że panikuje jakby miał conajmniej rozwolnienie czyt. sraczkę.

Jak Luke prosił tak zrobiłam. Weszłam do tej łazienki i spakowałam to o co mnie prosił. Wzięłam jeszcze jakiś ręcznik i inne pierdółki, które mogą się przydać Stylesowi.

W pewnym momencie mój ciekawski wzrok powędrował na plecak. Czarny, firmowy, bardzo ładny. Wziełam go z zamiarem otworzenia, ale doszło do mnie, że to nie moja własność i nie powinnam...

Pierdole. Otwieram.

- Sky chodź! - krzyczy blondyn w momencie gdy łapie za zamek. No nawet zobaczyć nie da!

- Idę. - zawiadamiam go i biorąc to co potrzebne oraz ten plecak z tajemniczą zawartością.

Pożyczę go.

***

- Szybciej! - krzyczy w moją stronę blondyn. Naprawdę jest nie do zniesienia!

- Zaraz Cię wysadzę i będziesz szedł za samochodem. - mówię mocno poirytowana jego zachowaniem.

- To mój samochód. - oświadcza mi z uśmiechem.

- Ale to kierowca ma władzę. - oznajmiam zatrzymując się na światłach.

- To moja wina. Mogłem go lepiej pilnować. - stwierdza nagle blondyn odchylając głowę do tyłu.

- Nie twoja wina, że Harry jest ćpunem. - oznajmiam z szerokim uśmiechem na ustach.

- Coś ty kurwa powiedziała? - naskakuję na mnie chłopak. Prawda w oczy kole?

- Przepraszam, rzeczywiście lepiej brzmi narkoman. - mówię nie przejmując się jego chwilowym uniesieniem.

- Dla swojego dobra się nie odzywaj. - ostrzega mnie na co jedynie reaguję śmiechem...Luke Pan Groźny Hemmings?

- Jak wolisz. - mruczę pod nosem skupiając się na drodzę.

- Myślisz, że z tego wyjdzie? - pyta po minutowej ciszy. Już mu przeszedł foch? - Sky..

- Miałam się nie odzywać. - oznajmiam mu nie odkrywając wzroku od jezdni. Foch forever tra więcej niż 60 sekund.

- Zmieniłem zdanie. Pogadaj ze mną. - błaga niespokojnie.

- Nie wiem Luke. - mówię zgodzie z prawdą. - Nie jestem jakimś ekspertem w dziedzinie naromani i przedawkowań.

- Nie pocieszyłaś mnie. - oznajmia mi smutno opierając głowę o szybę.

- Nie zamierzałam. - mówię z neutralnym wyrazem twarzy.

Później żadne z nas nie wypowiada, ani słowa. Ja skupiam się na drodzę, a Luke niespokojnie próbuje usiedzieć w miejscu. Nie idzie mu to najlepiej, bo kręci się jak dziecko z jakimś ultra mocnym ADHD.

- To wszystko przez jego ojca. - oznajmia nagle blondyn przerywając niezreczną ciszę i szarpiąc swoją blond grzywę. Okej, a czemu mi to mówi?

- Już jesteśmy. - oznajmiam zatrzymując się pod budynkiem szpitala, a na moje słowa Luke niczym strzała opuszcza auto zapominając rzeczy dla Harrego, które ja będę musiała teraz zanieść...super!

Pójdę tam, ale jeżeli brunet dostanie zawału i ataku paniki jak mnie zobaczy, bądź usłyszy to za to odpowiadać nie będę!

__________________

Cześć i czołem!

Nie chcę mi się pisać tego zdania i wgl tego pod kreską, ale puste brzydko wygląda, więc piszę o tym, że nie chcę mi się tego pisać.

I już jest elegancko!

Więc...

Pozdrawiam
xxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro