Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Węgiel

Gapiliśmy się na siebie w zupełnym milczeniu.Nie wiedziałem jak przerwać tą ciszę,serce biło mi jak szalone,oddychałem płytko,policzki płonęły czerwienią.Żółć podeszła mi do gardła.Miałem wrażenie,że zaraz  się uduszę albo zwymiotuję...

-Dobrze się czujesz?-Sensei przerwał ciszę i spojrzał na mnie z lekką troską.Przełknąłem głośno ślinę i starałem się wydobyć z siebie choć piśnięcie.

-T...Tak...-Wyjąkałem cicho,patrząc w podłogę.Naprawdę miałem wrażenie że zaraz osłabnę...

-Połóż się już.-Dotknął mojego ramienia,a ja drgnąłem.Byłem zbyt roztrzęsiony,a moje ciało reagowało instynktownie.-Wyglądasz jakbyś miał zemdleć.

-Nie mogę.Przecież muszę iść na spotkanie...-Pokiwałem głową nadal speszony.Czułem jak cały drżę,było mi gorąco a jednocześnie zimno...Łóżko i spokojne myśli na pewno położą temu kres.

-Trzymam za Ciebie kciuki Yi.-uśmiechnął się do mnie,a ja wypuściłem wieszak,który ponowie podniosłem.Byłem zestresowany jeszcze bardziej niż wcześniej.Jednoczenie pragnąłem tutaj zostać i spytać dlaczego to zrobił...dlaczego tak się stało...

*Następnego dnia*

Ocknąłem się niewyspany.Nie mogłem wczoraj zasnąć ale to nic dziwnego.Rozejrzałem się po pokoiku.Światło z okna otulało całe pomieszczenie.Koszula,którą wczoraj rzuciłem na podłogę teraz wisiała na krześle.Wieczorem po prostu nie miałem na nic siły.Nawet by wziąć prysznic...Po prostu rzuciłem się na łóżko.

W pokoju panował ogólny porządek...Wczorajszy drobny bałaganik zniknął.A więc tu był...

Poleżałem jeszcze kilka minut w łóżku,aż w końcu podniosłem się,wyjąłem z szafy czyste ubrania i udałem się do łazienki.Odświeżający prysznic.O tym marzę...
Umyłem się szybko i zrobiłem ze sobą porządek.Po głowie chodziły mi różne myśli.Jestem tak zdezorientowany,że nie wiem nawet jaki dziś dzień...Chyba czwartek albo piątek,albo nawet sobota...
Rzuciłem okiem na kalendarz.Sobota dwudziesty trzeci grudnia...
To aż tyle czasu zleciało od początku roku szkolnego...Niesamowite...
Posprzątałem poranny rozgardiasz i udałem się do kuchni.Może spotkam tam Senseia.Na pewno tam jest...Kocha przebywać w kuchni...

I nie myliłem się...

Już w korytarzu czuć było zapach jedzenia i skwierczenie patelni.Zza drzwi roznosił się też cichy dźwięk radia i radosne pogwizdywanie.Wszedłem powoli do kuchni i stanąłem przy ścianie.

-Dzień dobry...-Zacząłem niepewnie.Sensei obrócił się w moją stronę,trzymając w ręce łyżkę.Na jego twarzy wykwitł lekki usmiech.

-Dzień dobry Yi.-Odparł radośnie i wrócił do mieszania czegoś na patelni.Roztaczało bardzo smakowity zapach.-Jak Ci się spało?

-Nie najlepiej,przyznam...-Wzruszyłem ramionami z uśmiechem.-Miałem problemy z zaśnięciem.-Sensei wykazywał zainteresowanie tym co mówię ale jednocześnie gotował.-Może pomogę?-Zaproponowałem cicho.To samo wypłynęło z moich ust.

-W czym chcesz mi pomóc?-Spojrzał na mnie z zaskoczniem.Poczułem,że moje policzki są ogniście czerwone.

-No...w gotowaniu...Chciałbym się czymś zająć...-Spojrzałem niepewnie na wyszykowane na blacie świeże warzywa,mięso i torebki z przyprawami.

-Doskonale sobie radzę...-Po chwili spojrzał mi w oczy.-Ale skoro chesz Mi pomóc...-Rozejrzał się po kuchni.-Możesz pokroic warzywa.

Pokiwałem rozumnie głową,wziąłem deskę i noż,leżące obok produktów i wziąłem kilka warzyw w zasięgu mojej dłoni.Na pierwszy ogień padł ogórek.Pokroiłem kilka warzyw.Starałem się być szybki ale poczułem lekkie draśnięcie.

-Aj...-Skrzywiłem się i wziąłem piekący palec do ust.

-Coś się stało?-Sensei spojrzał na mnie,wyjmując coś z piekarnika.Pięknie pachniało.

-Odrobinę się skaleczyłem.-Odparłem ponuro,nadal ssąc palec żeby przestał boleć.

-Wyjmij ten palec z buzi.-Podszedł do mnie,zdjął rękawice do pieczenia,a ja zrobiłem jak kazał.-Lubisz krew,co?

-Co...ja...nie...chciałem,żeby mnie nie bolało...-zacząłem rozglądać się z zakłopotaniem,a Sensei roześmiał się.

-Hahaha,rozumiem.-Zupełnie nie rozumiałem czemu się śmieje.-Przyda Ci się plaster.-Zaczął szukać Po szafce.-Powinny gdzieś tu byc...o,mam.Daj paluszek.

Zrobiłem jak kazał i po chwili na palcu miałem przyklejony plaster.Był znacznie ciemniejszy od mojej skóry.Czy naprawdę jestem aż tak blady?

-Dziękuję...-Odparłem speszony i wsadziłem dłoń do kieszeni.

-Chyba teraz wszystko w porządku?-Spojrzał na mnie,a ja pokiwałem Głową.Starałem się uśmiechnąć.Jakos mi to wyszło ale wyglądałem raczej jak umierający kot.

-Tak...-Wróciłem do krojenia warzyw.Pokroiłem je dość szybko.Sensei w tym czasie zdążył zrobić dziesięć innych rzeczy.Jak on to robi?

-Mam dla Ciebie zadanie.-Odparł z uśmiechem.-Ulepisz uszka?Ja tu trochę posprzątam...-Rozejrzał się po kuchni.Panował tu uroczy bałaganik,kilka brudnych naczyń,mąka rozsypana na blat...

-No pewnie.-Też się lekko uśmiechnąłem i podwinąłem rękawy.Starałem się robić to dobrze ale mam wrażenie,że wszystko spiepszyłem.

-Trochę za słabo je kleisz.-Sensei rzucił okiem na moją pracę.Poczułem się jakby powiedział,że to największy shit we wszechświecie...

-Uh...

-Ale to nic.Popatrz.-Złapał mnie od tylu za ręce,a ja na moment przestałem oddychać.-Rozluźnij się.-Poklepał mnie w plecy,a ja wypuściłem powietrze z płuc.-Jesteś sztywny jakbyś połknął kij.-Chciałem zaprzeczyć ale głos ponownie uwiązł mi w gardle.-Popatrz.Musisz je mocniej ściskać.-Zaczął mi pokazywać,kierując moimi rękami.-O tak.Widzisz?Od razu inny efekt.Rozumiesz?

-Tak...-Odparłem speszony,a on mnie puścił.Nie chciałem by to robił.

-To ja wracam do porządków.

Zajęło nam to trochę czasu ale w końcu zrobiliśmy swoje zadania.Odetchnąłem z ulgą i umyłem ręce,brudne od ciasta.

-Zjadłbym coś.-Sensei westchnął,wkładając świeżo umyte naczynia do szafek.

-Ja też.-Poczułem teraz Jak bardzo jestem głodny.-Nic nie jadłem.

-W takim razie zjedzmy.-Pokiwał głową.-Zrobię coś szybkiego.

-Mhm.-Usiadłem na krześle i odetchnąłem z ulgą.Nigdy bym nie pomyslał,że będę tak zmęczony.Ciotka zazwyczaj Wyganiała mnie z kuchni, Tutaj...mam pełne ręce roboty.
Nawet nie zorientowałem się,że Sensei wraca do mnie z miseczkami z jedzeniem.Pachniały znakomicie...

-Mam nadzieje,że o niczym nie zapomniałem.-Podał mi miseczkę z potrawą.Zaburczało mi w brzuchu.Zaczeliśmy od zwyczajowego "smaczego".Od razu rzuciłem się do jedzenia.Było tak dobre,że nie mogłem przestać jeść.

-To jest takie przepyszne.-Mruknąłem,odrywając się od jedzenia,żeby pochwalić danie.

-Cieszę się,że Ci smakuje.-Sensei roześmiał się,dziubiąc pałeczkami w potrawie.

-Wspaniale przyprawione...a to wszystko tylko w dwadziescia minut.-Naprawdę byłem pełen podziwu.Myślałem,że to ja znam się na kuchni.Zawsze wszyscy się mną zachwycali,mówili że zadebiutuję ale teraz widzę jak mało wiem o gotowaniu...

-Popełniłem kilka błędów.-Zaśmiał się,jakby to był doskonały żart.

-I tak smakuje świetnie.-Nie mogłem się nachwalić.-Pewnie dużo czasu spedzasz w kuchni...

-Hm.Powiedzmy.-Wzruszył ramionami.-Gotuję kiedy tylko mam czas.

-Mi mówiono,że jestem dobry w te klocki ale daleko mi do perfekcji.-Pokiwałem głową.

-Ciekawe...-Sensei uśmiechnął się.-Chętnie spróbuję Twoich dań.

-Haha.Pewnie będą do niczego.

-Na pewno nie.-Spojrzał na mnie spojrzeniem pełnym ciekawości.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

-Dziękuję,że we mnie wierzysz...

-Jutro robisz śniadanie.-Zachichotał.Na moment oderwałem się od posiłku,żeby otworzyć usta z zaskoczniem.

-Jaaa...Przecież ja patelnię spalę...-Speszyłem się.-Właściwie już to zrobiłem...gdy miałem dziesięć lat i chciałem zrobić omleta...-Westchnąłem,wspominając rozgniewaną minę ciotki Akisy,gdy smarowała mi oparzoną rękę maścią.-To był mój fatalny początek.

Sensei roześmiał się,a ja lekko zarumieniłem.

-Początki są trudne.

-Nie takie Jak moje.Nie poparzyłeś sobie ręki,tak że miałeś na niej bąble...

-Nie.-Zachichotał.-Ale spadłem ze skarpy razem z płotem.-Wzruszył ramionami,a ja uśmiechnąłem się lekko.

-A więc nie tylko ja mam takiego pecha.-Skończyłem jeść.Miałem ochotę na jeszcze jedną porcję ale wstydziłem się poprosić.

Sensei również skończył jeść,a ja czułem że mógłbym zjeść jeszcze kilka misek.

-Może masz ochotę na dokładkę?-Uśmiechnął się pod nosem.

-Ja...

-Wiem,że chcesz.Widzę jak Cię skręca z głodu.

Zarumieniłem się i ukryłem usta w rekawach swetra.

-Zrobię Ci jeszcze jedną porcję ale potem wracamy do pracy.

-Dziękuję...-Mruknąłem.Czułem się tak dziwnie.Zazwyczaj tyle nie jem.Przyznam się,często nie dbam o to czy cokolwiek zjadłem w ciągu dnia.Po prostu nie mam na to czasu.

-Pierwszy raz widzę,żebys tak chętnie garnął się do jedzenia.-Sensei uśmiechnął się i odwrócił w moją stronę.-Bardzo mnie to cieszy.

-Chwila słabości-uśmiechnąłem się lekko.

Po chwili wrócił z miseczką,pełną tego apetycznego cudeńka.
Od razy rzuciłem się do jedzienia.

-Hm.To pierwsze danie które zrobiłem.-Westchnął z nostalgią.

-Ciekawe...-Odparłem,szybko przełykając to co miałem w ustach.

-Ryż z curry,sosem i warzywami jest prosty ale za to smaczny.

-Przepyszny.-Poprawiłem go.

-Haha.Nie słodź mi już tak.-Wyglądał jakby się lekko speszył ale momentalnie zakrył to pewnością siebie.Też chciałbym taki być...
Skończyłem posiłek i umyłem po sobie naczynie.Sensei wrócił już po pracy i mieszał coś w garnku.

-Przydam się jeszcze na coś?-Przekrzywiłem głowę.Czułem się tu zupełnie zbędny.Sensei doskonale radził sobie sam.

-Pewnie.-Wzruszył ramionami.-Możesz zrobić ciasto.-Wskazał na miskę i składniki obok.

-Ale ja średnio sprawdzam się w robieniu ciast...

-Dlatego zostawiłem Ci tam przepis.-Pokiwał głową,ktojąc natkę pietruszki nad garnkiem.-Hm.Trochę za mało słona.

-Ja...

-Poradzisz sobie.-Uśmiechnął się lekko,szukając czegoś w lodówce.

Pokiwałem głową i wziąłem się za pracę.

-Ajj!-Nie zdążyłem i jedno jajko upadło na ziemię.-Co ze mnie za niezdara.

-Każdemu się zdarza.-Sensei uśmiechnął się do mnie lekko,a ja starłem wszystko z podłogi.

Chyba tylko mi...

Skończyłem przygotowywać ciasto i spojrzałem na Senseia.

-Pobrudziłeś się trochę.-dotknął mojego policzka,a potem nosa.

Zarumieniłem się i spojrzałem na moje odbicie w szafce.

-Ojej...Może trochę...

Poszedłem do łazienki umyć twarz.Gdy wróciłem,Sensei stał z lekko zdenerwowana miną przy lodówce.

-Yi mam prośbę.-Spojrzał na mnie,gdy tylko wszedłem do kuchni.

-Co się stało?-Poczułem się przejęty.Miałem wrażenie,że zaraz mnie skrzyczy.-Coś zepsułem.

-Nie,nie.-Spojrzał na mnie łagodnie.-Po prostu zapomniałem o daktylach.Zupełnie wyleciało mi z głowy.-Westchnął.-Pójdziesz i szybciutko je kupisz?Bez nich ciasto to nie to samo...

-Jasne.-Pokiwałem głową.-Skoro życie ciasta od tego zależy...

-Dziękuję.-Sensei uśmiechnął się lekko.

************************************

-Wróciłem!-Rozejrzałem się,trzymając paczkę daktyli.

-Świetnie.-Wyszedł z kuchni.Ręce i włosy miał całe białe od mąki.

-To ostania paczka jaką mieli.-Westchnąłem,zdejmując buty.

-Co za fart.-Sensei pokiwał głową.-Zostało jeszcze tylko ciasto...

-Czyli wszystko zrobione?

-Oczywiście,że nie.-Wziął się pod boki i przy okazji pobrudził całe spodnie mąką.

-W takim razie...

-Za moment.Najpierw ciasto.-Szybko zniknął w kuchni.

Poszedłem na moment do siebie.Zerknąłem w telefon.Ciotka najwyraźniej szalenie się do mnie dobijała.Oddzwoniłem do niej i zdałem jej relację ze wszystkiego co chciała.Po chwili wróciłem do Senseia.

-Szukałem Cię.-Teraz nie był cały w Mące.Znaczy włosy miał nadal całe białe ale umył dłonie i strzepał wszystko ze spodni.

-Rozmawiałem z Ciocia.-Odparłem.-Dzwoniła sześć razy.

-Rozumiem.Inaczej urwałaby Ci głowę...Znam to.-Sensei zachichotał,a ja uśmiechnąłem się niepewnie.

-Mówiłeś,że mam Ci w czymś pomóc?

-Tak.-Pokiwał głową.-Choinkę trzeba ubrać.Ja Jescze muszę dokończyć ciasto.

-Uh.No dobra.-Wziąłem się pod boki,gotowy do pracy.

-Tylko wszystkiego nie pobij.-Uśmiechnął się wymownie,a ja Przewrocilem oczami.

Ubrałem to co mogłem ale pojawił się jeden mały problem -mój wzrost.

-Kurde...-Syknąłem,wystawiając rękę w górę i stając na palcach.

-Co się dzieje?-Sensei wszedł do Pomieszczenia, a ja znów stanąłem na całych stopach.

-Nie mogę dosięgnąć...-Westchnąłem urażony,a Sensei pokiwał głową.

-Aaa,gwiazdkę chcesz zawiesić...-Machnął ręka.Moglby ja zawiesić sam,bez zbytniego problemu.-Poczekaj...

Po chwili poczułem ucisk w pasie i pisnąłem Jak mała dziewczynka.Postanowił mnie podnieść?Czuję się z tym dziwnie ale zawiesiłem tą gwiazdkę.

-Mogłeś zrobić to sam...-Speszyłem się,chowajac Rece w rękawy swetra.

-Ale widziałem Jak Ci zależało.-Uśmiechnął się lekko.

Miał rację...

-Dziękuję...-Mruknąłem,rumieniąc się.

-Faktycznie za mało jesz.Jesteś leciutki.-Spojrzał na mnie wymownie.

-Uh...Czasem zaniedbuję posiłki.-Przyznałem się,trochę zażenowany.

-To co powiesz na jeszcze jedną porcję ryżu?-Sensei uśmiechnął się,a ja uradowałem się jak dziecko.

-O tak!

-Haha.Dobrze.-Zaśmiał się i wrócił do kuchni.

Po chwili ponownie miałem przed sobą miskę z potrawą.

-Wybierasz się gdzieś na święta?W końcu tyle nagotowałeś?-zacząłem temat,robiac przerwe na kęs ryżu.

-Chyba nie.Czułbym się źle,gdybym zostawił Cię tu sam...

Zaniemówiłem,prawie wypuszczając pałeczki z ręki.

-Ale...tak nie można...

-Już powiedziałem,że się nie zjawię.-Sensei pokiwał głową,a ja ukryłem rumieniec,wtulając twarz w sweter.Chciałem powiedzieć mu,że to dla mnie naprawdę wiele znaczy ale straciłem zdolność mówienia.Zjadłem tylko w ciszy i umyłem Po sobie.

Mimo to posłałem mu dziękujący uśmiech.

************************************
*Mały przeskok o jeden dzień*

-Yi.-Sensei spojrzał na mnie z lekkim usmiechem.Wpatrywałem się w niego jak w obrazek.-Pomyślałem,że to Cię ucieszy...

Wsadził mi w dłonie pudełko.Prezent?Rety...Aż ręce zaczęły mi się trząść.

-Otwórz.-Kiwnął głową,a ja zrobiłem jak kazał.Ksiazka,którą bardzo chciałem i ogromna ilość słodyczy.

Miałem ochotę się rozpłakać ale natychmiast się powstrzymałem.

-Ja...-Speszyłem się.Przecież ja dla niego nic nie mam.Nie miałem czasu by coś kupić...Jestem okropny.-Dziękuję.-Pokiwałem z uśmiechem głową.Nagle wpadłem na pomysł.-Momencik.

Poleciałem szybko do siebie i wziąłem kawałek czerwonego materiału,wiszącego na szafce.

-Proszę.-Odparłem.Trochę trzęsły mi się ręce.

-To przecież Twój szalik...-Sensei podniósł pytająco brew.

-Ale chcę,żebyś go nosił.-spojrzałem mu w oczy.

-Ale ja...nie mogę.-Pokiwał głową,a ja zmarszczyłem lekko brwi.

-Nie waż mi się odmawiać.Chcę żebyś go nosił.-Spojrzałem mu bardzo głęboko w oczy,a on ostrożnie chwycił go w dłonie i patrzył przez moment.

-Dziękuję...-Po raz pierwszy na jego twarzy ujrzałem rumieniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro