Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lit

-Wstajemy Umaki,wstajemy!-Usłyszałem wesoły głos i otworzyłem oczy.Przed nimi wyrosła sylwetka Senseia.Od razu się ożywiłem,speszyłem i zniknąłem pod kołdrą,ukazując wielki rumieniec.

-Jest sobota ale to nie usprawiedliwia Cię byś przespał cały dzień.-poczułem jak moja forteca z kołdry nagle znika.Przetarłem oko i Popatrzyłem na Senseia,ktory stał nad łóżkiem i robił to samo co ja.Po prostu gapiliśmy się na siebie jak para debili.

-Nie mogę jeszcze chwilę pospać?-przeciągnąłem się leniwie i podniosłem do siadu.Moje włosy były w całkowitym nieładzie.

-Nie ma takiej opcji.-Sensei lekko się uśmiechnął.-Nie idziesz na śniadanie?

-Mmmm...-Mruknąłem,czując burczenie w brzuchu.Rozejrzałem się po pokoju.-Emmm...A gdzie są moje ubrania?-Chciałem wskoczyć już w koszulę i swoje spodnie,bo czułem się pasożytem...

-Były trochę ubłocone,więc uprałem.Teraz się suszą.

-Oj...-Złapałem się za brodę z lekko smutnym wyrazem twarzy.-Bardzo dziękuje ale wygląda na to,że nie mam się w co przebrać...

-To nie problem.Mogę Ci coś pożyczyć.-Sensei pokiwał głowa,a potem uśmiechnął się.-O ile wstaniesz z łóżka...

Westchnąłem,podziękowałem i wywlekłem się z pościeli.

Sensei dał mi jakieś ubrania,ktore były trochę za duże ale całkiem wygodne i ciepłe.Odrbinę się ogarnąłem i poszedłem do kuchni.Pachniało tam świeżo przyrządzonym jedzeniem.Mój brzuch zaczął domagać się posiłku..

-Mam nadzieję,że lubisz omlety...-Sensei kiwnął głową,zdejmując gorąca potrawę z patelni.

-Smakowicie pachnie.-Kiwnąłem głową i usiadłem do stołu.Chciało mi się trochę płakać,patrzac na mój obecny stan...

-Dobrze się czujesz?-Sensei spojrzał na mnie pytająco,na chwilę odrywając się od przygotowywania jedzenia.Czy wyglądałem aż tak marnotrawnie?

-Ja...Tak...To znaczy nie wiem...-Westchnąłem,spuszczając głowę.-Chyba będę musiał się spakować i wracać do ciotki...Nie stać mnie na wynajem kolejnego mieszkania...

-Nie musisz.-Nadal na mnie patrzył.Aż zacząłem żałować,ze nie powiedziałem iż wszytko jest w idealnym porządku.-Nie przeszkadzasz mi.

-Ja...-Zaniemówiłem.Czy on właśnie pozwolił mi u siebie zamieszkać?Zachowuje się inaczej niż na lekcjach.Jest trochę...Cieplejszy?-Dziękuję...nie wiem co powiedzieć...

-Zamiast gadać to jedz,bo Ci wystygnie.-Kiwnął głową i zrobił dla siebie kawę,biorąc do ręki książkę.

Chciałem mu jakoś podziękować ale nie potrafiłem...Uśmiechnąłem się tylko bardzo słabo i zacząłem jeść.

Siedzieliśmy moment w niezręcznej ciszy,aż skończyłem jeść i zaproponowałem że pozmywam.

-Ehh...cały tydzień do zakucia...-Westchnąłem,myśląc o rzuconym w kąt plecaku,pełnym książek.-I kiedy ja mam to wszystko zrobić...

Sensei zmierzył mnie,wystawiając nos z tego co czytał i lekko się uśmiechnął.

-Pamiętaj,że w poniedziałek kartkóweczka.

-A nie może być we wtorek?-Zrobiłem oczy szczeniaka.-Prooooooooszę...

-Nie.-Sensei pokiwał głową,gdy przyniosłem swoje książki i położyłem je na stole.

-Prooooooooooszę...-Zrobiłem jeszcze bardziej zbitą minę,a on sie roześmiał.

-Zobaczymy co da się zrobić...-Mruknął,po czym dał mi się uczyć w spokoju.

************************************

Impreza u Kajaka dość szybko się rozkręciła i ludzie zaczęli się bawić na całego.Jak narazie jeszcze się nie upiłem ale przyznam,wolałbym teraz wrócić do Senseia i porozmawiać z nim przy kawie.Wydał mi się taką ciekawą osobą...
Znajome twarze przewijały mi się przed oczami,a ja stałem zaszyty w towarzystwie ludzi.Średnio podobają mi się takie imprezy.Spodziewałem się czegoś w stylu przyjacielskiego wieczoru...

-Yi.Tutaj jesteś.-Kajak nawinął się obok mnie.-Myslałem,że nie przyszłeś.

-Po prostu dobrze mieszam się w tłumie.-Wzruszyłem ramionami i w mojej ręce pojawił się drink.

-A więc skoro Cię znalazłem to powinniśmy sobie wypić.Poznasz paru moich znajomych...

-Czemu nie.-Pokiwałem głową i upiłem ciutkę alkoholu.Był strasznie mocny ale całkiem smaczny.

Kayn przedstawił mnie swoim znajomym,ktorych jak się później okazało mijałem na szkolnym korytarzu.Mały jest ten świat,prawda?
Alkohol trochę zaszumiał mi w głowie ale nadal czułem się pewnie.Nawet odrobinę rozkręciłem...
Jego znajomi szybko przypadli mi do gustu i zacząłem z nimi szaleć.Dziwnie się czuję robiąc takie rzeczy...Moja głowa wolałaby poczytać ale ciało myśli o czymś innym...
Przyznam,że teraz trochę się upiłem.W głowie mi się mieszało...

-Brzydalu...-Kayn stuknął mnie w ramię.Byliśmy już nieźle pijani.-Te,pacz tu ma mnie.

-Samm jesteś brzydal.-Zmierzyłem go i strąciłem jego rękę z mojej szyi.-Co chceesz?

-Suchaj brzydalu...Weź do lodówki skocz i zrób kanapki,bo nie wyczymie.Chłopcy...Ale mam gastro...-Zaśmiał się,a ja stwierdziłem że to dobry pomysł.Także byłem głodny.

-Dobra,purchawo...-Ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę kuchni.Szybko znalazłem chleb i jakieś składniki typu ser,tylko był jeden problem-nigdzie nie było masła.

-Te Kajak,kurwo,oszuscie jeden...-Wyszedłem z kuchni,trzymając w ręce talerz.-Chodz tu.Jak mam zrobić kanaapki jak masła nie ma,co?Suchych nie będę jeść...

-Jak nie ma,ślepa cioto...-Kayn westchnął i podszedł do mnie.

-No nie ma.Skąd mam wyczarować...Maaagikiem Andrzejem to ja nie jestem...

-Jak kurwa nie ma jak jest.Ostatnio kupiłem...-Kayn złapał się za głowę.

-No ni mo...Oszucie jeden...

-Jak znajdę to jebane masło,to ty się nim wysmarujesssszzz...-Kayn zachwiał się i poszedł do kuchni.Po chwili wrócił z kawałkiem masła,zawiniętym w opakowanie.

-Widzisz,chuju.-Zamachał mi nim przed nosem.-Jest.

-A nooooo faktycznnieee...-Wydukałem i zaśmiałem się z zażenowaniem.

-Dobra cwaniaku.Zdejmuj tą koszulinkę.Umowa to umowa.-Kayn uśmiechnął się,odwijając masło.

-Dobraaaa kurwaaa...-Westchnąłem,powoli odpinając guziki koszuli.Kayn zaczął smarować mnie masłem,a ja chichotałem jak głupi debil.

-No i masz za swoje brzydaluuuu...-Kayn zachwiał się lekko.

-Te wiesz co.Pomysła mam.-Podszedłem do balustadki przy schodach.

-Co ty odpierdalasz?Krzywę seeeee zrobisz.-Kajak patrzył na mnie lekko zakłopotany.

-Siuuuuuuu!-Zachichotałem,zjeżdżając z balustradki na brzuchu i śpiewając My Heart Will Gone On.

Kayn za mną spojrzał,zostawiając w tyle swoich znajomków.

-Yi ty głupia kurwo!-Kayn poleciał za mną,a ja chichotałem podnosząc się z podłogi.-Na mnie mnie zaczekałeś...

-Przeeeprrraszam.-Mruknąłem,chwiejąc się na nogach.-Maaasz jakiś plaster czy cuś.Raczke sobie otarłem...

-Brzydalu...Chodź.-Zaciągnął mnie za sobą,a ja nadal śpiewałem sobie piosenkę Z Titanica.

-To gdzie maszzzz...-Spojrzałem na niego.Grzebał w jakiejś szafce.

-Dam Ci pod jednym warunkiemmm...-Zamachał mi plasterkiem przed nosem.

-No Cooo znowu...

-Dam Ci plasterka jak dasz mi pyska,brzydalu.-Kajak uśmiechnął się wymownie.

-Dopsze kochasiuuuu...-Zarechotałem.-Dawaj ten plasterek,głupia kurwoooo....

Wymieniliśmy długi pocałunek,potem następny,jeszcze kilka...Czułem się bardzo dziwnie w tej sytuacji...Normalnie bym na to nie pozwolił ale alkohol namieszał mi w głowie.Juz sam nie wiem co jest dobre,a co złe...Upadliśmy na coś miękkiego,kontynuujac tę falę pocałunków.

-Cooo my robimyyy...-Spojrzałem na Kayna,który podpierał ręce nade mną.Potem oboje zaczęliśmy się śmiać.

-Dawaj japę i nie gadaj...-Zarechotał i znowu mnie pocałował.

-Japę to ma koza nie ja.-Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem i wtuliłem się w niego gdy tymczasem on lizał mnie po nosie.

-No właśnie kooooooźle...-Odparł i trochę się znizył.Poczułem się naprawdę dziwnie.

-Nie macaj mnie stary zbereźniku.-Spojrzałem na niego z zaskoczeniem.On tylko kiwnął głowa.

-Dobra,dobra.Zluzuj dupę,sztywna sztacheto.-Zarechotał i poczułem lekki ucisk na podbrzuszu.

-Zabawny jesteś...-Uśmiechnąłem się lekko,a Kayn zachichotał.

-No wiem.Ty nie.Hahahahahah.-Puścił mi oczko,a ja stęknąłem z zaskoczeniem.

Dotarło do mnie teraz,że właśnie robi mi laskę...

-Eeeejj...-Westchnąłem cichutko.-Nie za dobrze się tam bawisz?

-Ja świetnie,a ty,brzydalu?-Zarechotał wesoło.

-Ja Ci kurwa dam brzydala...-Jęknął,kładąc dłoń na jego głowie.-Zamknij mordę i rób co masz robić...

Kayn pokiwał głową i zamilkł na chwilę,sprawiając,że jęczałem jak tania dziwka.

-Kajakkk...ty kurwo...-Mruknąłem,nadal tarmosząc jego włosami.Chyba doszedłem...Sam nie wiem...Kręci mi się w głowie...

Kajak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem,podnosząc się z kolan.

-Ujebałem się przez Ciebie...-Westchnąłem,czując się brudny po tym wszystkim.(Yi,tej białej plamy na środku spodni wcale nie widać xd)

-Mnie też...-Kayn przewrócił oczami.-Dobra Panie Śmieszny.Idziemy coś wypić.

-Mmmm...-Zachichotałem i wyszliśmy z pokoju.

Zapragnąłem jeszcze raz zjechać po balustradce,więc wszedłem na nią.Po chwili przyszło mi do głowy coś jeszcze lepszego.Wspiąłem się na żyrandol,ktory prawie spadł pod moim ciężarem ale to nic...Z góry widać o wiele lepiej.

-Zlaz i chodź się napić.-Kayn spojrzał na mnie,a ja zrobiłem jak kazał.W sumie z tego picia wyszły zawody.Chyba trochę przesadziłem...Zaczęło mi się mieszać w głowie i byłem trochę otumaniony.Praktycznie widziałem przez mgłę...Chyba wypiłem najwięcej...

-Staryyy ale ty to masz picie!-Poczułem jak ktoś klepie mnie w ramię.Obraz zaczął mi się zlewać i jedyne co pamiętam,to osunięcie się na podłogę...

************************************
-Ty może zezgonował...-Usłyszałem jakiś pijacki głos.W tle było słychać inne ale niewyraźnie.

-Zamknij kurwa ryj...-Teraz usłyszałem głos Kayna.-Jesteś z nami,Yi?

-Coooo jest?-Odparłem,powoli otwierając oczy.Czułem się fatalnie...

-Nieźle Ci się zemdlało.-Kayn poklepał mnie po ramieniu.-Do domu wracaj,bo ledwo patrzysz.

-Tooo chyba dobry pomysł...

************************************
O dziwo nie było tak późno jak się spodziewałem.Po dwunastej...To młoda godzina.Zapukałem do drzwi i szybko zostały mi otworzone.

-Chyba dobrze się bawiłeś Umaki.-Sensei zmierzył mnie.-Ledwo stoisz.

-Chyba tak...-Pokiwałem głową.-Przepraszam,że tak późno...-Zrobiłem krok do przodu i nagle zrobiło mi się słabo...

*Yas*

Złapałem mdlejącego chłopaka w idealnym momencie.

-Chyba trochę bardzo przesadziłeś...-Odparłem i wziąłem go na ręce.Moje łóżko było bliżej,więc zaniosłem go do siebie.Nie wygląda najlepiej...
Zacząłem go cucic.Trochę to trwało ale w końcu do mnie wrócił.

-Gdzie...ja...jestem?-Umaki spojrzał na mnie mętnym wzrokiem.

-Leżysz sobie w łóżku.-Pokiwałem głową w odpowiedzi.-Co Ci się stało?

-Nie pamiętam...Zupełnie nic...-Jęknął.-Moja głowa...

-Chyba przyda Ci się drobna drzemka.-Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.Pokiwał głową,chciał coś powiedzieć ale po chwili znów stracił przytomnosc.

**********************************
-Soraczka ty się znasz.Ludzie nie mdleją pięć razy pod rząd.-Gapiłem się na bananiarę,ktora latała wokół łóżka.W końcu obróciła się i raczyła odpowiedzieć.

-No tu masz rację.Po prostu się zatruł troszkę mocno.

-Co?Jak to zatruł?

-No alkoholem.Wiesz jak to jest.-Wzruszyła ramionami.-Przy okazji ma alergię.

-Ehh...A Zedi dobrze gadał:pamiętaj chemiku młody,nie dolewam whisky do wódy...-Pokiwałem głową.-Masz coś na ten kłopot.

-A mam.Zaraz dam Ci ziółka,które mu podasz.-Dała mi od luja jakiś dziwnych rzeczy.No dobra,wygląda na to że teraz jestem opiekunką...

*Yi*

Powiodłem zmęczonym wzrokiem po pokoju.Było mi zimno i bolała mnie głowa.Co sie stało?Czy ja znów zemdlałem?

-Ooo...nareszcie do mnie wróciłeś.-Usłyszałem głos Senseia i spojrzałem w jego stronę.Był już poranek...

-Ja...-Stęknąłem.-Nic nie pamiętam...

-Nic nie szkodzi.-Przysiadł się obok.Czulem się tak bardzo źle...Kac,chłód...-Chyba powinieneś coś zjeść...

-Nie mam ochoty na jedzenie...-Właściwie nie miałem ochoty na nic.Po prostu drżałem z zimna...

-Jesteś osłabiony.-Sensei pokiwał głową.-No chodź,zjesz coś.

-Potem...-Odparłem,patrząc jak znika w innym pokoju.

-Zrobiłem rosołek.Nie zjesz troszkę?-Lekko się uśmiechnął,siadając obok z miską zupy w ręce.

-Mówiłem,że nie mam ochoty...-Pokiwałem głową.W rzeczywistości byłem przeraźliwie głodny.

-No dalej.-Nadal próbował mnie zmusić do jedzenia.-Taki dobry rosołek...

-Naprawdę nie chcę...-Trochę sie napuszyłem.

-No wiesz co...Ziuuuh...Leci samolocik do centrali...centrala zgłoś się...

Mimowolnie się zaśmiałem...Wydało mi się to przezabawne...

-Widzisz...Mówiłem,że dobry rosołek.-Wepchnął mi łyżeczkę do ust,a ja Zmierzyłem go i obruszyłem się jak rozdymka z okresem.

-Mówiłem,że nie mam ochoty...-Zacząłem trochę marudzić.Byłem odrobinę zmęczony i zły na siebie za to,że tak się upiłem...

-Przestań marudzić.-Sensei lekko mnie zganił,wpychając mi kolejną łyżeczkę do ust.Mimo iż nie chciałem,to nie mogłem przestać jeść.-Zrobiłem Ci taką dobrą zupkę a ty wybrzydzasz.Nawet nie podziękuje,maruda...

-Przepraszam...-Poczułem się głupio,speszyłem i spuściłem głowę.Faktycznie powinienem być wdzięczny...

Sensei zmierzył mnie i po chwili poczułem lekkie pociągnięcie głowy do góry.

-Nie przepraszaj,tylko jedz.-Uśmiechnął się lekko.-Musisz odzyskać siły...

Lekko się Speszyłem.Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższy moment.

-Dziękuję...-Szepnąłem.-To wszystko...ogólnie...wiele dla mnie znaczy...

AD odnośnie mediów:
PRZEPRASZAM MUSIAŁAM
A TERAZ PROSZĘ SOBIE WYOBRAZIĆ TAM ZAMKAST ANDUINA YI XDDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro