Lit
-Wstajemy Umaki,wstajemy!-Usłyszałem wesoły głos i otworzyłem oczy.Przed nimi wyrosła sylwetka Senseia.Od razu się ożywiłem,speszyłem i zniknąłem pod kołdrą,ukazując wielki rumieniec.
-Jest sobota ale to nie usprawiedliwia Cię byś przespał cały dzień.-poczułem jak moja forteca z kołdry nagle znika.Przetarłem oko i Popatrzyłem na Senseia,ktory stał nad łóżkiem i robił to samo co ja.Po prostu gapiliśmy się na siebie jak para debili.
-Nie mogę jeszcze chwilę pospać?-przeciągnąłem się leniwie i podniosłem do siadu.Moje włosy były w całkowitym nieładzie.
-Nie ma takiej opcji.-Sensei lekko się uśmiechnął.-Nie idziesz na śniadanie?
-Mmmm...-Mruknąłem,czując burczenie w brzuchu.Rozejrzałem się po pokoju.-Emmm...A gdzie są moje ubrania?-Chciałem wskoczyć już w koszulę i swoje spodnie,bo czułem się pasożytem...
-Były trochę ubłocone,więc uprałem.Teraz się suszą.
-Oj...-Złapałem się za brodę z lekko smutnym wyrazem twarzy.-Bardzo dziękuje ale wygląda na to,że nie mam się w co przebrać...
-To nie problem.Mogę Ci coś pożyczyć.-Sensei pokiwał głowa,a potem uśmiechnął się.-O ile wstaniesz z łóżka...
Westchnąłem,podziękowałem i wywlekłem się z pościeli.
Sensei dał mi jakieś ubrania,ktore były trochę za duże ale całkiem wygodne i ciepłe.Odrbinę się ogarnąłem i poszedłem do kuchni.Pachniało tam świeżo przyrządzonym jedzeniem.Mój brzuch zaczął domagać się posiłku..
-Mam nadzieję,że lubisz omlety...-Sensei kiwnął głową,zdejmując gorąca potrawę z patelni.
-Smakowicie pachnie.-Kiwnąłem głową i usiadłem do stołu.Chciało mi się trochę płakać,patrzac na mój obecny stan...
-Dobrze się czujesz?-Sensei spojrzał na mnie pytająco,na chwilę odrywając się od przygotowywania jedzenia.Czy wyglądałem aż tak marnotrawnie?
-Ja...Tak...To znaczy nie wiem...-Westchnąłem,spuszczając głowę.-Chyba będę musiał się spakować i wracać do ciotki...Nie stać mnie na wynajem kolejnego mieszkania...
-Nie musisz.-Nadal na mnie patrzył.Aż zacząłem żałować,ze nie powiedziałem iż wszytko jest w idealnym porządku.-Nie przeszkadzasz mi.
-Ja...-Zaniemówiłem.Czy on właśnie pozwolił mi u siebie zamieszkać?Zachowuje się inaczej niż na lekcjach.Jest trochę...Cieplejszy?-Dziękuję...nie wiem co powiedzieć...
-Zamiast gadać to jedz,bo Ci wystygnie.-Kiwnął głową i zrobił dla siebie kawę,biorąc do ręki książkę.
Chciałem mu jakoś podziękować ale nie potrafiłem...Uśmiechnąłem się tylko bardzo słabo i zacząłem jeść.
Siedzieliśmy moment w niezręcznej ciszy,aż skończyłem jeść i zaproponowałem że pozmywam.
-Ehh...cały tydzień do zakucia...-Westchnąłem,myśląc o rzuconym w kąt plecaku,pełnym książek.-I kiedy ja mam to wszystko zrobić...
Sensei zmierzył mnie,wystawiając nos z tego co czytał i lekko się uśmiechnął.
-Pamiętaj,że w poniedziałek kartkóweczka.
-A nie może być we wtorek?-Zrobiłem oczy szczeniaka.-Prooooooooszę...
-Nie.-Sensei pokiwał głową,gdy przyniosłem swoje książki i położyłem je na stole.
-Prooooooooooszę...-Zrobiłem jeszcze bardziej zbitą minę,a on sie roześmiał.
-Zobaczymy co da się zrobić...-Mruknął,po czym dał mi się uczyć w spokoju.
************************************
Impreza u Kajaka dość szybko się rozkręciła i ludzie zaczęli się bawić na całego.Jak narazie jeszcze się nie upiłem ale przyznam,wolałbym teraz wrócić do Senseia i porozmawiać z nim przy kawie.Wydał mi się taką ciekawą osobą...
Znajome twarze przewijały mi się przed oczami,a ja stałem zaszyty w towarzystwie ludzi.Średnio podobają mi się takie imprezy.Spodziewałem się czegoś w stylu przyjacielskiego wieczoru...
-Yi.Tutaj jesteś.-Kajak nawinął się obok mnie.-Myslałem,że nie przyszłeś.
-Po prostu dobrze mieszam się w tłumie.-Wzruszyłem ramionami i w mojej ręce pojawił się drink.
-A więc skoro Cię znalazłem to powinniśmy sobie wypić.Poznasz paru moich znajomych...
-Czemu nie.-Pokiwałem głową i upiłem ciutkę alkoholu.Był strasznie mocny ale całkiem smaczny.
Kayn przedstawił mnie swoim znajomym,ktorych jak się później okazało mijałem na szkolnym korytarzu.Mały jest ten świat,prawda?
Alkohol trochę zaszumiał mi w głowie ale nadal czułem się pewnie.Nawet odrobinę rozkręciłem...
Jego znajomi szybko przypadli mi do gustu i zacząłem z nimi szaleć.Dziwnie się czuję robiąc takie rzeczy...Moja głowa wolałaby poczytać ale ciało myśli o czymś innym...
Przyznam,że teraz trochę się upiłem.W głowie mi się mieszało...
-Brzydalu...-Kayn stuknął mnie w ramię.Byliśmy już nieźle pijani.-Te,pacz tu ma mnie.
-Samm jesteś brzydal.-Zmierzyłem go i strąciłem jego rękę z mojej szyi.-Co chceesz?
-Suchaj brzydalu...Weź do lodówki skocz i zrób kanapki,bo nie wyczymie.Chłopcy...Ale mam gastro...-Zaśmiał się,a ja stwierdziłem że to dobry pomysł.Także byłem głodny.
-Dobra,purchawo...-Ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę kuchni.Szybko znalazłem chleb i jakieś składniki typu ser,tylko był jeden problem-nigdzie nie było masła.
-Te Kajak,kurwo,oszuscie jeden...-Wyszedłem z kuchni,trzymając w ręce talerz.-Chodz tu.Jak mam zrobić kanaapki jak masła nie ma,co?Suchych nie będę jeść...
-Jak nie ma,ślepa cioto...-Kayn westchnął i podszedł do mnie.
-No nie ma.Skąd mam wyczarować...Maaagikiem Andrzejem to ja nie jestem...
-Jak kurwa nie ma jak jest.Ostatnio kupiłem...-Kayn złapał się za głowę.
-No ni mo...Oszucie jeden...
-Jak znajdę to jebane masło,to ty się nim wysmarujesssszzz...-Kayn zachwiał się i poszedł do kuchni.Po chwili wrócił z kawałkiem masła,zawiniętym w opakowanie.
-Widzisz,chuju.-Zamachał mi nim przed nosem.-Jest.
-A nooooo faktycznnieee...-Wydukałem i zaśmiałem się z zażenowaniem.
-Dobra cwaniaku.Zdejmuj tą koszulinkę.Umowa to umowa.-Kayn uśmiechnął się,odwijając masło.
-Dobraaaa kurwaaa...-Westchnąłem,powoli odpinając guziki koszuli.Kayn zaczął smarować mnie masłem,a ja chichotałem jak głupi debil.
-No i masz za swoje brzydaluuuu...-Kayn zachwiał się lekko.
-Te wiesz co.Pomysła mam.-Podszedłem do balustadki przy schodach.
-Co ty odpierdalasz?Krzywę seeeee zrobisz.-Kajak patrzył na mnie lekko zakłopotany.
-Siuuuuuuu!-Zachichotałem,zjeżdżając z balustradki na brzuchu i śpiewając My Heart Will Gone On.
Kayn za mną spojrzał,zostawiając w tyle swoich znajomków.
-Yi ty głupia kurwo!-Kayn poleciał za mną,a ja chichotałem podnosząc się z podłogi.-Na mnie mnie zaczekałeś...
-Przeeeprrraszam.-Mruknąłem,chwiejąc się na nogach.-Maaasz jakiś plaster czy cuś.Raczke sobie otarłem...
-Brzydalu...Chodź.-Zaciągnął mnie za sobą,a ja nadal śpiewałem sobie piosenkę Z Titanica.
-To gdzie maszzzz...-Spojrzałem na niego.Grzebał w jakiejś szafce.
-Dam Ci pod jednym warunkiemmm...-Zamachał mi plasterkiem przed nosem.
-No Cooo znowu...
-Dam Ci plasterka jak dasz mi pyska,brzydalu.-Kajak uśmiechnął się wymownie.
-Dopsze kochasiuuuu...-Zarechotałem.-Dawaj ten plasterek,głupia kurwoooo....
Wymieniliśmy długi pocałunek,potem następny,jeszcze kilka...Czułem się bardzo dziwnie w tej sytuacji...Normalnie bym na to nie pozwolił ale alkohol namieszał mi w głowie.Juz sam nie wiem co jest dobre,a co złe...Upadliśmy na coś miękkiego,kontynuujac tę falę pocałunków.
-Cooo my robimyyy...-Spojrzałem na Kayna,który podpierał ręce nade mną.Potem oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Dawaj japę i nie gadaj...-Zarechotał i znowu mnie pocałował.
-Japę to ma koza nie ja.-Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem i wtuliłem się w niego gdy tymczasem on lizał mnie po nosie.
-No właśnie kooooooźle...-Odparł i trochę się znizył.Poczułem się naprawdę dziwnie.
-Nie macaj mnie stary zbereźniku.-Spojrzałem na niego z zaskoczeniem.On tylko kiwnął głowa.
-Dobra,dobra.Zluzuj dupę,sztywna sztacheto.-Zarechotał i poczułem lekki ucisk na podbrzuszu.
-Zabawny jesteś...-Uśmiechnąłem się lekko,a Kayn zachichotał.
-No wiem.Ty nie.Hahahahahah.-Puścił mi oczko,a ja stęknąłem z zaskoczeniem.
Dotarło do mnie teraz,że właśnie robi mi laskę...
-Eeeejj...-Westchnąłem cichutko.-Nie za dobrze się tam bawisz?
-Ja świetnie,a ty,brzydalu?-Zarechotał wesoło.
-Ja Ci kurwa dam brzydala...-Jęknął,kładąc dłoń na jego głowie.-Zamknij mordę i rób co masz robić...
Kayn pokiwał głową i zamilkł na chwilę,sprawiając,że jęczałem jak tania dziwka.
-Kajakkk...ty kurwo...-Mruknąłem,nadal tarmosząc jego włosami.Chyba doszedłem...Sam nie wiem...Kręci mi się w głowie...
Kajak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem,podnosząc się z kolan.
-Ujebałem się przez Ciebie...-Westchnąłem,czując się brudny po tym wszystkim.(Yi,tej białej plamy na środku spodni wcale nie widać xd)
-Mnie też...-Kayn przewrócił oczami.-Dobra Panie Śmieszny.Idziemy coś wypić.
-Mmmm...-Zachichotałem i wyszliśmy z pokoju.
Zapragnąłem jeszcze raz zjechać po balustradce,więc wszedłem na nią.Po chwili przyszło mi do głowy coś jeszcze lepszego.Wspiąłem się na żyrandol,ktory prawie spadł pod moim ciężarem ale to nic...Z góry widać o wiele lepiej.
-Zlaz i chodź się napić.-Kayn spojrzał na mnie,a ja zrobiłem jak kazał.W sumie z tego picia wyszły zawody.Chyba trochę przesadziłem...Zaczęło mi się mieszać w głowie i byłem trochę otumaniony.Praktycznie widziałem przez mgłę...Chyba wypiłem najwięcej...
-Staryyy ale ty to masz picie!-Poczułem jak ktoś klepie mnie w ramię.Obraz zaczął mi się zlewać i jedyne co pamiętam,to osunięcie się na podłogę...
************************************
-Ty może zezgonował...-Usłyszałem jakiś pijacki głos.W tle było słychać inne ale niewyraźnie.
-Zamknij kurwa ryj...-Teraz usłyszałem głos Kayna.-Jesteś z nami,Yi?
-Coooo jest?-Odparłem,powoli otwierając oczy.Czułem się fatalnie...
-Nieźle Ci się zemdlało.-Kayn poklepał mnie po ramieniu.-Do domu wracaj,bo ledwo patrzysz.
-Tooo chyba dobry pomysł...
************************************
O dziwo nie było tak późno jak się spodziewałem.Po dwunastej...To młoda godzina.Zapukałem do drzwi i szybko zostały mi otworzone.
-Chyba dobrze się bawiłeś Umaki.-Sensei zmierzył mnie.-Ledwo stoisz.
-Chyba tak...-Pokiwałem głową.-Przepraszam,że tak późno...-Zrobiłem krok do przodu i nagle zrobiło mi się słabo...
*Yas*
Złapałem mdlejącego chłopaka w idealnym momencie.
-Chyba trochę bardzo przesadziłeś...-Odparłem i wziąłem go na ręce.Moje łóżko było bliżej,więc zaniosłem go do siebie.Nie wygląda najlepiej...
Zacząłem go cucic.Trochę to trwało ale w końcu do mnie wrócił.
-Gdzie...ja...jestem?-Umaki spojrzał na mnie mętnym wzrokiem.
-Leżysz sobie w łóżku.-Pokiwałem głową w odpowiedzi.-Co Ci się stało?
-Nie pamiętam...Zupełnie nic...-Jęknął.-Moja głowa...
-Chyba przyda Ci się drobna drzemka.-Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.Pokiwał głową,chciał coś powiedzieć ale po chwili znów stracił przytomnosc.
**********************************
-Soraczka ty się znasz.Ludzie nie mdleją pięć razy pod rząd.-Gapiłem się na bananiarę,ktora latała wokół łóżka.W końcu obróciła się i raczyła odpowiedzieć.
-No tu masz rację.Po prostu się zatruł troszkę mocno.
-Co?Jak to zatruł?
-No alkoholem.Wiesz jak to jest.-Wzruszyła ramionami.-Przy okazji ma alergię.
-Ehh...A Zedi dobrze gadał:pamiętaj chemiku młody,nie dolewam whisky do wódy...-Pokiwałem głową.-Masz coś na ten kłopot.
-A mam.Zaraz dam Ci ziółka,które mu podasz.-Dała mi od luja jakiś dziwnych rzeczy.No dobra,wygląda na to że teraz jestem opiekunką...
*Yi*
Powiodłem zmęczonym wzrokiem po pokoju.Było mi zimno i bolała mnie głowa.Co sie stało?Czy ja znów zemdlałem?
-Ooo...nareszcie do mnie wróciłeś.-Usłyszałem głos Senseia i spojrzałem w jego stronę.Był już poranek...
-Ja...-Stęknąłem.-Nic nie pamiętam...
-Nic nie szkodzi.-Przysiadł się obok.Czulem się tak bardzo źle...Kac,chłód...-Chyba powinieneś coś zjeść...
-Nie mam ochoty na jedzenie...-Właściwie nie miałem ochoty na nic.Po prostu drżałem z zimna...
-Jesteś osłabiony.-Sensei pokiwał głową.-No chodź,zjesz coś.
-Potem...-Odparłem,patrząc jak znika w innym pokoju.
-Zrobiłem rosołek.Nie zjesz troszkę?-Lekko się uśmiechnął,siadając obok z miską zupy w ręce.
-Mówiłem,że nie mam ochoty...-Pokiwałem głową.W rzeczywistości byłem przeraźliwie głodny.
-No dalej.-Nadal próbował mnie zmusić do jedzenia.-Taki dobry rosołek...
-Naprawdę nie chcę...-Trochę sie napuszyłem.
-No wiesz co...Ziuuuh...Leci samolocik do centrali...centrala zgłoś się...
Mimowolnie się zaśmiałem...Wydało mi się to przezabawne...
-Widzisz...Mówiłem,że dobry rosołek.-Wepchnął mi łyżeczkę do ust,a ja Zmierzyłem go i obruszyłem się jak rozdymka z okresem.
-Mówiłem,że nie mam ochoty...-Zacząłem trochę marudzić.Byłem odrobinę zmęczony i zły na siebie za to,że tak się upiłem...
-Przestań marudzić.-Sensei lekko mnie zganił,wpychając mi kolejną łyżeczkę do ust.Mimo iż nie chciałem,to nie mogłem przestać jeść.-Zrobiłem Ci taką dobrą zupkę a ty wybrzydzasz.Nawet nie podziękuje,maruda...
-Przepraszam...-Poczułem się głupio,speszyłem i spuściłem głowę.Faktycznie powinienem być wdzięczny...
Sensei zmierzył mnie i po chwili poczułem lekkie pociągnięcie głowy do góry.
-Nie przepraszaj,tylko jedz.-Uśmiechnął się lekko.-Musisz odzyskać siły...
Lekko się Speszyłem.Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższy moment.
-Dziękuję...-Szepnąłem.-To wszystko...ogólnie...wiele dla mnie znaczy...
AD odnośnie mediów:
PRZEPRASZAM MUSIAŁAM
A TERAZ PROSZĘ SOBIE WYOBRAZIĆ TAM ZAMKAST ANDUINA YI XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro