▲▼ ROZDZIAŁ 18 ▼▲
△▽ APRIL ▽△
-Dobrze. A więc - westchnął - jesteś wolny. Idź i nie zawracaj mi więcej głowy. - Coś jeszcze szepnął do jakiegoś mężczyzny stojącego obok.
Rzuciłam się Billowi na szyję, przewracając go. Miałam łzy w oczach, teraz już na pewno wszystko wróci do normy.
-Wracajmy do domu - powiedziałam ocierając łzy.
△▽ DIPPER ▽△
Mogłem to zrobić, powiedzieć, że wcale nic takiego nie miało miejsca. Ale wtedy April by mnie znienawidziła, a tego nie chcę.
Siedziałem na dachu Chaty, rzucając szyszkami w totem.
-Masz bardzo interesujące zajęcie - zaśmiałem się cicho pod nosem, słysząc to.
Stanęła obok mnie i wzięła jedną z szypułek do ręki.
-Spróbuj tracić w totem -wskazałem stając za nią. Rzuciła, ale nie trafiła.
-Nie jestem w tym zbyt dobra - uśmiechnęła się.
-Kiedyś ci się uda.
Odwróciła się do mnie z lekko spuszczoną głową.
-Dziękuję, że stanąłeś po naszej stronie.
-Zrobiłem to tylko dla ciebie.
-Wiem. Ale i tak dziękuję.
-Jasne - usmiechnąłem się. Już miałem zamiar znów ją pocałować, ale Stanek nam przerwał wołając nas na dół.
-Co się stało? - Zapytałem.
-Organizujemy imprezę! - Wypaliła moja siostra.
-Co? A po co, i niby z jakiej okazji?
-No wiesz, Bill jest wolny, wszystko wróciło do normy, więc czemu by nie.
Świetnie. Jasne, zróbmy imprezę na cześć nieobliczalnego demona, który o mało nas nie unicestwił. No wręcz zajebisty pomysł.
-Kto na to wpadł? - Spojrzałem na nią.
-Ja z Willem - odparła wesoło, wtulając się w niego.
Westchnąłem. Najwidoczniej się z tego nie wywinę.
△▽ BILL ▽△
Nie podoba mi się to, że April spędza tyle czasu z Dipperem. Gdy ich razem widzę, czuję dziwną złość, bardzo silną złość. Czy ja jestem zazdrosny?
Poczułem jak ktoś przytula się do mnie.
-April?
-Miałam ochotę się do ciebie przytulić.
Uśmiechnąłem się i objąłem ją, tuląc mocniej do siebie. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę. W końcu wziąłem ją na ręce i wyniosłem na zewnątrz.
-Co ty robisz? - Zaśmiała się.
-Nic - odparłem zadowolony z siebie. - Porywam cię.
-A gdzie?
-Jak najdalej - postawiłem dziewczynę na ziemi, po czym wziąłem na barana.
Za miejsce docelowe uznałem most łączący dwa klify.
Miałem głowę położoną na jej kolanach, a ona bawiła się moimi włosami. Jedliśmy lody czekoladowe podziwiając rozciągający się pod nami widok na miasteczko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro