Rozdział numer sześć
Dzisiaj wszystko musiało być idealnie. Nie było opcji, żeby coś nie wyszło z punktu nauki, jak i zwykłego rozumowania. Wyjątkowo przespałam całą noc bez przebudzenia, a gdy usłyszałam budzik byłam szczęśliwsza niż zazwyczaj. Jak zwykle zeszłam na śniadanie. Dzisiaj była kolej Dippera na przyrządzanie posiłku, więc jak można było się spodziewać na talerzach czekały już dwie porcje tostów z dżemem i owsianka. Dipper robił najlepszą owsiankę na świecie, więc ani ja, ani Mabel nie protestowałyśmy, nawet jeśli danie to powtarzało się parę razy pod rząd. Za każdym razem dodawał do niej coś innego - suszone maliny, jagody, rodzynki, kawałki czekolady czarnej lub białej, orzechy i wiele więcej pysznych rzeczy. Po zjedzeniu wszyscy udaliśmy się do pokoju na poranne nic nierobienie. Trudno to było tak nazwać, bo każde z nas było czymś zajęte: Dipper czytał coś bliżej nieokreślonego, czyli jedną z książek znalezionych w Chacie; Mabel bawiła się z Naboki; ja dokańczałam mój mini poradnik "co zrobić, jeśli na balu będzie fajny chłopak i będziesz chciała go poderwać, ale nie będziesz wystarczająco pewna siebie, żeby samemu coś wymyślić". Stwierdziłam, że może się przydać, zwłaszcza że miałam zamiar kogoś poderwać. Szczerze mówiąc są małe szanse, że w ogóle ktoś fajny się tam zjawi i jeszcze mniejsze, że dam radę do niego podejść, ale... przezorny zawsze ubezpieczony, czy coś w ten deseń.
- Nie. - Usłyszałam głos siostry przy uchu. - Co ja ci mówiłam na temat planów na podryw? - Zrobiła kilka sekund przerwy, żebym się namyśliła, a potem i tak sama mi odpowiedziała. - Że one nie działają. Słuchaj, jest tak, że musisz być pewna siebie, ale wciąż być sobą.
- Ale jak? - Spuściłam wzrok na plan i go odrzuciłam. - Kiedy chłopak zaczyna coś do mnie mówić zaczynam być jak jakiś martwy dorsz. - Nienawidzę siebie za porównania, które wymyślam. - Jąkam się, zacinam i mówię straszne głupoty.
- Nie martw się Dipper raz próbował poderwać dziewczynę i powiedział jej, że jest nieśmieszna i mało mądra. - Gdy chłopak to usłyszał podniósł głowę znad książki.
- Ej! To nie było tak, tylko... - Uśmiech Mabel pokazał, że nie ma sensu się o to kłócić, bo ona wygra tę sprawę, więc brat pogrążył się z powrotem w lekturze. - I tak nie chce mi się teraz zakochiwać. Mam trzynaście lat, mam na to czas. - Rzucił bez emocji.
- Ja bym tam może jednak kogoś pokochała.
- I tak trzymaj. - Mabel przybiła mi piątkę. Mistrzyni podrywu i swatania na pewno pomoże mi zdobyć jakiegoś fajnego chłopaka, więc w sumie nie muszę się o to już martwić. Kolejny haczyk na mojej liście. Tak, mam też listę na cały ten dzień. Takie najważniejsze punkty dnia w stylu fryzura, strój, chłopak, śniadanie i inne bzdety.
- Dipper? - Doszły nas krzyki jakiejś dziewczyny. Trudno było stwierdzić, czy potrzebowała pomocy, czy tylko chciała zwrócić na siebie uwagę. Wybiegliśmy z pokoju: Dipper, ja a kawałek za nami Mabel, która musiała coś dokończyć. Zbiegłam za chłopakiem ze schodów i ujrzałam blondynkę w drogiej sukience.
- Pacyfika? Co ty tu... - Mabel z pośpiechu potknęła się na schodach i wpadła na nas przez co sturlaliśmy się z ostatnich dwóch stopni. Kiedy już przestaliśmy się śmiać spojrzeliśmy wszyscy na niezadowoloną dziewczynę. - No więc jak próbowałem zapytać, zanim zostałem brutalnie zrzucony: co ty tutaj robisz?
- Jest bal, co nie? - Cała się zarumieniła. - Chcesz ze mną iść? - Dipper nie lubił Pacyfiki. Zyskała w jego oczach ostatnimi oczami, ale nadal za nią nie przepadał. Zmarszczył brwi.
- Nie. - Odwrócił się i wszedł do pokoju. - Nie-e! - Krzyknął jeszcze raz, na wszelki wypadek, jeśli ktoś go nie dosłyszał.
- Słyszałaś? Pa. Papapapa, no już, nie ma cię tu. - Mabel nie dała za wygraną. Też nie lubiła tej dziewczyny. - Prosimy panią o opuszczenie lokalu.
- Ale czemu on nawet nie chce ze mną pogadać? - Widziałam jak walczyła ze swoimi emocjami, rozpłakać się, czy zdenerwować? - Ja..
- Ugh. Dziewczyno, zrozum, on nie jest zainteresowany tą propozycją. - Mabel wreszcie wypchnęła blondynkę za drzwi i zamykając je krzyknęła. - Do nie zobaczenia!
***
Minęła jakaś godzina, a ja postanowiłam zapytać Dippera czemu był dla niej tak oschły.
- Bo tak. Nie chce mi się z nią gadać i tyle.
- I tyle?
- Tak. - Przytaknął i nie chcąc dłużej mnie słuchać wszedł do łazienki.
- Jak chcesz, ale ja wiem, że coś ukrywasz! - Tak szczerze nie wiedziałam, czy to po prostu jest zmęczony. Może to i to?
- Weź ty się zajmij lepiej przygotowaniami, bo masz tylko godzinę! - Krzyknął poirytowany, żeby mnie czymś zająć. - Nie chcę iść na imprezę z dziewczyną, która wygląda jak Yeti.
- Ha, ha. Ale śmieszne! - Odpowiedziałam nieco ciszej idąc po strój. - Mabel!? Pomożesz mi? - Sukienka miała czarny gorset na grubych ramiączkach, potem czarny przechodził w granat i fiolet, a potem były już praktycznie wszystkie kolory naraz: czerwony, fiolet, niebieski, róż, pomarańcz, zieleń i wiele innych. Pod koniec wszystkie kolory się rozjaśniały aż doszły do białego. To skutek szaleństwa z Mabel, stwierdziłyśmy, że nie da się zdecydować, który kolor będzie najlepszy. Moja suknia miała dość klasyczny kształt; lejący się materiał dotykał ziemi, a nieco bardziej sztywny tworzył kwadratową "górę" stroju*. Kreacja Mabel miałą bardziej stonowane barwy, ale za to fikuśny kształt. Kształt ten był nie do opisania. Raz materiał się zawijał, raz był zupełnie prosty; raz lał się w dół, a miejscami był sztywny. Żaden ludzki umysł nie ogarnie tego co się tam działo, nawet sama Mabel nie była pewna, czy jej strój przypadkiem nie przeczy prawom fizyki.
Jeśli chodzi o fryzury postawiłyśmy na koki. Koki jak reszta naszych stylizacji były poplątane i kolorowe. Dosłownie. Z pasemkami oplatającymi fryzurę Mabel walczyłam przez jakieś piętnaście minut, natomiast moje uprzednio pofarbowane na wszelkie odcienie włosy zebrane były w klasyczny, najzwyklejszy kok. Wszystko było gotowe, czekałyśmy tylko na partnerów.
- To z kim ty w końcu idziesz, Mab? - Przez długi czas trzymała to w tajemnicy, ale w końcu musieliśmy się dowiedzieć.
- No, wiesz... Z takim jednym, no. - Próbowała wytłumaczyć uśmiechając się niezręcznie. - Tak się zajmowałam innymi, że nikogo nie znalazłam. - Wykrzyczała na jednym oddechu wyrażając swoją miną ogromne niezadowolenie. - To jest porażkaaaa. Po-raż-ka!
- Dziewczyno, nie wierzę, że ty Mabel Pines, nie znalazłaś żadnego chłopaka na potańcówę! Na miejscu na pewno do kogoś zagadasz, a na razie możesz podpiąć się pode mnie i Dippera.
- Nie chcę wam psuć wieczoru.
- Nie chcesz nam psuć wieczoru? Nie wierzę! Przecież nic nie zepsujesz. Każde z nas znajdzie sobie kogoś innego na balu, a idziemy razem tylko dlatego, że z kimś trzeba. - Wyjaśniałam i w tym momencie Dipper wraz z Soosem i Melody podjechali meleksem.
- Hejka! Ktoś zamawiał pięciogwiazdkowy meleks z podwózką na bal? - Soos zawsze umiał poprawić sytuację. - Zabieramy wszystkie piękne damy!
- Piękne damy wchodzą na pokład! - Pociągnęłam siostrę za rękę i wskoczyłyśmy do ruszającego pojazdu. Po chwili dotarliśmy do pięknie przystrojonego ratusza, w którym nasze życia miały się zmienić o 180 stopni.
* coś mniej więcej jak w obrazku u góry, ale z małymi różnicami opisanymi w tekście ;)
_______________________
To tyle. Jakoś tak nie podoba mi się to co napisałam. Chaotycznie i mało konkretnie. No ale cóż. Pamiętajcie o komentarzach, które na prawdę zawsze czytam i kocham, a jestem smutna, bo ich nie dostaję... :(( Napiszcie choćby co myślicie o tym rozwoju wydarzeń, czy wszystko jest w miarę naturalnie i tak dalej. Jeśli dajesz radę to przeczytać, a czasem nawet dać gwiazdkę, to dasz radę skomentować. ;)
Pozdrowionka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro