Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miedź

* Yiś *

Skończyłem się ogarniać i ubrałem świeże ubrania. Zdecydowałem się na koszulę i dłuższy sweterek, ponieważ było mi trochę zimno. Sensei stał na korytarzu grając w jakąś gierkę na telefon. Wyglądal zabójczo przystojniecw swojej czarnej, lekko opinającej mięśnie koszulce. Nie żebym się na niego lampił...

Uśmiechnąłem się pogodnie do ciemnowłosego.

- Coś ty taki wesoły? - Zagaił, gdy tylko mnie zauważył.

- A co? Nie mogę się uśmiechać?

- Możesz. Bardzo to lubię. A gdzie Twoja Ciotka?

- Wybyła do sklepu. - Machnąłem ręką. - Ale zostawiła nam śniadanko.

- Hm. To dobrze. Przynajmniej nie umrzemy z głodu. Dziś nie chce mi gotować. To nie moje garnki.

Przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę kuchni. Sensei powlókł się za mną w stronę pomieszczenia. Kot plątał mi się pod nogami, miaucząc i domagając się jedzenia. Na stole znajdował się stół obstawiony posiłkiem. Ciotka nie próżnowała...

- Ależ mamy wybór... - Yas klasnął w dłonie. - Kocham kuchnię Twojej Ciotki!

- Lubi robić nadmiar jedzenia, ale uważam że gotujesz lepiej...

- Nie przesadzaj. Bo się zarumienię...

- Zjedzmy już. Zaraz wystygnie.

- Uh. Racja.

Zasiedliśmy do stołu i zabraliśmy się za wcinanie śniadania pozostawionego przez Ciotkę.

- A może pójdziemy dziś na spacer?- Zaproponowałem.

-A co? Chcesz pokazać mi okolicę?

- Chętnie. - Uśmiechnąłem się, dotykając ramienia Yasa. - Możemy się poszlajać po mieście.

- Rozpieszczasz mnie...

- Jeszcze tego nie zrobiłem.

- A to ciekawe... - Sensei ponownie się uśmiechnął. Cholera... Flirtujemy nad talerzem jajek... Ależ to dziwne...

- Chcesz kawy? - Zaproponowałem.

- Czemu nie? Może wtedy bardziej się rozbudzę. - Yas machnął ręką, a ja natychmiast wstałem od stołu i poleciałem robić kawę. Planowałem porcję także dla siebie, bo czułem że potrzebuję rozbudzenia. Śniła mi się matma... I Yas jej uczył w moim liceum... Co za zło...

Ciekawe czemu Ciotka tak szybko wybyła? Może coś szykuje?

- O, dzięki wielkie. - Yas złapał za kubek kawy i zaczął powoli sączyć brązowy napój z pianką.

Ten poranek był totalnie, totalnie nudny... Marzyłem nawet by Ciotka tu była i zalewała nas pytaniami dotyczącymi uczelni...

- Too... Jak z tym wyjściem? - Yas rzucił, biorąc się za mycie garów.

- Noo... Chcesz iść teraz? Mam pracę z biolki do skończenia. -Westchnąłem. - Nauczycielka mnie zabije, jeżeli jej tego nie oddam...

- Irelka? Nie martw się nią. Niedawno wylądowała na porodówce i ma inne zajęcia niż Twoja umierająca praca...

Odetchnąłem z cichą ulgą, zasuwając krzesełko.

- Wiesz... Powinniśmy powiedzieć Ciotce, że idziemy. Jeszcze się zmartwi... Zaraz do niej zadzwonię.

- Luz. Ja idę upiec Twojego ptaka. - Zaśmiał się.

- Ani mi się waż. - Burknąłem. - Poza tym zauważyłem, że się zakumplowaliście... - Złapałem za telefon. - Ja idę obgadać Ciotkę, a ty grzecznie czekaj.

Omówiłem sprawę z Ciotką, na co ta zareagowała radosnym uniesieniem, dając nam propozycje miejsc, które mógłbym pokazać Yasowi. Mówiła naprawdę dość długo, a Kitowłosy już się niecierpliwił, więc zbyłem Ciotkę rzucając, że kot podrapał Yasa i krew mu leci.

- Ooo, wróciłeś. - Długowłosy skwitował, kończąc sms- owanie z biolożką na porodówce. Tak, gapiłem mu się w telefon...

- Ciotka jest zachwycona naszym pomysłem na wyprawę. Więc? Gdzie wyskoczymy?

- To Twoje miasto. Zdaję się na Ciebie.

- Hmm... - Zadumałem się na moment, przwołując w głowie plan miasta. - Możemy zajrzeć do kawiarni. Podają tam naprawdę świetną kawę, a mój kumpel z liceum pracuje tam jako barista. A potem... Potem pomyślimy na miejscu.

- Czyli stawiasz mi kawę? - Yas zaśmiał się, poprawiając lotny kosmyk włosów.

- Jak mi nie podpadniesz...

- Och, to świetnie. Będę grzeczny. Ti znaczy chyba.

- Za chyba, to dostaniesz w jaja.

- Uh. Kuszące. - Yas uśmiechnął się lekko. Nie ma to jak flirtować przed kuchnią. Chociaż... My robimy to ciągle... Przecież Yas mieszka w piekarniku...

- Dobra. Zwijamy się Jasiu, bo zaraz nas noc zastanie. - Poczochrałem go po kicie.

- Wedle życzenia mej królowej. - Yas skłonił się i poleciał w stronę holu.

************************************
Na dworze było ciepło, acz wietrznie i to trochę mi przeszkadzało, ponieważ wiatr mierzwił mi włosy i psuł fryzurę. Spojrzałem z ciekawości w stronę Yasuo. Jego kita trzymała się w idealnym stanie i nie dawała się podmuchom wiatru, chociaż kosmyki na czole szatyna śmiesznie podskakiwały.

Ulica zdawała się żyć całkiem innym życiem, ale i tak było tu spokojniej niż zazwyczaj. Kawiarnia znajdowała się zaraz na rogu ulicy i cieszyła się zainteresowaniem klientów.
Kitowłosy spojrzał na mnie, po czym zaśmiał się. Zamrugałem kilkukrotnie, nie wiedząc co się dzieje.

- Hm?

- Twoje włosy. - Skończył się śmiać. - Wyglądasz jak pajac.

Speszyłem się, zerkając na swoje buty.

- Jest aż tak źle?

- Nie. Ale może być lepiej. - Yas zaczął ostrożnie mnie czesać i układać zmierzwione kosmyki.
Ten dotyk wprawiał mnie w radosne uniesienie i czułem, że ten dzień zakończy się idealnie.

Weszliśmy do lokalu, w którym i tak było już pełno ludzi. No cóż. Nie dziwię się. To pierwsze wiosenne ciepłe dni, więc ludzie powychodzili na spacery.

- To gdzie siadamy?

- Nie ma tu zbyt wiele miejsca, ale możemy usiąść pod ścianą. - Zaproponowałem, a Yas pokiwał głową i ruszył za mną. Akurat minąłem się z Hisoką, który opierdzielał jakąś typkę że siedzi na telefonie zamiast pracować. Blondyn od razu mnie rozpoznał, ponieważ uśmiechnął się i skończył zabijać tamtą wzrokiem.

- A kogo my tu mamy? Myślałem, że już nigdy nie wpadniesz.

- Ciotka by mnie zabiła, gdybym nie przyjeżdżał. - Zaśmiałem się. Z Hisoką przez dłuższy czas się przyjaźniłem, chociaż teraz nasz kontakt trochę się zerwał, bo oboje go zaniedbaliśmy i zajęliśmy swoimi sprawami, ale teraz rozmawiało mi się naprawdę dobrze.

- Och. No tak. Aż mi się przypomniało, jak gwałciła nauczycielkę wzrokiem, kiedy spadłeś ze schodów i złamałeś sobie rękę.

- O nie... Nie wspominaj o tym. - Zaśmiałem się. - Lepiej mów co u Ciebie.

- Eeee... Westchnąłem. - Zdążyłem umrzeć nad książkami z piętnaście razy. - Zaśmiałem się cicho i Hisoka odpowiedział tym samym. Yas gapił się na nas jak na dwie upośledzone dziewczynki.

- Uh... Mam to samo...

- Właśnie. Co ze mnie za gbur. To jest Yas. Właśnie umiera podczas naszej rozmowy.

- Nie zaprzeczę. - Kitowłosy ożywił się, a ja zmierzyłem go z lekkim uśmiechem.

- Zauważyłem. Miło mi.

- Mnie również.

- A teraz wybaczcie, ale muszę komuś nakopać. - Hisoka poleciał do pomieszczenia dla obsługi, a ja zaśmiałem się cicho i usiadłem razem z Yasem przy stoliku.

- Czekam aż Twoja Ciotkw tu wpadnie. -Yas zaśmiał się, a ja przeczesałem włosy.

- Tylko nie to... - Uśmiechnąłem się. - Zaraz zadręczy nas pytaniami i paplaniną. Poza tym... Co ty się tak za nią stęskniłeś?

- Zabawna jest. - Yasuo wzruszył ramionami. - Lubię jak Cię szarpie za policzki i przytula.

Przewróciłem oczami.

- Lepiej weźmy się za wybór kawy, zanim ktoś z obsługi do nas podejdzie.

- Hmmm... - Yas zaczął się zastanawiać. - Ty no nie wiem. Weź coś za mnie.

Nagle, jak na zawołanie przy naszym stoliku pojawiła się kelnerka oczekująca na zamówienie. Wybrałem coś z karty, by ją spławić bo wydawała mi się trochę irytująca i miotła wzrokiem po kitogłowym. Odeszła z zamówieniem, a ja utkwiłem wzrok w doniczce. Dlaczego ja się tak wstydzę? Yi ty palancie...

Yas podłapał, że umieram od środka, ponieważ złapał mnie za rękę i oparł ją sobie na kolanie, udając że wcale tego nie robi. To było miłe.

- Spięty jesteś... - Długowłosy zaczął. - Coś się stało?

- Eh... Spojrzałem ja ludzi siedzących przy stolikach. - Sam nie wiem... Jakoś tak dziś się dziwnie czuję.

- Kawa pewnie poprawi Ci humor. - Yasuo poklepał mnie przyjaźnie po plecach. - Właśnie idzie.

W moim zasięgu wzroku pojawiła się kelnerka, niosąca nasze napoje. Podała nam je i czmyhnęła, a ja zabrałem się za picie kawy z pianką. Poprawiła mi trochę nastrój, ponieważ smakowała całkiem nieźle.

- Czyli teraz czujesz się lepiej? - Yas uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym zaczął wpatrywać się w okno,popijając kawę i po chwili zwrócił swój wzrok w moją stronę.

- Troszeczkę... - Starałem się uspokoić długowłosego, bo przyglądał mi się co jakiś czas.
To przecież miała być nasza randka, więc powinna być udana i nie mogę być smutny...

Dopiliśmy kawę, zapłaciliśmy i wyszliśmy z knajpki. Po wyjściu powietrze na zewnątrz wydawało mi się o wiele lepsze i poprawiało mój spizgany już humor.

- O. - Ożywiłem się. - Chodźmy do parku! Tam jest tak spokojnie...

- A będziemy się całować jak zakochana para?

- Może. - Zarumieniłem się. Yas w takich momentach wydawał się słodki ale jednocześnie cholernie szarmancki...

- W takim razie nie traćmy czasu. - Sensei złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę parku.

Dziś to miejsce było naprawdę, naprawdę spokojne. Po jeziorku pływały łabędzie. Lubię czasem na nie patrzeć. Yas rozglądał się po parku i nadal trzymaliśmy się za ręce. Nie zamierzałem puszczać...

W końcu usiedliśmy na ławce i teraz nastała naprawdę romantyczna chwila.

- Too... Podoba Ci się? - Czule głaskałem dłoń długowłosego, a ten uśmiechnął się i także zaczął pieścić moje ręce.

- Bardzo. Zwłaszcza to co mam przed sobą...

- Co?

- No co? - Sensei zbliżył się do mnie i uśmiechnął, a ja wiedziałem co zaraz nastąpi więc przygotowałem się na pocałunek.

To miał być taki idealny moment...

- O! Chłopcy! - Znajomy głos sprawił, że oboje oderwaliśmy się od siebie i usiedliśmy jak najdalej siebie. - A jednak się spotykamy.

- Ciociu? Myślałem, że już jesteś w domu.

- A, wpadłam jeszcze do koleżanki... - Machnęła ręką. - Wracacie już? Bo tak smętnie siedzicie.

- T-ta... - Westchnąłem, a Yas tak samo jak ja był niezadowolony z tego iż Ciotka nam przerwała.

- A wy autkiem? - Ciotka zaczęła dryptać za nami, a Yas pokiwał głową.

- Tak, tak. Zaparkowałem niedaleko.

Skierowaliśmy się do pojazdu, a ja czułem się tak zażenowany, że miałem ochotę się ukryć...

- Ale wy dziś cichutko... - Ciotka zaczęła, a ja starałem się udawać że wszystko jest okej.

- A... Jesteśmy po prostu padnięci.

Zaśmiała się.

- Ojoj. Czyli nie mogę was zamęczyć pogaduchami? Widzę, że nie chce wam się gadać.

Podziękowałem w duchu, że zrozumiała i kontynuowaliśmy jazdę w milczeniu.

Zupełnie wyszedłem z nastroju... I czuję, że Yas także...

* Yas *

Zdecydowałem się na regenerujący prysznic, więc zwinąłem się do łazienki. Chciało mi się trochę spać i miałem ochotę wtulić się do Yi i wynagrodzić mu to, że jego ciotka zepsuła nam moment...

Gdyby przyszła kilka sekund później...

Rozebrałem się i jak najszybciej wszedłem pod prysznic. Chciałem już poczuć na skórze tą cieplutką, przyjemną wodę. Jeszcze niedługo muszę wracać do pracy... Co za beznadzieja...

Po dłuższym momencie kąpieli poczułem, że ktoś wchodzi do łazienki.

- Yas... - To był Yi. - Mogę z Tobą?

Zerknąłem na niego przez ściankę kabiny. Wyglądał na zagubionego...

- Pewnie. - Pokiwałem głową i poczekałem aż chłopak do mnie dołączy. Po kilku sekundach tak się stało.

- Przepraszam za Ciotkę... - Yi rzucił cicho. - Zepsuła nasz moment.

- Nie przejmuj się. - Pogłaskałem go po policzku, uśmiechając się lekko. - To było do przewidzenia...

- Troszeczkę... - Szatyn spojrzał mi w oczy, a ja dotknąłem jego ramienia.

- Może Ci jakoś to wynagrodzę?

- A może... Może to ja wynagrodzę Tobie? - Yi uśmiechnął się i zbliżył się do mnie.

Uniosłem brew z zaskoczeniem, stykając swój wzrok ze wzrokiem chłopaka.

- No co? Co robisz taką minę? - Zmierzył mnie, a ja nadal czułem się niepewnie. Nie wiedziałem czego Yi oczekuje. - Jesteś mi to winien. Puściłeś się z Zedem...

Wpatrywałem się w ścianę. Kurwa, naprawdę nie wiem co zrobić...
Chociaż moje spojrzenie chyba mówiło jedno...

Poczułem, że Yi łapie mnie za brodę i przyciąga do siebie, łącząc w delikatnym pocałunku.

- Wiem, że i tak się zgodzisz... - Chłopak uśmiechnął się do mnie i ponownie pocałował. Trwaliśmy tak przez moment, a ja mimo wszelkich obaw pozwalałem Yi by prowadził pierwsze skrzypce.

Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Pozwoliłem się objąć i przycisnąłem Yi do siebie, by czuł że chcę...

- Czyli jednak się zgodzisz? - Chłopak uśmiechnął się do mnie, głaszcząc mnie po mojej piersi.

- Może... Dla Ciebie powinienem to zrobić...

Szatyn uśmiechnął się i ponownie pocałowaliśmy się. Tym razem jeszcze namiętniej.

Na moment zapomnieliśmy, że jesteśmy u ciotki Yi. Objąłem chłopaka w talii i przycisnąłem do siebie.Trwaliśmy jeszcze moment, aż woda zrobiła się chłodniejsza.

- Zmarzniemy. - Rzuciłem i schyliłem się, by zmienić temperaturę wody, kiedy nagle poczułem że wypierdalam się na śliskim.

Yi zaśmiał się i złapał mnie za rękę.

- W porządku? - Zielonooki spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się w moim kierunku.

- Taa... Ale pizłem się w łeb. - Podrapałem się po obolałej głowie i starałem się podnieść, ale przycisnąłem się do brzucha Yi. - Chociaż... Chyba nie jest tak źle... - Zrobiłem to o czym oboje pomyśleliśmy, a Yi zarumienił się uroczo. Czemu on jest taki słodki...
Zaśmiałem się i kontynuowałem pieszczotę, czując jak chłopak drży z tego powodu.

Spojrzałem mu w oczy i zacząłem piąć się do góry, głaszcząc pierś Yi.

- To...

- To teraz się wypinaj. - Chłopak zaśmiał się, a ja uśmiechnąłem się i przewróciłem oczami.

- A kto tak powiedział? - Mruknąłem, a Yi zbliżył się do mnie i lekko przycisnął do ściany.

- Przecież się zgodziłeś.

- Ale nie przyciskaj mnie tak mocno do ściany... - Rzuciłem, ale chyba nie do końca mnie słuchał, ponieważ poczułem jak mnie dopada... Robił to nieumiejętnie, chociaż...

Kurwa podobało mi się to...

- Yi... - Mruknąłem, kiedy poczułem że łapie mnie za ręce i przyciska jeszcze mocniej. - Przestań mnie tak dociskać...

Nie słuchał, ponieważ robił to coraz mocniej, a ja starałem się nie jęczeć.

- Och, przestań się powstrzymywać. - Yi rzucił i mocniej przycisnął mnie do ściany, a ja bardzo cicho jęknąłem.

- Ty cholero...

Chłopak zaczął przyspieszać ruchy,a ja złapałem się za ścianę.

- No co. Przecież Ci się podoba. - Zaśmiał się i pocałował mnie w ucho.

- Cicho durniu. Chyba słyszę Twoją ciotkę...

- Co? - Yi przestał na moment się we mnie poruszać i rozejrzał się. Faktycznie ciotka Yi nas wołała.

- Chyba musimy przerwać. - Odparłem, a Yi westchnął ze smutkiem i dokończyliśmy kąpiel.

Ciotka Yi naprawdę doskonale wie kiedy się pojawić...

A mnie bolą plecy...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro